Widzewowi Łódź do pewnego momentu żarło, oj żarło. Seria meczów bez porażki, efektowny futbol, twierdza Łódź – wszystko to składało się na fotel lidera rozgrywek. Ale na zapleczu Ekstraklasy tak już jest, że gdy idzie ci zbyt dobrze, to coś wisi w powietrzu. Przed rokiem przekonali się o tym sąsiedzi Widzewa zza miedzy, teraz przekonuje się o tym drugi zespół z tego miasta. Czwarty mecz bez wygranej, w dodatku przegrany 0:4. Nie ma wątpliwości, że mówimy o kryzysie.
Hasło idzie, idzie Podbeskidzie jest już nieaktualnie. „Górale” nie idą, tylko jadą i to nawet nie samochodem, tylko walcem. Bielszczanie w tym sezonie grają w kratkę, nie mogą ustabilizować formy. To, co wypracują z przodu, często roztrwaniają przez błędy w tyłach. Cóż, dziś kibice spadkowicza z Ekstraklasy tych błędów nie widzieli. No, chyba że patrzyli na gości w czerwonych koszulkach.
Biliński z opóźnioną egzekucją
Czy o meczu, który zakończył się wynikiem 4:0 możemy mówić, że nie był idealny? Jak najbardziej i potwierdzi to każdy, kto oglądał pierwszą część spotkania Podbeskidzia z Widzewem. Co tu dużo gadać: nie była to rozrywka najwyższych lotów, ekipa z Bielska się dopiero rozkręcała. Być może momentami groźniejsi byli nawet goście – na przykład wtedy, gdy Ezequiel Bonifacio powalił Pawła Zielińskiego tuż przed polem karnym. Zaraz po tym, gdy Zieliński zabawił się w swojego brata, bo Argentyńczyka minął zakładając mu siatkę. Przyjezdni parę razy szarpnęli, spróbowali, delikatnie przeważali, ale koniec końców i tak najlepszą okazję do zdobycia gola mieli gospodarze. W 35. minucie gry Bonifacio trafił w słupek, a potem Jakub Wrąbel zatrzymał dobitkę Kamila Bilińskiego.
Ale spokojnie — co się odwlecze to nie ucieknie.
Druga połowa to już zupełnie inny futbol. Już w trakcie pierwszych 45 minut odnosiliśmy wrażenie, że Widzew opada z sił, jest wolniejszy i mniej zaangażowany od rywala. Start drugiej połowy to potwierdził. Goku Roman posłał podanie na lewą stronę pola karnego, gdzie Biliński złapał łodzian w idealną pułapkę. Nie dość, że uciekł Michałowi Grudniewskiemu, to jeszcze Patryk Stępiński złamał linię spalonego. Na nic była więc nadzieja, że VAR bramki nie uzna: Podbeskidzie zrobiło wszystko jak. Co więcej: cztery minuty później „Górale” poprawili z drugiej strony, żeby równo spuchło. Tym razem Goku Roman strzelał, a Grudniewski zaspał po tym, jak Wrąbel wypluł piłkę. Bilińskiemu nie trzeba było wyjaśniać, co się robi w takich sytuacjach: mocny strzał do pustaka, 2:0.
JAWNY: TRENERZY POWINNI BYĆ ODWAŻNI PIŁKA MA DAWAĆ SATYSFAKCJĘ
Podbeskidzie dobiło osłabiony Widzew
Podbeskidzie wchodziło na wyższe obroty, obrona Widzewa natomiast rozklejała się coraz bardziej. O ile łodzianie oddali całkiem groźne strzały, to widać było, że za moment wpakują się w kłopoty. Zastępujący zawieszonego za kartki Daniela Tanżynę Grudniewski złapał żółtko i Janusz Niedźwiedź zdjął go z boiska, bo kier wisiał w powietrzu. Nie pomogło. Jak nie on, to Stępiński – kolega z defensywy. W 73. minucie obrońca obejrzał drugie żółtko i zrobiło się jeszcze ciekawiej. Z jednej strony mieliśmy „Górali”, którzy próbowali już nawet lobów i mierzonych strzałów z dystansu, żeby tylko nie zatrzymywać się w drodze po wygraną. Z drugiej Widzew, który nie miał pomysłu na to, jak zatrzymać tę siłę.
No i nie zatrzymał. Ekipa Piotra Jawnego i Marcina Dymkowskiego dorzuciła dwie kolejne sztuki: z bliska piłkę do siatki władował Dawid Polkowski, a potem przytomne zachowanie byłego piłkarza Widzewa, Konrada Gutowskiego, pozwoliło Bilińskiemu skompletować hattricka. Kapitan bielszczan to amulet zespołu: „Górale” przegrali tylko jeden mecz 1. ligi, w którym trafił do siatki. I to akurat wtedy, gdy jedyny raz strzelił bramkę z rzutu karnego. Gdy napastnik trafia z gry, Podbeskidzie wygrywa, albo chociaż remisuje. Jednocześnie Biliński powiększył swoją przewagę w klasyfikacji strzelców: ma już 12 goli na koncie i jako jedyny na zapleczu może pochwalić się dwucyfrówką.
***
W 1. lidze mieliśmy dziś wyniki, które dają nadzieję. ŁKS-owi, który wygrał i doskoczył do strefy barażowej. Podbeskidziu, bo po 4:0 z liderem zbliżeniu się do niego na sześć punktów, walka o bezpośredni awans nie jest dla nich nierealnym celem. A także innym rywalom Widzewa, którzy zobaczyli, że łodzianie są do dogonienia. Cztery mecze bez wygranej w lidze, osiem straconych bramek. Kapitalny start zniknął gdzieś daleko, za horyzontem.
CZYTAJ TAKŻE:
- Łukasz Piworowicz i jego plan na Podbeskidzie [WYWIAD]
- Pięć filarów udanego startu Widzewa
- Wszystkie problemy ŁKS-u
Podbeskidzie Bielsko-Biała – Widzew Łódź 4:0 (0:0)
Biliński 49′, 53′, 90′, Polkowski 86′
fot. Newspix