Wielki mecz w finale ATP Finals. Jannik Sinner ucieszył Włochów

Sebastian Warzecha

16 listopada 2025, 20:57 • 4 min czytania 0

Inalpi Arena, największa sportowa hala we Włoszech. To właśnie w niej, w Turynie, odbyła się tegoroczna edycja ATP Finals. I już przed jej startem jasnym było, że Włosi chcieli jednego – końcowego triumfu Jannika Sinnera. A postronni fani? Po prostu wielkiego tenisa. I taki dziś dostali. Choć mecz Sinnera z Carlosem Alcarazem – wymarzone starcie o tytuł – trwał tylko dwa sety, to był widowiskiem znakomitym.

Wielki mecz w finale ATP Finals. Jannik Sinner ucieszył Włochów
Reklama

Jannik Sinner uradował rodaków. Włoch znów mistrzem ATP Finals

Finał był starciem dwóch wielkich rywali. Sinner bronił tytułu wywalczonego rok temu i grał przed swoją publicznością. Miał też za sobą jedną statystykę – od 30 spotkań nie przegrał meczu rozgrywanego w hali. Jego tenis po prostu doskonale sprawdza się w takich warunkach. Ale po drugiej stronie siatki stanął jedyny gość, który ostatnio regularnie go pokonywał. Od początku sezonu 2024 spotkali się ośmiokrotnie i siedem z tych pojedynków – wyjątkiem finał Wimbledonu – wygrał Carlos Alcaraz.

Jeśli więc ktoś miał pozbawić Włocha triumfu, to właśnie Hiszpan.

Reklama

CZYTAJ TEŻ: CARLOS ALCARAZ NAJLEPSZY NA ŚWIECIE. CHOĆ JANNIK SINNER NIE ODPUSZCZAŁ

Hiszpan, który już po ostatnim meczu grupowym pewien był jednego – że będzie na koniec sezonu liderem rankingu ATP. Miejsce za jego plecami zajął, naturalnie, Sinner. Obaj podzielili się (już drugi sezon z rzędu) Szlemami: Jannik zgarnął Australian Open i Wimbledon, Carlos Roland Garros oraz US Open. Ba, w trzech z tych Szlemów grali w meczu o tytuł właśnie ze sobą. Łącznie – doliczając ATP Finals – wygrali w tym roku 14 turniejów. Osiem poszło na konto Hiszpana, sześć zgarnął Włoch.

Ten szósty dopisał sobie właśnie dziś.

Choć był to mecz toczony na żyletki. Obaj od początku grali genialnie i, jak to u nich, oglądaliśmy właściwie wszystko, co w tenisie najwspanialsze. Alcaraz i Sinner doskonale się znają, wiedzą, jak gra gość po drugiej stronie siatki. Coraz trudniej im czymś zaskoczyć rywala, więc coraz bardziej trzeba poszukiwać rozwiązań nietuzinkowych. W tym specjalizuje się Carlitos, Jannik jest za to ścianą, od której wszystko się odbija i wraca. Efekt jest taki, że co druga wymiana, która toczyć się będzie dłużej niż przez trzy uderzenia (bo obaj mają też świetne serwisy, które im pomagają), okazuje się wymianą godną zapamiętania.

Efekt jest również taki, że nawet ich dwusetowy mecz – taki jak ten – może zachwycić.

Bo choć w pierwszej partii długo nie było w gemach szans na przełamanie, to często wisiało gdzieś w powietrzu przeczucie, że jeden błąd – a obaj grali momentami na milimetry, pakując co i raz piłki w linię – może odmienić losy gema i seta. Mało brakowało, a przekonałby się o tym Jannik w 12. gemie, gdy pierwszego w meczu break pointa wypracował sobie Alcaraz. Równocześnie była to, oczywiście, piłka setowa. Hiszpan jednak jej nie wykorzystał, Sinner wygrał gema, a potem poszedł za ciosem w tie-breaku. I zrobiło się 1:0 w setach, a miejscowa publiczność szalała.

Jeszcze większe szaleństwo nastało godzinę później. Bo choć drugiego seta Sinner rozpoczął od straty podania, to – z małą pomocą szczęścia – odrobił breaka w szóstym gemie. Potem obaj przez chwilę grali przy swoich serwisach pewnie, ale 12 gem okazał się decydującym. To wtedy Carlos popełnił kilka błędów, do tego doszło parę znakomitych zagrań Jannika i nagle okazało się, że Włoch ma piłkę meczową. Alcaraz w dodatku od kilkunastu minut grał tak, jakby się spieszył (co mogło mieć związek z jego obandażowanym wcześniej udem). Często chodził do siatki, ryzykował, wyrzucał niektóre piłki.

I wyrzucił też ostatnią, z backhandu.

Błąd nie był duży, ale wystarczający, a Jannik Sinner padł na ziemię. Obronił tytuł, wygrał turniej u siebie, w rodzinnych stronach. Został dziewiątym w dziejach tenisistą, któremu udało się powtórzyć rok po roku zwycięstwo w ATP Finals. I całkiem prawdopodobne, że nie jest to jego ostatnie słowo, a trzy razy z rzędu turniej ten wygrywali wcześniej tylko Ilie Nastase (1971-1973), Ivan Lendl (1985-1987) oraz Novak Djoković, który dobił nawet do czterech takich triumfów (2012-2015).

Możliwe, że Jannik stanie się kolejnym takim tenisistą. Bo wszystko wskazuje na to, że w hali jest nie do zatrzymania.

Jannik Sinner – Carlos Alcaraz 7:6 (4), 7:5

Czytaj więcej o tenisie na Weszło:

Fot. Newspix

0 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Tenis

Reklama
Reklama