Norwich City zaprezentowało dziś Przemysława Płachetę, a więc potwierdziło oficjalnie to, o czym jako pierwsi pisaliśmy już kilka dni temu. Płacheta podpisał z klubem Championship czteroletni kontrakt. Suma odstępnego wyniosła okrągłe trzy miliony euro.
Póki co – deal okienka. A patrząc całościowo – może i nawet najlepszy biznes sezonu 19/20. Przypomnijmy, że Płacheta dołączył do Śląska za 300 tysięcy złotych. Śląsk obsadził „pozycję młodzieżowca” topowym piłkarzem, a po roku zgarnął z tego obfite plony.
Klub uszyty na miarę
Ale to przede wszystkim logiczny, rozsądny ruch z perspektywy samego piłkarza. – Norwich obserwowało Płachetę od dawna. Mają ambitny plan powrotu do Premier League. Grają szybką piłkę, a więc prezentują styl, który będzie Płachecie pasował. To jedna z drużyn, która nie tylko chce, ale też umie stawiać na młodych. “Ma jeden z najmłodszych składów w całej Europie” – zachwala menedżer Jarosław Kołakowski, który razem z zawodnikiem dopinał w Anglii szczegóły transferu.
Na potwierdzenie słów Kołakowskiego – infografika.
Przy transferze było branych pod uwagę jeszcze kilka innych szczegółów. Kołakowski wylicza: – Przede wszystkim osoba trenera, Daniela Farke. Przemek spędził kilka lat w Niemczech i poznał język niemiecki na poziomie zaawansowanym. Nie będzie miał więc problemu z komunikacją. Obserwowałem grę Teemu Pukkiego, kiedy jeszcze występował w Brondby razem z Kamilem Wilczkiem. Na boisku szybko znajdzie z Płachetą wspólny język.
Co wydaje się istotne, Norwich nie szaleje na rynku transferowym jak inne angielskie kluby. Wydaje znacznie mniejsze pieniądze na tle ligowych rywali, stawiając raczej na przemyślane, zaplanowane transfery. W ostatnich pięciu oknach „Kanarki” tylko na jednego piłkarza wydali więcej.
Sezon 19/20:
- Sam McCallum – 4,15 mln euro
- Ralf Fahrmann – 3 mln euro (wypożyczenie)
- Sam Byram – 830 tys. euro
- Lukas Rupp – 500 tys. euro
- Daniel Adshead – 335 tys. euro
Sezon 18/19:
- Ben Marschall – 1,70 mln euro
- Moritz Leitner – 1,50 mln euro
- Emiliano Buendia – 1,50 mln euro
- Felix Passlack – 500 tys. euro (wypożyczenie)
- Philip Heise – 250 tys. euro
W obecnym oknie Płacheta jest pierwszym piłkarzem ściągniętym za gotówkę. Można więc zakładać, że także i jego transfer został skrupulatnie przygotowany.
Od treningów z Krystianem Pieczarą do zajęć z Timo Wernerem
O Płachecie usłyszeliśmy po raz pierwszy, gdy razem z Kamilem Wojtkowskim udał się do RB Lipsk. Sezon 15/16, miał wówczas 17 lat i pierwsze szlify w trzecioligowej Polonii. Na tę przygodę można patrzeć z dwóch stron. Ten, kto widzi szklankę do połowy pustą, powie brutalnie – przepadł. Ile razy zagrał w pierwszym składzie drużyny z Lipska? Zero. Ile razy znalazł się choćby na ławce? Zero. Pusty przelot, kiedy jego rówieśnicy zaczynali przebijać się w Ekstraklasie, on grał mecze w U-19.
Ale można popatrzeć też z drugiej strony – Płacheta na tym wyjeździe bardzo dużo skorzystał. Sam do tej pory jest oczarowany warunkami, w których trenował. Zdarzało mu się chodzić na zajęcia do pierwszej drużyny z Timo Wernerem, Nabym Keitą czy Marcelem Sabitzerem. Zdecydowanie było od kogo się uczyć. Nabierać odpowiednich nawyków. Patrzeć na swoją karierę szerzej. Zebrać życiowe doświadczenie, które teraz na pewno zaprocentuje.
Każdy na jego miejscu by wyjechał. Zwłaszcza, że był to wyjazd z Polonii Warszawa, z której i tak trzeba było się ruszyć.
Transfer do Lipska oznaczał oczywiście wielką zmianę i lekki szok – jeśli chodzi o taktykę, intensywność treningów i życie. – Na początku nie miałem obaw, bardzo chciałem wyjechać. Natomiast gdy już okazało się, że zostaję, to… chciałem wracać. Brakowało mi bliskich osób, miałem ciężki okres. Nie znałem języka, byłem młody, inaczej patrzyłem na świat. Cieszę się więc, że z tą tęsknotą wygrałem, bo było warto – opowiadał w rozmowie z cyklu „Patrzymy w przyszłość”.
I dodawał: – Wszystko, czego młody piłkarz potrzebuje do rozwoju, tam było. Ciągle coś budowali. Po roku wybudowali w sali urządzenie o średnicy pięciu metrów, które pokazywało na ściance różne ćwiczenia, bramki, cele. Będąc w internacie, cały czas chcieliśmy tam siedzieć z kolegami, świetnie się na tym trenowało.
Miejsce do rozwoju – świetne, miejsce do grania w piłkę – wymagające. Konkurencja była ogromna. Zwłaszcza, że RB trzymał wtedy w garści także najzdolniejszych juniorów z Salzburga. I zrezygnował z drużyny rezerw. W Lipsku panuje bezkompromisowe podejście do młodych piłkarzy – jak jest dobry, to się przebije. Jak nie gwarantuje poziomu tu i teraz – rezerwy mu w niczym nie pomogą i tylko zaszkodzą, wpędzając w strefę komfortu. Zahamują karierę.
W tej sytuacji trzeba było odejść.
JAKIM KLUBEM JEST NORWICH CITY? CO CZEKA PRZEMYSŁAWA PŁACHETĘ?
Zwrot w karierze
Padło na SG Sonnenhof Großaspach, czyli trzecią ligę niemiecką, klub współpracujący z RB, dający szansę tym, którzy nie przebiją się w zespole giganta niemieckiej piłki.
Płacheta spędził tam jedną rundę. Zaliczył podczas niej oszałamiające 32 minuty, a wcześniej – w sparingach przed sezonem – był szykowany na lewą obronę, co nie do końca odpowiadało piłkarzowi. Początkowo łapał się na ławkę, później wypadł z kadry meczowej. Po pół roku spakował walizki. Postanowił wrócić do Polski. Trafił do Siedlec. Powrót miał też inny kontekst – nagłą chorobę mamy, która ostatecznie nie wygrała walki z nowotworem.
To właśnie w Siedlcach jego kariera wzbiła się na krzywą wznoszącą.
Dariusz Banasik zaufał młodemu piłkarzowi bez testów. Oparł się na wywiadzie środowiskowym, o który na Mazowszu nie było trudno. Wszak Płacheta – podobnie jak Maciej Rybus – zaczynał grać w piłkę w Łowiczu. W jego karierze charakterystyczne jest to, jak szybko zmienia kluby. Nie czeka, gdy nie idzie. Nie opiera się aktualnemu pracodawcy, gdy ma szansę postawić kolejny krok.
“W SIEDLCACH MÓWILI, ŻE JEST DZIWNY. A ON PO PROSTU WIĘCEJ TRENOWAŁ”. OBEJRZYJ NASZE WIDEO O PRZEMYSŁAWIE PŁACHECIE
Pracuś, którego nie wszyscy akceptowali
Opinia, jaka za nim krąży? Z ust każdego, kto pracował z Płachetą, można usłyszeć to samo. Cichy. Spokojny. Nastawiony na sukces. Płacheta żyje trochę w swoim świecie. Świecie dodatkowego treningu. Doskonalenia braków. Dbania o prewencję, bo ze względu na swoją charakterystykę jest bardziej narażony na kontuzję. W świecie detali.
– Musi wykonać w tygodniu swoją pracę, żeby dobrze się czuć w meczu. Gdy przychodziłem do klubu godzinę przed treningiem, Przemka widziałem dopiero w momencie wyjścia na boisko. Korzystał z pomocy fizjoterapeutów, robił ćwiczenia mobilizujące, stabilizujące albo wzmacniające na siłowni. W momencie wyjścia na plac miał już za sobą swój trening. Po zajęciach często zostawaliśmy trenować uderzenia, a potem robił swoje też poza klubem – wspomina Jakub Łabojko, który dzielił z Płachetą szatnię w Śląsku.
– Nigdy nie wychodził przed szereg. Pracował gdzieś trochę z boku. Ale to mu się opłaciło – potwierdzał Łukasz Sierpina w wywiadzie Leszka Milewskiego.
Nie zawsze wszyscy rozumieli świat, w którym żyje Płacheta. Gdy Krzysztof Brede chciał go ściągnąć do Podbeskidzia, słyszał niepokojące opinie. Że stoi na uboczu. Że kontakt z nim jest utrudniony. – Przez pierwszy tydzień sondowania miałem wątpliwości. Pojawiały się opinie, że to jest dziwny człowiek, nieakceptowany przez grupę w Siedlcach, grający pod siebie, indywidualista, który nie interesuje się grupą – wspominał w rozmowie z Weszło Krzysztof Brede.
– I co się okazało: opinie o Płachecie były krzywdzące. Kompletnie się nie pokrywały z rzeczywistością. On po prostu w Siedlcach bardzo dużo pracował indywidualnie, zostawał po treningach, przed zajęciami też był wcześniej. Ja tak wywnioskowałem, że chciał więcej trenować niż normalnie, a że nie wszyscy tego chcieli, szczególnie pewna grupa piłkarzy, to taka opinia poszła w świat – dodawał.
Podbeskidzie – kolejny kop na rozpęd
Wraz z Pogonią Siedlce Płacheta spadł z ligi, ale pokazał się z dobrej strony, więc na pierwszoligowym poziomie został. I w Podbeskidziu jego kariera przyspieszyła. Sezon zakończył z sześcioma golami, dwoma asystami i powołaniem na Euro U-21. Powołaniem nieoczywistym, trochę na doczepkę – Czesław Michniewicz nigdy wcześniej przed włoskim turniejem nie zaprosił tego piłkarza na zgrupowanie.
Mówiło się wtedy, że ma być przewidziany nie tylko na skrzydło, ale i stanowić alternatywę dla Kamila Pestki. To właśnie na poprawie gry w obronie skupiał się Płacheta w Podbeskidziu. Raz jeszcze Łukasz Sierpina: – Jak do nas przyszedł, chciał być wszędzie na boisku. I w obronie, i w ataku, i na środku, i na boku. Chciał tak bardzo, że to aż przeszkadzało. Popracował nad tym, zrozumiał, że niektóre zachowania są niepotrzebne i mimo zaangażowania godzą w zespół, bo jest źle ustawiony.
Krzysztof Brede przygotowywał dla niego analizy, w których uświadamiał swojego zawodnika, jakie błędy popełnia w grze obronnej i poruszaniu się po boisku. Co więcej – Płacheta sam o te analizy prosił i bardzo brał je sobie do serca. Nie musimy nikogo przekonywać, że trenerzy uwielbiają pracować z takimi zawodnikami.
Majstersztyk Śląska
Już pod koniec sezonu 18/19 wiadomo było, że Płacheta wyląduje w Ekstraklasie. Głupotą polskich klubów byłoby, gdyby żaden z nich nie zgłosił się po wyróżniającego się pierwszoligowca, zwłaszcza w obliczu nadchodzącego wówczas przepisu o młodzieżowcu.
Ale nie wszyscy chcieli zaufać Płachecie. Michał Probierz prowadził rozmowy w sprawie ewentualnego transferu, ale nagle odpuścił. – Uznaliśmy, że mając kilku skrzydłowych, nie będziemy brać kogoś, kto za rok już nie będzie młodzieżowcem – tłumaczył jeszcze w momencie, gdy kategoria młodzieżowca miała kończyć się na roczniku 1999. Dopiero potem PZPN przesunął ją o rok.
W grze była też chociażby Legia. Walkę wygrał Śląsk, który miał być – znów! – klubem skrojonym na miarę. I z perspektywy Śląska okazał się to transfer idealny – włożyli 300 tysięcy złotych, po roku wyjęli sowitą przebitkę. A w międzyczasie Śląsk miał obsadzoną „pozycję młodzieżowca” topowym skrzydłowym, wedle naszego rankingu – trzecim najlepszym młodzieżowcem w lidze.
Płacheta w zasadzie zabetonował miejsce na skrzydle na cały sezon. 35 meczów zaczął w wyjściowym składzie. Grał przeważnie do samego końca, ewentualnie był zmieniany na innego młodzieżowca w końcówkach. Po pierwszych meczach można było podejrzewać, że to typ skrzydłowego, który robi wiatr, ale niewiele z tego wynika. – Raz podczas meczu Przemek nie trafił w piłkę. Zmontowaliśmy mu sztucznego buta i robiliśmy szyderkę, że urwał nogę, a później ją znaleźliśmy – wspomina Jakub Łabojko.
Krzywa wznosząca
Ale jak przez całą karierę – Płacheta rozkręcał się z tygodnia na tydzień. Szybko rozwiał wszelkie wątpliwości i do huraganowych sprintów dołożył liczby. Sezon zakończył z ośmioma golami i czterema asystami. Żaden z młodzieżowców nie miał lepszego wyniku. Autorem identycznego był tylko jeden – Kamil Jóźwiak, który za chwilę też postawi zapewne kolejny krok w karierze.
– Wielu skrzydłowych musi się długo regenerować po przeprowadzeniu akcji, a jemu przychodzi to błyskawicznie – zauważa Czesław Michniewicz w „PS”, a statystyki przynoszą potwierdzenie tych słów. Nikt w lidze nie podejmował więcej sprintów – średnio 23 razy na mecz. W statystyce dziesięciu najszybszych prędkości w sezonie, Płacheta pojawia się pięć razy. Kolejno – 35,22 km/h (z ŁKS-em), 34,90 km/h (z Arką), 34,85 km/h (z Górnikiem), 34,85 km/h (z ŁKS-em), 34,70 km/h (z Cracovią).
Szybkość dostał w genach. Jego brat, Marcin Płacheta, zdobył złoto na MME w Amsterdamie w sztafecie 4×100, a później przesiadł się do bobsleja. Przemysław trenował bieganie od zawsze. Nauczył się jak szybko biegać, a jednocześnie unikać kontuzji. – Na pewno jest bardziej narażony na kontuzje. Jego mięśnie są inne strukturalnie niż innych piłkarzy. Ma więcej włókien szybkokurczliwych. Musi bardzo dbać o swoje ciało – uważa Jakub Łabojko.
Ale urazy nie imają się Płachety. To efekt prewencji i pracy dodatkowej. I między innymi to pozwoliło mu być jednym z najbardziej wyeksploatowanych młodzieżowców zeszłego sezonu.
Modelowa kariera
Szkoła życia i piłki w RB Lipsk w młodym wieku. Lekkie niepowodzenie, ale i szybka reakcja – przejście do trzecioligowego SG Sonnenhof Großaspach. Następny krok, będący zwrotem – Pogoń Siedlce. Podbeskidzie, mocny klub pierwszoligowy. Euro U-21, rzutem na taśmę. Śląsk Wrocław i weryfikacja na poziomie Ekstraklasy. Wreszcie Norwich. Drużyna, która ma powalczyć o powrót do Premier League. Drużyna, która – wszystko na to wskazuje – jest szyta na miarę Płachety.
Czy to modelowo prowadzona kariera? Wygląda na to, że tak. Z lekkim zakrętem, z porwaniem się na głęboką wodę, ale też ze spokojnymi krokami, skrojonymi na miarę możliwości. Krokami szybkimi, ale jednocześnie cierpliwymi. To wszystko pozwoliło Płachecie wyjechać do ambitnego klubu Championship za 3 miliony euro.