Reklama

Misja Kacpra Kozłowskiego: stać się piłkarzem gotowym na Brighton

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

25 sierpnia 2022, 17:08 • 8 min czytania 14 komentarzy

Kacper Kozłowski udaje się na kolejne wypożyczenie, tym razem do Vitesse, a więc stało się to, czego można się było spodziewać. Polski talent wziął udział w części przygotowań z zespołem z Premier League, trenerzy obejrzeli go szerzej na treningach, ocenili rozwój, wyłapali mankamenty. A teraz idzie do miejsca, w którym ma grać. Bo w Brighton nie było na to szans. Jeszcze (?) nie.

Misja Kacpra Kozłowskiego: stać się piłkarzem gotowym na Brighton

Kacper Kozłowski – wypożyczenie naturalną drogą

Tylko w nogach wychowanka Pogoni Szczecin leży to, czy na taką szansę zapracuje. Ktoś może się zżymać – największy transfer w historii ligi znowu się odbił od nowego klubu, tyle właśnie znaczy poziom Ekstraklasy. Dowodów na ułomność naszego rodzimego futbolu jest wiele, ale to nie jest jeden z nich. Kacper Kozłowski podążą taką drogą, jaką miał podążać.

Oczywiście, były pewne nadzieje na to, że polski zawodnik już po pierwszym wypożyczeniu zyska uznanie w oczach Grahama Pottera, który mówił świeżo po transferze, że nie może już doczekać się pracy z Kozłowskim. No bo kto miałby się przebić, jak nie on? Piłkarz, za którego w tej lidze nikt wcześniej nigdy nie zapłacił więcej. Najmłodszy uczestnik Euro 2020 w historii, który w dodatku nie pękł na robocie i coś polskiej reprezentacji dał. Gość o niecodziennym charakterze i dużej pewności siebie, który wprost mówi, że chce być najlepszym piłkarzem na świecie. Jeden z największych talentów rodzimej piłki w ostatnich latach, który zadebiutował w sparingu Pogoni jako 14-latek, a rok później w Ekstraklasie.

I co? On na wypożyczenie?

Ano tak. Właśnie tak.

Reklama

Przykłady typu Jude Bellingham, który zaczął grać regularnie w renomowanym klubie jeszcze przed osiemnastką, są bardzo efektowne. Większość piłkarzy przemierza jednak inną, dłuższą drogę. Szkoły wyjazdu na zachód są dwie. Jedna głosi, że trzeba najpierw przerastać Ekstraklasę, by myśleć o podbijaniu poważniejszych lig (a Kozłowski się wyróżniał, ale nie był jeszcze oczywistą gwiazdą ligi). Druga zakłada, że można wyjechać wcześnie, by jak najwcześniej przesiąkać zdrowymi, zachodnimi nawykami. Meta obu dróg jest jedna – to by za kilka lat piłkarz, czy to ten decydujący się na pozostanie w Ekstraklasie, czy podpisujący umowę z zagraniczną firmą, stał się gotowym produktem do grania w zachodniej lidze. Kacper Kozłowski nie ma tego statusu i nie miał go także w momencie wyjazdu. Pozyskano go za potencjał. Ze świadomością, że musi jeszcze pokonać kilka szczebli i jest w stanie to zrobić. 

Dlatego trudno oceniać Kozłowskiego przez pryzmat tego, że Brighton znowu go oddaje. Można jednak wydawać jakieś wstępne osądy na podstawie tego pierwszego wypożyczenia, które nie było udane. Trudno powiedzieć, by w Unionie Saint-Gilloise Kozłowski postawił krok do przodu, skoro rozegrał w nim zaledwie 215 minut i tylko dwa razy pojawił się w wyjściowym składzie. Wskoczył do niego w momencie, gdy Dante Vanzeir i Alex Millan nie mogli zagrać (pierwszy wskutek pięciomeczowej kary za czerwoną kartkę, drugi z powodu kontuzji). Obaj są napastnikami. Z powodu braków kadrowych szkoleniowiec Unionu próbował eksperymentalnie obsadzać połowę dwuosobowej linii ataku jednym z pomocników. Kozłowskiemu zdarzyła się też choćby zmiana powrotna, choć podyktowana głównie względami taktycznymi.

Liczby? Brak. Zasługi? Wywalczenie rzutu karnego z OH Leuven. Jednocześnie „Koziołek” miał sporego pecha – doznał kontuzji dwa tygodnie po dołączeniu do belgijskiego klubu. Gdy ją wyleczył, złapał anginę. Wyznał też w jednym z wywiadów dla belgijskich mediów, że nie spodziewał się tak dużej rywalizacji. Union ściśle współpracuje z Brighton, oba kluby mają tego samego właściciela, ale Polak nie dostał z tego powodu żadnej taryfy ulgowej, bo podczas walki o mistrzostwo nie było czasu na ogrywanie zawodników dla angielskiego partnera. 

Jednocześnie transfer takiej postaci jak Kozłowski, jakkolwiek to brzmi, wywołał w Belgii spore poruszenie. – Belgowie raczej nie wydają tylu pieniędzy na piłkarzy, dlatego przyjście kogoś takiego przykuwa uwagę. Teraz pewnie takich historii będzie więcej, bo kluby angielskie zrobiły sobie w lidze belgijskiej filie do ogrywania piłkarzy. W Polsce mecze Jupiler Pro League można oglądać z komentarzem angielskim i komentatorzy non stop mówią o Kozłowskim, nawet wtedy, gdy nie gra. Zapewne ze względu na Brighton. Ostatnio padło pytanie, dlaczego najdroższy piłkarz w historii klubu jeśli chodzi o wartość transferową gra tak mało. Mazzu odpowiedział, że Kacper potrzebował czasu i od początku o tym wiedzieli. Na treningach prezentuje się świetnie, tylko musi się poprawić w kilku elementach. Dziennikarze zauważyli już, że jest zaawansowany technicznie, przyjmuje piłkę z wysoko podniesioną głową i zawczasu się rozgląda. Spodziewali się jednak, że przy swoim wzroście będzie mocniej zbudowany – mówił na naszych łamach Mariusz Moński. Ekspert od ligi belgijskiej dodawał też, że Kozłowski trafił do Unionu głównie dla rotacji. Walczący o mistrzostwo klub miał bardzo wąską kadrę. Licząc na historyczny sukces, postanowił ją poszerzyć. Sezon zakończył ostatecznie ze srebrnym medalem.

Teraz piłkarz ląduje na podobną półkę – czołowy klub ligi belgijskiej zamienia na holenderską klasę średnio-wyższą.

Reklama

Jakim klubem jest Vitesse?

Kozłowski wracał do Anglii z poczuciem, że powinien znaleźć sobie inne miejsce na wypożyczenie – takie, w którym będzie regularnie grał, a nie tylko czekał na kolejne absencje swoich kolegów. Zresztą dyrektor sportowy belgijskiego klubu wprost wykluczył taki scenariusz, mówiąc otwarcie, że nie będzie starać się o ponowne ściągnięcie do siebie Polaka. Wcześniej Union wysłał sygnał w końcówce sezonu, gdy w trzech ostatnich meczach, decydujących o losach mistrzostwa, Kozłowski nie dostał żadnej szansy.

Jasne było, że w Brighton się jeszcze nie przebije. Zwłaszcza, że nie poleciał z drużyną na obóz z powodu kontuzji, której doznał w pierwszym sparingu. Jak na ironię – był to mecz z drużyną Unionu Saint-Gilloise. Stracił przez to niemalże całe przygotowania. Zdążył wrócić na spotkanie towarzyskie z Brentford, a później wystąpił w jednym meczu Premier League 2.

Vitesse to uznany projekt, który notuje powtarzalne wyniki. Takiego wniosku nie można wysnuć rzecz jasna po bladym początku obecnego sezonu (trzy mecze, trzy porażki), ale w ostatnich latach miejsca na koniec wyglądały następująco:

  • 21/22: szóste miejsce,
  • 20/21: czwarte miejsce,
  • 19/20: siódme miejsce,
  • 18/19: piąte miejsce,
  • 17/18: szóste miejsce.

Zawsze tuż za czołówką, zawsze na miejscach, które mogą dać puchary. W obecnym formacie rozgrywek cztery holenderskie zespoły z miejsc 5-8 walczą wewnętrznie w play offach o jeden slot w eliminacjach do Ligi Konferencji – Vitesse przebrnęło pierwszego rywala, ale przegrało w finale z AZ. Musi panować z tego tytułu spory niedosyt, bo rok temu Holendrzy wyszli z grupy Ligi Konferencji, gdzie zatrzymali się w 1/8 na Romie, czyli późniejszym zwycięzcy całych rozgrywek. Nowy klub Kozłowskiego zakwalifikował się także do Ligi Europy w sezonie 17/18. Grupa z Lazio, Niceą i Zulte Waregem okazała się dla nich wtedy za mocna.

Mariusz Moński zwraca uwagę na swoim Twitterze na postać trenera, Thomasa Letscha, który wywodzi się ze szkoły Red Bulla i bardzo dużą wagę przykłada do biegania, intensywności, przebiegniętych kilometrów i jakości sprintów. W świetle Kozłowskiego, pewnym problemem może być to, że nie przepracował w pełni okresu przygotowawczego. Punktem wyjścia filozofii niemieckiego trenera jest właśnie jak najlepsze przygotowanie fizyczne. Kozłowski ponadto nie był jego wyborem numer jeden. Vitesse próbowało ściągnąć w pierwszej kolejności innego pomocnika, Richarda Ledezmę z PSV, rocznik 2000, ale ta sztuka mu się nie udała.

Choć klub notował w poprzednich sezonach powtarzalne wyniki, jego stabilność stoi obecnie pod znakiem zapytania – w marcu tego roku rosyjski oligarcha Walerij Oyf sprzedał swoje udziały (99%) i przestał być właścicielem. Na miliarderze narosła ogromna presja z powodu wojny na Ukrainie. W oficjalnym przekazie mówił, że to dla niego bolesna decyzja, ale podejmuje ją dla dobra klubu. Oligarcha jest ściśle powiązany z Romanem Abramowiczem, z którym zna się już od szkolnych lat. Swój ogromny majątek, zbudowany na przemyśle rafineryjnym, zawdzięcza właśnie jemu. Zresztą, partnerstwo obu oligarchów można było zaobserwować także na niwie klubowej – w końcu Chelsea masowo wypożyczała swoich zawodników do Vitesse, łącznie od 2010 roku, czyli zanim Oyf nabył klub, przewinęło się ich 29. Obie firmy łączyło nieformalne – nieformalne, bo dementowane w oficjalnym przekazie – partnerstwo. W Arnhem trwają obecnie poszukiwania nowego inwestora. Vitesse żyje w dobrych stosunkach także z Brighton – kilka dni temu wypożyczył z niego też bramkarza, Kjella Scherpena, a rok temu ściągnął definitywnie Romarica Yapiego, prawego obrońcę.

Kilka przykładów zawodników wypożyczonych z Chelsea nakazuje sądzić, że to bardzo dobre miejsce na otrzaskanie się z profesjonalną piłką. Do Arnhem z Londynu wędrowali między innymi tacy goście jak Nemanja Matić, Mason Mount czy Bertrand Traore. Pierwszy trafił tam na rok, nie odgrywając w Chelsea żadnej większej roli (trzy mecze). Zapracował natomiast na transfer do Benfiki, skąd londyńczycy odkupili go za parę lat. Drugi również był nikomu nieznanym gościem i odpalił właśnie w Vitesse, skąd wrócił ze świetnymi liczbami – 14 golami i 10 asystami. Nie bezpośrednio do „The Blues”, a Championship, gdzie jeszcze się ograł i stał się gwiazdą macierzystego klubu. Dla Traore wypożyczenie okazało się na tyle owocne, że zapracował na kolejne – do Ajaksu Amsterdam. Dwaj ostatni w momencie transferu czasowego mieli po 18 lat. Matić – 22.

To dlatego nie da się inaczej potraktować przenosin Kozłowskiego do Eredivisie niż jak naturalną kolej rzeczy. Polski talent wciąż ma bardzo dużo przed sobą. W jego wieku Robert Lewandowski grał w Zniczu Pruszków, Grzegorz Krychowiak w trzeciej lidze francuskiej, Arkadiusz Milik zaliczał fiasko w Bayerze Leverkusen, a Piotr Zieliński notował swoje pierwsze mecze w Serie A. Jeszcze trochę czasu jest. Grunt, to go dobrze wykorzystać. 

WIĘCEJ O KACPRZE KOZŁOWSKIM: 

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Komentarze

14 komentarzy

Loading...