Najlepszy młodzieżowiec Ekstraklasy w sezonie 19/20. To właśnie jego wybieramy w tym rankingu. Michał Karbownik? Kamil Jóźwiak? Przemysław Płacheta? A może Jakub Moder? Zanim przejdziemy do rozstrzygnięć, musimy uderzyć się w pierś. Dostrzegaliśmy przed sezonem wiele wątpliwości i zagrożeń w związku z wprowadzeniem przepisu o młodzieżowcu. Ile z nich znalazło potwierdzenie w rzeczywistości? No… niewiele.
Oczywiście gdyby się uprzeć, znaleźlibyśmy kilka niedociągnięć, ale nie chcemy by minusy przesłoniły nam plusy, które są bardzo liczne. Obawialiśmy się, że niektórzy młodzieżowcy będą ciągnięci za uszy, tymczasem znacznie więcej mamy historii, w których wyciągali z kapelusza chłopcy okazywali się ratunkiem dla swoich klubów, które nie trafiły z transferami. Ciężko przeliczać wprowadzenie tej regulacji na gotówkę, wszak nie wiemy, którzy młodzieżowcy przebiliby się bez pomocy od PZPN, ale fakty są bardzo optymistyczne – kilku z nich solidnie się wypromowało. A to oznacza, że polskie kluby dostaną za niedługo solidne zastrzyki gotówki.
Gotówki, którą… Może lepiej tego zdania nie kończyć.
Oczywiście wiele klubów stawiało na zdolnych chłopaków niezależnie od przepisów. Tak było chociażby w Lechu czy Legii, ale i w Lechii, Górniku, czasem Pogoni i Zagłębiu. W tym rankingu wybraliśmy dwudziestkę młodzieżowców, która najbardziej nam się podobała. Oceniamy wyłącznie dyspozycję z tego sezonu. Oczywistą sprawą jest, że 99% klubów wolałoby u siebie Filipa Marchwińskiego niż Grzegorza Szymusika, ale Marchwińskiego nie braliśmy nawet pod uwagę, a obrońcę Korony Kielce – jak najbardziej. Mamy nadzieję, że ten przykład jasno tłumaczy, jakimi kryteriami się kierowaliśmy.
Kto nie załapał się na pokład, a był blisko?
Brani pod uwagę: Karol Fila (Lechia Gdańsk), Marcin Listkowski (Pogoń Szczecin), Patryk Szysz (Zagłębie Lubin), Łukasz Poręba (Zagłębie Lubin), Mateusz Młyński (Arka Gdynia), Mateusz Spychała (Korona Kielce), Robert Gumny (Lech Poznań)
Najlepsi polscy młodzieżowy sezonu 2019/20
20. GRZEGORZ SZYMUSIK (1998, KORONA KIELCE)
O ile Koronę trudno posądzać o logikę w działaniach transferowych, o tyle problem młodzieżowca rozegrała całkiem rozsądnie. Nieprzypadkowo używamy słowa „problem” – w Kielcach przez lata nie stawiało się na młodzież, klub nie wychował sobie naturalnych kandydatów i kręcił nosem nawet na drużynę, która wygrała CLJ z szesnastopunktową przewagą. Latem 2018 zakontraktowano Grzegorza Szymusika, który poszedł od razu na wypożyczenie do pierwszoligowej Warty, a przed tym sezonem dołożono mu jeszcze do rywalizacji Mateusza Spychałę.
Jedna pozycja, dwóch solidnych młodzieżowców. I choć Spychała rozegrał z tego duetu więcej minut, to Szymusik pozostawił po sobie lepsze wrażenie. U Smyły grywał raczej jako zapchajdziura na lewej obronie, u Bartoszka wywalczył sobie miejsce na swojej pozycji. I stał się jednym z jego najwierniejszych żołnierzy – to właśnie zadziornością i nieustępliwością skradł serca kieleckich kibiców. W mitycznej „Bandzie Świrów” byłby szanowany. Sam zresztą śmieje się, że gdyby wszyscy walczyli tak jak on, Korona walczyłaby o puchary.
19. DAMIAN MICHALSKI (1998, WISŁA PŁOCK)
Jeden z tych piłkarzy, o których można powiedzieć, że grają „na pozycji młodzieżowca”. Ściągnął go do klubu jeszcze Łukasz Masłowski, u Leszka Ojrzyńskiego nie startował z pole position. Wyższe notowania mieli początkowo Hubert Adamczyk (wysypał się w pierwszym sparingu) i Bartłomiej Żynel (rozpoczął sezon między słupkami). Pod koniec okna Marek Jóźwiak ściągnął jeszcze Macieja Ambrosiewicza i Mikołaja Kwietniewskiego, zimą dołożył Dawida Kocyłę, co także było pewnym wotum nieufności dla Michalskiego.
Ale to on grał zdecydowanie najwięcej. Obskakiwał każdą pozycję w obronie – zaczynał na lewej stronie, wiosną wskoczył na prawą, zdarzyło mu się zagrać też na środku. Wyszło solidnie, także w ofensywie, bo…
Trochę obawiamy się, że w przyszłym sezonie ta wszechstronność może okazać się jego przekleństwem i będzie postrzegany jako ten, który załata każdą dziurę w obronie.
18. KAMIL PIĄTKOWSKI (2000, RAKÓW CZĘSTOCHOWA)
Wyrzut sumienia Zagłębia Lubin, które oddało go bez większej walki. Za łatwo? Naszym zdaniem tak. Zwłaszcza, że nie musimy zastanawiać się, czy Piątkowski osiągnie wyższy poziom niż Jończy czy Oko. On już to zrobił, a jest przecież trzy lata młodszy od tych, których w Lubinie ceniono bardziej.
Ale to już problem Zagłębia, a nie nasz. I na pewno nie Rakowa, który ma zapewnionego solidnego młodzieżowca jeszcze na dwa lata. Piątkowski dużo zyskał w momencie, gdy Marek Papszun przywrócił go na środek. To urodzony stoper, ale początkowo dostawał szansę na wahadle, do czego predestynuje go całkiem przyzwoita szybkość. I tak jak od czasu do czasu udawało mu się skleić ciekawą akcję z przodu, tak lepiej dla wszystkich będzie, jeśli pozostanie w środku już na stałe.
JAK KAMIL PIĄTKOWSKI ODNALAZŁ SIĘ W RAKOWIE? SYLWETKA ZDOLNEGO MŁODZIEŻOWCA
17. ALEKSANDER BUKSA (2003, WISŁA KRAKÓW)
Już od kilku lat z Krakowa dochodzą do nas głosy – patrzcie na Buksę, to materiał na naprawdę ciekawą karierę. Tym bardziej dziwne jest to, że jeszcze chwilę temu Wisła na własne życzenie mogła (i teoretycznie wciąż może) stracić go za bezcen. Jego obecna umowa wygasa w grudniu. Jakiś czas temu „Biała Gwiazda” – mając opcję przedłużenia kontraktu o rok na juniorskich warunkach – prowadziła rozmowy o związaniu się z młodym talentem dłuższy okres, doceniając rozwój piłkarza. W pewnym momencie klub wycofał się z tego, co proponował i… przedłużył kontrakt na starych, juniorskich zasadach. Otoczenie Buksy nie było zachwycone, zwłaszcza w obliczu sygnałów z wielu poważnych klubów, które co chwilę spływają.
Dla Wisły mogło to oznaczać katastrofę i wypuszczenie swojej największej perełki za darmo. Ale prawdopodobnie do tego nie dojdzie, a nowy kontrakt – gwarantujący Wiśle prawdopodobnie wysoką sumę odstępnego za piłkarza – ma zostać podpisany po sezonie. Buksa skorzystał na kontuzjach Brożka i Turgemana, gdy już dostał szanse – wykorzystywał je. Strzelił cztery bramki, trzy z nich bardzo ładnej urody. Trafiał do siatki co 113 minut. Robi wrażenie zwłaszcza to, że z całego grona to najmłodszy zawodnik. Buksa dopiero co… otrzymał promocję do drugiej klasy liceum.
16. SEBASTIAN KOWALCZYK (1998, POGOŃ)
Mamy pewien problem z oceną Sebastiana Kowalczyka. Czy jest solidnym ligowcem? Niewątpliwie tak. Ale nie możemy oprzeć się wrażeniu, że trochę stanął w miejscu. Jego liczby – dwa gole, dwie asysty – na nikim szału nie robią. Zwłaszcza, że aż 30 meczów rozegrał od deski do deski. Indywidualnie to jedno z większych rozczarowań tego sezonu.
Nie chcemy napisać, że Kowalczyk zmierza w kierunku ligowego dżemu, ale faktem jest też, że nie przybliża się do ciekawego transferu zagranicznego. Podobnie jak jego kolega z drużyny, Marcin Listkowski, u którego coś drgnęło (pierwszy gol po 83 meczach w lidze!), ale wciąż są to zdecydowanie zbyt subtelne przebłyski. Kowalczyka wyróżniało w tym sezonie od reszty to, że był najmłodszym kapitanem w lidze. Oczekiwania były większe, choć niech to nie rozmyje nam rzeczywistego obrazu – było solidnie.
15. KAMIL PESTKA (1998, CRACOVIA)
Masażysta, klubowy kasjer, steward. Oni wszyscy byli na początku sezonu bliżej składu niż Kamil Pestka. Michał Probierz boleśnie punktował swojego obrońcę. Ustawił go na lewym skrzydle w meczu z ŁKS-em, by po pół godziny zaprosić go za linię boczną. Nie zabrał go do kadry meczowej na rewanżowy mecz z Dunajską Stredą. W końcu wysłał na urlop, by zregenerował się po mistrzostwach Europy U-21, na których radził sobie przecież z Lukebakio.
I co? I pykło. Pestka stał się etatowym lewym obrońcą, choć wydaje nam się, że to jeden z tych piłkarzy, który na przepisie o młodzieżowcu bardzo skorzystał. Nie mamy bowiem przekonania, że w następnym sezonie, już na normalnych zasadach, wygrałby tak łatwo rywalizację z Michalem Siplakiem. I między innymi właśnie dlatego 22-latek zamierza zawinąć się z Krakowa i próbować szczęścia zagranicą. Nie jest to oczywisty kandydat do wyjazdu, ale skoro Paweł Jaroszyński dał radę, to dlaczego nie Pestka?
14. BARTOSZ BIDA (2001, JAGIELLONIA)
Czy gdyby nie przepis, poznalibyśmy Bidę? No… prawdopodobnie nie. Ireneusz Mamrot do samego końca wahał się, czy na niego postawić. Decyzję podjął – ku zaskoczeniu wszystkich – dzień przed pierwszym meczem Jagiellonii. Bida odpłacił się najlepiej jak mógł – stał się strzelcem pierwszego gola w całym sezonie, został w składzie na dłużej.
Wcześniej w kolejce do grania byli przed nim Mystkowski i Klimala. Bida imponuje przebojowością i odwagą przy wchodzeniu w drybling. W juniorach był koszmarem swoich kolegów z drużyny. Zdarzył mu się sezon, gdy zdobył 27 bramek jako środkowy obrońca. Po prostu brał piłkę i… jechał z nią przez całe boisko. Mamy nadzieję, że nie „zekstraklasowieje” i nie zatraci swoich atutów. A pewna lampka może już się zapalić – jesień miał imponującą, wiosną trochę obniżył loty.
13. SEBASTIAN MILEWSKI (1998, PIAST GLIWICE)
Niektórzy myśleli, że Waldemar Fornalik oszalał, a i sam piłkarz mógł się zastanawiać, czy nie znalazł się w jakiejś ukrytej kamerze. Sezon zaczął jako środkowy pomocnik. Po pięciu meczach na tej pozycji, trener Piasta nagle ogłosił, że… teraz przesunie się na skrzydło. Na skrzydło, na którym nigdy wcześniej nie grał. Co więcej – nawet na tej pozycji nie trenował.
Pomysł szalony, nieprzygotowany, który pokazuje trochę podejście Waldemara Fornalika do przepisu o młodzieżowcu. Nie jest żadną tajemnicą to, że trener ekipy z Gliwic średnio popiera tę regulację, a więc naturalne były sugestie, że upchał młodego w miejscu, na którym najmniej może zawalić. Milewski odnalazł się na skrzydle, nawet mimo faktu, że czasem dostarczał nam trochę śmiechu. Co więcej – stał się jednym z bardziej niedocenianych ligowców. Przyszły sezon będzie dla niego weryfikacją. Póki co Fornalik wyżej ceni umiejętności innych środkowych pomocników. Z drugiej strony – z Gliwicami prawdopodobnie pożegna się Hateley.
12. PRZEMYSŁAW WIŚNIEWSKI (1998, GÓRNIK ZABRZE)
Ma cechę, która bywa często niedoceniana u stoperów – szybkość. Jest autorem trzeciego najszybszego sprintu w sezonie. Może i średnio potrafi grać w piłkę, ale ilu mieliśmy już takich stoperów, którzy byli chwaleni głównie za wyprowadzenie? Wiśniewski broni się tym, czym powinien bronić się defensor – blokowaniem dostępu do swojej bramki.
Dla każdego, kto obserwował pierwsze mecze Wiśniewskiego w Górniku, jego rozwój to spore zaskoczenie. Początkowo dostawał szansę na prawej obronie. Nadawał się tam… mniej więcej tak, jak Jakub Czerwiński do reklamy szamponu. Po przestawieniu do środka – cytując klasyka – coś przeskoczyło, w naturalnym środowisku Wiśniewski radzi sobie o niebo lepiej. I pewnie odbierze latem kilka ciekawych ofert, a może nawet z którejś skorzysta.
11. BARTOSZ SLISZ (1999, LEGIA WARSZAWA)
Aleksandar Vuković mówi, że to najlepiej wydane pieniądze w historii Legii. Na zweryfikowanie tej opinii jeszcze przyjdzie czas. Faktem jest natomiast, że mistrz Polski zapewnił sobie topowego młodzieżowca na przyszły sezon, a jego wartość wzrosła już w momencie podpisania kontraktu. To ruch obarczony niskim ryzykiem. Kwestią czasu jest to, jak warszawski klub sprzeda go na zachód – pytanie, czy za trójkę, czy raczej za piątkę.
Pewnie znalazłby się w tym zestawieniu wyżej, gdyby nie fakt, że w Legii tylko dwa razy w lidze wybiegał w wyjściowym składzie – niemniej przebłyski były. W przyszłym sezonie – nawet mimo konkurowania z Antoliciem i Martinsem – powinien mieć pierwszy skład. Karbownik prawdopodobnie odejdzie, a młodzieżowca wystawić przecież trzeba.
10. RADOSŁAW MAJECKI (1999, LEGIA WARSZAWA)
Ciężko jednoznacznie ocenić ten sezon w wykonaniu Majeckiego. Z jednej strony to nie jest bramkarz, który wybraniał Legii mecze. Po prostu był pewny. Z drugiej strony, bazuje na świetnym ustawieniu, przez co jego parady wyglądają nieco mniej efektownie. I jest skuteczny na przedpolu, często przerywał akcje, zanim w ogóle zaczynały być groźne.
Czy wybralibyśmy go do grona najlepszych pięciu bramkarzy tego sezonu? Raczej nie. Ale do ósemki mógłby już się załapać. Zdarzały mu się klopsy (mecz w Zabrzu…), ale ma jeszcze czas by zdobyć doświadczenie. Sezon i tak dla Majeckiego bardzo dobry – zdobył mistrzostwo, zebrał dobre recenzje, już zimą podpisał kontrakt z dużym klubem. I mamy solidne podstawy by twierdzić, że w Monaco nie przepadnie. A spektakularne interwencje jeszcze przyjdą.
9. JAKUB KAMIŃSKI (2002, LECH POZNAŃ)
Wiele o Jakubie Kamińskim powiedział nam początek rundy wiosennej. Wiadomo, jaka była w Lechu sytuacja – Gumny wypadł z gry na dłuższy okres, początkowo zastąpił go Satka. Szybko okazało się, że Słowak jest niezastąpiony na środku. Przeciągały się rozmowy z Zagłębiem w sprawie szybszego wykupienia Alana Czerwińskiego, „Kolejorz” szukał w międzyczasie strażaka na pół roku, Dariusz Żuraw stanął przed dylematem – z którego z obecnych piłkarzy spróbować stworzyć prawego obrońcę?
Padło na 17-letniego wówczas Kamińskiego, który podczas obozu uczył się nowej pozycji. W lidze dostał cztery mecze na prawej obronie i wypadł… więcej niż solidnie. Ale nie mamy wątpliwości, że to urodzony skrzydłowy. Dostrzegamy u niego świetne możliwości fizyczne – nie dlatego, że to chłop jak dąb, po prostu jest niebywale zwrotny i szybki w ruchach. Wpływ na to miało zapewne trenowanie gimnastyki w młodym wieku. Kamiński z meczu na mecz się rozkręca, a przecież dopiero od miesiąca może kupić legalnie piwo w sklepie. Będzie miał z niego Lech dużo pociechy.
8. MIŁOSZ SZCZEPAŃSKI (1998, RAKÓW CZĘSTOCHOWA)
Nigdy nie ma dobrego momentu na kontuzję, ale ten, w którym więzadła zerwał Szczepański, był najgorszy z możliwych. Tak jak jesienią miewał bezbarwne mecze, tak wiosną stał się liderem Rakowa i bezsprzecznie jego najlepszym piłkarzem. Zdrowie jednak nie pomogło.
Ale w następnym sezonie nie powinien mieć problemów z powrotem do składu, zwłaszcza że Marek Papszun konsekwentnie stawia na bezproduktywnego Musiolika. Co więcej – spodziewamy się, że para Szczepański-Tijanić może dostarczyć nam wielu fajerwerków. Wiele osób mówi o Szczepańskim, że nigdy nie uważało go za wielki talent, a na treningach nie pokazuje niczego specjalnego. My nie mamy nic przeciwko, by polska piłka produkowała tylko zawodników meczowych. Co do poprawy? Liczby. Gol i trzy asysty – powinno wyglądać to znacznie okazalej.
7. TYMOTEUSZ PUCHACZ (1999, LECH POZNAŃ)
Koń. Dzik. Najlepiej przygotowany fizycznie spośród polskich młodzieżowców. Ma wszystko – i szybkość, i trochę mięśni w barkach, i wytrzymałość. Może zagrać na obu skrzydłach, ale też na lewej obronie. Jak na nasze – to ta ostatnia powinna być jego pozycją docelową. Na skrzydle daje radę, ale to właśnie lewa obrona bardziej uwypukla jego atuty i gaz na bramkę. Słowem – to na niej może zrobić większą karierę.
Kto by się spodziewał, że tak to się potoczy? Sezon zaczynał jako jeden z większych przegranych mistrzostw świata U-20, na których tylko raz dostał szansę w wyjściowym składzie. Jaki wynik zanotowała reprezentacja – niestety, doskonale pamiętamy. Zrezygnował z urlopu, by walczyć o swoje w Lechu. Może czasem zbyt mocno szuka lewej nogi, może w jego ruchach za dużo jest chaosu, może jeszcze nie czas, by pchać się na zachód. Ten sezon to jednak przełom w jego karierze, który rozbudził apetyty na więcej.
6. BARTOSZ BIAŁEK (2001, ZAGŁĘBIE LUBIN)
Gdzie byłby dziś Białek, gdyby Rok Sirk nie okazał się patałachem? Prawdopodobnie tam, gdzie jeszcze wczesną jesienią – w rezerwach. Zagłębie szybko uświadomiło sobie, że na Słoweńcu imperium nie zbuduje. Problem klubu z Lubina polegał na tym, że w letnim oknie…
- pożegnał się z Patrykiem Tuszyńskim,
- odpalił Jakuba Maresa,
- wypożyczył do Płocka Olafa Nowaka.
I choć z dzisiejszej perspektywy wydaje się to kuriozalne – w pewnym momencie w Lubinie zatęskniono nawet za Tuszyńskim. Kołem ratunkowym miał być Patryk Szysz, któremu znacznie bliżej do skrzydła niż na dziewiątkę. Martin Sevela musiał kombinować, popatrzył na drugi szereg, wyjął z kapelusza Białka i… był to strzał w dziesiątkę. Co uważamy za jego największy atut? Łatwość w dochodzeniu do sytuacji. Komentatorzy powtarzają, że „piłka szuka go w polu karnym”, ale kompletnie się z tym nie zgadzamy. Jest zupełnie na odwrót – to Białek swoimi mądrymi ruchami wymusza zagrania swoich kolegów. Do poprawki jeszcze skuteczność, ale osiem bramek i trzy asysty w debiutanckim sezonie robią wrażenie.
5. PATRYK KLIMALA (1998, JAGIELLONIA)
Do niedawna – największa sodówka w Ekstraklasie. W młodzieńczych latach – imprezy, najwyższa tkanka tłuszczowa w Legii, która poskutkowała wyrzuceniem go z klubu. Na dalszym etapie – utarczki słowne z trenerami, głupie wywiady („jeśli miałbym występować tylko w Ekstraklasie, po prostu przestałbym grać w piłkę”), więcej drogich aut w garażu niż dobrych meczów (czytaj: jedno).
Ireneusz Mamrot wprost przyznawał, że najwięcej pracy indywidualnej wykonał właśnie z Klimalą. Była to głównie praca mentalna. Klimala zmądrzał, wiele zrozumiał i – co za przypadek – poszły za tym wyniki. Patryk wyróżniał się na ligowych boiskach wyjściem do prostopadłej piłki. Generalnie mamy wrażenie, że najlepiej odnalazłby się w ekipie, która bazuje na kontrataku. Czy Celtic taką jest? Mamy wątpliwości. Na razie Klimala zaliczył w Szkocji lekki falstart, a teraz czeka na rozpoczęcie nowego sezonu.
4. JAKUB MODER (1999, LECH POZNAŃ)
Co byłoby z Lechem, gdyby nie akcja kibiców, którzy wysłali Muhara na ławkę rezerwowych?! Oczywiście żartujemy, bo nie chce nam się wierzyć, że to presja trybun wymusiła na Dariuszu Żurawiu odważniejsze postawienie na Modera. Spektakularna forma, z jaką wszedł do pierwszego składu każe sądzić, że prawdziwa szansa dla pomocnika przyszła zdecydowanie za późno. I to duży kamyk do ogródka Żurawia.
MIŚ KOALA I LEPSZA WERSJA DEMBIŃSKIEGO. REPORTAŻ O JAKUBIE MODERZE
Czy będziemy zdziwieni, jeśli Jerzy Brzęczek powoła go na zgrupowanie? Ani trochę. W polskiej piłce niewiele jest określeń używanych tak mocno na wyrost, ale o Moderze z czystym sumieniem można to powiedzieć – on naprawdę potrafi uderzyć z dystansu. Czy to z wolnego, czy z dwudziestego, czy z trzydziestego metra. Jest w tym powtarzalny i w zasadzie każdy strzał podnosi ciśnienie bramkarza. Ale nie sprowadzajmy jego gry tylko do atomowych uderzeń. Jest bardzo wpływowym zawodnikiem środka pola i nie ustępuje poziomem od Tiby czy Ramireza. Długo nie będziemy potrafili zrozumieć, jakim cudem można było tak długo trzymać go w blokach.
3. PRZEMYSŁAW PŁACHETA (1998, ŚLĄSK WROCŁAW)
Latem zeszłego roku prawdopodobnie najbardziej pożądany młodzieżowiec na rynku. Chciało go wiele firm, na czele z Legią, rywalizację wygrał niepozorny Śląsk Wrocław, który zgodził się na atrakcyjną dla zawodnika klauzulę odejścia. Plan był jasno nakreślony – Płacheta przez rok pomaga wrocławianom w obsadzeniu pozycji młodzieżowca mając przy tym w miarę pewny skład, samemu się promuje i wyjeżdża do lepszego klubu.
I plan się powiódł. Płacheta jest bliski przenosin do angielskiego Norwich. W lidze wykręcił najlepsze (ex aequo z Kamilem Jóźwiakiem) liczby spośród młodzieżowców – osiem bramek i cztery asysty. Ultraszybki zawodnik. W klasyfikacji dziesięciu najszybszych sprintów sezonu, Płacheta obsadził pięć miejsc. Początkowo wydawało nam się, że to trochę kazus Miłosza Przybeckiego, ale nic z tych rzeczy. Płacheta rósł z miesiąca na miesiąc i wyjedzie jako piłkarz ukształtowany. Jako jeden z liderów ofensywy czwartej (prawdopodobnie) siły Ekstraklasy.
2. KAMIL JÓŹWIAK (1998, LECH POZNAŃ)
Kolejny piłkarz, który nie ma już czego szukać w Ekstraklasie. Osiem goli i cztery asysty. Drugi sezon, po którym może powiedzieć o sobie, że jest podstawowym zawodnikiem Lecha. Swoje szanse dostawał już od sezonu 15/16, ale dopiero teraz stał się jednym z liderów „Kolejorza”.
Z utęsknieniem wspominamy czasy, gdy w naszej lidze byli jeszcze dryblerzy. To oczywiście nie tak, że byliśmy kiedyś zagłębiem dla przyszłych Denilsonów, ale mamy wrażenie, że z roku na rok obserwujemy coraz mniej piłkarzy potrafiących kiwać. Jóźwiak kiwać potrafi. Używa dryblingu często i skutecznie. Także w tłoku, także w polu karnym, ale i na pełnej szybkości, gdy ma sporo miejsca.
Czego jeszcze potrzebuje? Chyba większej regularności. Po pierwszym meczu po odmrożeniu futbolu ze Stalą Mielec spadło na niego sporo pochwał, po czym przygasł w lidze i swoją pierwszą „postpandemiczną” bramkę zdobył dopiero w siódmym ligowym spotkaniu. Z Legią wystarczył prosty manewr z ustawieniem na prawej stronie Jędrzejczyka i Vesovicia, by Jóźwiak zginął w grze. Ale to mankamenty, które nie powinny przesłonić nam całego obrazu, który jest bardzo dobry.
1. MICHAŁ KARBOWNIK (2001, LEGIA WARSZAWA)
Odkrycie sezonu, bez dwóch zdań. Chłopak, który wyskoczył znikąd i stał się… najlepszym lewym obrońcą w lidze.
Mimo że lewym obrońcą wcale nie jest.
To świadczy o ogromnej skali talentu, jaką obdarzony jest Karbownik. Oczywiście, nie wiemy jakby było, gdyby grał w mniej jakościowej drużynie, w której częściej trzeba bronić. Karbownik najbardziej imponował ciągiem na bramkę, łatwością, z jaką mijał kolejnych bezradnych rywali, z jaką wchodził w pole karne, ale nie zróbmy z niego chłopaka tylko od ofensywki – grał w tyłach solidnie i notował wiele udanych interwencji.
Po takim sezonie aż głupio byłoby nie wyjechać. Sami jesteśmy ciekawi, gdzie finalnie wyląduje. I nie tyle chodzi nam o klub, co… o pozycję. Mariusz Piekarski twardo utrzymuje, że to docelowo środkowy pomocnik. Patrząc na pakiet jego umiejętności – nie ma powodów by twierdzić, że na tej pozycji radziłby sobie gorzej. Przed 19-latkiem ciekawe lato, bo zgłosi się po niego pół Europy. I pomyśleć, że jeszcze rok temu miał iść na wypożyczenie do Radomiaka, a na treningu pierwszej drużyny pojawił się głównie dlatego, że Ivan Obradović średnio przypominał piłkarza.
RÓŻA, KTÓRA WYROSŁA Z BETONU. PRZECZYTAJ NASZ REPORTAŻ O MICHALE KARBOWNIKU
Fot. FotoPyK