Reklama

Wzloty i upadki złotego dziecka. Kariera Ricky’ego Rubio

Łukasz Poznański

Autor:Łukasz Poznański

12 stycznia 2024, 14:22 • 12 min czytania 6 komentarzy

Długą i bogatą karierę złotego dziecka hiszpańskiej koszykówki trzeba przedstawić w obrazach. Ricky Rubio do świata sportu wszedł z futryną. Jego reputacja przez wiele lat była o krok przed nim. Wytrwale za nią podążał, w końcu zdołał ją doścignąć i dopisał kolejne rozdziały do własnej legendy. Po tym jak w zeszłym tygodniu ogłosił zakończenie gry w NBA ze względu na problemy natury psychicznej, przedstawiamy najważniejsze sceny z tej niesamowitej drogi. Wierzymy, że ta opowieść doczeka się szczęśliwego epilogu.

Wzloty i upadki złotego dziecka. Kariera Ricky’ego Rubio

Złote dziecko

Jak w dobrym kinie akcji historia Rubio zaczyna się od wybuchów, a w zasadzie od jednego, za to potężnego – eksplozji jego talentu. Gdybyśmy rzeczywiście kręcili o nim film, to zaczynałby się chyba od 51 punktów, 24 zbiórek, 12 asyst i 7 przechwytów Ricky’ego w finale rozgrywanych w Hiszpanii w 2006 roku mistrzostw Europy do lat 16. 

W klimatycznej hali z trybunami jedynie z trzech stron parkietu nie było gdzie wcisnąć szpilki. Wypełnili ją szczelnie głośni kibice gospodarzy. Wzdłuż jednego dłuższego boku boiska wznosiła się ściana przyozdobiona z okazji turnieju banerami FIBA i flagami biorących w nim udział krajów. To na tym tle rozgrywała się najważniejsza akcja tego meczu. Ricky trafił z połowy równo z syreną na koniec czwartej kwarty i dał swojej drużynie dogrywkę. Hiszpanie potrzebowali aż dwóch dodatkowych części, by pokonać Rosję. Rewelacyjny rozgrywający zszedł w tym spotkaniu z parkietu tylko na minutę.

Reklama

Tamtego lata Katalończyk miał już za sobą pierwszy seniorski sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej w Hiszpanii, lidze ACB. 14 lat, 11 miesięcy i 25 dni – tyle liczył, gdy po raz pierwszy wybiegł na parkiet w meczu dorosłych zawodników. Jego Joventut Badalona pokonał wówczas CB Granada, a Rubio w pełni wykorzystał pięć minut, które otrzymał od trenera. Bez tremy i z charakterystyczną dla siebie zadziornością ograł w kilku sytuacjach starych, doświadczonych facetów. 

Zwykle gdy na boisku w jednej z drużyn pojawia się debiutant, jest to sygnał dla przeciwników, by przycisnąć go zarówno w ataku, jak i w obronie. Tymczasem to czternastolatek zaliczył przechwyt przy wyprowadzeniu piłki pod własnym koszem, mądrze odcinając rywala. W innej akcji umiejętnie przyspieszył i doskonale podał do kolegi znajdującego się w dogodnej pozycji do oddania rzutu, przez co przeciwnicy musieli go sfaulować. 

Te właśnie umiejętności, które posiadł w bardzo młodym wieku, uczyniły z niego wyjątkowego gracza. Przerastał swoich rówieśników i posiadał dużą dozę boiskowego cwaniactwa. 

Zawsze grał w drużynach ze starszego rocznika. Jestem dwa lata starszy od niego, a on grał przeciwko nam – wspomina czasy występów w rozgrywkach młodzieżowych Boris Balibrea, Katalończyk, obecny trener MKS-u Dąbrowa Górnicza, zespołu z polskiej ekstraklasy. – Znał wszystkie sztuczki. Wiedział, jak się ustawić, żeby zabrać przeciwnikowi piłkę, przechwycić ją w różnych sytuacjach czy zdobyć łatwe punkty. Pamiętam, jak kiedyś w trakcie meczu wchodził na kosz i miał piłkę w prawej ręce, a lewą sam uderzył się w tę prawą, tak żeby sędziowie pomyśleli, że został sfaulowany. Było słychać dźwięk uderzenia i sędziowie zagwizdali przewinienie. Tak że możesz sobie wyobrazić, jak bardzo był cwany. Jak na swój wiek był bardzo rozwinięty.

Dobra historia wymaga wprowadzenia na scenę intrygujących bohaterów drugoplanowych. Pierwszym z nich jest doświadczony, charyzmatyczny trener, Aito Garcia Reneses. To on odważnie stawiał na młody talent i wpuszczal go na boisko. Rubio będzie po latach wspominał, jak wiele mu zawdzięcza. Powie wtedy o krótkoterminowych celach, jakie wyznaczał mu szkoleniowiec w tamtym okresie. Równie istotne jest jednak to, że Aito dbał, by nastolatka nie przytłoczyła presja związana z szybko zdobytą popularnością. Przez kilka pierwszych sezonów zupełnie ograniczał jego kontakty z mediami, a Rubio rósł pod jego skrzydłami.

W tym momencie musimy przedstawić kolejnego bohatera. Jest nim Rudy Fernandez, również wychowanek szanowanego trenera Garcii Renesesa. Razem z Rickym stworzyli w Badalonie zabójczy duet, który hiszpańskie media ochrzciły mianem “dwóch R”. Rubio miał 17 lat, a Fernandez 22, gdy podnieśli w górę pierwsze trofeum w dorosłym baskecie, Puchar Króla. W pokonanym polu zostawili dwie euroligowe drużyny naszpikowane gwiazdami: Real Madryt i TAU Ceramica Vitoria. Parę miesięcy później cieszyli się z kolejnego tytułu. Wygrali ULEB Cup, czyli drugi w hierarchii puchar europejski. 

Reklama

W 2008 roku Ricky i Rudy zawiesili na szyi jeszcze po trzecim medalu, tym razem srebrnym – zdobytym na igrzyskach olimpijskich. Sama obecność Rubio w kadrze na turnieju takiej rangi była zaskoczeniem. Postawił na niego jednak ówczesny trener reprezentacji, Aito. Ricky był trzecim rozgrywającym w rotacji. Na koniec zmagań doszło jednak do tego, że jego dwaj bardziej doświadczeni koledzy wypadli z gry ze względu na kontuzje. Nastolatek wyszedł więc w pierwszej piątce w finale przeciwko USA. 

Młody miał w tym meczu niczego nie zepsuć i to się udało. Hiszpanie do końca byli w grze, mimo że na wcześniejszym etapie już raz znacząco ulegli Amerykanom. Rubio zasłynął po tym, jak w końcówce meczu, gdy wynik był już rozstrzygnięty, ruszył z pretensjami do jednego z sędziów i zarobił faul techniczny. Widocznie był rozczarowany, że nie zdobędzie przed osiemnastką olimpijskiego złota. Finał, w którym po stronie Ameryki wystąpili Kobe Bryant, LeBron James czy Carmelo Anthony, a dla Hiszpanii zagrali bracia Gasol czy Juan Carlos Navarro, został okrzyknięty jednym z najlepszych w historii olimpijskich zmagań. Rubio na pocieszenie został najmłodszym olimpijskim medalistą w swojej dyscyplinie. 

Do czasu 21. urodzin hiszpański czarodziej, jak ochrzciły Ricky’ego media, skompletował prawie wszystkie możliwe tytuły. Z kadrą świętował jeszcze złoto na mistrzostwach Europy. W klubie, po tym jak w 2009 roku po transferowej sadze za rekordową kwotę 3,7 miliona euro dołączył do FC Barcelony, dołożył dwa Puchary Króla, mistrzostwo Euroligi i mistrzostwo Hiszpanii. W 2011 roku rozpoczął się z kolei nowy rozdział w karierze złotego dziecka hiszpańskiego basketu zatytułowany: NBA.

Udowodnić wartość

Wyjątkowa historia Ricky’ego wraz z jego przybyciem do USA zmieniła charakter. Pościgi i wybuchy zastąpiło zmaganie się jednostki z przeciwnościami, wzloty i upadki. Już okres w Barcelonie, na najbardziej eksponowanej i wymagającej scenie w Europie, uwydatnił pewne braki w grze rozgrywającego. W najlepszej lidze świata miały one tym bardziej stanowić problem. Bohater musiał wytężyć wolę, by stawić czoła wyzwaniom.

Gdybyśmy mieli wymienić zawodników okrzykniętych złotymi dziećmi koszykówki na myśl jako jeden z pierwszych przyjdzie nam na pewno Luka Doncić. Słoweniec przeszedł podobną drogę do Rubio, z tym że jego młodzieżowa kariera związana była z Realem Madryt. Grając w klubie ze stolicy Hiszpanii był tak samo nastoletnią rewelacją. Przed dwudziestką zdobył kilka mistrzostw Hiszpanii, Puchar Króla, mistrzostwo Euroligi, a z reprezentacją złoto mistrzostw Europy.  

Dziś Doncić notuje niewiarygodne statystyki w kolejnych spotkaniach na parkietach najlepszej ligi świata. Bryluje przede wszystkim w ataku. Na początku swojej przygody w NBA zadeklarował nawet, że w Ameryce łatwiej zdobywa mu się punkty. W każdym sezonie był w czołówce klasyfikacji strzelców i wymienia się go jako jednego z najlepszych zawodników ligi.

Rubio znał koszykarskie zaklęcia, którymi, podobnie do Doncicia, czarował publiczność, lecz do osiągnięcia poziomu Słoweńca brakowało mu strzelby. Taki los wróżyli mu już obserwatorzy mistrzostw Hiszpanii kadetów w 2005 roku. W artykule na solobasket.com wymieniającym największe talenty turnieju przy nazwisku rozgrywającego pojawiła się uwaga:

Pod kątem przyszłości powinien poprawić swój rzut.

Ten sam niedostatek w grze Ricky’ego wymienił także Boris Balibrea:

Był taki element, który bardzo go ograniczał, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Był to rzut z dystansu. Choć dziś bardzo się już w tym elemencie poprawił, nigdy nie był doskonałym strzelcem. Jest świetnym podającym, ma bardzo dobry przegląd pola. Ma dużą rozpiętością ramion, ale jego największym ograniczeniem był rzut za trzy. Szczególnie w okresie, gdy NBA wyewoluowała w stronę gry jeden na jeden i rzutu za trzy. 

W filmie o Rubio musiałaby pojawić się scena, w której pokazano by tytuły artykułów z amerykańskiej prasy z 2014 roku. Rozważano w nich, czy Rubio jest najgorszym strzelcem w historii ligi. Miało to związek z niskim procentem skuteczności rzutów z gry, jaki notował Katalończyk. Trzeba by te obrazy zestawić jednak koniecznie z nagraniami z letnich workoutów, gdy Rubio rok po roku usilnie pracował nad tym elementem. Ten wysiłek miał potem przynieść wspaniałe efekty.

Nikt zresztą Rubio po pierwszych sezonach nie zwalniał. Czarodziej po przeprowadzce do Stanów nie stracił swojej magii. Doskonale dyrygował grą drużyny. Jego highlightsy zawierają mnóstwo świetnych minięć, niewiarygodnych asyst i sztuczek, na które nabierał obrońców. Po prostu showtime.

Początek w najlepszej lidze świata miał bardzo obiecujący. Nikt wtedy nie pomyślałby jeszcze, że zamiast niego Minnesota mogła postawić w drafcie na wybranego z wyższym numerem Stephena Curry’ego. Rubio na koniec sezonu znalazł się w piątce najlepszych debiutantów. W liczbie głosów ustąpił jedynie Kyriemu Irvingowi. Niestety wcześniej, w marcu, doznał poważnej kontuzji kolana po zderzeniu z Kobem Bryantem. 

Było 16 sekund do ostatniego gwizdka, mecz na styku. Lakers mieli piłkę przy trzypunktowym prowadzeniu. Pau Gasol zagrał na obwodzie do Kobego. Rubio wyszedł do podwojenia przy linii końcowej i bardzo szeroko ustawił lewą nogę. Ruszający do ataku Black Mamba wpadł na nią. Więzadła krzyżowe Hiszpana nie wytrzymały tego zderzenia. Młody talent wypadł z gry na dziewięć miesięcy. Stracił wtedy igrzyska olimpijskie w Londynie. 

Urazy były zmorą i położyły się cieniem na losach Ricky’ego w NBA. W całej karierze miał aż trzy długie, wielomiesięczne przerwy. Za każdym razem wracał. Kolejną poważną kontuzję miał w sezonie 2014/15. Rozegrał wtedy jedynie 22 mecze, a latem opuścił mistrzostwa Europy. Ostatecznie to nie fizyczne urazy miały go zastopować.

Prawdziwy cios, który zadał Ricky’emu nieuleczalną ranę, spadł na niego w maju 2016 roku. To zdecydowanie najtrudniejszy obraz jego kariery. Po kilkuletniej walce z chorobą nowotworową odeszła w wieku 56 lat jego mama, Tona Vives. Od tej pory nic w jego życiu nie było już takie samo. Ta śmierć pogrążyła go w długiej depresji. 

Była moją najlepszą przyjaciółką. Jej strata spowodowała, że jestem inną osobą. Przejście przez takie doświadczenie zmienia twoje życie, twoją perspektywę. Mniej martwisz się drobnymi rzeczami i widzisz, co jest ważne. Zdajesz sobie sprawę, że jutra może nie być – komentował w wywiadzie dla Bleacher Report. 

Siła spokoju Hiszpańskiego Samuraja

Wrzesień 2019 roku. Z szyi Ricky’ego ponownie zwisa medal i to z najcenniejszego kruszcu. Jest to jego ostatni brakujący skalp w rywalizacji międzynarodowej. Ma cztery medale z EuroBasketu i dwa wywalczone na igrzyskach. Teraz dołożył do nich również ten z mistrzostw świata.

Podczas turnieju rozgrywanego w Chinach Rubio jest już zawodnikiem dojrzałym. Wreszcie widzieliśmy go w roli, którą zawsze mu przypisywaliśmy.  Bohater przeobraził się. Przeciwności stały się zaczynem nowego zawodnika i człowieka a połączone z doświadczeniem dały hiszpańskiej kadrze prawdziwego lidera. 

W opowieści znów pojawia się też Rudy. Znalazł się w składzie reprezentacji, której ma pomóc jako weteran. W całym turnieju Hiszpanie nie przegrywają ani razu. W ćwierćfinale pokonują Polaków 90:78, kończąc ich piękny sen. 

Po śmierci mamy, Rubio jeszcze przez sezon grał w Minnesocie. W dojściu do siebie pomogły mu techniki terapeutyczne, medytacja i introspekcja. Na kolejne rozgrywki przeniósł się do drużyny Utah Jazz. To w tamtym okresie zaczął nosić długie włosy spięte w japoński kok. Otrzymuje dzięki temu nowe przezwisko, “Spanish Samurai”. Ta fryzura wyznacza też nowy etap w karierze Katalończyka – zarówno sportowy, jak i pod względem jego roli w szatni.

Bardzo udaną kampanię w mieście mormonów zwieńczył swoim pierwszym występem w fazie play-off. Jazz awansowali wtedy do drugiej rundy po pokonaniu faworyzowanych Oklahoma City Thunder. Rubio w jednym z domowych spotkań zaliczył triple-double. To domowe spotkanie jest dla fanów ekipy z Salt Lake City nie lada wydarzeniem. Na potrójną zdobycz w wykonaniu swojego zawodnika czekali… 10 lat. 

Dojrzała kariera Ricky’ego na amerykańskich boiskach ma swoje słowo kluczowe, szacunek. Rubio zdobywa go u fanów i kolegów z branży dzięki szczeremu i otwartemu mówieniu o swoich problemach. Dzielił się z opinią publiczną bólem po stracie ukochanej mamy. W 2018 roku Hiszpan założył fundację swojego imienia. Podczas inauguracji inicjatywy na Plaza Terencia Moix w Barcelonie wygłosił emocjonalne przemówienie: 

Latem 2012 roku mojej mamie zdiagnozowano raka płuc. Następne cztery lata to było prawdziwe piekło. W jednej z ostatnich rozmów obiecałam jej, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby pomóc innym osobom, które przeżywają takie sytuacje, jak ta, której my niestety musieliśmy doświadczyć. Dlatego tu jestem i tworzę fundację walczącą z nowotworem i pomagającą przede wszystkim najmłodszym.

Hiszpański Samuraj roztaczał wokół siebie wyjątkową aurę. Działania, które podejmował poza boiskiem bardzo inspirowały jego młodszych kolegów. Donovan Mitchell wyraził swoje najwyższe uznanie dla hartu ducha rozgrywającego z Hiszpanii i ochrzcił go w czasach wspólnej gry… Jezusem. 

Już samą swoją obecnością sprawia, że inni czują się lepiej – powiedział o Rickym trener Cleveland Cavaliers J.B. Bickerstaff. 

Kawalerzyści byli ostatnią drużyną, w jakiej występował Hiszpan. Po dołączeniu do ekipy z Ohio Rubio zaliczył swój najbardziej spektakularny występ w najlepszej lidze świata. W legendarnej hali Madison Square Garden w Nowym Jorku wchodząc z ławki rzucił 37 punktów i dołożył do tego 10 asyst. W tamtym meczu był zawodnikiem kompletnym. Trafił nawet 8 z 9 rzutów za trzy punkty. 

Niedokończone dzieło

Jaka powinna być ostatnia scena takiego filmu? Może 38 punktów w spotkaniu z USA na igrzyskach w 2021 roku? Hiszpania co prawda wtedy przegrała, ale Damian Lillard, Devin Booker czy Jason Tatum nie byli w stanie zatrzymać Rubio. Ten mecz spina klamrą karierę Katalończyka, jeśli powróci się pamięcią do spotkania na igrzyskach z 2008 roku, gdy siedemnastoletni Ricky rywalizował z Jasonem Kiddem. 

Ta historia nie doczekała jeszcze końca. Hiszpański czarodziej rozgrywa bowiem obecnie swój najtrudniejszy mecz, którego stawką jest jego zdrowie psychiczne. Można przypuszczać, jak wiele kosztuje go to wysiłku i jak trudne musi być doświadczenie, z którym się mierzy, skoro wcześniej presja żadnego ze sportowych wyzwań nie była w stanie go złamać.

Co wydarzyło się 30 lipca minionego roku? To wtedy w trakcie zgrupowania reprezentacji lider Hiszpanów niespodziewanie przerwał koszykarską karierę ze względu na problemy psychiczne. Otwarcie mówiący o problemach zawodnik tym razem podzielił się jedynie wyznaniem, że była to jedna z najgorszych nocy jego życia. Opisał to jednak dopiero po pół roku w liście opublikowanym na portalu X, już po tym jak rozwiązał umowę z dotychczasowym klubem. Trudne doświadczenie spowodowało, że zrezygnował całkowicie z występów w NBA. 

Rubio zostawił sobie furtkę. Nie zadeklarował definitywnego odwieszenia butów na kołku. Nie jesteśmy jednak przekonani, że odpowiednim miejscem akcji ostatniego rozdziału tej opowieści powinno być koszykarskie boisko. Choć wici rozpuściła już Barcelona i przez Juana Carlosa Navarro monitoruje sytuację rozgrywającego, my przychylamy się do opinii Borisa Balibrei:

Misja Ricky’ego jest więcej niż wykonana. Wygrał wszystko w Europie. Udało mu się dostać do NBA. Był przez wiele lat w najlepszej lidze świata. Grał też w reprezentacji Hiszpanii i zdobył z nią wiele mistrzostw. Naprawdę zrobił już wszystko. 

Złote dziecko zeszło – przynajmniej na razie – ze sceny po cichu. W jego karierze talent okazał się przekleństwem i szybko wymusił wejście do świata dorosłych. Trzeba więc szanować czas, w którym Ricky potrzebuje być sam. Jako szczerze oddani fani jego koszykarskich dokonań na ostatni akt wybieramy bardzo prostą i oczywistą scenę.

Niech Ricky się uśmiechnie. Szeroko i szczerze, gdy to wszystko będzie już za nim.

ŁUKASZ POZNAŃSKI

Fot. Newspix

Czytaj więcej o koszykówce:

Stara się wcielić w życie ideał człowieka renesansu. Multilingwista. Pasjonat podróży autostopowych i noclegów pod gołym niebem. Przeżeglował morze (na razie jedno), przewspinał góry. Zaśpiewa, zagra. Trochę gorzej z tańcem, chyba że jest to taniec z piłką koszykową. Uwielbia się uczyć. Marzy, by w każdej dziedzinie umiejętności, myśli i wiedzy ludzkiej zdobyć choć podstawową orientację. W sporcie najbardziej pasjonuje go przekraczanie granic. Niezłomna wola, która pozwala zdyscyplinować każdą komórkę organizmu, by w określonej sekundzie osiągnąć powzięty cel.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Piotr Rzepecki
1
Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Koszykówka

Komentarze

6 komentarzy

Loading...