Reklama

Podbeskidzie rozjechało Widzew. 0:4 lidera w Bielsku

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

13 listopada 2021, 23:02 • 4 min czytania 26 komentarzy

Widzewowi Łódź do pewnego momentu żarło, oj żarło. Seria meczów bez porażki, efektowny futbol, twierdza Łódź – wszystko to składało się na fotel lidera rozgrywek. Ale na zapleczu Ekstraklasy tak już jest, że gdy idzie ci zbyt dobrze, to coś wisi w powietrzu. Przed rokiem przekonali się o tym sąsiedzi Widzewa zza miedzy, teraz przekonuje się o tym drugi zespół z tego miasta. Czwarty mecz bez wygranej, w dodatku przegrany 0:4. Nie ma wątpliwości, że mówimy o kryzysie.

Podbeskidzie rozjechało Widzew. 0:4 lidera w Bielsku

Hasło idzie, idzie Podbeskidzie jest już nieaktualnie. „Górale” nie idą, tylko jadą i to nawet nie samochodem, tylko walcem. Bielszczanie w tym sezonie grają w kratkę, nie mogą ustabilizować formy. To, co wypracują z przodu, często roztrwaniają przez błędy w tyłach. Cóż, dziś kibice spadkowicza z Ekstraklasy tych błędów nie widzieli. No, chyba że patrzyli na gości w czerwonych koszulkach.

Biliński z opóźnioną egzekucją

Czy o meczu, który zakończył się wynikiem 4:0 możemy mówić, że nie był idealny? Jak najbardziej i potwierdzi to każdy, kto oglądał pierwszą część spotkania Podbeskidzia z Widzewem. Co tu dużo gadać: nie była to rozrywka najwyższych lotów, ekipa z Bielska się dopiero rozkręcała. Być może momentami groźniejsi byli nawet goście – na przykład wtedy, gdy Ezequiel Bonifacio powalił Pawła Zielińskiego tuż przed polem karnym. Zaraz po tym, gdy Zieliński zabawił się w swojego brata, bo Argentyńczyka minął zakładając mu siatkę. Przyjezdni parę razy szarpnęli, spróbowali, delikatnie przeważali, ale koniec końców i tak najlepszą okazję do zdobycia gola mieli gospodarze. W 35. minucie gry Bonifacio trafił w słupek, a potem Jakub Wrąbel zatrzymał dobitkę Kamila Bilińskiego.

Ale spokojnie — co się odwlecze to nie ucieknie.

Reklama

Druga połowa to już zupełnie inny futbol. Już w trakcie pierwszych 45 minut odnosiliśmy wrażenie, że Widzew opada z sił, jest wolniejszy i mniej zaangażowany od rywala. Start drugiej połowy to potwierdził. Goku Roman posłał podanie na lewą stronę pola karnego, gdzie Biliński złapał łodzian w idealną pułapkę. Nie dość, że uciekł Michałowi Grudniewskiemu, to jeszcze Patryk Stępiński złamał linię spalonego. Na nic była więc nadzieja, że VAR bramki nie uzna: Podbeskidzie zrobiło wszystko jak. Co więcej: cztery minuty później „Górale” poprawili z drugiej strony, żeby równo spuchło. Tym razem Goku Roman strzelał, a Grudniewski zaspał po tym, jak Wrąbel wypluł piłkę. Bilińskiemu nie trzeba było wyjaśniać, co się robi w takich sytuacjach: mocny strzał do pustaka, 2:0.

JAWNY: TRENERZY POWINNI BYĆ ODWAŻNI PIŁKA MA DAWAĆ SATYSFAKCJĘ

Podbeskidzie dobiło osłabiony Widzew

Podbeskidzie wchodziło na wyższe obroty, obrona Widzewa natomiast rozklejała się coraz bardziej. O ile łodzianie oddali całkiem groźne strzały, to widać było, że za moment wpakują się w kłopoty. Zastępujący zawieszonego za kartki Daniela Tanżynę Grudniewski złapał żółtko i Janusz Niedźwiedź zdjął go z boiska, bo kier wisiał w powietrzu. Nie pomogło. Jak nie on, to Stępiński – kolega z defensywy. W 73. minucie obrońca obejrzał drugie żółtko i zrobiło się jeszcze ciekawiej. Z jednej strony mieliśmy „Górali”, którzy próbowali już nawet lobów i mierzonych strzałów z dystansu, żeby tylko nie zatrzymywać się w drodze po wygraną. Z drugiej Widzew, który nie miał pomysłu na to, jak zatrzymać tę siłę.

No i nie zatrzymał. Ekipa Piotra Jawnego i Marcina Dymkowskiego dorzuciła dwie kolejne sztuki: z bliska piłkę do siatki władował Dawid Polkowski, a potem przytomne zachowanie byłego piłkarza Widzewa, Konrada Gutowskiego, pozwoliło Bilińskiemu skompletować hattricka. Kapitan bielszczan to amulet zespołu: „Górale” przegrali tylko jeden mecz 1. ligi, w którym trafił do siatki. I to akurat wtedy, gdy jedyny raz strzelił bramkę z rzutu karnego. Gdy napastnik trafia z gry, Podbeskidzie wygrywa, albo chociaż remisuje. Jednocześnie Biliński powiększył swoją przewagę w klasyfikacji strzelców: ma już 12 goli na koncie i jako jedyny na zapleczu może pochwalić się dwucyfrówką.

***

W 1. lidze mieliśmy dziś wyniki, które dają nadzieję. ŁKS-owi, który wygrał i doskoczył do strefy barażowej. Podbeskidziu, bo po 4:0 z liderem zbliżeniu się do niego na sześć punktów, walka o bezpośredni awans nie jest dla nich nierealnym celem. A także innym rywalom Widzewa, którzy zobaczyli, że łodzianie są do dogonienia. Cztery mecze bez wygranej w lidze, osiem straconych bramek. Kapitalny start zniknął gdzieś daleko, za horyzontem.

Reklama

CZYTAJ TAKŻE:

Podbeskidzie Bielsko-Biała – Widzew Łódź 4:0 (0:0)

Biliński 49′, 53′, 90′, Polkowski 86′

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Inne kraje

Vinicius zmarnował rzut karny. Blamaż Brazylii z Wenezuelą [WIDEO]

Patryk Stec
6
Vinicius zmarnował rzut karny. Blamaż Brazylii z Wenezuelą [WIDEO]

Betclic 1 liga

Inne kraje

Vinicius zmarnował rzut karny. Blamaż Brazylii z Wenezuelą [WIDEO]

Patryk Stec
6
Vinicius zmarnował rzut karny. Blamaż Brazylii z Wenezuelą [WIDEO]

Komentarze

26 komentarzy

Loading...