Reklama

Norwich City, czyli sztuka spadania z klasą. Co może czekać Płachetę?

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

14 lipca 2020, 16:20 • 16 min czytania 10 komentarzy

Złośliwi powiedzą, że Norwich City to angielski odpowiednik ŁKS-u Łódź. Beniaminek stroniący od kosztownych wzmocnień, ale odważnie stawiający na ofensywny styl gry. Zafiksowany wręcz na punkcie swoich długofalowych wizji. No i żegnający się z najwyższym poziomem rozgrywek po zaledwie jednym sezonie. Jeśli przyjrzeć się jednak szczegółom, to znajdziemy trochę różnic między oboma klubami. Przeanalizujmy zatem, jak rysuje się obecna sytuacja klubu mocno zainteresowanego kupnem Przemysława Płachety i jak prezentują się perspektywy “Kanarków” na kolejne lata.

Norwich City, czyli sztuka spadania z klasą. Co może czekać Płachetę?

Norwich, czyli czerwona latarnia

Tylko przez siedem pierwszych kolejek sezonu 2019/20 Norwich trzymało się poza strefą spadkową. Po osiemnastu seriach spotkań podopieczni Daniela Farkego spadli natomiast na ostatnie miejsce w ligowej tabeli, no i tkwią na dwudziestej pozycji do teraz. Do zakończenia rozgrywek Premier League pozostały “Kanarkom” trzy mecze. Nie ma już najmniejszych wątpliwości, że w przyszłym sezonie ekipa z hrabstwa Norfolk będzie ponownie występować na zapleczu angielskiej ekstraklasy. – Jeżeli szukacie kozła ofiarnego, nie patrzcie na trenera. Ani na sztab szkoleniowy czy poszczególnych piłkarzy, których ściągnęliśmy albo którym po awansie zaproponowaliśmy nowe umowy. Winowajca, którego potrzebujecie, stoi tutaj – odważnie stwierdził Stuart Webber, dyrektor sportowy Norwich.

Cóż, powodów do rozczarowania w klubie rzeczywiście jest sporo. Jeżeli spojrzymy po prostu na dorobek punktowy, “Kanarki” jeszcze nigdy nie żegnały się z najwyższym poziomem rozgrywek w tak marnym stylu. Wątpliwe, by udało się drużynie uciułać choćby 25 oczek. – Nie wydaje mi się, byśmy aż tak bardzo odstawali od reszty, jak może wskazywać tabela – uważa jednak Webber.

“Za pięćdziesiąt lat ktoś spojrzy w tabelę i pomyśli: “Ależ oni musieli być słabi”. Jednak jeśli porządnie przeanalizować nasze występy w Premier League, okaże się, że zremisowaliśmy i przegraliśmy wiele spotkań, w których wynik mógł równie dobrze pójść w drugą stronę. Takie mamy w Norwich poczucie”

Stuart Webber (źródło: The Athletic)

Podobną opinię w rozmowie z Weszło wyraził Ondrej Duda, przebywający do niedawna na wypożyczeniu w Norwich: – Na pewno nie jesteśmy najgorsi w Premier League. Gramy lepszy futbol od wielu zespołów, które są w tabeli wyżej niż my.

Reklama

Cóż, wypada więc postawić oczywiste pytanie. Skoro było tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Norwich rzeczywiście pod wieloma względami mogło w tym sezonie imponować. Jeżeli chodzi o średnią liczbę strzałów na mecz, “Kanarki” plasują się na solidnym, dwunastym miejscu w lidze. Z niewielką stratą do dziesiątego Tottenhamu. Zawodnicy Daniela Farkego wymieniają też średnio 468 podań w każdym ligowym meczu. To dziewiąty wynik, lepszy niż w przypadku Wolverhampton. Drużyna ma swój wyrazisty styl. Farke nie trzyma się wszakże jednego ustawienia, zwłaszcza po przerwie spowodowanej pandemią zdarzało mu się wiele eksperymentów taktycznych. Jednak motyw przewodni w jego filozofii jest oczywisty. Norwich chce kontrolować przebieg boiskowych wydarzeń. Narzucać swoje warunki gry.

– Norwich stara się grać progresywny futbol. Trener wysoko zawiesił poprzeczkę drużynie i samemu sobie – dowodzi Michael Bailey, dziennikarz wnikliwie śledzący postępy ekipy “Kanarków”. – Zespół stara się wypracowywać bramki atakiem pozycyjnym, co nie jest łatwe w Premier League, gdzie większość przeciwników wie, jak zamykać wolne przestrzenie.

Ano właśnie. Sęk w tym, że jeśli jeszcze dokładniej przypatrzyć się statystykom, to postawa Norwich często stanowi sztukę dla sztuki. “Kanarki” należą do zespołów najczęściej tracących futbolówkę i najrzadziej zagrywających progresywne podania. Na dodatek koszmarnie prezentuje się ich defensywa. W 2020 roku udało im się zdobyć zaledwie pięć bramek w lidze. Równolegle stracili oni aż 27 goli. – To naprawdę trudna sytuacja dla wszystkich ludzi związanych z klubem – przyznaje Bailey. – Władze Norwich starają się jasno przedstawiać swoje stanowisko. Ten nieudany sezon w Premier League to tylko pojedynczy etap bardzo długiego wyścigu.

Norwich, czyli realizm

Trzeba działaczom Norwich przyznać, że już przed sezonem zapowiadali, iż klub nie będzie zabiegał o utrzymanie za wszelką cenę. Żeby zrozumieć ich motywy, trzeba się nieco cofnąć w czasie.

Pisaliśmy na Weszło: “W 2009 roku pogrążony w kryzysie klub z hrabstwa Norfolk przejął we władanie znany londyński biznesmen i wyjątkowo sprawny manager, przed laty prezes potężnego przedsiębiorstwa Redrow – Alan Bowkett. Prywatnie wielki kibic „Kanarków”. Bowkett objął klub w momencie, gdy ten zleciał aż na poziom League One, a zatem do trzeciej ligi angielskiej. Drużyna znalazła się na skraju bankructwa. Po czterech latach rządów nowego prezydenta, klub został całkowicie oddłużony i zaliczył w międzyczasie rajd z trzeciej ligi do ekstraklasy. A to wszystko ku uciesze udziałowców, którzy od kilkudziesięciu lat mają większościowy pakiet akcji Norwich. To znane w Wielkiej Brytanii małżeństwo. Popularna telewizyjna kucharka Delia Smith (na fali jej porad kulinarnych w Wielkiej Brytanii gwałtownie wzrosła niegdyś sprzedaż jajek, ten społeczny fenomen doczekał się nawet opracowań naukowych) i pisarz oraz wydawca, Michael Wynn-Jones. Szacuje się, że nobliwa para zainwestowała w klub około dwunastu milionów funtów.

Zwykle Michael i Delia brylują w rankingach… najbiedniejszych właścicieli angielskich klubów. Oboje mają już po 78 lat, lecz całkiem prężnie angażują się w sprawy „Kanarków”. Wynn-Jones cały czas pojawia się na meczach i dopinguje swoją drużynę, zasiadając niekiedy pośród regularnych fanów, a nie w loży honorowej, gdzie czuje się ponoć nieswojo. Głośnym echem odbiła się też swego czasu sytuacja, gdy Delia Smith w przerwie jednego z kluczowych spotkań – prawdopodobnie będąc w dobrym chmielu – przejęła mikrofon od stadionowego spikera i zażądała od kibiców głośniejszego dopingu, samemu intonując przyśpiewkę”.

Reklama

Większościowi udziałowcy Norwich. Delia Smith i Michael Wynn-Jones.

Nad Carrow Road unosi się zatem sympatyczny, swojski klimat, ale z pewnością trudno nazywać Norwich klubem wyjątkowo zamożnym, przynajmniej jak na angielskie realia. Wszyscy tam wciąż jeszcze pamiętają smętne wydarzenia sprzed dekady, gdy “Kanarki” otarły się o całkowity upadek. Podobnie zresztą było w 2016 roku – klub spadł wówczas z Premier League i prawie ugiął się pod ciężarem zobowiązań kontraktowych. Dlatego po ostatnim awansie nie przeprowadzono latem 2019 roku zwyczajowej, transferowej ofensywy. Podczas gdy pozostali beniaminkowie szaleli na rynku, wydając dziesiątki, czy nawet przeszło sto (jak w przypadku Aston Villi) milionów funtów na nowych graczy, cytowany już Stuart Webber zachował chłodną głowę. W całym sezonie 2019/20 “Kanarki” w sumie wydały na wzmocnienia około sześciu milionów funtów. Jeśli zestawimy to z wydatkami konkurencji, kwota brzmi wręcz abstrakcyjnie.

Nawet zimą nie próbowano się ratować rozpaczliwymi transferami. Biorąc pod uwagę, co nastąpiło później – pandemia, kryzys ekonomiczny w świecie futbolu – Norwich mogłoby władować się w niezłe tarapaty, gdyby doszło do nerwowych ruchów i chaotycznego łatania dziur w składzie. Ale w klubie zachowano spokój. – Porażki bolą jak cholera, ale musieliśmy to przełknąć – przyznaje Webber.

– Pieniądze za awans do Premier League rzeczywiście są duże – mówił z kolei dyrektor w sierpniu 2019. – Ale ludzie nigdy nie biorą pod uwagę tego, że sam awans powoduje poważny wzrost płac w zespole, bo piłkarze dostają automatyczne podwyżki. Do tego dochodzą różne zależności między awansem a kwotami za transfery. Czasami trzeba nawet dopłacić za zawodnika, którego ściągnęło się do klubu pięć lat wcześniej. Te sumy się nawarstwiają. Poza tym, udało nam się wykupić obiekty treningowe, co czyni nasz klub samowystarczalnym. Gdy powinie się nam noga w Premier League, będziemy mieli coś konkretnego, co nam z tej przygody zostanie i czego już nie stracimy.

“Można ryzykować na rynku transferowym, to też jest metoda. Jeśli wygrasz – zostajesz w Premier League. Ale jeśli spadniesz, pozostaje ci sprzedawać, sprzedawać, sprzedawać i sprzedawać. Z niektórych umów trudno się uwolnić. Na mojej zmianie to się nie stanie. Wiem, ile nas kosztowało doprowadzenie klubu do stanu, w którym jest on dzisiaj. Nie chcę przechodzić tego ponownie”

Stuart Webber latem 2019 roku

Duet Webber&Farke właśnie w taki sposób działa. Ich celem jest, by w Norfolk kreować gwiazdy, a nie ściągać gotowe produkty z innych drużyn. Jeżeli Norwich zatrudnia doświadczonych zawodników, mówimy o uzupełnieniach składu piłkarzami z kartą na ręku.

W Championship ta strategia sprawdziła się doskonale. W sezonie 2018/19 Norwich wywalczyło awans do Premier League we wspaniałym stylu. Zresztą już w poprzednich rozgrywkach (2017/18) widać było potencjał na coś dużego. To wówczas na Carrow Road błysnął talentem James Maddison, którego udało się sprzedać do Leicester City za przeszło 20 milionów funtów. Dzisiaj Maddison jest już naturalnie wart wielokrotnie więcej, ale na szerokie wody wypłynął za sprawą Farkego.

– Nie było nas stać na kupienie sobie awansu – tłumaczył swoje działania Webber. – Filozofia klubu może się opierać na wydawaniu milionów na transfery w każdym okienku, można też zatrudnić trenera z doświadczeniem w Lidze Mistrzów. Tak zrobiło Wolves i odniosło sukces. My nie możemy sobie na to pozwolić. Przed moim przybyciem w zespole zgromadziła się cała grupa piłkarzy wypalonych, mających za sobą najlepsze lata kariery. Potrzebowaliśmy świeżej krwi i managera, który odważy się postawić na młodzież i pozwoli nam otworzyć się na nowe kierunki transferowe.

Tym managerem został właśnie Daniel Farke. Pierwszy nie-Brytyjczyk na stanowisku szkoleniowca Norwich City.

“Są trenerzy, którzy oceniają swoją karierę na podstawie zdobytych tytułów, sukcesów i zarobionych pieniędzy. Ja natomiast pracuję we wspaniałym miejscu. W miejscu z sercem i duszą. To dużo przyjemniejsze niż być dwudziestym czwartym trenerem w klubie i wygrać z nim sto czterdziesty siódmy tytuł w historii”

Daniel Farke

Farke to fachowiec wyjątkowy. Nie zrobił nigdy wielkiej piłkarskiej kariery, a przed objęciem Norwich mógł się pochwalić głównie pracą trenera rezerw Borussii Dortmund. No nie jest to szczególnie imponujące CV. Jednak Webber lubi stawiać na trenerów wypatrzonych w Niemczech, o ile ma pewność, że ich metody pozwolą rozwinąć zespół. Wcześniej, gdy jako dyrektor sportowy wprowadzał do Premier League ekipę Huddersfield, zatrudnił Davida Wagnera. Także Niemca, także z przeszłością w Borussii.

– Decydując się na przeprowadzkę do Anglii, miałem świadomość, że Norwich to klub z wielkimi tradycjami – opowiadał Farke. – Powiem jednak szczerze. Nie znałem zawodników, którzy aktualnie tam grali. Stoczyłem wiele dyskusji ze Stuartem Webberem i wieloma innymi osobami. Zdałem sobie sprawę, że chcę się zaangażować w ten projekt. Uświadomiono mi, że trafię między ludzi o otwartych umysłach, którzy chcą, żebym zaprowadził w drużynie duże zmiany. Chcieli nowej struktury. To dla mnie wielki zaszczyt, że mogę być jej częścią i wziąć na siebie tę odpowiedzialność. Oczekiwania wobec mnie są z tego powodu wyższe i absolutnie to rozumiem.

Farke i Webber faktycznie odmienili strukturę kadrową oraz styl gry Norwich. Przeprowadzili błyskawiczną rewolucję kadrową. Postawili na wielu zawodników związanych z rynkiem niemieckim. Zaczęli wprowadzać w zespole ofensywne schematy rozegrania piłki. Zainstalowali w składzie młodzież, piłkarzy na dorobku. Na papierze wartość rynkowa drużyny drastycznie wręcz spadła. W praktyce jej poziom znacznie się podniósł. W bardzo krótkim czasie.

Norwich, czyli trampolina

Dla wielu piłkarzy, z których Farke korzystał w sezonie 2019/20, występy w Premier League były największy wyzwaniem w karierze. Z niezłej strony pokazał się choćby Emi Buendia, jeden z najlepszych asystentów w lidze. Zanim argentyński zawodnik trafił do Norwich, miał spore problemy z zaistnieniem w Getafe. Nawet na poziomie Segunda Division. Obecnie zaś znajduje się na celowniku Atletico Madryt. Kolejny przykład piłkarza, który eksplodował talentem u Farkego, to oczywiście 30-letni już Teemu Pukki. Fin niegdyś kompletnie nie sprawdził się w Schalke 04, przeciętnie się spisywał także w Celtiku. Niemoc strzelecką przełamał w duńskiej ekstraklasie, ale to w barwach Norwich napisał najfajniejszą historię w swojej poplątanej karierze.

15 występów w tym sezonie Premier League zanotował na przykład Christoph Zimmermann. Przed transferem do Norwich 27-latek grał tylko w rezerwach Borussii Dortmund oraz Moenchengladbach. Nie będzie szczególnie ryzykowną teza, że żaden inny klub z angielskiej ekstraklasy nigdy by się takim piłkarzem nie zainteresował.

Oczywiście można powiedzieć, że efekty takiej a nie innej polityki kadrowej są opłakane. Norwich na wielu pozycjach wyraźnie odstawało od konkurencji i z kretesem spada do Championship. Lecz paru ciekawych graczy udało się “Kanarkom” mimo wszystko wypromować. Wspomniany Buendia w nadchodzącym okienku transferowym na pewno wzbudzi zainteresowanie, a jeszcze gorętsze na angielskim rynku są takie nazwiska jak Max Aarons, Ben Godfrey, Jamal Lewis i Todd Cantwell. Wszyscy są młodzi, wszyscy są Brytyjczykami, wszyscy pokazali się szerszej publiczności właśnie w dobiegającym końca sezonie. Na pewno trudniej by im było zabłysnąć, gdyby Norwich chciało utrzymać się w lidze za wszelką cenę i postawiło na defensywy styl gry oraz umieściło większą liczbę starych wyjadaczy w wyjściowym składzie. Każdy z wymienionych – Buendia, Aarons, Cantwell i reszta – miał w mijającym sezonie trudne, wręcz kryzysowe okresy. Ale mogli nieustannie liczyć na cierpliwość trenera.

– Możesz mieć najlepsze obiekty, najlepszy sztab i najlepsze metody w swojej akademii, ale jeśli trener pierwszego zespołu nie wpuszcza wychowanków do wyjściowego składu, po prostu tracisz czas – uważa Stuart Webber. W kolejce do regularnych występów czekają już następne talenty: Adam Idah czy Josh Martins.

Gwiazdor Norwich, Teemu Pukki.

– Niektórzy mówią: „Nie kombinuj. Oddaj piłkę rywalowi, potem skontruj. Nie utrudniaj sobie życia”. Ja mam inne spojrzenie na futbol. Wolę skoncentrować się na kontrolowaniu gry, tworzeniu odpowiedniej struktury posiadania i utrzymywania kontroli nad piłką. Co nie oznacza, że nie chcę rozwijać szybkiej gry po odbiorze – mówi Farke. – Ciągle słyszę, że w Anglii gra się inaczej. Zwłaszcza w Championship. To samo gada się w Niemczech. „Nie filozofuj, tu trzeba walczyć, wygrywać główki i grać na wślizgu”. Tak, trzeba. Ale kiedy wszyscy to robią i wszyscy to potrafią, musisz się czymś wyróżnić. Naszą wartość stanowią właśnie te różnice. Gdy cały czas gonisz przeciwnika, padasz z wycieńczenia. Naszą ideą jest zamęczać rywali.

Na poziomie Premier League FarkeBall okazało się niewystarczająco skuteczne, lecz na zmianę trenera się na Carrow Road nie zanosi. Choć zniecierpliwionych rozczarowującymi wynikami nie brakuje, nawet wśród kibiców przeważają głosy wsparcia dla trenera, a spadek przyjęto ze zdumiewająco powszechnym zrozumieniem. – Daniel rywalizował w najbogatszej lidze świata, właściwie nie wydając pieniędzy. Czego więcej można było od niego oczekiwać? – pyta retoryczne Webber.

Norwich, czyli ostrożny optymizm

 – Teraz jest czas, żeby wspierać trenera, a nie go obmawiać. Trener Farke będzie pracował w Norwich tak długo, jak zechce. Ma jeszcze dwa lata kontraktu do wypełnienia. Przez ostatni rok wykonaliśmy olbrzymią pracę, jeżeli chodzi o planowanie przyszłości klubu. Długofalowe działania raczej nie są domeną trenerów, którzy planują odejść. Daniel wykonał doskonałą pracę z grupą piłkarzy, która – jak się okazało – nie była wystarczająco dobra, by utrzymać się w Premier League – dodaje dyrektor. Za każdym razem podkreślając, że to on popełnił błędy przy konstruowaniu kadry na sezon 2019/20. – Wyruszyliśmy na wojnę bez broni i nas zastrzelono. Następnym razem będziemy lepiej uzbrojeni. (…) Przykro mi, jeśli niektórzy ludzie uważają, że oddaliśmy walkę o utrzymanie walkowerem poprzez swoją politykę kadrową. Musieliśmy działać realistycznie. Na pewne rzeczy nie było nas stać.

Sam szkoleniowiec przyznał w jednym z wywiadów, że jeżeli otrzyma ofertę z naprawdę potężnego klubu, będzie ją musiał dokładnie przemyśleć. Jest tajemnicą poliszynela, że trenerem Norwich mocno interesują się różne niemieckie kluby i być może Farke powróci do ojczystej ligi. To jednak w tej chwili tylko spekulacje. Na ten moment najwięcej wskazuje na to, że do zmiany szkoleniowca nie dojdzie i Farke będzie próbował raz jeszcze awansować z “Kanarkami” do Premier League.

Spadek oznacza znaczące cięcia wewnątrz klubu. Pandemia koronawirusa mocno wstrząsnęła piłkarskim biznesem na Wyspach, a kluby z zaplecza angielskiej ekstraklasy należą do tych, które oberwały najmocniej. Championship to obecnie jedna z najbardziej przepłaconych lig na świecie – wiele klubów zadłuża się tam na potęgę, wydając na pensje dla zawodników przeszło 100% swojego budżetu.

Stuart Webber naturalnie nie ma zamiaru dopuścić do takiej sytuacji. Wszyscy pracownicy klubu – w tym sam dyrektor i trener Farke – muszą się liczyć w obcięciem wypłaty o połowę. COVID-19 pozostawił w budżecie klubu dziurę wielkości około 20 milionów funtów. Jednak przy Carrow Road nikt nie panikuje z tego powodu. Wręcz przeciwnie – dominują optymistyczne głosy. W klubowej kasie pojawią się bowiem jeszcze fundusze z praw telewizyjnych, klub ma również pewne oszczędności z innych źródeł. Nie jest to może na angielskim rynku totalny ewenement, ale z pewnością “Kanarki” mogą uchodzić za jedną z najspokojniejszych obecnie ekip na Wyspach.

“Klub jest w najlepszej sytuacji, odkąd tutaj trafiłem. Mamy narzędzia, by w przyszłym sezonie znów walczyć o awans. Właściciele są w Norwich od 25 lat, przywiązali się do klubu i możemy na nich liczyć w każdej sytuacji. Jasne, że chciałbym mieć więcej pieniędzy do wydania na transfery, na co nie mogę z ich strony liczyć, ale zamiast tego mam zapewnioną stabilność i odpowiednią infrastrukturę. Jestem za to wdzięczny”

Stuart Webber

Norwich nie stoi również pod ścianą jeżeli chodzi o sprzedaż zawodników. Cantwell, Buendia czy nawet Pukki na pewno doczekają się interesujących ofert, lecz Webber nie musi chwytać się pierwszej-lepszej z nich jak tonący brzytwy. – Uszanujemy ambicje naszych zawodników. Jeśli dostaną jakąś propozycję korzystną dla rozwoju kariery, nie będziemy ich hamować. Ale czy puścimy kogokolwiek tanio? Zdecydowanie nie, nie musimy sprzedać żadnego piłkarza by uratować budżet – zapewnia Webber.

Norwich, czyli nowy klub Płachety?

Jak w Norwich odnajdzie się zatem Przemysław Płacheta, jeżeli “Kanarki” zdecydują się na wykupienie go ze Śląska Wrocław – trudno zgadywać. Dotychczas na lewej stronie boiska Farke wystawiał przede wszystkim wspomnianego już Todda Cantwella, lecz jest wielce prawdopodobne, że akurat tego zawodnika w przyszłym sezonie już na Carrow Road nie będzie. – Myślę, że on jeszcze nie doszedł do swojego najwyższego poziomu. Oczywiście nie ma już siedemnastu lat, tylko 22, ale wciąż pracuje nad wszystkimi elementami swojej gry. Nie zadowala go to, że jest utalentowany. Widać, że stara się eliminować swoje słabości jeżeli chodzi o grę defensywną, elementy siłowe czy taktyczne. To mi się bardzo podoba. Jak będzie dalej się tak rozwijał i dalej będzie tak świadomym zawodnikiem, to stanie się w przyszłości wielkim piłkarzem. Jego naturalny talent robi wrażenie – opisywał kolegę z zespołu Ondrej Duda.

Latem do zespołu dołączy jednak kolejny lewoskrzydłowy, Danel Sinani. 23-latek ściągnięty ze znanego i lubianego Dudelange. Na tej pozycji Farke ma też do dyspozycji Onela Hernandeza, Kubańczyka wyciągniętego z Eintrachtu Brunszwik. W Premier League Hernandez spisuje się słabo, lecz wcześniej w Championship zanotował osiem goli i dziesięć asyst w sezonie 2018/19.

Polak musi mieć również świadomość, że oczkiem w głowie władz Norwich jest akademia, bardzo prężnie się w ostatnich latach rozwijająca. – Kiedy do zespołu trafia zawodnik z zewnątrz, my traktujemy to jako porażkę – opowiadał jesienią 2019 roku dyrektor akademii, Steve Weaver. – Jeżeli nie zdołaliśmy dostarczyć pierwszemu zespołowi odpowiedniego zawodnika i klub musi szukać piłkarza poprzez transfer lub wypożyczenie, musimy się poprawić. Za kadencji Farkego w pierwszym zespole Norwich wychowankowie zanotowali ponad 450 występów. To tyle samo ile w poprzednich dwunastu latach. Na Carrow Road naprawdę nie tylko gadają o swoich planach, lecz wcielają je w życie z niespotykanym rozmachem.

Przemysław Płacheta jest blisko transferu do Norwich.

Mimo wszystko transfer Płachety wpisuje się w dotychczasową politykę kadrową klubu (również mając w pamięci epizod skrzydłowego w Niemczech), a to daje powody do optymizmu. Polak to piłkarz, którego trzeba dopiero ulepić na poważnego zawodnika, popracować nad jego rozwojem. Ze swoimi atutami – przede wszystkim motorycznymi – powinien pasować Farkemu i dobrze wpisać się w preferowany przez szkoleniowca styl gry, gdzie także od skrzydłowych wymaga się ciężkiej pracy w odbiorze piłki. Z kolei Stuart Webber zauważył ostatnio, że na poziomie Premier League piłkarze Norwich odstawali od rywali pod względem przygotowania fizycznego. – Motorycznie było w porządku. Mam wrażenie, że biegaliśmy lepiej niż 90% naszych rywali. Ale oni byli po prostu od nas więksi. Każdy klub w Premier League ma swojego Michaila Antonio, a właściwie to trzech lub czterech. 

Ta wypowiedzieć to też pewna wskazówka dla Płachety.

Jedno jest pewne – Norwich nie jest zespołem, w którym Płachecie przyjdzie rywalizować o miejsce w składzie z jakimś topowym piłkarzem na olbrzymim kontrakcie. Albo z dogasającą gwiazdą, która chce sobie jeszcze trochę pokopać przed emeryturą i przytłacza wszystkich swoim wielkim dorobkiem. Na Carrow Road tak to nie działa. Czy gracz Śląska Wrocław jest obecnie gotowy na grę w Premier League? Pewnie nie. W Championship? Można mieć wątpliwości, pamiętając choćby co spotkało w tej lidze Joela Valencię.

Ale na tym właśnie polega fenomen “Kanarków”, że tam eksplodują talenty piłkarzy, po których nikt nie oczekiwał cudów.

fot. NewsPix.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
1
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś
Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Anglia

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
1
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Komentarze

10 komentarzy

Loading...