Jesteśmy w szoku – dobry ligowiec o uznanej marce trafił do czołowego klubu za gotówkę i od razu daje jakość. No w życiu byśmy nie przewidzieli takiej historii. W lidze, w której rynek wewnętrzny istnieje często tylko teoretycznie, gdzie kluby wzdrygają się na samą myśl o zapłaceniu za 29-letniego piłkarza z drużyny rywali, Raków Częstochowa zakupił Bartosza Nowaka. I tenże Bartosz Nowak od razu doskoczył do poziomu wicemistrzów Polski, stanowiąc w ich szeregach wartość dodaną.
Jasne – nie wszystko w tym spotkaniu Nowakowi wyszło. Ale z ofensywnymi pomocnikami podejmującymi ryzyko już tak jest, że nie da się od nich oczekiwać stuprocentowej skuteczności zagrań. Ważne, jeśli z ich podań są konkrety. A te dzisiaj Raków miał właśnie głównie za sprawą byłego piłkarza Górnika Zabrze.
Bramka, którą Wdowiak zdobył głową? Warto pochwalić strzelca, który dał dobrą zmianę – co istotne: tym razem grał na wahadle – ale piłka od Nowaka to creme de la creme. Siła, precyzja, wizja – wszystko zagrało tam 10/10. Także ustawienie Luisa Maty, który ze znanych tylko sobie powodów postanowił ściąć do środka, gdy za jego plecy wbiegał piłkarz Rakowa. To był mecz, w którym obie drużyny musiały mocno się naharować, żeby stworzyć zagrożenie pod bramką. I jeśli już miał paść gol, to właśnie po takiej akcji – efektownej i jakościowej.
Nowak wykreował też dwie inne sytuacje Rakowa. To on zagrywał do Gutkovskisa, gdy częstochowianie przejęli piłkę w środku pola, a potem Łotysz zaprezentował festiwal złych decyzji. Mógł podawać do Lopeza – strzelił gorszą nogą w bramkarza. Gdy piłka wróciła pod jego nogi i nie było już miejsca, by ponownie podać Lopezowi – poszukał Hiszpana, lecz znalazł tylko Dąbrowskiego. Nieco później Nowak zagrał świetną wsteczną piłkę do… No właśnie, chyba do Patryka Kuna. Problem w tym, że Gutkovskis znalazł się między wódką a zakąską, spróbował rozpaczliwego strzału wślizgiem, co było kompletnie bez sensu. Gdyby przepuścił futbolówkę do Kuna, jego kolega miałby setkę. A tak – piłka leciała i płakała. Aż w końcu wyszła poza boisko.
Raków wygrał to starcie kandydatów do mistrzostwa Polski zasłużenie i dość pewnie. W Pogoni zabrakło nam przede wszystkim pomysłu na końcówkę. Dopóki na tablicy świetlnej widniało 0:0, oglądaliśmy raczej wyrównany mecz. Potem, już przy 0:1, „Portowcy” zgaśli. Zmiany nie tyle nie dały impulsu, co wręcz pogorszyły sprawę. Taki Fornalczyk nie miał żadnego udanego zagrania. Biczachczjan zaliczył pusty przelot. Almqvist – podobnie. Sytuacje? Fajna piłka od Grosickiego, do której nie doszedł Almqvist (zabrakło dłuższego buta) i jeden jedyny strzał Fornalczyka, który powędrował w okolice przystanku tramwajowego. Dajmy spokój.
Zwłaszcza, że niewiele lepiej było przed stratą gola. Zapachniało zagrożeniem po wrzutce Grosickiego, lecz przeczytał ją Rundić (w sumie była to podobna wrzutka do tej asysty Nowaka), który zaryzykował samobója przenosząc futbolówkę nad własną bramką. Można odnotować jeszcze strzał z powietrza Dąbrowskiego… Nie, w sumie to nie ma już czego odnotowywać. Dwa strzały celne, żaden groźny – na tyle było stać dzisiaj Pogoń. To stanowczo za mało.
Za to Raków na strzelonego gola zareagował tak, jak „Portowcy” powinni na straconego. Zaprezentował pod bramką świetnie broniącego Stipicy małą nawałnicę. Nowak spróbował przewrotką. Wolny Iviego został wybroniony, podobnie jak dobitka Wdowiaka – tu bramkarz Pogoni wykazał się naprawdę świetną interwencją. Wrzutka Kuna? Arsenić dobrze uderzył, znów na posterunku bramkarz. Dobitka Wdowiaka? Nad bramką. Czyż z powietrza? Nad bramką. OK, może w wielu z tych akcji brakowało jakości przy wykończeniu, ale sami widzicie – było ich całkiem sporo. Rozmachu ekipie Papszuna odmówić nie można.
Dlatego twierdzimy, że wygrała zasłużenie. Pochwalić należy także Arsenicia, który niesamowicie urósł w ostatnich tygodniach. Rozkręca się także Czyż, co oznacza, że Raków prawdopodobnie nie będzie musiał przelewać na konto PZPN-u grubej kasy na koniec sezonu. Wynik 1:0 nie do końca oddaje to, co widzieliśmy na boisku. A widzieliśmy na nim drużynę, którą już teraz można nazwać faworytem do mistrzostwa Polski z ekipą, która znowu może powalczy.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Jak Raków zatrzymuje czołowych zawodników?
- Uzupełnienie kadry, a może coś więcej? Mateusz Żukowski w Lechu Poznań
- Kądzior: – Nie zamierzałem wymuszać transferu. Jak mógłbym spojrzeć w oczy chłopakom?
Fot. newspix.pl