To miała być piękna przygoda, która otworzyłaby furtkę do powrotu na Anfield. Steven Gerrard do niedawna wydawał się być idealnym kandydatem na następcę Juergena Kloppa, kiedy ten zdecyduje się w końcu zakończyć pracę w Liverpoolu. Przywrócił dawną chwałę Glasgow Rangers i bardzo szybko dostał szansę na przetarcie w Premier League. Trafił do Aston Villi, gdzie wiązano z nim wielkie nadzieje i dano mu wszelkie narzędzia potrzebne do osiągnięcia sukcesu. Jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem i obecnie były reprezentant Anglii jest bliżej zwolnienia niż zapisania się w historii klubu z Birmingham. Jak do tego doszło?
Steven Gerrard to absolutna legenda nie tylko Liverpoolu, ale w ogóle angielskiego futbolu. Dokładnie 504 występy na poziomie Premier League i 114 występów w barwach reprezentacji Anglii mówi samo za siebie. Podobnie jak triumfy w Lidze Mistrzów, Pucharze UEFA czy Pucharze Anglii. Do pełni szczęścia byłemu piłkarzowi zabrakło tylko mistrzostwa Anglii. Tylko albo raczej “aż”, bo ze wspomnień Gerrarda wynika, że przez całą karierę to właśnie triumf w Premier League był dla niego najważniejszym celem. Przede wszystkim dlatego, że The Reds bardzo długo nie mogli się doczekać wzniesienia tego trofeum. Drużynie w końcu się udało, ale dopiero w 2020 roku, kiedy Stevie G był już dawno na emeryturze.
Cel – mistrzostwo Anglii
Jaki był więc cel Stevena Gerrarda na życie po karierze piłkarskiej? Oczywiście rozpoczęcie kariery trenerskiej. To właśnie w ten sposób legenda Liverpoolu chce spełnić marzenie o zostaniu mistrzem Anglii. Z relacji kolegów z szatni i trenerów wynika, że Stevie od zawsze posiadał cechy przywódcze pasujące do zawodu menedżera. W końcu przez kilkanaście lat był kapitanem The Reds i prawdopodobnie najważniejszą postacią w klubie. Jednak oprócz wspomnianych cech przywódczych było wiele innych znaków, które wskazywały na to, że Gerrard być może będzie nadawał się na szkoleniowca. Oprócz wrodzonej pracowitości miał niezwykły zmysł taktyczny i zawsze interesował się tym tematem. Przykładał do tego sporą wagę, a przecież miał okazję współpracować ze znakomitymi fachowcami – Gerard Houllier, Rafa Benitez, Roy Hodgson czy Kenny Dalglish.
Podejrzenia co do przyszłości Gerrarda okazały się słuszne w błyskawicznym tempie. Zakończenie kariery piłkarskiej ogłosił w listopadzie 2016 roku, a już w lutym 2017 roku został trenerem w drużynach młodzieżowych Liverpoolu. Tam przeszedł kilka szczebli, docierając do zespołu U19, z którym zbyt długo nie popracował. Już na początku 2018 roku odezwali się bowiem działacze Glasgow Rangers, którzy to właśnie w byłym kapitanie The Reds zobaczyli cudotwórcę mogącego pomóc im w powrocie na szczyt. I jak się później okazało – nie pomylili się.
Gerrard trafił na Ibrox Park w bardzo trudnym momencie, kiedy klub nie potrafił zrobić kroku w przód po powrocie do Premiership. Były kapitan Liverpoolu mógł się cieszyć pełnią zaufania władz klubu i w zasadzie pełnią władzy, ponieważ niemal żadna decyzja w klubie nie mogła zapaść bez konsultacji z nim. Wszystko, co tyczyło się pionu sportowego, musiało mieć aprobatę menedżera. Jednak trzeba przyznać, że przyniosło to najlepsze możliwe efekty. Udało się posprzątać w ekspresowym tempie. Anglik pozbył się niechcianych zawodników i członków sztabu szkoleniowego, zamieniając ich na własnych ludzi.
Misja Kacpra Kozłowskiego: stać się piłkarzem gotowym na Brighton
Król Ibrox Park
Nowy trener Rangers miał także jasny pomysł na grę, którego kurczowo trzyma się do tej pory. I tutaj wychodziło jego lekkie ograniczenie taktyczne, co może dziwić, jeżeli przypomnimy sobie, że w trakcie kariery Gerrard miał przykładać do tego ogromną wagę. Jego drużyna grała ciągle niemal w ten sam sposób, stosując ustawienie 4-2-3-1 lub 4-4-2 w diamencie. Oba te systemy mają wąską linię ataku i sprawiają rywalom problem przy próbie atakowania środkiem pola. Dzięki temu The Gers potrafili często dominować ligowych rywali. Wadą Gerrarda było też to, że przywiązywał się nie tylko do własnego pomysłu taktycznego, ale także do nazwisk. Z tego powodu Rangersi wychodzili niemal w każdym meczu identycznym składem.
Wtedy przynosiło to jednak wymierne skutki. Przygoda Gerrarda na Ibrox Park zaczęła się fantastycznie. The Gers zaliczyli świetną serię 12 meczów bez porażki i awansowali do fazy grupowej Ligi Europy. W pucharach Rangersi zaprezentowali się całkiem nieźle, ale nie zdołali wyjść z grupy. Z kolei w Premiership musieli uznać wyższość rywali zza miedzy, którzy jeszcze wtedy prezentowali znacznie wyższy poziom. Kolejny sezon skończył się podobnie, z tym że udało się wyjść z grupy w Lidze Europy, a nawet awansować do 1/8 finału. Krok po kroku wyglądało to coraz lepiej, Gerrard miał pełną swobodę pracy i ustawiał klub całkowicie na swoją modłę.
I faktycznie przyniosło to efekty. Gerrard pracował w całkowitym spokoju i zrobił to, co do niego należało. Jego głównym zadaniem było przywrócenie wielkiej chwały Rangersom po latach spędzonych na marginesie szkockiego futbolu. Najważniejsze było zdetronizowanie Celticu i sięgnięcie po mistrzostwo kraju. Udało się w sezonie 2020/2021, czyli niemal dokładnie dziewięć lat po bankructwie. Na dodatek The Gers zrobili to w niezwykle efektownym stylu i nie o włos, a wyprzedzając rywala zza miedzy aż o 20 punktów. Tamten sezon to był prawdziwy pokaz mocy Rangersów ery Stevena Gerrarda. Wszystko działało tam niemal perfekcyjnie i dzięki temu nowi mistrzowie stracili przez cały sezon zaledwie… 10 bramek.
Efekty pracy Gerrarda w klubie z Glasgow widać do dziś i tylko dzięki temu, że został odbudowany od nowa na naprawdę solidnych podstawach, sprawia że wszystko się jeszcze nie rozpadło. A przecież znamy całą masę takich przypadków, kiedy kluby bardzo długo odkręcały się po odejściu zasłużonych menedżerów, którzy wszystko ustawiali pod siebie. Nie ma przypadku w tym, że w sezonie 2021/2022, kiedy Gerrard pożegnał się z Ibrox Park, Rangersi awansowali do finału Ligi Europy. Tam grali już pod wodzą Giovanniego van Bronckhorsta, ale musieli uznać wyższość Eintrachtu Frankfurt. Podobnie było w lidze, gdzie znów przegrali wyścig mistrzowski z Celtikiem.
Młoty straciły moc. Co się dzieje z West Hamem?
Co poszło nie tak?
Myśląc o tym wszystkim samo nasuwa się pytanie – dlaczego w takim razie Gerrardowi nie wychodzi w Aston Villi? Rzecz jasna na to nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Anglik na pewno sporo ryzykował, decydując się na opuszczenie Glasgow już po trzech latach pracy. Przychodząc do Rangersów, nie miał w zasadzie żadnego doświadczenia i raczej nie można powiedzieć, że przez trzy lata pracy w Szkocji udało mu się go nabrać wystarczająco dużo. A przecież praca w Premier League jest czymś zupełnie innym niż praca w szkockiej Premiership. Jednak wszyscy liczyli na to, że wszystko się wyrówna dzięki temu, że Gerrard ma na swoim koncie wiele lat gry na tym poziomie.
Kolejnym punktem jest to, że Gerrard przejął Aston Villę w trudnym momencie dla klubu, co z pewnością nie ułatwiło mu pracy. Cały okres przygotowawczy i początek sezonu spędził jeszcze w Glasgow, a do Birmingham przeniósł się dopiero w listopadzie, przejmując zespół po pracującym w klubie Deanie Smithie. Zespół był więc w pełni przygotowany przez poprzedniego menedżera, z którym współpracował od dłuższego czasu, a Gerrard zgodnie ze swoją filozofią już od pierwszego meczu kazał grać zawodnikom w preferowanym przez siebie ustawieniu. Patrząc na Aston Villę w poprzednim sezonie dość szybko było widać wpływ legendy Liverpoolu, ale co z tego, skoro brakowało wyników. Gra nie wyglądała źle, ale kiedy ktoś zajrzał w statystyki, mógł się poważnie zdziwić.
Poprzedni sezon Gerrarda w Aston Villi to 28 spotkań – 10 zwycięstw, pięć remisów i 13 porażek. Zaledwie 35 punktów i dopiero 14. miejsce w tabeli Premier League. Dla porównania Eddie Howe, który przejął Newcastle United niemal w tym samym momencie, a przecież trudno powiedzieć, żeby dysponował znacznie lepszym zespołem, zdobył 43 punkty w 27 spotkaniach. Jednak jeszcze wtedy tłumaczono to właśnie tym, że Gerrard przejął drużynę w trakcie sezonu i dopiero po przepracowaniu pełnego okresu przygotowawczego będzie można ocenić jego pracę.
Leeds United chce spełnić swój amerykański sen…
Lepszy od Scotta Parkera
Więc wszyscy cierpliwie czekali na te efekty pracy Gerrarda, które miały dopiero nadejść. Anglik przepracował pełny okres przygotowawczy, a władze Aston Villi przeprowadziły naprawdę poważną ofensywę transferową. W dodatku nowe nabytki pojawiły się bardzo szybko, więc nie powinno być problemu z ich wstawieniem do drużyny. Diego Carlos, Boubacar Kamara, Ludwig Augustinsson to nazwiska, które robią wrażenie. W dodatku udało się doprowadzić do wykupienia Philippe Coutinho z FC Barcelony, który w poprzednim sezonie był jedną z najjaśniejszych postaci The Villans.
Niestety, wyników jak nie było, tak nie ma. Gerrard jest więc obecnie bliżej zwolnienia niż dalszego rozwoju i szybkiego awansu zawodowego. Trzeba przyznać, że władze klubu dały Anglikowi wszystko, czego potrzebował, ale ten chyba został zaskoczony przez realia panujące na poziomie Premier League. Pomimo kiepskich wyników 42-latek ma problem ze zmianami w drużynie. Próbuje grać wciąż w ten sam sposób, jak za czasów pracy w Glasgow Rangers i w poprzednim sezonie, co przecież już wtedy nie przynosiło rezultatów. Powiela więc te same błędy, ale trzeba też przyznać, że zawodnicy mu nie pomagają. Z kolei inni trenerzy nie mieli problemu z rozgryzieniem jego pomysłu.
W pięciu pierwszych kolejkach nowego sezonu Premier League The Villans zdobyli tylko trzy punkty – tyle samo mają tylko Everton i Wolverhampton, ale nie ukrywajmy, że oczekiwania wobec tych drużyn były znacznie niższe. Gorzej z kolei prezentuje się tylko Leicester, ale tego można się było spodziewać. Krzesło Gerrarda jest obecnie gorące jak nigdy, a nadziei na poprawę nie widać. Anglik może jednak szukać przynajmniej pocieszenia w tym, że nie będzie pierwszym zwolnionym trenerem, bo wyprzedził go w tym Scott Parker.
Czytaj więcej o Premier League:
- Nie ma znaczenia liga, a samoświadomość. Dlaczego „Lewy” i Haaland dalej strzelają?
- Kuzyn Thiago Alcantary i „niewolnik” Petera Lima. Kim jest Rodrigo Moreno?
- Brazylijski magik przekroczył wrota piekieł. Antony w końcu zawitał na Old Trafford
Fot. Newspix