Reklama

Michał Karbownik. Duma gminy Kowala | KOPALNIE TALENTÓW

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

03 listopada 2020, 13:25 • 7 min czytania 8 komentarzy

Znacie Michała Karbownika? – zagaduje nas starsza kobieta, którą spotykamy w okolicach stadionu w Kowali. Niczym Stirlitz zastanawiamy się, co nas zdradziło: kamera, warszawskie „blachy” w samochodzie, czy biało-czerwony szalik Zorzy na szyi. – Pamiętam, jak tu biegał, taki mały, z piłką. Do szkoły tu obok chodził – zaczyna klasyczne wspominki sympatyczna pani i dodaje: – To nasza duma jest!

Michał Karbownik. Duma gminy Kowala | KOPALNIE TALENTÓW

Nie ma co umniejszać, mimo że Michał ma ledwie dziewiętnaście wiosen na karku, to ciężko o bardziej znanego przedstawiciela gminy Kowala. Ok, pomnika w miejscowym parku nie ma, natomiast tytuł „reprezentant Polski w piłce nożnej” każe sugerować, że to prędzej czy później nastąpi. A mówiąc poważnie, ciężko jest tu znaleźć osobę, która z sukcesów „Karbo” się nie cieszy. –  Chyba cała Kowala żyje tym jego sukcesem – mówi nam Piotr Różański, który pomagał piłkarzowi Legii stawiać pierwsze kroki w piłkarskim świecie. – Przed pandemią próbowałem się skontaktować z jego bratem, żeby zaprosić Michała na trening. Mamy tu młodych dzieciaków, 2012 rocznik, wszyscy chcą teraz być Karbownikami!

Przeczytaj także:

Kowala wielką miejscowością nie jest, więc nic dziwnego, że wszyscy Karbownika kojarzą i mają z nim jakieś wspomnienia. Zwłaszcza że Michała wszędzie było pełno. – Śmialiśmy się, że Michał nawet do sklepu chodził z piłką. Zawsze był na boisku – mówi Różański. W zasadzie nic dziwnego, bo „Karbo” koło niego mieszkał. Tam wszystko się zaczęło. – Zaczynaliśmy trenować w Kowali za szkołą. Na pierwszy trening przyprowadził go brat, z którym się znałem. Od razu rzucił się w oczy, miał charakterystyczne, piłkarskie ruchy. Szybko przyswajał nowe umiejętności. Bawił się ćwiczeniami, lubił to, co robi. Wielokrotnie mówiłem bratu, że ma w sobie coś i jeśli dobrze się go poprowadzi, to będzie dobrze grał w piłkę. – wspomina trener.

„Trenerze, chcę być jak Karbo!”

Potem zaczęły się występy w lidze w barwach Zorzy, czy turniej z okazji EURO 2012. Karbownik był liderem swojego zespołu i tak wypatrzył go Wojciech Gędaj, trener Młodzika. Nie było jednak tak łatwo wyciągnąć młody talent z Kowali. – Poznałem go na turnieju. Szybko dowiedziałem się, skąd jest, zadzwoniłem do jego mamy i tak do nas trafił. To była duża historia, bo jeździłem do mamy Michała dwa razy. Jechaliśmy wtedy na obóz sportowy, zaproponowałem mamie, że zabiorę go z nami na 3-4 dni, żeby zobaczyć, jak się zaaklimatyzuje. Ona mi zaufała, mimo że się nie znaliśmy, Michał z nami pojechał i tak to się zaczęło.

Reklama

Pierwszy „transfer” nie wiązał się jeszcze z przeprowadzką, dlatego nie zawsze było łatwo. Żeby dojechać na trening, Michał musiał pokonać całe miasto, a jak to bywa w mniejszych miejscowościach – transport bez samochodu bywa udręką. Sam zainteresowany w wielu wywiadach wspominał o tym, że zdarzały się sytuacje, gdy wyczekiwał autobusu na przystanku przez kilkadziesiąt minut. Potrzeba wiele samozaparcia, żeby w takiej sytuacji się nie poddać. – Cieszył się do tego stopnia, że sam przyjeżdżał 20 kilometrów na treningi. Odbierałem go z dworca, zawoziłem na trening, potem do domu. Czasami trzeba było rano po niego pojechać, wrócić do Radomia, zabrać go na mecz – mówi Gędaj.

Przeczytaj także:

Z aklimatyzacją także nie było większych problemów. –  To jest tak, że jak dzieci widzą, że chłopak jest bardzo dobry, to same go akceptują. Taka jest reguła w klubach, jesteś dobry, stajesz się kolegą. To zadziałało w dwie strony – wspomina opiekun Karbownika. Trener dodaje, że Michał nie zapomniał o tym, ile zawdzięcza radomskiemu klubowi. Do dziś utrzymuje kontakt z klubem, zaprasza szkoleniowca na swoje mecze. – Przywiązanie może wynikać z jego charakteru. Z tego, że był skromny. Polubił kolegów, zaakceptował ten klub. Do dzisiaj ta pamięć jest. Paru jego kolegów gra u nas w seniorach w A Klasie i wspominają, że rozmawiają na Facebooku.

Także ci, którzy Michała nie znają, ale chcą pójść w jego ślady wiedzą, że to nie jest postać z innego świata. Karbownik przypomina o sobie,  wysyłając młodzieży życzenia świąteczne, czy korki, które zamiast zalegać w szafkach, mogą pomóc komuś spełniać marzenia. – Wisi w Młodziku duży plakat, który podpisał. Zawsze mówią: trenerze, Michał, ja też tak chcę. Wiadomo, że każdy ma inne predyspozycje, ale każdy chce nim być. Mam teraz kartę przetargową: zobacz, jak nie będziesz trenował, nie będziesz grał w Legii. Jest motywacja – opowiada Gędaj.

W Młodziku dobrnął do sufitu

Kariera Michała Karbownika w Młodziku nabierała rozpędu w ekspresowym tempie. Po roku gry w swoim roczniku trenerzy uznali, że czas na poważniejsze wyzwania. Tylko rywalizacja ze starszymi mogła dać Michałowi kolejny bodziec do rozwoju. Wtedy zaczęło być o nim głośno. – Wyróżniał się nie tylko w Młodziku, ale i w całym Radomiu. Na początku było zainteresowanie lokalnego podwórka – Radomiaka, Broni. Wyszło tak, że został tutaj i bardzo się z tego cieszę. Gdy zaczęliśmy grać na Mazowszu, pojawiło się zainteresowanie innych klubów. Barcelony, czyli Escoli Varsovia, czy Polonii Warszawa.

To wcale nie dziwi, gdy spojrzymy na listę jego wyczynów w meczach ligowych na Mazowszu. Sezon 2014/2015, wojewódzka liga trampkarzy.

Reklama
  • 2 bramki w 2. kolejce, Młodzik wygrywa 2:1 ze Zwarem Warszawa
  • 4 gole w 3. kolejce, Młodzik ogrywa Wilgę Garwolin 4:0
  • 2 gole w 4. kolejce, Młodzik zwycięża z Mazovią 6:1

Ostatni mecz szczególnie zapadł w pamięci Wojciechowi Gędajowi. – Przyjechała do nas drużyna z Mińska Mazowieckiego. Warunki fizyczne? Wysocy, bardzo. Rywale byli pewni siebie. Przyjechali, dostali 1:6 i odjechali. Michał strzelił dwie bramki, dwie praktycznie z linii podawał. Nawet tamta drużyna mówiła w szatni: ale dostaliśmy. Nie wiedzieli, co się dzieje.  

W 2015 roku Młodzik stawał się już dla Michała za duży. Czekał go transfer do Legii i powołanie do reprezentacji Polski U-15. Ale chwilę wcześniej Karbownik zaliczył jeszcze… nieoczekiwane przetarcie w seniorskiej piłce.

Przed stolicą był czas na porządki w gminie

Puchar Wójta. Ach, kto nie zna magii tych rozgrywek! To jest prawdziwa Liga Mistrzów. W całej Polsce znajdziemy takie turnieje, gdzie na boisku – jak prawdziwi mężczyźni – możemy dokopać znienawidzonej, sąsiedniej wiosce. Jest mobilizacja. Jest bojowe nastawienie. I obowiązkowo, w celu uzupełnienia węglowodanów, krata piwa po meczu. Domyślamy się, że „Karbo”, jako 14-latek, swój przydział musiał oddać, najpewniej bratu. W 2015 roku tuż przed przeprowadzką do Warszawy reprezentował bowiem Kowalę w gminnych zmaganiach.

Jak 14-latek poradził sobie z rywalizacji z drużynami, których filary stanowili piłkarze o dwukrotnie większych gabarytach? – To był epizod, ale Michał tam się bawił. Nie było widać tej różnicy wieku. Można było nawet odczuć to tak, jakby to Michał był starszy – wspomina Piotr Różański.

Koledzy chyba jednak nie dorównali przyszłemu piłkarzowi Legii. Kowala odpadła z turnieju, mimo że w decydującym meczu prowadziła 2:0 do przerwy. Potem straciła pięć bramek. Cóż, jak mawia obecny trener „Karbo” – to przecież najbardziej niebezpieczny wynik w futbolu.

„W Młodziku radził sobie na każdej pozycji”

Co czeka Michała Karbownika w przyszłości? Jego byli trenerzy nie mają wątpliwości, że z tej mąki będzie chleb. Wojciech Gędaj wyjaśnia też, dlaczego „Karbo” z taką łatwością dopasuje się do każdego pomysłu szkoleniowców. – W Młodziku był po prostu pod grą. Czy był na szóstce, ósemce, dziewiątce – radził sobie na każdej pozycji. Ja zawsze myślałem, że to jest „6/8”, ale jako podwieszana „10” też dobrze wygląda. Tylko dajmy mu tam pograć. Nie rzucajmy go co chwilę po innych miejscach na boisku, dajmy mu chociaż rundę – apeluje. – Ja nigdy nie patrzyłem na niego tylko pod względem piłkarskim. Mówiłem mu: ucz się języków, żebyś był mądrym chłopakiem. Teraz w futbolu głupków już nie ma. Na boisku trzeba myśleć, przesuwać się, rozumieć taktykę. Widać po nim teraz, że szybko to łapie, wystarczy jeden mecz i wie, jak ma się zachować. Dlatego może grać wszędzie.

Piotr Różański natomiast trochę obawia się o to, czy futbol wyspiarski przypasuje byłemu podopiecznemu. – Mam drobne wątpliwości, aczkolwiek czytałem o trenerze Brighton, podobno wielu młodych piłkarzy mocno się u niego rozwija. Moim zdaniem kierunek południowy byłby dla niego lepszy, ale mam nadzieję, że Jan Bednarek przetarł mu szlaki i sobie poradzi.

SZYMON JANCZYK, ADAM ZOSZAK

***

„Kopalnie Talentów” to cykl reportaży i wideoreportaży o klubach, w których znani polscy piłkarze rozpoczynali swoje kariery. Będziemy opowiadać w nich historię o tym, jak dzisiejsi reprezentanci Polski (i nie tylko) przychodzili na pierwsze treningi, jak się rozwijali i jakimi dzieciakami byli lata temu. Materiały realizujemy we współpracy z PKO Bankiem Polskim. Na następny odcinek z cyklu „Kopalnie Talentów” zapraszamy za dwa tygodnie.

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Amorim: Nie przyszedłem na Old Trafford dla kasy. Inni dawali trzy razy więcej

Paweł Wojciechowski
0
Amorim: Nie przyszedłem na Old Trafford dla kasy. Inni dawali trzy razy więcej
Niemcy

W Niemczech chwalą Grabarę. „Ma duży wpływ na kolegów”

Szymon Piórek
1
W Niemczech chwalą Grabarę. „Ma duży wpływ na kolegów”

Kopalnie talentów

Piłka nożna

Bilety za stówkę, brak stadionu i dobra akademia. Lechia Zielona Góra, jej problemy i sukcesy

Szymon Janczyk
20
Bilety za stówkę, brak stadionu i dobra akademia. Lechia Zielona Góra, jej problemy i sukcesy

Komentarze

8 komentarzy

Loading...