Reklama

Czy Michał Żewłakow znajdzie kiedyś dobrego trenera?

Szymon Janczyk

31 października 2025, 13:11 • 7 min czytania 49 komentarzy

Pomylić się z trenerem może każdy, nawet największy spec. Bayer Leverkusen też potrafił zatrudnić Erika ten Haga zaraz po tym, jak pracował tam Xabi Alonso. W przypadku Michała Żewłakowa nie chodzi jednak o sam fakt wyboru złego trenera, lecz o proces, który do niego doprowadził. Ciężko uwierzyć, że ktoś, kto stwierdził, że w Edwardzie Iordanescu znalazł wszystko, czego szukał, będzie w stanie dokonać sprawnej korekty.

Czy Michał Żewłakow znajdzie kiedyś dobrego trenera?

Zwłaszcza że Michał Żewłakow nie po raz pierwszy kompletnie przestrzelił w sprawie trenera, którego zatrudnił. Obśmiewającym, że Edi Iordanescu przegrał co się dało w październiku, trzeba przypomnieć, że najniższą średnią punktów w ostatnich latach w Legii Warszawa mieli:

Reklama
  • Marek Gołębiewski, trener tymczasowy, wrzucony do klubu z rezerw;
  • Besnik Hasi, trener wybrany przez Michała Żewłakowie na podstawie jego znajomości belgijskiego rynku.

Tak, tak, doczłapał do Ligi Mistrzów, ale pomyślcie, jak źle musiało być, skoro i tak wykręcił zawrotny wynik 1,17 punktu na mecz. Może więc z dzisiejszej perspektywy wydaje się, że Edward Iordanescu to największa porażka Michała Żewłakowa, ale prawda jest taka, że do powtórzenia klęski Hasiego jeszcze trochę brakowało.

Michał Żewłakow i Edward Iordanescu. Dyrektor sportowy Legii Warszawa znowu wybrał złego trenera

Jak wspomniałem, najbardziej razi nie to, że trenerowi nie wyszło, lecz to, jak bardzo Michał Żewłakow był przekonany, że znalazł swój ideał.

— Szczerze mówiąc, kiedy napotkałem na drodze Ediego Iordanescu, to miałem wrażenie, że to człowiek, który pasuje mi we wszystkim – i charakterologicznie, i pod kątem spojrzenia na piłkę, potrzeb w danym momencie. Wszystko tak się dopasowało, że decyzja przyszła szybciej, niż myślałem — tłumaczył Weszło dyrektor sportowy Legii Warszawa.

Bardzo szybko okazało się, że przynajmniej dwie z tych rzeczy są kompletnie, ale to kompletnie przestrzelone. Bo może spojrzenie na piłkę Ediego Iordanescu da się wybronić, udowodnić, że chciał grać w sposób, który pasował do Legii, lecz nie był w stanie go zaszczepić. Przyjmijmy, że pomysł mógł się zgadzać, wykonanie niekoniecznie. Natomiast idąc dalej…

  • charakter — Iordanescu kompletnie nie pasował do dużego klubu, nie potrafił odnaleźć się w jego realiach, zniszczył sam siebie swoim podejściem, komunikacją;
  • potrzeba chwili — Iordanescu kompletnie nie rozumiał, jakie potrzeby ma Legia, jak nimi zarządzać, jak poradzić sobie z grą na trzech frontach, miał masę szczęścia, że w ogóle na jednym z nich – europejskim – się ostał.

Czy czas na powrót Aleksandara Vukovicia do Legii Warszawa?

Michał Żewłakow, Edward Iordanescu i Marcin Herra podczas prezentacji trenera Legii Warszawa

Brak uśmiechu dyrektora podczas prezentacji nowego trenera – czy Michał Żewłakow już wiedział?!

Naprawdę, ciężko bardziej przestrzelić. Zresztą, nieścisłości i zagwozdki odnośnie tego, czy aby na pewno Edi Iordanescu spełnia kryteria Michała Żewłakowa, pojawiły się niemal od razu. Wystarczyło porównać to, co mówił w mediach z dokonaniami rumuńskiego szkoleniowca. Dyrektor chciał przecież trenera, który:

  • potrafi grać na trzech frontach — Iordanescu nie miał w tym żadnego doświadczenia, dość powiedzieć, że w samych eliminacjach rozegrał z Legią więcej meczów w Europie niż we wcześniejszej karierze;
  • gra ofensywnie — sam Iordanescu stwierdził, że woli wygrywać 1:0 niż 4:3 i kładzie nacisk na grę w obronie;
  • da szansę zawodnikom z akademii — kariera Iordanescu nie obfituje w dowody na stawianie na młodzież, mówiono, że niezbyt się tym przejmował w Rumunii.

To trzy syreny alarmowe, tymczasem po paru miesiącach przygody Ediego w Legii Warszawa możemy podważyć także pozostałe wymagania, czyli na przykład „bycie dyplomatą, człowiekiem poważnym” — może szum wokół klubu dotyczył innych spraw niż za czasów Goncalo Feio, lecz nie zniknął, dyplomacji nie było w tym za grosz.

Nie mówimy więc o drobnych pomyłkach, lecz o kanonadzie błędów krytycznych. Wygląda to tak, jakby ktoś Jose Mourinho sprofilował jako Pepa Guardiolę, oceniając każdą z cech dokładnie odwrotnie niż wskazywał stan faktyczny.

Besnik Hasi, Marek Saganowski, Ben van Dael. Czy Michał Żewłakow potrafi wybrać klubowi trenera?

Gdy Michał Żewłakow wracał do Legii Warszawa, zdobyłem się chłodną ocenę jego dorobku. Zwróciłem uwagę na minusy, bo miałem wrażenie, że za dużo mówi się tylko o plusach. Bardzo ładnie opowiedział o tym sam zainteresowany, który zna blaski i cienie tego zawodu.

— Co dobrego, to ja. Co złego, to też ja. Tego się trzymam. Albo będę klaunem, albo królem. Patrząc na to, jak jestem oceniany przez niektóre media i część kibiców – chwilowo jestem klaunem — tłumaczył „Gazecie Wyborczej” zaraz po rozstaniu z Besnikiem Hasim.

Klaun albo król. Jakim dyrektorem sportowym jest Michał Żewłakow?

Sytuacja się powtarza, Michał Żewłakow „chwilowo jest klaunem”. Znów dlatego, że trener, w którego uwierzył, zawiódł na całej linii. Na pewno ewoluowała podstawa, która prowadziła do zatrudnienia szkoleniowca, bo Hasiego wybrano głównie na podstawie tego, że Żewłakow… znał go z boiska, z szatni.

— Miałem przyjemność grać z nim przez trzy i pół roku. Wygraliśmy dwa mistrzostwa Belgii, kilka razy awansowaliśmy do Ligi Mistrzów, dlatego akurat pasował mi obraz tego człowieka — mówił, gdy ogłaszał następcę Stanisława Czerczesowa.

Besnik Hasi, Bogusław Leśnodorski i Michał Żewłakow

Zdjęcia zrobione na około sto dni przed katastrofą.

Można to zrzucić na karb faktu, że sam Żewłakow nie był zbyt doświadczonym dyrektorem, dał się ponieść entuzjazmowi i po prostu przestrzelił. Natomiast gdy prześledzimy jego pozostałe, późniejsze wybory, to nie znajdziemy licznych przykładów szkoleniowców, którzy zrobili niesamowitą karierę po współpracy z Michałem Żewłakowem.

  • Jacek Magiera — jedni go cenią, inni niekoniecznie, ale skupmy się na faktach: Legia była peakiem jego kariery, nie pracował potem w lepszym miejscu, choć ze Śląskiem Wrocław zaliczył wicemistrzostwo Polski (i spadek z ligi).
  • Ben van Dael — w zasadzie zniknął z profesjonalnego sportu w roli trenera.
  • Martin Sevela — w Zagłębiu solidny, wciąż kręci się po rynku saudyjskim, ale po to, żeby walczyć o utrzymanie z różnymi kopciuszkami (raz się utrzymał, raz spadł, raz klub utrzymał jego następca, ostatnio nie awansował z 2. ligi saudyjskiej), więc ciężko to uznawać za success story.
  • Marek Saganowski — z Motorem Lublin awans przegrał, sukces zaliczyli jego następcy. On sam przeżył potem nieudane przygody w Płocku i Sosnowcu.

Tylko wybrany przed Besnikiem Hasim Stanisław Czerczesow poszedł w górę, prowadził kadrę Rosji, ale też Ferencvaros. Może nie był to klub wielki w skali Europy, lecz przynajmniej węgierski potentat.

Michał Żewłakow zawiódł na całej linii. Od rozmów z Goncalo Feio po wybór Edwarda Iordanescu

W każdym razie istnieją obawy, że wybory trenerskie Michała Żewłakowa kręcą się wokół przeciętnych, kiepskich i fatalnych. Towarzyszy im zwykle zła ocena sytuacji, bo przecież trzeba też pamiętać, że dyrektor sportowy początkowo chciał zatrzymać Goncalo Feio, co raz, że było pomysłem bardzo ryzykownym z uwagi na napiętą historię jego pracy w Legii Warszawa, dwa, że mocno wpłynęło na to, jak trudno było wybrać trenera potem, bo planu B klub nie rozpisał i pion sportowy obudził się z ręką w nocniku.

Edward Iordanescu był tylko i aż ratunkiem w tej sytuacji. Choć trzeba przyznać, że chyba najgorszym z możliwych, może oprócz Eliasa „słupa” Charalambousa, bo przykładowi Brian Priske czy Milos Milojević, których dyrektor wspominał jako rozważanych w rozmowie z Weszło, mieli znacznie większe sukcesy na koncie i mogliśmy sądzić, że z nimi wyglądałoby to lepiej. Tyle że oni albo nie byli zainteresowani pracą w klubie tkwiącym w wieloletnim chaosie (opinie o Legii w Europie są, lekko mówiąc, niezbyt ekskluzywne), albo zostali ocenieni przez Żewłakowa jako ci, którzy — o zgrozo — nie stoją tak blisko jego ideału jak Iordanescu.

Problem dobierania trenerów przez Legię jest znacznie bardziej złożony, nie dotyczy tylko Michała Żewłakowa — udowadnialiśmy to niedawno, tworząc szerszy tekst na ten temat. Obecny (i były) dyrektor sportowy swoimi działaniami dołożył do tego jednak solidną, dużą cegiełkę. Cegłę w zasadzie. Praktycznie nikt nie spodziewa się teraz wyboru rozsądnego, przyszłościowego, innego niż ostatnie… w zasadzie ile? Większość?

Czy Legia (nie) potrafi wybierać trenerów?

Zaraz usłyszymy, że to nie moment na eksperymenty i szukanie nieoczywistych nazwisk. Zresztą Michał Żewłakow wprost mówił, że jego „dwójką” jest Aleksandar Vuković, więc nawet jeśli do zatrudnienia go nie dojdzie, daje to pewien podgląd tego, jak dyrektor sportowy patrzy na sprawę. Rozwiązania doraźne bardzo go interesują, poruszanie się po znajomym gruncie to coś, co go wyróżnia czy też jest mu bliskie.

Tyle że to, co znane, oznacza zwykle minimalizm, tkwienie w solidności, podczas gdy Legia Warszawa potrzebuje w końcu kogoś, kto wyciągnie ją z przeciętności na stałe. Dopiero co zainwestowała ogromną kasę w transfery, działacze przyznali, że budżet płacowy na pierwszy zespół wzrośnie do stu milionów złotych. Tak doinwestowana kadra zasługuje na coś ekstra.

Czy Michał Żewłakow jest w stanie jej to zapewnić? Czy może jednak trzeba zdać się na Frediego Bobicia? O ile można się na niego zdać, skoro spływają informacje, że ceni on Nenada Bjelicę…

WIĘCEJ O LEGII WARSZAWA NA WESZŁO:

SZYMON JANCZYK

fot. FotoPyK

49 komentarzy

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama