W trakcie lub świeżo po zakończeniu okienka nie dało się zrobić rankingu 10 najciekawszych/najlepszych transferów bez uwzględnienia tej trójki. Ba. Niełatwo było któregoś z nich wyrzucić poza pierwszą piątkę, a może nawet po prostu mówimy o komplecie gości z podium większości tych zestawień. Kamil Grosicki, Lukas Podolski i Mahir Emreli to nazwiska, które ekscytowały nas kilka tygodni temu i w dalszym ciągu ekscytują, ale też nazwiska… badziewiaków 11. kolejki Ekstraklasy.
Jedną rzecz warto podkreślić – każdemu może się zdarzyć tak słaby występ, po którym nie pozostanie nam nic innego, jak stwierdzić: badziewiak. W poprzednim sezonie byli nimi między innymi: Jesus Imaz, Mikael Ishak, Bartosz Kapustka, Andre Martins, Jakub Czerwiński, Dante Stipica czy Mateusz Szwoch, a każdy należał do ścisłej ligowej czołówki na swojej pozycji. Tyle tylko, że przy tych tegorocznych przypadkach wcale nie mamy pewności, że tak to się skończy. Przyjrzyjmy się temu indywidualnie.
A zacznijmy od napastnika Legii Warszawa, bo jeszcze sobie pomyślicie, że twierdzimy, iż Mahir Emreli ma zły sezon. Nie, runda jesienna w jego wykonaniu jest jak najbardziej udana, ale – i tu kluczowe zastrzeżenie – całościowo. Bo patrząc tylko na ligowy odcinek, reprezentanta Azerbejdżanu mocno dotyka to, co całą Legię – nie potrafi on przełożyć dobrej postawy z pucharów na Ekstraklasę. O ile 10 goli i asysta w 20 występach to bardzo fajny wynik (tym bardziej, gdy na rozkładzie widnieją Leicester City czy Slavią Praga, której walnął trzy gole), o tyle ledwie dwa trafieniach w ośmiu występach w Ekstraklasie to rezultat bardzo przeciętny. Oczywiście Emreli meczów ligowych nie gra od deski do deski, ale różnica i tak jest zauważalna. Generalnie ma udział przy golu co 109 minut, a w polskiej lidze średnio co 190.
Poza spotkaniami z Górnikiem Łęczna i Rakowem Częstochowa na ekstraklasowym podwórku wyglądał solidnie/przeciętnie lub słabo. A i to starcie z bandą Papszuna też takie jednoznaczne przecież nie jest, bo w końcówce zmarnował świetną sytuację na wagę zdobyczy punktowej. I to rzecz, która u niego irytuje, bo za podobną historię (główka z bliskiej odległości) trzeba krytykować go teraz po meczu z Lechem. Mógł, powinien dać Legii prowadzenie na początku drugiej połowy, ale przestrzelił, a po drugiej stronie boiska, w trudniejszej sytuacji, takich problemów nie miał Mikael Ishak i zapewnił Lechowi komplet punktów. Wspominany napastnik Kolejorza uciekł zresztą koledze po fachu ze stolicy w klasyfikacji strzelców. To już sześć bramek różnicy, więc jest coraz większa szansa, że brzydko zestarzeją się wszelkie typy, które wskazywały, iż korona wyląduje w tym sezonie na głowie Azera.
Oczywiście jeszcze gorsza jest sytuacja, w której zamiast pucharów bronią cię tylko zrywy na poziomie Ekstraklasy. A to dotyczy zarówno Lukasa Podolskiego, jak i Kamila Grosickiego. Łącznie spędzili oni na ligowych boiskach 679 minut, w trakcie których ich dorobek to jedna asysta. A konkretnie jest to dorobek Lukasa Podolskiego, który w meczu z Wisłą Płock znalazł w szesnastce Piotra Krawczyka. Grosicki konkret dał tylko w Pucharze Polski, gdy zaliczył asystę przy golu Jakuba Bartkowskiego z KKS-em Kalisz.
Zupełnie przypadkowo wspomnimy teraz, że Mateusz Mak walnął 5 goli i zaliczył 2 asysty w 863 minuty w Stali Mielec.
Podolski w badziewiakach ląduje zresztą po raz drugi, co jest sztuką przy sześciu występach. Poważnym kandydatem do kozaków był tylko raz, po Wiśle Płock. A i tutaj można znaleźć jakieś „ale”, bo przecież tego udanego występu mogłoby nie być, gdyż 130-krotny reprezentant Niemiec na początku spotkania powinien wylecieć z boiska z czerwoną kartką. Nietrzymanie ciśnienia i chamskie faule to zresztą kolejny zarzut, który mamy wobec „Poldiego”, i który należy stawiać zaraz obok przeciętnej gry. To, że spotkanie z Wisłą Kraków skończył nawet bez żółtej kartki, nie świadczy dobrze o Bartoszu Frankowskim.
Grosickiego można pochwalić za debiut z Lechem Poznań, gdy miał udział przy golu (kluczowe podanie), poszarżował też z Górnikiem Łęczna, ale generalnie liczyliśmy na coś więcej. Przeciwko Wiśle Płock był słabiutki – nie zmajstrował niczego w ofensywie, a maczał palce przy utracie bramki. Oby chodziło tylko o czas na wkomponowanie się w zespół, bowiem liczba piłkarzy, którzy po przeprowadzce do Szczecina nagle mają problemy z konkretami, robi się zastanawiająca.
Czytaj także:
- Grosicki: – Dałem Sousie piłkę do pustej bramki
- Grosicki w Jagiellonii, czyli spóźnione godziny wychowawcze
- Kamil Grosicki, czyli polski Brazylijczyk w szalonej Pogoni
A tak wygląda cały team badziewiaków wraz z naszymi gwiazdami. Warto odnotować debiut Aleksandara Panticia na notę „1” (nie skreślamy po jednym meczu, ale ciekawą serię mają Miedziowi, jeśli chodzi o zagranicznych stoperów), a także trzecią nominację dla Machado z Radomiaka. Jest liderem wraz z Tomaszem Loską, Pawłem Baranowskim i Ianem Solerem.
W kozakach furorę robi Ivi Lopez – osiem występów, pięć nominacji. Hiszpan po tej kolejce stał się również samodzielnym liderem klasyfikacji kanadyjskiej – o punkt wyprzedza w niej Mikaela Ishaka. W przeliczeniu na minuty piłkarz Rakowa strzela lub notuje asystę w lidze średnio co 65 (Szwed średnio co 105). I tylko tych pucharów w wykonaniu Iviego szkoda, bo mogłoby się to skończyć fazą grupową (i – co już dla nas mniej fajne – transferem Lopeza).
Fot. newspix.pl