Marzec 2021 roku, chwila przed startem eliminacji mistrzostw świata. Angielski „Guardian” wybiera dziesięciu piłkarzy, którzy mogą zagrozić ekipie Garetha Southgate’a w drodze do Kataru. Na liście znaleźli się Robert Lewandowski, Piotr Zieliński czy Sebastian Szymański. Byli także Dominik Szoboszlai i Attila Szalai z węgierskiej kadry. Albańczykom przypadło dwóch obrońców i jeden, ofensywny rodzynek. Armando Broja. Wychowany w Anglii, wciągnięty do pierwszego zespołu Chelsea przez Franka Lamparda. Brylant z akademii.
– Nigdy nie grałem w angielskich młodzieżówkach. Dostawałem takie propozycje, były telefony, ale zawsze chciałem grać dla reprezentacji Albanii. Moi rodzice stamtąd pochodzą, większość mojej rodziny tam mieszka. Płynie we mnie albańska krew, co roku jeździmy do ojczyzny na wakacje. Albania to duża część mojej historii, musiałem podjąć taką decyzję. Rozmawiałem o tym z moimi rodzicami, ale powiedzieli tylko, że to moja kariera i moja decyzja – opowiadał „Guardianowi”.
Kiedy okazało się, że jednym z pierwszych większych wyzwań Broji w albańskiej kadrze będzie stawienie czoła Anglikom, sam zainteresowany mógł się tylko uśmiechnąć. Lepszego początku drogi nie mógł sobie wyobrazić.
Kim jest Armando Broja? Sylwetka napastnika
Historia jego rodziny jest typowa dla albańskiej diaspory. Komunistyczna władza zmuszała do emigracji za lepszym życiem i tak jego rodzice trafili do Anglii. Armando Broja urodził się w Slough, więc gdyby chciał grać dla „Synów Albionu”, nie byłoby z tym żadnego problemu. Jego przygoda z piłką zaczęła się dość szybko, gdy dołączył do amatorskiego klubu Burnham Juniors. Równie szybko zauważono, że chłopak coś w sobie ma: Fulham i Reading zaprosiły go na testy, a Tottenham zaoferował mu kontrakt. Broja przeniósł się do Londynu, choć ponoć od początku traktował Spurs jako przystanek. Jego celem i marzeniem było dołączenie do akademii Chelsea, której od dziecka kibicował.
– Skauci Spurs przyjechali na turniej, na którym graliśmy, żeby obserwować jednego z naszych zawodników. Skończyło się to jednak tak, że dostałem nagrodę MVP turnieju i to mną się zainteresowali. Podpisałem kontrakt z Tottenhamem i grałem tam przez dwa lata w zespole U-8 oraz U-9. Często rywalizowaliśmy z Chelsea i na tyle spodobałem się jej trenerom, że zapytali mnie, czy nie chciałbym do nich przejść – opowiadał Armando w rozmowie z oficjalną stroną „The Blues”.
W meczach przeciwko „The Blues” Broja miał być ponoć podwójnie zmotywowany i grać tak, żeby ktoś zwrócił na niego uwagę. Ta determinacja wynikała także z faktu, że poza kibicowaniem Chelsea, jednym z jego idoli był Didier Drogba. Albańczyk bardzo chciał pójść w jego ślady i od dziecka wkładał dużo pracy i serca w treningu. „Guardianowi” opowiadał, jak ojciec zabierał go na dodatkowe zajęcia, gdy wracał z pracy. Chciał, żeby jego syn potrafił więcej, rozwijał się szybciej i miał przewagę nad rówieśnikami. – Chciał się upewnić, że wszystko robię dobrze. Tak samo było z moją mamą. Robili co w ich mocy, żeby tylko mi pomóc.
ILE ZNACZY SIŁA ALBAŃSKIEJ DIASPORY?
Wychowany w akademii Chelsea
Mijał czas a Armando Broja twardo szedł po swoje. Po dziewięciu latach pobytu w akademii Chelsea podpisał pierwszy młodzieżowy kontrakt. Jako 17-latek był rezerwowym w zespole U-18, ale powoli przebijał się do składu. Można to łatwo prześledzić nawet na Transfermarkt.
- 2017/2018 – 12 minut w zespole U-18
- 2018/2019 – 1180 minut, 2 gole (U-18)
- 2019/2020 – 1964 minuty, 19 goli i 5 asyst we wszystkich rozgrywkach młodzieżowych (U-18, U-23)
Albański snajper miał udział przy bramce co 82 minuty, trenował z pierwszym zespołem „The Blues” i zaczął wyglądać jak piłkarz, a nie tylko jak kandydat na piłkarza. Frank Lampard w Chelsea odważnie stawiał na młodych: Mason Mount czy Tammy Abraham to najbardziej znane przykłady, ale szanse dostawali też Fikayo Tomori czy właśnie Broja. Co prawda Armando zatrzymał się na debiucie w Premier League oraz ławce w Lidze Mistrzów, ale pomyślcie tylko, ile znaczą takie małe gesty dla 19-latka, który marzył o występach w niebieskiej koszulce. – Trzęsłem się z nerwów, kiedy zdejmował strój z rozgrzewki i szykowałem się do wejścia na boisko — przyznawał sam zainteresowany.
Za coś takiego nie zapłacisz nawet Mastercard. Ale Armando przyznaje, że już sama obecność w pierwszym zespole Chelsea wiele mu dała.
– Trenowanie z „jedynką” mi pomogło. Tempo było niesamowite, każdy tam był na najwyższym poziomie. Uczyłem się od najlepszych, rozwijałem się od samego oglądania ich w akcji. Nauczyłem się, jak mogę mijać tego czy tamtego obrońce. Oglądałem Oliviera Giroud i Tammy’ego Abrahama, podpatrywałem szczegóły ich zagrań podczas treningów strzeleckich.
Londyński klub zdecydował się na to, żeby Broja podążył ścieżką wspomnianego już Mounta. Co prawda Vitesse Arnhem zaczęło mocno ograniczać wypożyczenia z Chelsea, jednak dla zdolnego Albańczyka zrobiono wyjątek. Sam zainteresowany od początku podchodził do tematu ze zrozumieniem. – Klub ściągnął Timo Wernera, a ja jestem jeszcze młody, więc wypożyczenie to dla mnie dobra opcja. Spędzę tu rok, sporo się nauczę, a jeśli będę spisywał się dobrze, to zasłużę na szansę w Chelsea. Przede mną było tu wielu piłkarzy z Chelsea, choćby Mason. To dobra liga, dzięki niej wybiło się wielu topowych napastników. Mam motywację, żeby pójść w ich ślady – mówił po zrealizowaniu wypożyczenia. Znów przeważyła historia idola: w Holandii na szerokie wody wypłynął inny snajper-wzór dla Broji.
Ronaldo Nazario.
PIŁKARSKI POKER I NIEZNISZCZALNY BONIEK. JAK GRALIŚMY Z ALBANIĄ O MUNDIAL
Armando Broja w Vitesse Arnhem – błysk skuteczności, droga Mounta
– Świetnie współpracuje nam się z Petrem Cechem. Często rozmawialiśmy i dzięki temu udało nam się dotrzeć do Broji. Musieliśmy trochę powalczyć, żeby przekonać jego i klub, że warto spędzić u nas sezon. Wypożyczenie takiego zawodnika da nam jakość, której nie możemy mieć, bo na kupowanie takich zawodników zwyczajnie nas nie stać – mówili wyraźnie zadowoleni z dealu działacze Vitesse. Nie pomylili się w ocenie potencjału Albańczyka. W drugim meczu, wchodząc z ławki, strzelił gola. W debiucie w wyjściowym składzie walnął dwie sztuki. Po 10. kolejce Eredivisie miało na koncie tylko jedną porażkę — z Ajaksem — oraz remis. A Broja strzelił w tym czasie pięć bramek. W pełni korzystał z tego, jakie możliwości daje ofensywnym zawodnikom liga holenderska.
Napastnik przyznaje, że jego początki w obcym kraju były ciężkie. Żartował, że początkowo musiał dzwonić do rodziców, żeby wytłumaczyli mu jak przyrządzić sobie kurczaka z warzywami na obiad. Typowy problem chłopaków, którzy wychowali się w akademii, która wszystko podstawa im pod nos. Często dzwonił też do swoich dwóch sióstr, żeby nie czuć się samotnie w nowym miejscu. Rodzina nie mogła odwiedzać go zbyt często, z powodu przepisów dotyczących pandemii. – Coś takiego pozwala ci bardzo szybko dojrzeć. Przestajesz polegać na rodzicach i musisz stać się mężczyzną, w końcu grasz z mężczyznami. Więcej od siebie wymagałem. Rozumiałem, że muszę szybko rozbudować masę mięśniową, bo grałem z wielkimi chłopami. Jeśli bym tego nie zrobił, nie dałbym rady wywalczyć sobie żadnej piłki – opowiadał później Broja.
Armando Broja nie miał stałego miejsca w składzie Vitesse, bywało, że siadał na ławce. Niemniej uzbierał ok. 1900 minut w lidze i kolejne 300 w Pucharze Holandii. Strzelił 11 bramek, zanotował trzy asyst. Miał piąty najwyższy współczynnik bramek bez rzutów karnych na 90 minut w lidze holenderskiej, był także w czołówce ligi pod względem liczby strzałów, które zamieniał na bramki (co czwarty jego strzał lądował w siatce). Niezbyt dobrze radził sobie z kontrolowaniem linii spalonego – tylko jeden piłkarz Vitesse był częściej łapany na ofsajdzie. Z drugiej strony nieźle dryblował (1,48 udanych dryblingów/90 minut, 2. wynik w Vitesse) i dobrze grał głową (1,39 wygranych główek/90 minut, 2. w Vitesse, w obydwu przypadkach ok. 30 miejsca w lidze).
W dużej mierze dzięki niemu Vitesse Arnhem zajęło czwarte miejsce w lidze holenderskiej i awansowało do europejskich pucharów.
Southampton i wymagający Hasenhuttl
W Eredivisie Armando Broja był jednym z najbardziej ekscytujących młodych piłkarzy. W gronie zawodników U-21 tylko Myron Boadu był od niego skuteczniejszy. Holendra za 17 milionów kupiło Monaco. Albańczyk z kolei wrócił do Chelsea, która nie straciła go z oka. Do obserwacji i stałego kontaktu z napastnikiem oddelegowano Tore Andre Flo. Norweg po każdym spotkaniu czy treningu rozmawiał z Broją, dawał mu wskazówki, oceniał jego postawę, pokazywał wideo z poszczególnymi zagraniami. Mocne wsparcie. Broja wrócił do Londynu mocniejszy, strzelił trzy gole w sparingach. Ale to wciąż Chelsea, miejsce dla absolutnie wybitnych napastników. Thomas Tuchel ściągnął Romelu Lukaku, więc reprezentant Albanii trafił na kolejne wypożyczenie.
Poprzeczka poszła jednak w górę. To już nie Vitesse i liga holenderska. To Southampton i Premier League. – Armando to bardzo utalentowany piłkarz. Jego poprzedni sezon był imponujący. Jest wciąż młody, ale trafia do nas bogatszy o doświadczenia z Holandii i wniesie jakość, która może nam pomóc. Jest silny, szybki i ma nosa do strzelania bramek – opiniował Ralph Hasenhuttl, trener „Świętych”. Albański snajper już na wstępie popisał się dublete, tyle że był to pucharowy mecz ze słabym Newport. Jeśli on lub jego fani liczyli, że równie szybko zacznie błyszczeć w Premier League, przeżyli zawód. Aż do połowy października Broja co najwyżej łapał minuty z ławki rezerwowych. Hasenhuttl był dla niego surowy. Trzy opinie po meczach:
– Najpierw musi ciężko zapracować, żeby dostać poważną szansę. Dla mnie ma z tym mały problem. Nie wkłada tyle zaangażowania w grę, ile bym od niego oczekiwał, dlatego gra mniej. Widać u niego jakość, ale tylko ciężka praca pozwoli mu wskoczyć do składu. Musi się wiele nauczyć.
– To dobry zmiennik. Nie jest jeszcze gotowy na grę przez 90 minut. Musi na to zapracować.
– Nie powiem, że jest leniwy, ale póki co nie pokazuje mi umiejętności, które posiada. Kiedy trafiasz do nowego klubu, musisz to robić. W ostatnich meczach widziałem jednak przebłyski, to dobry znak.
JAK GRA REPREZENTACJA ALBANII? [ANALIZA]
Armando Broja – joker w reprezentacji Albanii, nadzieja Southampton
Ale nie była to metoda kija, tylko kija i marchewki. Przeciwko Leeds Broja wyszedł w pierwszym składzie i strzelił gola na wagę wygranej. Potem dał „Świętym” prowadzenie z Burnley. Został pierwszym Albańczykiem, który trafił do siatki w Premier League. – Marzyłem o tym, od kiedy miałem trzy lata. Nie mogłem spodziewać się niczego lepszego, to najlepszy moment mojej kariery – rzucił. Zaangażowania nie można mu odmówić. Gdy spojrzymy na liczby zawodników Southampton w przeliczeniu na 90 minut, Broja jest w czołówce skutecznych odbiorów. Jest także drugim najczęściej pressującym piłkę w tercji ataku zawodnikiem klubu Jana Bednarka. Ma najwięcej kontaktów z piłką w polu karnym rywala w zespole oraz najwięcej rajdów, które kończą się w „szesnastce” przeciwnej drużyny. Łapie się też na pudło pod względem wygranych główek.
To sporo plusów. Pochwalił go także Hasenhuttl. – Ma coś w sobie. Stwarza zagrożenie, kiedy tylko ma piłkę, a jeśli dorzucisz do tego kilka innych spraw, strzelasz bramki. Potrzebujemy skuteczności z przodu. Armando strzelał także w kadrze, to dodało mu pewności siebie. Jestem pod wrażeniem tego, jak szybko zrobił postęp. Dużo z nim rozmawiałem i w końcu widzę zawodnika, którego chciałem pozyskać. Myślę, że to czas na to, żeby grał częściej i dłużej.
No właśnie, reprezentacja Albanii. Armando Broja na dobre wystrzelił dzięki wrześniowemu i październikowemu zgrupowaniu ekipy Edy’ego Reji. Co prawda w meczu z Polską niewiele zdziałał, ale gdy pojawiał się na boisku z ławki w innych meczach, był kluczowym zawodnikiem drużyny.
- zwycięski gol z Węgrami
- udział przy trzech z czterech bramek z San Marino (piąta padła przed jego wejściem na murawę)
- zwycięski gol z Węgrami
https://twitter.com/SouthamptonFC/status/1447253594412130304
To jego szybkości i sprytowi Albańczycy zawdzięczają to, że walczą o baraże mundialu z Polakami i odstawili w tabeli grupy Węgrów. Albańska diaspora sprawiła, że tamtejszy futbol wstał z kolan. W ostatnich latach ich kadra pojawiła się na EURO, zaliczyła także awans w Lidze Narodów. Broja uchodzi za jej przyszłość, za znak lepszych czasów. Nawet jeśli jego talent nie okaże się na tyle duży, żeby na stałe zagrzać miejsce w Chelsea, Armando może zostać napastnikiem, jakiego Albańczycy jeszcze nie mieli. Najlepszy strzelec w historii ich reprezentacji, Erjon Bogdani, ma na koncie 18 goli. Tylko 15 więcej niż 20-letni Broja.
FERRARI W GARAŻU, KOSA Z WOJCIECHOWSKI. ALBAŃCZYCY W EKSTRAKLASIE
Lista osiągnięć albańskich snajpeów na przestrzeni lat? Bogdani strzelił 39 bramek w Serie A, raz przekroczył dychę w sezonie. Armando Ferrari w garażu Sadiku odbił się od Legii zaliczył pięć gier w La Lidze. Altin Rraklli ma na koncie 16 bramek w Bundeslidze. Igli Tare w Niemczech strzelił cztery gole, w Serie A 30, ale nigdy nie więcej niż sześć w sezonie. Bekim Balaj i reszta nigdy nie dotarli do żadnej z topowych pięciu lig, błysnęli co najwyżej w Rosji czy Turcji.
Armando Broja stoi więc przed wielką szansą bycia najlepszym albańskim napastnikiem w historii. Jednocześnie stoi też przed wielkim wyzwaniem: żeby nie zawieźć tych wielkich oczekiwań.
CZYTAJ TAKŻE:
- Vullnet Basha o życiu w Albanii [wywiad]
- 50 ciekawostek o albańskiej piłce
- Albania nie taka słaba, jak się wydaje
SZYMON JANCZYK
fot. FotoPyK