Reklama

UFC 285: Jon Jones powraca, Gamrot bierze walkę za pięć dwunasta

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

04 marca 2023, 15:21 • 11 min czytania 0 komentarzy

Jedni powiedzą, że to powrót króla. Inni, że syna marnotrawnego, który przez lata trwonił swój talent do MMA. Jednak obie strony zgodzą się co do tego, że ponowne pojawienie się w klatce Jona Jonesa jest jednym z największych wydarzeń w UFC w tym roku. Ale gala oznaczona numerkiem 285 to nie tylko debiut Bonesa w wadze ciężkiej. W nocy z soboty na niedzielę zobaczymy także Mateusza Gamrota, którego rywalem będzie Jalin Turner. Choć pierwotnie Polak miał inne plany.

UFC 285: Jon Jones powraca, Gamrot bierze walkę za pięć dwunasta

TRZY LATA BEZ WALKI

Jon Jones to jeden z najlepszych zawodników w historii UFC bez podziału na kategorie wagowe. W tej kwestii nie zapraszamy do dyskusji, bo po prostu nie ma o czym gadać. Sprzeczać możemy się, czy popularnemu Bonesowi należy się miano GOAT-a.

Owszem, Chabib Nurmagomiedow, któremu poza Amerykaninem najbliżej do tego tytułu, może poszczycić się czystym rekordem 29-0. Jednak przecież i dokonania Jonesa są ogromne. Jego ręka była wznoszona w górę przez sędziego 26 razy, a jedyna porażka miała miejsce w 2009 roku. W praktycznie każdej walce nie zostawiał swoim rywalom złudzeń. W wadze junior ciężkiej panował przez 1501 dni. Sumując ogółem dni jego rządów, Jones dzierżył mistrzowski tytuł przez ponad pięć lat i dziewięć miesięcy. No gigant, który na rozkładzie ma takie nazwiska jak Vitor Belfort, Alexander Gustafsson (pierwsza walka ze Szwedem została okrzyknięta najlepszym pojedynkiem 2013 roku), Glover Teixeira czy Daniel Cormier.

Reklama

Jednocześnie Jon Jones to gość, którego trudno polubić tak po prostu, jako człowieka. Pomnik zbudowany ku chwale jego legendy, jest cały ubabrany łajnem. Bo poza byciem wielkim fighterem, Jones to kolejne wpadki dopingowe. Przez jedną z nich wynik drugiej walki z Cormierem – tej w której znokautował DC – został anulowany.

Jones to też powtarzające się wybryki związane z jazdą samochodem po pijaku. Raz, będąc totalnie naprutym, zignorował czerwone światło na sygnalizatorze i roztrzaskał dwa inne pojazdy. W tym jeden prowadzony przez ciężarną kobietę, która w wyniku wypadku złamała rękę. Jakby tego było mało, Bones uciekł z miejsca wypadku.

Jones to typ, który zapewnia, że kocha swoją rodzinę. Ale z drugiej strony, będąc od wielu lat w związku z Jessie Moses, z którą ma trzy córki, jeździł sobie na panienki i nawalony wszczynał burdy w klubach ze striptizem. Albo w drodze do nich. Ostatnia tak głośna akcja miała miejsce we wrześniu 2021 roku. Wówczas Jones zawitał do Las Vegas, by wraz z rodziną wziąć udział w gali UFC Hall of Fame. Szkoda tylko, że w światowej stolicy hazardu poniósł go melanż. Kiedy pijanemu Jonesowi nie dość było wrażeń i chciał uderzyć z kumplami do strip-klubu, wdał się w awanturę z Moses. I to taką, która zakończyła się zgarnięciem Jona do aresztu.

Kilka miesięcy później Jessie ostatecznie rozstała się ze swoim narzeczonym (oficjalnie nigdy nie wzięli ślubu). „Jeżeli nienawidzisz Jona Jonesa, wznieś toast, czuję się jak gówno”, napisał sam zainteresowany na Twitterze.

JAZDA PO PIJAKU, DOPING I WIELE INNYCH, CZYLI JON JONES I WSZYSTKIE JEGO ODPAŁY

Akcja w Las Vegas była najsłynniejszym występem Jonesa związanym z UFC w ostatnich trzech latach. W lutym 2020 roku Amerykanin pokonał Dominica Reyesa. Następnie chciał wymusić na UFC gigantyczną podwyżkę, która poskutkowałaby też przejściem mistrza do wagi ciężkiej. Dlatego też kilka miesięcy później zawakował pas w półciężkiej. Ale kolejne pozasportowe odpały, a także ogromne oczekiwania finansowe, nie ułatwiały dogadania się organizacji z jedną ze swoich twarzy.

Reklama

Zacytuję go i to, co powiedział mojemu prawnikowi. Powiedział, że chce tyle, ile zapłacono Deontayowi Wilderowi [za drugą walkę z Tysonem Furym – dop. red.]. Myślę, że Wilder otrzymał trzydzieści milionów dolarów – mówił Dana White.

I tak dni przeradzały się w miesiące, miesiące zaś w lata, a fani Jona Jonesa powoli mogli być postrzegani w świecie sportów walki, niczym gracze komputerowi bujający się po konwentach w koszulkach z napisem „I Want To Believe”, przyodzianych w logo trzeciej części Half Life’a. Wszyscy tego chcieli, ale kiedy coś zaczynało być na rzeczy, kolejny przypał głównego bohatera oddalał całe przedsięwzięcie.

POWRÓT KRÓLA?

Ale poza tym, że Jones robił kolejne głupoty poza oktagonem, oraz rozstał się ze swoją wieloletnią partnerką, Jon pod koniec 2021 roku ogłosił swój plan na przyszłość. Amerykanin pragnął przejść do wagi ciężkiej i zmierzyć się z ówcześnie panującym mistrzem – Francisem Ngannou.

Rzecz w tym, że Kameruńczyk (posiadający też francuski paszport) zawalczył z Cirylem Ganem, po czym zapragnął znacznie wyższych zarobków. Kiedy negocjacje z UFC utknęły w martwym punkcie, Ngannou zawakował pas i nie przedłużył kontraktu. Za co – o ironio – niedawno został skrytykowany przez Jona Jonesa. Bones, który na początku wspierał swojego potencjalnego przeciwnika, nagle zmienił front i zaczął głosić, że Ngannou wykazuje brak wiary w siebie. Podczas gdy przyczyną są – a jakże – pieniądze.

Wprawdzie najlepsi zawodniczy UFC mało nie zarabiają, ale w porównaniu do ich kolegów ze świata boksu, takich jak Saul Alvarez, Tyson Fury czy wspomniany już Wilder, Dana White daje im relatywnie niewielki kawałek tortu. Dlatego Ngannou, choć zapowiada że pewnie kiedyś wróci do MMA, na razie myśli o dobrej wypłacie w boksie. Mówi się nawet o jego pojedynku z Tysonem Furym. Za taką walkę Francis bez wątpienia mógłby zainkasować kilkadziesiąt milionów dolarów.

Ngannou tak odniósł się do zaczepek Jonesa [tłumaczenie za mmarocks.pl]: – Myślę, że w tej walce moglibyśmy być po tej samej stronie, zamiast ze sobą rywalizować, bo właśnie tego chce system. Podzielić nas. Nie zamierzam grać w te gierki. Rozumiem bardzo dobrze, co się dzieje i życzę mu jak najlepiej.

I wie, co mówi. Jeżeli wierzyć danym ze strony mmasalaries.com, Jones w trakcie całej kariery podniósł z oktagonu 14,3 miliona dolarów. Oczywiście teraz Bones zainkasuje największą wypłatę w życiu, ale nie do końca wiadomo jaką. Jedne źródła mówią o podstawie w wysokości miliona dolarów, co wraz z procentem obliczanym na podstawie sprzedanych abonamentów PPV, dawałoby około 2,5 do 3 milionów. Inne głoszą, że Jones zostanie drugim najlepiej opłacanym zawodnikiem w historii UFC – po Conorze McGregorze. A skoro Israel Adesanya kasuje za pojedynki około siedmiu baniek, to prowadzi nas do wniosku, że Jones musi zarobić więcej. Stąd najbardziej optymistyczne dla niego szacunki głoszą nawet o wypłacie w okolicach dziesięciu baniek. To ogromna kwota. Ale zarazem znacznie mniejsza od tych, które czołowi bokserzy zarabiają w ringu.

Fanów Jonesa pragniemy uspokoić. Chociaż znacznie cięższy, to nie wejdzie do klatki prosto z klubu nocnego. Wręcz przeciwnie – w 2022 roku Amerykanin solidnie zasuwał na treningach. Czynił to pod okiem Henry’ego Cejudo, po tym jak po aferze w Las Vegas został pogoniony z klubu Jackson Wink.

– Wierzę, że Jon Jones nie tylko pokona Ciryla Gane, ale wierzę, że go podda lub znokautuje. Nie sądzę, aby ta walka miała trwać dłużej niż trzy rundy. Moim zdaniem do klatki wejdzie zupełnie nowy Jon Jones. Jeśli pobije Ciryla Gane, powinien pojawić się na pierwszym miejscu rankingu najlepszych zawodników bez podziału na wagi – mówił Cejudo.

Treningów Jonesa dogląda też jego stary znajomy – Greg Jackson, z którym Amerykanin przez wiele lat trenował w Jackson Wink. Jak twierdzi sam zawodnik, to Jackson, nie Mike Winkeljohn – czyli główny trener i twarz Jackson Wink – stał za jego dotychczasowymi sukcesami.

Możemy być spokojni o umiejętności Jonesa. Większy znak zapytania budzi jego kondycja. Wprawdzie były dominator wagi półciężkiej nie przybrał dwudziestu kilogramów na wadze w ekspresowym tempie, a zwykle to takie przemiany odbijają się na wytrzymałości. Jednak ma 35 lat, a ostatni raz widzieliśmy go w klatce ponad trzy lata temu. Bones najzwyczajniej w świecie mógł zardzewieć, co taki gość jak Ciryl Gane bezwzględnie wykorzysta.

Tym bardziej, że Francuz nie jest facetem, który znalazł się na pierwszym miejscu rankingu dywizji ciężkiej UFC przez przypadek. Legitymuje się rekordem 11-1. Ta jedyna porażka nastąpiła ze wspomnianym już Francisem Ngannou. Lecz Gane i tak pozostawił po sobie dobre wrażenie. Ówczesny mistrz wygrał na punkty, ale dokonał tego w dość niecodziennym stylu. Ciryl potrafił zniwelować jego największy atut, czyli silne pięści, stąd Ngannou musiał zacząć pracować w parterze. Zwyciężył, jednak dopiero po decyzji sędziowskiej.

Francis Ngannou i Ciryl Gane podczas UFC 270.

Zważywszy na to, że w poprzednich pięciu pojedynkach Francis niszczył swoich oponentów, to świadczy o sporej klasie Gane’a. A jakim zawodnikiem jest Ciryl? Może nie kompletnym, ale to inteligentny wojownik, który ma plan na każdego rywala. Świetnie radzi sobie w stójce, a to przez doświadczenie z muay thai. Doskonale porusza się na nogach, przez co zwykle wyprzedza ruchy innych ciężkich. Natomiast jego mankamentem jest parter. Udowodnił to Ngannou, czego Jon Jones nie omieszkał wyśmiać twierdząc, że najlepszym parterowcem z którym mierzył się Gane, był Kameruńczyk. Czytaj – Gane jeszcze nie walczył z naprawdę dobrymi zapaśnikami.

Francuz twierdzi, że trenował przed walką z Jonesem, ale ogółem nie lubi się przemęczać: – Jestem leniwy. Taka jest prawda. Trenuję tylko wtedy, kiedy mam ogłoszoną walkę. Ostatnio walczyłem z Taiem Tuivasą. Od tamtej pory prawie w ogóle nie trenowałem, a do pracy w klubie wróciłem, kiedy ogłosili moją walkę z Jonem Jonesem.

– Wyczuwam pułapkę, ale tak czy siak, nie ma to znaczenia, trenuję swój tyłek – odpowiedział na słowa swojego rywala Jones za pośrednictwem Twittera.

GAMER BIERZE WALKĘ ZA PIĘĆ DWUNASTA

Emocje związane z galą UFC 285 nie ograniczą się tylko do jej dania głównego. Kartę główną otworzy pojedynek Bo Nickala z Jamie Pickettem. Pierwszy z nich debiutuje w UFC, a ogólnie stoczył tylko trzy zawodowe walki. Dwie z nich odbyły się w ramach Dana White’s Contender Series – programu firmowanego nazwiskiem szefa UFC, który ma na celu wynajdowanie nowych talentów mieszanych sztuk walki. Nickal w minutę wygrał tam dwa pojedynki, stąd organizacja sporo sobie po nim oczekuje.

Czeka nas też pojedynek zawodników z czołowej dziesiątki kategorii półśredniej, w którym Geof Neal sprawdzi umiejętności Szawkata Rachmonowa. Wprawdzie Kazach zajmuje 9. pozycję w rankingu UFC, jednak w zawodowej karierze nie znalazł jeszcze pogromcy. Jeżeli uda mu się pokonać rankingową siódemkę, może poważnie zacząć myśleć o walce eliminacyjnej do mistrzowskiego pasa.

Co-main eventem gali w Las Vegas będzie starcie w wadze muszej kobiet. W nim Walentina Szewczenko będzie bronić mistrzowskiego pasa z Alexą Grasso. Kibice znad Wisły mogą kojarzyć Meksykankę. W 2019 roku jej przeciwniczką była Karolina Kowalkiewicz. Grasso wygrała z Polką przez jednogłośną decyzję sędziów.

A skoro już przy polskich kibicach jesteśmy, tych z najbardziej zainteresuje druga walka z karty głównej, bowiem w niej wystąpi Mateusz Gamrot. Choć pierwotnie nie taki był plan, bo na początku Jalin Turner – czyli rywal Gamera – miał bić się z Danem Hookerem. Ale na niecały miesiąc przed galą Hooker złamał rękę. I tak rozpoczęło się poszukiwanie nowego oponenta dla Turnera, który obecnie zajmuje 10. pozycję w rankingu UFC wagi lekkiej.

– Mogłem usiąść i czekać na kolejnego przeciwnika, już na innej gali, ale bardzo chciałem zawalczyć na UFC 285 i udało się. Gamrot był jedynym, który się zdecydował. Tylko on chciał walczyć, reszta się bała. Nikt nie chciał trzytygodniowego okresu przygotowawczego, by potem podjąć wyzwanie walki ze mną – mówił Turner w wywiadzie dla MMAjunkie.

Z kolei Gamrot w rozmowie z TVP Sport tak opowiadał o kulisach najbliższego pojedynku: – Nie wyrywałem się do tej walki, liczyłem na termin w kwietniu lub maju. Miałem zaplanowany obóz sparingowy w jiu-jitsu w Hiszpanii. […] Nagle w sobotę dostałem wiadomość od Dana Lamberta [szef American Top Team – dop. red.]. „Cześć stary, wiem, że celowałeś w inny termin, ale UFC zaproponowało zastępstwo”. Ta wiadomość przyczepiła się do mnie jak magnes i nie mogłem jej odmówić.

Wskakiwanie na zastępstwo w ostatniej chwili zawsze wiąże się ze sporym ryzykiem, ale jak twierdzi Polak, po to trenuje całe życie, by być gotowym na takie momenty. Tym bardziej, że pomimo ostatniej porażki z Beneilem Dariushem, Gamer za Oceanem wciąż ma silną markę. Obecnie jest sklasyfikowany na siódmej pozycji w wadze lekkiej, a bukmacherzy widzą w nim faworyta w walce z Tarantulą. Fuksiarz.pl daje kurs 1.45 za każdą złotówkę postawioną na wygraną Polaka. Wygrana z rankingową dziesiątką w sytuacji, kiedy bierze walkę z marszu, ponownie bardzo przybliżyłaby go do możliwości walki o pas wagi lekkiej.

Nie znaczy to jednak, że Gamrot może zlekceważyć Turnera. Jalin posiada liczne atuty, a jeden z nich było widać już podczas ceremonii ważenia. To rosły chłop, mierzący aż 190 centymetrów wzrostu. Jak na kategorię lekką, której limit wagowy wynosi 70,3 kilograma, Turner jest chodzącym wieżowcem. I chętnie korzysta ze swoich warunków fizycznych. Lubi kontrolować walkę w stójce, korzystając z przewagi zasięgu ciosu. Ma też czym uderzyć – z 13 wygranych pojedynków, 9 zwyciężył przez nokaut.

Ale to nie tak, że Tarantula nie ma pojęcia o parterze. Jako dzieciak trenował zapasy i podobno był w nich całkiem niezły. Do MMA pociągnęło go dopiero, kiedy na jednym z treningów zapaśniczych złamał palec. Niemniej jednak sam twierdzi, że na macie też daje radę. Chociaż wielu w to wątpi.

– Myślę, że ostatnim pytaniem na jakie chcecie, bym odpowiedział, jest: „Jak wygląda grappling Jalina? Jak prezentuje się to, jak tamto? Pokonam Mateusza i sprawię, że ludzie przestaną podawać w wątpliwość moje umiejętności parterowe i obronę przed sprowadzeniami – mówił Turner podczas wczorajszej konferencji prasowej.

Jednak nikt nie ma wątpliwości, że Amerykanin będzie chciał jak najdłużej utrzymywać pojedynek w stójce, a słynący z niekonwencjonalnych technik grapplingu Polak poszuka szans na poturlanie się z przeciwnikiem.

Z kolei Gamrot w wywiadzie dla TVP Sport powiedział: – Każdy stójkowicz szczeka, dopóki nie wejdzie do oktagonu. Jeżeli on uważa, że zatrzyma moje zapasy to pamiętajmy, że nie jest mistrzem świata w jiu-jitsu jak Beneil Dariush. Nie powiedziałbym, że [Turner] zatrzyma moje zapasy. Ja na pewno wyciągnąłem dużą lekcję z poprzedniej walki, w której postawiłem tylko na zapasy. W tej postawię na pełne, przekrojowe MMA.

Czy uniwersalne MMA rodem z poznańskiego Czerwonego Smoka sprawdzi się w starciu z amerykańską tarantulą? A może długaśne odnóża Turnera pozwolą mu utkać zwycięstwo nad faworyzowanym Polakiem? O tym wszystkim przekonamy się z soboty na niedzielę. Transmisja gali rozpocznie się o godzinie 4:00, a Gamrot i Turner powinni wyjść do klatki około 4:30.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Przeczytaj też:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

MMA

Marcin Tybura jeszcze walczy o spełnienie marzeń. Polak poddał Taia Tuivasę

Sebastian Warzecha
2
Marcin Tybura jeszcze walczy o spełnienie marzeń. Polak poddał Taia Tuivasę
MMA

Sugar Show, czyli przebić Conora. Sean O’Malley chce być największym w historii

Sebastian Warzecha
0
Sugar Show, czyli przebić Conora. Sean O’Malley chce być największym w historii

Komentarze

0 komentarzy

Loading...