ŁKS idący do Ekstraklasy to rozsądek, plan i pomysł. To projekt, który miał być czymś nowym, którym można się było zachwycić. Niecałe dwa lata później z zachwytów nic już jednak nie zostało. ŁKS dziś kojarzy się z przegraną walką o awans, z pięcioma trenerami w dwa i pół sezonu, z problemami finansowymi, zagubieniem i chaosem. Z ciekawego projektu niewiele zostało, a to, co zostało i tak sprawia wrażenie posklejanego taśmą i połapanego trytkami. Jak i kiedy to się wszystko tak popsuło?
Dziewiąte miejsce w tabeli i 10 punktów straty do wicelidera, czyli miejsca dającego bezpośredni awans. Lider, a w dodatku sąsiad zza miedzy, odjechał ŁKS-owi już na 12 “oczek”. Oczywiście łodzianie mają jeszcze zaległy mecz do rozegrania, ale w aktualnej dyspozycji przypisywanie im trzech punktów za wyjazd do Głogowa (Chrobry wygrał u siebie trzy z pięciu spotkań) jest wręcz nie na miejscu. Można za to założyć, że do rundy rewanżowej, która rusza za niespełna dwa tygodnie, ŁKS przystąpi z miejsca poza strefą barażową.
Gdzie leży źródło problemów łódzkiego klubu?
Jakie są przyczyny kryzysu ŁKS-u?
– To skomplikowana historia, trzeba byłoby się wrócić do czasów Ekstraklasy. Troszeczkę przespano okres przejściowy. Za bardzo zaufano piłkarzom, którzy zrobili awans z 3. ligi do Ekstraklasy. Tam powinny być wzmocnienia, bo gdyby ŁKS utrzymał się wtedy w lidze, następny sezon byłby tym, w którym spada jeden zespół. Czyli prawdopodobnie graliby teraz trzeci sezon w Ekstraklasie. Przespali to, pogubili się, zgubiła ich też pewność siebie. Z klubu szedł przekaz: nic się nie stanie jak spadniemy, jesteśmy bezpieczni finansowo. Później się okazało, że to ostatnie przeszarżowanie, zimowy zaciąg transferowy z początku 2021 roku, było już ruletką. Postawili na czarne czy czerwone — można sobie wybrać — wypadło to drugie. To są dwa kluczowe momenty do zrozumienia obecnej sytuacji — mówi nam Łukasz Grabowski z “Przeglądu Sportowego”, dziennikarz zajmujący się łódzkimi klubami.
Niektórzy spłycają problem ŁKS-u do słynnej tezy „nie ma sianka, nie ma granka”. Nie jest to rzecz jasna tak proste, ale faktem jest, że wiele razy obserwowaliśmy dołki formy, gdy dany klub wpadał w problemy organizacyjne czy finansowe. ŁKS wpadł w nie przez szereg błędnych, zbyt zuchwałych decyzji. Po rundzie jesiennej minionych rozgrywek był na kursie do Ekstraklasy, nawet mimo perturbacji pod koniec rundy. Potem jednak wywrócono do góry nogami wszystko, co stanowiło o wyjątkowości tego projektu. Wizję gry pierwszej drużyny, listę płac i pokorne podejście do rzeczywistości. W ciągu kilku miesięcy w Łodzi:
- zatrudniono trenera „spoza klucza”, mimo że aktualny przegrał jeden z trzech wiosennych meczów
- postawiono na gwiazdorskie kontrakty dla Ricardinho i Mikkela Rygaarda
- uwierzono, że awans do Ekstraklasy to pewnik
– W trakcie pierwszej rundy w Ekstraklasie, gdy trenerem był Kazimierz Moskal, była taka sytuacja, że prezes Salski wszedł do szatni i powiedział: – “Panowie, trener zostanie, was wyrzucę. Macie grać”. To było totalne zaufanie do trenera, które się później nie powtórzyło. W ciągu półtora roku ŁKS miał czterech trenerów, tak się nie da niczego zbudować. Błędem było zatrudnienie Ireneusza Mamrota, już abstrahując od tego, czy trzymałbym Stawowego, czy nie. Mamrot kompletnie nie pasował do ŁKS-u, mówiłem o tym w “Weszłopolskich”, że prędzej widziałbym Nowaka w Łodzi, a Mamrota w Koronie. Stało się odwrotnie. Pogubili się, zatracili koncepcję, spójność. To też geneza problemów – dodaje Grabowski.
Teraz takiego zaufania zabrakło. Wojciech Stawowy w rozmowie z nami stwierdził, że awansowałby z ŁKS-em do Ekstraklasy. To odważna teza, pod którą nie musimy się podpisywać. Ale możemy podpisać się pod stwierdzeniem, że władzom łódzkiej drużyny zabrakło cierpliwości.
STAWOWY: ZE MNĄ ŁKS BYŁBY W EKSTRAKLASIE [WYWIAD]
Niestabilne finanse
O punkcie pierwszym jeszcze porozmawiamy, ale nie ma co ukrywać: to, że ŁKS kojarzy się dziś tak negatywnie, to głównie sprawa finansów. Gdyby zespół po prostu dołował, nie byłoby z tej okazji wielkiego zamieszania. Gdy jednak do mediów co chwilę wyciekają informacje o opóźnieniach w wypłatach, czy gdy prezes innego klubu publicznie krytykuje ŁKS za to, że nie płaci za transfery i unika rozmów, cios wizerunkowy przypomina nokaut w klatce. Łódzki klub, nawet bez Ricardinho i Rygaarda, stąpał po cienkiej czerwonej linii. Przypomnijmy raport finansowy Deloitte:
- 9,4 mln zł na wynagrodzenia — najwięcej w lidze, więcej o 1,5 mln zł od drugiego zespołu w zestawieniu
- 1,62 mln zł na transfery i prowizje wydane w sezonie 2020/2021
- 2,16 mln zł zarobione na transferach do klubu
- 7,9 mln zł przychodów
Kalkulator w dłoń i w moment wychodzi nam, że ŁKS zarobił 10 mln zł z haczykiem, a wydał 11 mln zł z haczykiem. Już widać, że brakuje miliona złotych, a to przecież jedynie część liczb. Czy latem dokonywano transferów? Dokonywano. Czy zatrudniono kolejnego trenera? Zatrudniono. Lista wydatków więc rosła, a lista wpływów — niekoniecznie. We wrześniu, gdy po raz pierwszy pojawiły się sygnały, że w Łodzi nie płacą na czas, uspokajano, że gdy tylko wpłyną zaległe transze z różnych podmiotów (miasto, PZPN, transfer Sobocińskiego), uda się wyjść na prostą. Częściowo się udało, to fakt. Natomiast to, że zasypano bieżącą dziurę, nie oznacza, że problem zniknął. Trzeba przecież zacząć ciąć koszty, żeby dziura nie powstała po raz drugi.
JAK WYGLĄDAJĄ FINANSE W 1. LIDZE? ANALIZA RAPORTU DELOITTE
W ŁKS-ie dużo będzie się działo teraz, sprzątanie dopiero się zaczyna. PR-owo będzie to wyglądało być może gorzej, ale to będzie kluczowy okres dla tego klubu. To nie jest tak, że w tej chwili piłkarze mają jakieś zaległości, większość jest pospłacana. Ci, którzy złożyli wezwania do zapłaty, dostali pieniądze. Ci, którzy nie, mają ugody, że do stycznia dostaną wszystko. Nie jest więc tak źle, jak niektórzy malują. Zimą paru zawodników się z ŁKS-em pożegna, niektórzy już nie chcą tam grać i dostali obietnicę, że będą mogli odejść. Ale na przykład taki Pirulo nie odejdzie, jeśli nie dostaną za niego oferty. Na pewno trudno będzie jednak odbudować zaufanie i opinię w środowisku, bo ŁKS podczas pożaru zastosował najgorszą taktykę: zamiast rozmowy, puste obietnice i głuche telefony. To nie pomogło, także przy sprawie z Nordsjaelland.
A skoro już o tym: sam Rygaard w duńskich mediach przyznał, że wielu zawodników dostało pensje, a w jego przypadku wyglądało to tak, jakby ŁKS chciał się go pozbyć. Możemy to uznać za początek czystek, które mają na celu rozliczenie się z nietrafionymi transferami i zoptymalizowanie kosztów. Bo przecież dziura nie powstała z niczego.
Brak udanych transferów
– Jednego winnego nie ma, nie można obwiniać o wszystko Krzysztofa Przytuły, nie można także Tomasza Salskiego. Trzeba tę winę rozłożyć. Trzeba jednak zauważyć, że Przytuła od awansu do Ekstraklasy zrobił 2-3 dobre transfery. Pirulo, Michał Trąbka, Antonio Dominguez. Ciężko ocenić Nacho Monsalve, bo widzę w nim potencjał, ale jest obecnie kontuzjowany. Generalnie: nie dużo transferów od czasu awansu wypaliło, to jest problem. Pieniądze szły, transferów było ponad 20, a niewiele to dawało — mówi Grabowski, gdy pytamy go o ocenę ruchów kadrowych w Łodzi.
Pierwszoligowe dzieje ŁKS-u to pakowanie się w transfery, które były absolutnie nijakie. To znaczy: największym osiągnięciem było ściągnięcie piłkarza, który po prostu nie przeszkadza. W poprzednim sezonie dokonano 15 transferów do klubu. Za dobry i wart realizacji można uznać chyba tylko sprowadzenie Kamila Dankowskiego. Oczywiście trochę inaczej patrzymy na młodzieżowców: Piotr Janczukowicz np. swoje zrobił, nie wypadł źle, Mateusz Bąkowicz w obecnych rozgrywkach też był solidny. Niemniej brakuje efektu wow przy którymkolwiek z ruchów. Mikkel Rygaard i Ricardinho koniec końców zapewnili trochę liczb. Ale nie na tyle, żeby stwierdzić, że byli warci umieszczenia ich na szczycie listy płac. Adam Marciniak, Jakub Tosik? Nic więcej niż przeciętność. Daniel Celea? Koszmarne wręcz pudło.
NACHO MONSALVE I INNE CIEKAWE TRANSFERY W 1. LIDZE
Problemem przy transferach było też to, że — z tego co słyszymy — mocniej wsiąknął w nie prezes Tomasz Salski. Miał on forsować swoje rozwiązania i nie były one trafne. Dlatego nawet przy transferach odpowiedzialność trochę się rozmywa. Ruchy przeprowadzone w obecnym sezonie były już rozsądniejsze. Bartosz Szeliga był topowym obrońcą 1. ligi. Marek Kozioł bardzo solidnym bramkarzem na tym poziomie rozgrywek. Póki co obaj jednak wpasowali się w przeciętność. Kozioł ma 71% skutecznych interwencji i nie ratuje ŁKS-u tak, jak miał go ratować następca Arkadiusza Malarza (72% skutecznych interwencji). Szeliga miał udział przy jednym golu. Kiepsko. Hiszpański zaciąg? Nacho Monsalve nie uzbierał jeszcze 90 minut. Javi Moreno nie poszedł w ślady Pirulo czy Antonio Domingueza: póki co wypracował dwa gole. Tyle samo, ile strzelił Stipe Jurić. Równy bilans względem bośniackiego napastnika ma Maciej Radaszkiewicz, który został wyciągnięty w awaryjnej sytuacji z rezerw.
Wygląda to źle i przekłada się na pozycję w tabeli. Jednocześnie można postawić pytanie: a może to trener nie radzi sobie z takim materiałem? Cóż, niekoniecznie.
– Uważam, że Kibu jest dobrym trenerem, tylko trafił na parszywy okres. Mikkel Rygaard zaczął grać w piłkę dopiero teraz, zanim odszedł zagrał dwa, trzy dobre mecze. Ale jak masz chłopaków, którzy nie dostają pensji po 4-5 miesięcy, to oni nie będą grali na maksa. Tym bardziej, że działy się różne sceny, kompletnie nie potrafili się dogadać. Z piłkarzami postępowano dokładnie tak samo, jak z Nordsjaelland. Myślę, że zgubił ich PR, że za bardzo uwierzyli w to, że są super i że już tak będzie. Jak wszyscy wyzdrowieją i Kibu będzie miał kadrę, z której będzie mógł wybierać, to powalczy o miejsca 3-6 – mówi Łukasz Grabowski.
Plaga kontuzji
Trudno się z tym nie zgodzić, bo Kibu Vicuna trafił na totalny chaos. Musiał poradzić sobie z szatnią pełną piłkarzy sfrustrowanych porażką w poprzednim sezonie i brakiem wypłat w obecnym. W dodatku ŁKS ma ogromne problemy z kontuzjami. W tym sezonie w pewnym momencie wyłączonych z gry było dwunastu zawodników. Mniejsze lub większe problemy zdrowotne ma za sobą większość kadry pierwszego zespołu. Spośród potencjalnych liderów najkrócej pauzował Pirulo (jeden mecz). Kilka wybranych dłuższych pauz:
- Marek Kozioł – poza grą od 3 meczów
- Nacho Monsalve – 10 opuszczonych meczów
- Adam Marciniak – 5
- Maciej Dąbrowski – 6
- Kamil Dankowski – od startu rundy
- Mieszko Lorenc – 5
- Mateusz Bąkowicz – 3
- Maksymilian Rozwandowicz – nowy uraz, 1
- Jakub Tosik – 2
- Antonio Dominguez – 7
- Michał Trąbka – 5
- Javi Moreno – 4
- Stiper Jurić – 5
- Samu Corral – 10
- Piotr Janczukowicz – 5
- Ricardinho – 7
Aktualnie pauzuje 10 zawodników, w tym Adrian Klimczak i Dawid Arndt, nieuwzględnieni na powyższej liście. Kibu czuje się pewnie jak selekcjoner, który musi jakoś poskładać skład mając same problemy. Brakowało młodzieżowców, brakowało stoperów, brakowało napastników. Poprzednie rozgrywki? Artur Marciniak, Samu Corral, Piotr Janczukowicz, Kamil Dankowski – także zbierali urazy. Do tego doszedł koronawirus. To rzecz jasna nie może być przypadek: gdy urazy łapie tak wielu zawodników. W tekście poświęconym warunkom treningowym w 1. lidze pisaliśmy o specyficznych, mieszanych boiskach ŁKS-u. Być może w tym leży problem? Inne wytłumaczenie to nieodpowiedni fachowcy w sztabie szkoleniowym.
– Słyszałem, że sztab medyczny średnio to ogarnia. Na pewno jest trochę pecha, ale nie wszystko można tłumaczyć pechem. Coś musi być nie tak ze sztabem przygotowania fizycznego czy medycznego, nie może to być przypadek, bo przypadek to może się zdarzyć raz w rundzie. Wojciech Stawowy miał też pecha przez COVID, który złapało sześciu czy siedmiu graczy. W końcówce poprzedniego roku, gdy ŁKS zaczął łapać dziwne wyniki, to albo ktoś wracał po chorobie i ledwo biegał, albo był schorowany i nie mógł grać. Później oczywiście nie można już było tego tłumaczyć COVID-em – twierdzi Łukasz Grabowski z “PS”.
PIRULO – NAJLEPSZY PIŁKARZ 1. LIGI?
Jak Kibu Vicuna radzi sobie w ŁKS-ie?
Inna rzecz to wyniki, które notuje Kibu i jego ŁKS. W obecnych rozgrywkach łodzianie doznali dwóch kompromitujących porażek – przegrali 0:3 z Resovią i Odrą Opole. ŁKS przed własną publicznością ma więcej porażek (3) niż zwycięstw. Pierwszoligowiec zamienił też jeden problem na inny. W poprzednim sezonie łodzianie bardzo słabo grali przeciwko topowym drużynom – zwycięstwa z nimi zaczęli odnosić dopiero w końcówce sezonu. W tym czołówka ŁKS-owi nie straszna, za to punkty zabiera mu dół i środek tabeli. Rok temu ŁKS przegrał tylko dwa mecze z ekipami z dołu tabeli i były to wiosenne starcia z pędzącymi Sandecją i Resovią. Tej jesieni punkty łodzianom urwało Zagłębie Sosnowiec, remis w “10” wyszarpał Górnik Polkowice, z 0:2 na 2:2 mecz wyciągnął GKS Jastrzębie, duże problemy sprawił także beniaminek z Częstochowy (3:2).
Pierwszoligowiec w obecnych rozgrywkach ma ogromne problemy z utrzymaniem prowadzenia. Większość z dziewięciu meczów, w których ŁKS tracił punkty, to prowadzenie, które zostało zamienione w remis (GKS Tychy i Górnik Polkowice z 1:0 na 1:1, Widzew Łódź i GKS Jastrzębie z 2:0 na 2:2) lub porażkę (Podbeskidzie z 1:0 na 1:2). Jednocześnie tylko raz udało się odrobić straty (z 0:1 ze Skrą na 3:2). Rok temu łodzianie nie byli tak rozrzutni. Tylko trzy razy stracili punkty prowadząc (dwa remisy i porażka), za to pięć razy punktowali mimo straconej bramki (dwa zwycięstwa i remis). A jak zmieniła się ich gra? Krótkie porównanie statystyk InStata za obecną jesień i poprzedni sezon, średnie na mecz:
- stworzone sytuacje: 6 vs 5, wzrost
- skuteczność wykorzystywania sytuacji: 1.12 vs 1.62, spadek
- strzały: 14 vs 13, wzrost
- strzały celne: 4.6 vs 5, spadek
- celne podania: 410 vs 453, spadek
- dośrodkowania: 14 vs 11, wzrost
- wygrane pojedynki: 84 vs 78, wzrost
- dryblingi: 29 vs 25 (udane 18 vs 15), wzrost
- udane odbiory: 17 vs 16, wzrost
Czyli z gry nie wygląda to źle. Praktycznie w każdej rubryce ŁKS się poprawił, szwankuje na pewno skuteczność, bo nawet jeśli chodzi o wygrane pojedynki, łodzianie największy progres zaliczyli w tych ofensywnych. Coś się z przodu dzieje, ale nie wpada. W poprzednim sezonie do Ekstraklasy awansowały trzy kluby, które miały z przodu snajperów – Romen Gergel (17 goli), Karol Angielski (13) i Bartosz Śpiączka (9). ŁKS też nie wypadał wtedy źle z przodu. Można było narzekać na Łukasza Sekulskiego, ale dziewięć goli strzelił. Ricardinho dorzucił sześć wiosną – też nieźle. Teraz “dziewiątki” nie ma. Stipe Jurić i Maciej Radaszkiewicz uzbierali razem tyle bramek, ile Samu Corral, najgorszy napastnik ŁKS-u w poprzednim sezonie. To kwestia kontuzji i nieobecności, ale też wykończenia. Snajperzy łódzkiego klubu oddali w tym sezonie łącznie 32 strzały.
- Stipe Jurić – 15, 5 celnych, 2 gole
- Maciej Radaszkiewicz – 11, 7, 2
- Ricardinho – 5, 0
- Samu Corral – 1,0
Sprawdźmy jeszcze, jak Kibu Vicuna wypada pod względem stałych fragmentów gry. +, czyli gol strzelony. -, czyli gol stracony.
Stałe fragmenty gry ŁKS-u w 1. lidze | ||||||||||
Rożne + | Rożne – | Wolne + | Wolne – | Karne + | Karne – | Auty + | Auty – | Łącznie + | Łącznie – | |
Jesień 21/22 | 2 | 2 | 1 | 3 | 1 | 2 | – | – | 4 | 7 |
Jesień 20/21 | 3 | 2 | 5 | 4 | 5 | 2 | – | – | 13 | 8 |
Wiosna 20/21 | 2 | 4 | 2 | 3 | 2 | 3 | 1 | 1 | 7 | 11 |
Nie ma wielkiej poprawy względem rundy wiosennej, zwłaszcza gdy odejmiemy od bilansu rzuty karne. Nie jest też jednak idealnie, bo ŁKS ma problemy z bronieniem po SFG i stracił atut w postaci groźnych rzutów wolnych.
***
ŁKS na dziś nie ma więc problemu sportowego. To znaczy: ma, gdy spojrzymy w tabelę, ale słaba postawa w lidze nie jest efektem tego, że drużynie brakuje pomysłu, czy że trener sobie nie radzi i czas na kolejne zmiany. Miejsce w tabeli łódzkiego klubu to składnik kilku problemów pozasportowych: kontuzji, dziurawej kasy klubu czy nietrafionych decyzji zarządu. Niedawne dokapitalizowanie, nazywane przez niektórych “kreatywną księgowością”, tych problemów nie rozwiąże, ale też nie był to ruch zupełnie pusty. Według zapewnień i rozmów prowadzonych wewnątrz klubu, sytuacja jest do naprostowania. Nie trzeba się obawiać upadku czy katastrofy. Oczywiście znacznie pomógłby w tym awans do Ekstraklasy, ale na dziś nie ma co o tym głośno mówić, bo to odległy temat.
Znacznie bliższym tematem jest to, że trzeba się w końcu z problemami zmierzyć. Nie w zaciszu gabinetów, ale publicznie. O ile styl prowadzenia ŁKS-u w ciszy, bez przecieków medialnych i pompowania się w gazetach, był do pewnego momentu skuteczny, tak ciężko stwierdzić, że najlepszą metodą na przeczekanie huraganu jest milczenie. Kibice czy nawet bezstronni eksperci, chcą wyłożenia kawy na ławę. I w Łodzi powinni to przemyśleć, bo kryzys wizerunkowy też nie zniknie sam z siebie.
CZYTAJ TAKŻE:
- Jakim trenerem jest Dariusz Dudek?
- Co przyniosą zmiany w Arce Gdynia?
- Indyjska przygoda Kibu Vicunii
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix