Reklama

Leeds United chce spełnić swój amerykański sen…

Kacper Zieliński

Autor:Kacper Zieliński

27 sierpnia 2022, 14:07 • 12 min czytania 2 komentarze

Atrakcyjna gra, zwycięstwo 3:0 z ligowym potentatem i siedem punktów po trzech meczach nowego sezonu. Brzmi nieźle, jak na zespół, który w zeszłym sezonie drżał o utrzymanie do ostatniej kolejki, prawda? Fani Leeds United mogą być więc, cytując klasyka, delikatnie uśmiechnięci. Jeszcze pół roku temu raczej żaden z nich nie wyobrażał sobie takiego scenariusza. Tymczasem w nowej edycji Premier League ich ulubieńcy zachwycają. I bardzo duża w tym zasługa człowieka urodzonego w Racine nad rzeką Michigan – Jessego Marscha.

Leeds United chce spełnić swój amerykański sen…

Szkoleniowiec rodem ze Stanów Zjednoczonych kapitalnie przygotował Leeds do nowego sezonu. Przynajmniej tak wykazują trzy pierwsze kolejki. „Pawie” grają agresywnie, energicznie, a przede wszystkim inteligentnie. Nie stosują już zasady „pięknie grać i pięknie umierać”, niczym za kadencji Marcelo Bielsy. Wszystko jest o wiele bardziej zbalansowane, a to procentuje.

Leeds United chce spełnić swój amerykański sen

Wielu nie wierzyło

Zarówno w momencie zatrudnienia Marscha, jak i przed bieżącym sezonem sporo było sceptycyzmu. Ale może zacznijmy od tego pierwszego. Każdy miał wtedy mieszane uczucia. Amerykanin został zakontraktowany ostatniego dnia lutego. Trzy miesiące wcześniej pożegnał się z posadą w Lipsku. Miał na wszystko mało czasu, ponieważ do końca sezonu zostało jedenaście kolejek, a w Leeds coraz głośniej mówiło się o spadku. Nie bez powodu, bo lokalny zespół okupował 18. miejsce i przez większość sezonu był cieniem drużyny sprzed roku. Na domiar złego Marsch przychodził do klubu w miejsce legendarnego dla fanów „The Peackocks” Marcelo Bielsy.

– Zwolnienie Marcelo Bielsy, a jednoczesne przyjście Jessego Marscha, było bardzo poruszającym momentem. Argentyńczyk zrobił tyle dla tego klubu… Przykro było patrzeć, jak odchodzi z drużyny. Wielu kibiców Leeds do dzisiaj uważa, że Bielsa powinien dostać wtedy więcej czasu. Ale z drugiej strony nikt nie był w stanie stwierdzić, czy utrzyma zespół w Premier League. Marsch został ciepło przyjęty przez większość kibiców Leeds. Pozostali z nich byli do niego słabo nastawieni, bo dalej stali murem za Bielsą – opowiada nam Joe Donnohue, dziennikarz Yorkshire Evening Post.

Reklama

Marsch stał przed cholernie trudnym zadaniem. Nie dość, że mierzył się z duchem człowieka instytucji, którego zwolnienia niektórzy fani dalej nie przeboleli, to jeszcze musiał utrzymać drużynę w najbardziej wymagającej lidze świata.

Ale 48-latek rzucił wtedy słynnym – „Challenge accepted!”

No i utrzymał drużynę, lecz dopiero w ostatniej kolejce sezonu. Cel minimum został zatem zrealizowany. Styl? Nikogo nie interesował. To był trudny moment dla drużyny. Każdy z fanów pragnął utrzymania, więc nikt nie wymagał od trenera wprowadzania swoich nowinek taktycznych.

– Kibice Leeds byli zadowoleni, że zespół uniknął spadku. Co prawda pojawiło się kilka wątpliwości co do Marscha, ale miał wówczas tylko jedenaście meczów do końca rozgrywek. Zespół znajdował się w strefie spadkowej, więc panowały zbyt trudne okoliczności, aby zaczął w pełni wprowadzać swoje metody szkoleniowe – podkreśla Donnohue.

Niektórzy dalej nie ufali

Marsch przed bieżącym sezonem dostał od władz klubu ogromne zaufanie. „The Peackocs” wydali na transfery tego lata 106 milionów euro. Pokaźna kwota, jak na zespół, który do końca rozgrywek pocił się na myśl o słowie „Championship”. Ale to Anglia, tam standardy finansowe są inne… Poza tym „Pawie” zarobiły łącznie 106 milionów euro na sprzedaży Raphinhii i Klavina Philipsa. Ekipa z Elland Road wyszła zatem na zero, a może nawet na lekki plusik!

Reklama

Działacze postanowili więc sprowadzić do hrabstwa Yorkshire aż siedmiu nowych piłkarzy. Lista wyglądała w następujący sposób:

  • Brenden Aaronson (kupiony za 33 miliony euro z Salzburga)
  • Luis Sinisterra (kupiony za 25 milionów euro z Feyenoordu)
  • Tyler Adams (kupiony za 17 milionów euro z Lipska)
  • Rasmus Kristensen (kupiony za 13 milionów euro z Salzburga)
  • Marc Roca (kupiony za 12 milionów euro z Bayernu Monachium)
  • Darko Gyabi (kupiony za 5,8 miliona euro z Manchesteru City)
  • Joel Robles (sprowadzony za darmo z Betisu)

Co łączy niemalże każdego z tych panów? Wszyscy z nich, z wyjątkiem Roblesa, to gracze poniżej 26. roku życia. Marsch chciał więc odświeżyć drużynę, a tego doprawić ją o szczyptę amerykańskiego luzu.

Sympatycy angielskiego futbolu patrzyli na to w inny sposób. Bardziej negatywny. Każdy transfer bowiem można potraktować, jako swoistą zachciankę trenera. Zwłaszcza kupno Aaronsona, Adamsa i Kristensena, bo właśnie z nimi wcześniej pracował. Zastanawiano się więc co ewentualnie stanie się z całą watahą, jeśli drużyna zacznie zawodzić, a Amerykanina zaraz w niej nie będzie. Kazus Romeo Jozaka czy Ricardo Sa Pinto w Legii Warszawa.

Kibice „Pawii” byli natomiast innego zdania, o czym mówi nam Donnohue. – Wielu kibiców było gotowych dać mu szansę tego lata. Zakupieni piłkarze byli przyjęci pozytywnie, bo wpisują się w system gry trenera. W dodatku Tyler Adams, Brenden Aaronson i Rasmus Kristensen pracowali z nim wcześniej.

Niektórzy dalej mieli prawo być nieugięci, bo oliwy do ognia dolewały wspomniane wcześniej sumy transferów piłkarzy. Były one duże, a zawodnicy niesprawdzeni i raczej nieznani fanom brytyjskiej piłki. Dodając do tego przeciętną grę w zeszłym sezonie, pewna część „ekspertów” spisywała Leeds na straty.

Ale się pomylili.

Świetny start i zmiana nastawienia

O ile wygraną 2:1 z Wolverhampton i wyjazdowy remis 2:2 z Southampton możemy określić mianem niezłej inauguracji sezonu, tak gdy dopiszemy do tego dorobku triumf 3:0 nad Chelsea, musimy mówić o fantastycznym początku w wykonaniu Leeds. – Nie przewidywałem aż tak wielu korzystnych wyników. Szczególnie z Chelsea, bo w zeszłym sezonie Leeds przegrało wszystkie 12 meczów przeciwko drużynom z „Big Six” – wyjaśnia nam Donnohue.

Trzeba także wspomnieć o wygranej ekipy Jessego Marscha z Barnsley w Carbao Cup 3:1, lecz raczej tylko w ramach ciekawostki. Wszak te rozgrywki są dla klubów Premier League raczej sprawą trzeciorzędną. Nie zmienia to faktu, iż zabłysnął w nich Polak. Ale do tego wrócimy później…

Chociaż początkek sezonu był dla wielu zdumiewający, miłośnicy zespołu z miasta położonego nad rzeką Aire nie byli zadziwieni stylem, który prezentują ich ulubieńcy. – Jestem zaskoczony wynikami, ale nie grą. Leeds za kadencji Jessego Marscha zawsze grało i będzie grać energicznie, z wysokim pressingiem – zapewnia nas Donnohue.

Sposób gry, zaskakujący, czy też nie, trzeba pochwalić. Nie jest to już rozpracowany przez ligowych rywali „Bielsa Ball”, który był stylem skrajnie ofensywnym. Ale jednocześnie też trudno nazywać ten sposób grania typowo pragmatycznym. To coś na swój sposób nowego dla fanów z Elland Road, bo nawet jeżeli doświadczyli już tego w minionych rozgrywkach, to nie w takiej jakości.

Dojrzała gra w defensywie, połączona z energicznym i odważnym nastawieniem w ofensywie. Płynne przejścia z fazy obrony do ataku oraz dobre pozycjonowanie się po stracie piłki. Wszystko wydaje się tutaj odpowiednio wyważone. Rzecz jasna jeszcze zdarzają się słabsze momenty, czego efektem były dwie bramki stracone z Southampton, przy których podopieczni Marscha popełnili spore błędy. Jednak nikt nie oczekuje od trenera tego, że wszystko od razu będzie wyglądało perfekcyjnie. Nawet mimo tak udanego startu.

Cieszyć kibiców natomiast może fakt, że piłkarze sprawiają wrażenie w pełni przekonanych do stylu oraz osoby Jesseego Marscha. – Największym pozytywem  jest to, że piłkarze wydają się w pełni rozumieć koncepcję trenera. Wyglądają na w pełni przekonanych do niego i jego metod pracy. Są też pewni siebie, ale jednocześnie bardzo skoncentrowani, aby wygrywać kolejne spotkania. Pamiętają, że to dopiero początek sezonu – mówi brytyjski dziennikarz.

„Seksualny drapieżnik”. Benjamin Mendy na ławie oskarżonych

Wprawieni w bojach robią swoje. Nowi też dają radę

Do największego z wygranych ostatnich spotkań jeszcze dojdziemy. W pierwszej kolejności chcieliśmy powiedzieć o pozostałych. Ale po kolei, bo na dobrą sprawę moglibyśmy teraz wymienić każdego z piłkarzy Leeds i wypowiadać się o nim w samych superlatywach. A nie w tym rzecz, bo niektórzy zawodnicy zasługują na wyjątkową pochwałę.

Niewątpliwie jednym z nich jest Jack Harrison. Anglik ewidentnie otrząsnął się po słabej końcówce minionych rozgrywek. Skrzydłowy po każdym z trzech spotkań mógł dopisać do swojego występu asystę, a w starciu z Chelsea także dołożył trafienie. Dobry start, mimo kilku błędów, zaliczyli również defensorzy „The Peackocks”, a zdaniem Joe Donnohue na szczególną uwagę zasługuje Pascal Struijk.

– Póki co zaskakuje mnie najbardziej ze wszystkich piłkarzy. Wszystko dlatego, że występuje na pozycji lewego defensora, a nominalnie jest środkowym obrońcą. Tymczasem prezentuje się bardzo dobrze. Jest bardzo pewny w swoich poczynaniach – twierdzi Donnohue.

Dodatkowe słowa uznania należą się też nowym zawodnikom. Aż czterech z nich regularnie występowało do tej pory w wyjściowej jedenastce. Na swój sposób najbardziej z nich odznaczył się Brenden Aaronson, gdyż to on zdobył bramkę z Chelsea. I to w dość niestandardowy sposób…

Jednak zdaniem naszego gościa wypada wyrazić uznanie dla każdego z nich. Choć naturalnie jedni zasługują na to bardziej, niż drudzy.

– Nasi nowi piłkarze adaptują się bardzo szybko, co powinno imponować. Szczególnie Tyler Adams, Brenden Aaronson i Marc Roca. Kristensen jeszcze musi się „otrzaskać” z Premier League, ale to raczej kwestia czasu. Luis Sinisterra natomiast był kontuzjowany, więc zaczął grać niedawno, lecz w meczu Carabao Cup z Barnsley prezentował się bardzo dobrze. Strzelił w nim także ładną bramkę.

Wszystko to brzmi dumnie. Ale i tak z nich nie ma podbiegu do…

Fenomenalnego Rodrigo Moreno

Skoro już powiedzieliśmy o indywidualnościach, to nie sposób nie wspomnieć o 31-letnim napastniku. Rodrigo zalicza równie fantastyczny start sezonu, co cała drużyna. Były snajper Valencii strzelił dotychczas cztery bramki i zanotował jedną asystę w trzech meczach Premier League. Taka statystyka wygląda w jego przypadku kosmicznie… Tym bardziej że kończył ubiegły sezon ligowy z podobnym dorobkiem. W maju miał na swoim koncie zaledwie dwa ligowe trafienia więcej.

Jednak jego genialna dyspozycja to nie tylko gole. Napastnik wykorzystuje wolne przestrzenie, z łatwością uwalnia się spod opieki rywala oraz jest znacznie pewniejszy w swoich decyzjach, niż miało to miejsce wcześniej. Ma ten luz. Lubi iść na przebój i oddać niespodziewany strzał. Idealnym przykładem tego jest jego bramka z Wolverhampton, gdzie po odzyskaniu futbolówki przez swój zespół zabawił się z w polu karnym Rubenem Nevesem oraz Rayanem Ait Nourim, po czym skierował piłkę do siatki.

Tylko co stoi za tak dobrą formą Brazylijczyka z hiszpańskim paszportem? – Forma Rodrigo eksplodowała, bo gra na swojej nominalnej pozycji. W zeszłym sezonie był trochę rzucany po boisku. Występował głównie na „ósemce” lub „dziesiątce”, a nie jako wysunięty, bądź też podwieszony napastnik. Teraz jest inaczej. Sprawia też wrażenie bardziej zdecydowanego przy oddawaniu strzałów. Procentuje również praca, jaką Marsch wykonał z zespołem, jeżeli chodzi o zachowanie przy stałych fragmentach gry. W ten sposób Rodrigo strzelił w tym sezonie już dwie bramki. Po jednej w starciach Southampton oraz Chelsea – wyjaśnia Donnohue.

Chelsea bez Kante? Maszyna bez silnika

Co z Mateuszem Klichem?

To pytanie nęka chyba każdego kibica naszej kadry. W końcu reprezentant Polski nie rozegrał ani jednego pełnego spotkania za kadencji Marscha. Owszem, w zeszłym sezonie praktycznie co drugi mecz mogliśmy oglądać go w wyjściowej jedenastce, ale już wtedy odczuwaliśmy lekki niepokój. Amerykanin często zmieniał go nawet i po pierwszej połowie.

W tym sezonie obawy się potwierdziły. Do klubu na jego pozycję przyszli nowi piłkarze, a Mateusz rozegrał łącznie jedynie 49 minut na ligowych boiskach. Może i nie wygląda to dobrze, ale Polak dał bardzo wartościową zmianę w starciu z Wolverhampton, które inaugurowało rozgrywki dla Leeds. Zanotował w nim asystę drugiego stopnia. Trener był wobec tego zadowolony, lecz jego wypowiedź po meczu nie miała tak optymistycznego wydźwięku, jakbyśmy się tego spodziewali.

– Wiem, że dopóki tu jest, jest w pełni zaangażowany. To najważniejsze. Jasne, że chce grać, żeby pojechać na mistrzostwa świata, które są jego wielkim celem. Muszę też jednak myśleć o klubie, o tym co jest dla niego najlepsze i jak to wszystko dopasować –  mówił Marsch.

Joe Donnohue również nie ma dla nas zbyt dobrych informacji. Brytyjski dziennikarz uważa, że Klich będzie w zespole Marscha raczej tylko i wyłącznie jakościowym zmiennikiem, wskutek czego trudno liczyć na to, że co tydzień będzie nam dane oglądać „Klisziego” na boiskach Premier League.

– Mateusz Klich w zespole Marscha będzie raczej tylko rezerwowym, aniżeli jego integralną częścią, jak to miało miejsce za Marcelo Bielsy. Jest najstarszym zawodnikiem w zespole, a trener chce odmłodzić kadrę, więc nie widzi go w swoich planach. Amerykaninowi jednak imponuje to, co Klich wnosi do drużyny i mało prawdopodobne jest, aby Polak udał się na wypożyczenie. Prędzej zostanie na kolejny sezon i będzie wchodził na boisko z ławki. 

Niemniej Klich nie ma zamiaru się poddawać. W minioną środę rozegrał swoje pierwsze 90 minut w klubowych barwach od ponad pół roku. Było to jednak tylko wspomniane wcześniej starcie z Barnsley w Carabao Cup. Leeds zwyciężyło w nim 3:1. Polski pomocnik strzelił nawet dwie bramki, lecz mało prawdopodobne jest, aby diametralnie zmieniło to jego pozycję w zespole.

Jeszcze niedawno mówiło się o potencjalnym wypożyczeniu Klicha do holenderskiego Utrechtu, gdzie już grał w pierwszej połowie 2018 roku. Ale póki co na doniesieniach się skończyło. Wiele źródeł medialnych informowało, że sam zawodnik nie chce opuszczać Leeds i raczej będzie chciał pozostać na Wyspach. Co za tym idzie, musiałby się on pogodzić się z rolą rezerwowego i ustąpić młodszym. Wiadomo, pozycja wychowanka Tarnovii Tarnów w reprezentacji Polski jest stosunkowo mocna, lecz brak regularnej gry może dać Czesławowi Michniewiczowi kolejny powód do namysłu przed ogłoszeniem kadry na mundial w Katarze.

Na którym miejscu skończy Leeds?

Już odbijając od polskiego wątku, warto zastanowić się, na co po tak udanym początku mogą liczyć w tym sezonie podopieczni Marscha? Oczywiście, nikt nie widzi w nich kandydata do rywalizacji o miejsce w czołówce. Podobnie zresztą twierdzi Donnohue, który opowiedział nam o nastrojach fanów „The Peackocks”.

– Niestety, ale taka forma zespołu zapewne się nie utrzyma. Przecież nikt nie postawiłby na to, że Leeds skończy sezon na trzecim miejscu… Ale dobra dyspozycja daje powody, aby pozytywnie patrzeć w przyszłość. Nikt nie wymaga od piłkarzy walki o lokatę premiowaną występami w europejskich pucharach. Każdy wie, że przed nami długa droga. Moim zdaniem większość kibiców będzie zadowolona z miejsca w środku tabeli. Byleby jak najdalej od strefy spadkowej. Bardzo chcielibyśmy zobaczyć progres w stosunku do zeszłego sezonu, w którym zajęliśmy 17. miejsce.

Oczekiwania co do samego wyniku nie są więc wygórowane. Leeds United z taką grą ma prawo jak najbardziej myśleć o miejscu w środku stawki. A już na pewno o lokacie wyższej niż ta, na której skończyli ostatnio. Ale czy to starczy, aby działacze mogli z dumą powiedzieć, że zrealizowali swój amerykański sen? Cóż… Wiele zależy od tego, czy drużyna dalej będzie grała w tak atrakcyjny sposób, zachowując przy tym skuteczność. W końcu taki był zamysł sprowadzenia trenera z Wisconsin na Elland Road.

Więcej o angielskiej piłce:

Fot. Newspix

Lubi pogadać. Szczególnie o piłce. Sympatyk Ekstraklasy i Premier League, choć śledzi też inne rozgrywki. Na co dzień kibic Legii Warszawa i Manchesteru United.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Anglia

Piłkarz Arsenalu wrócił na boisko po ośmiu miesiącach i strzelił pięknego gola [WIDEO]

Arek Dobruchowski
0
Piłkarz Arsenalu wrócił na boisko po ośmiu miesiącach i strzelił pięknego gola [WIDEO]
Anglia

Cardiff City wyceniło straty po śmierci Emiliano Sali. Domagają się 120 milionów euro

Arek Dobruchowski
17
Cardiff City wyceniło straty po śmierci Emiliano Sali. Domagają się 120 milionów euro
Anglia

Myszy, szczury i inne szkodniki w mieszkaniach Cody’ego Gakpo

Szymon Piórek
7
Myszy, szczury i inne szkodniki w mieszkaniach Cody’ego Gakpo

Komentarze

2 komentarze

Loading...