Reklama

Czy Kownacki znalazł się na prostej drodze do powołania?

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

29 sierpnia 2022, 16:00 • 7 min czytania 30 komentarzy

Kiedy Czesław Michniewicz zameldował się na trybunach stadionu Merkur Spiel-Arena w Nadrenii Północnej-Westfalii, żeby obejrzeć spektakularne zwycięstwo Fortuny Düsseldorf nad Regensburgiem, jasne stało się, że Dawid Kownacki znalazł się bliżej niż dalej powołania do reprezentacji Polski.  

Czy Kownacki znalazł się na prostej drodze do powołania?

Dwadzieścia pięć lat na karku. Sto osiem meczów w Ekstraklasie. Siedemdziesiąt występów na boiskach 1. i 2. Bundesligi. Trzydzieści pięć spotkań w Serie A. Dwukrotny mistrz Polski. Lider i kapitan młodzieżówki za czasów rządów Michniewicza. Rezerwowy podczas Euro 2020. Piłkarz, za którego Fortuna Düsseldorf wcale niedawno płaciła siedem milionów euro. Dawid Kownacki nie wziął się przecież znikąd.

Jeden z ulubieńców Michniewicza

Przez lata Dawid Kownacki należał do ścisłego grona ulubieńców Czesława Michniewicza. Strzelił dziesięć goli w dziewięciu meczach eliminacyjnych do Euro U-21. Walnął cholernie ważną bramkę w dwumeczu play-off z Portugalią. Kiedy polska młodzieżówka zebrała okrutne cięgi od hiszpańskiej reprezentacji na tamtym włoskim czempionacie, doświadczony szkoleniowiec ubolewał, że nie mógł skorzystać z usług swojego kapitana. – Zawsze indywidualnie kryło go dwóch zawodników, a trzeci jeszcze pozostawał w pogotowiu przy asekuracji. Tak było z Belgią i z Włochami. Gdy Kownaś wychodził wysoko, to Gianluca Mancini i  Alessandro Bastoni zostawali przy nim, a w pobliżu krążył jeszcze defensywny pomocnik Rolando Mandragora. Z Hiszpanią za kontuzjowanego Kownasia zagrał Buksa i rywale się go w ogóle nie bali – opowiadał Michniewicz.

Odkąd więc tylko 52-letni trener został selekcjonerem seniorskiej reprezentacji Polski, raz po raz, z mniejszą lub większą częstotliwością, przebąkuje o swoim zainteresowaniu osobą dawnego ulubieńca. Na antenie Kanału Sportowego rzucił, że widzi go w gronie „paru poważnych kandydatów do powołań” i napomknął, że ofensywny piłkarz nie tylko „zaczyna coraz fajniej wyglądać”, ale też „mógłby powalczyć o jakieś minuty” w jego drużynie. Kiedy wiosną spotkali się pod szatnią Lecha Poznań po pucharowym meczu z Olimpią Grudziądz, ucięli sobie kilkunastominutową sympatyczną pogawędkę, po której sam Kownacki przyznał, że „jeśli utrzyma formę i zasłuży na nominację, to pewnie dostanie kolejną szansę w kadrze”.

Dopiero Czesław Michniewicz oglądał go w Niemczech podczas spotkania z Regensburgiem, w czasie którego Kownacki zaliczył asystę i strzelił gola. Klocki powoli zaczynają składać się w budowlę. Tym bardziej, że dwudziestopięciolatek zalicza właśnie bardzo udane pół roku w klubowym futbolu.

Reklama

Fortuna sprzyja szczęściu

Jeszcze w lipcu chciał zostać w Lechu Poznań. Ciut wcześniej dołożył ważną cegiełkę do wiosennego mistrzowskiego rajdu wielkopolskiej drużyny. Na dziesiątce był pierwszym zmiennikiem Joao Amarala. Kiedy inni skrzydłowi – poza Jakubem Kamińskim – zawodzili, przydawał się na boku. A kiedy z Wisłą Płock nie mogli zagrać i Mikael Ishak, i Artur Sobiech, wystąpił jako środkowy napastnik i to on zdobył zwycięską bramkę. Wcześniej z Legią zaliczył asystę, z kolei w Szczecinie po wejściu z ławki najpierw podwyższył prowadzenie na 2:0, by następnie wywalczyć rzut karny dobijający Portowców. Gole z Termaliką czy z Jagiellonią nie miały już takiej wagi, ale statystyki rosły. Dawał konkrety.

W ekipie Macieja Skorży obstawiał kilka pozycji – momentalnie stał się napastnikiem numer dwa, ofensywnym pomocnikiem numer dwa, a momentami nawet prawoskrzydłowym numer jeden. Wspomagał młodych. Odnajdywał się. Ale Kolejorz – jak to Kolejorz – nie zdecydował się wyłożyć kasy na stół i wykupić go z Fortuny Düsseldorf.

Kownaś wrócił więc do Niemiec, gdzie wcale nie czekano na niego z otwartymi rękami, to miał być tylko przystanek. – I nie była to tylko moja narracja, ale również klubu. Fortuna chciała mnie sprzedać. Już zimą odbyliśmy taką rozmowę, że teraz idę na wypożyczenie do Lecha, a latem będziemy szukać jak najlepszej dla obu stron opcji transferu definitywnego. No ale tak wyszło, że przepracowałem z klubem obóz przygotowawczy, nowy trener Fortuny miał okazję mnie w tym czasie poznać. Już po kilku dniach powiedział mi, że chce, żebym został. Grałem w sparingach. Kluczem było jednak przepracowanie okresu przygotowań od początku do końca. Od wielu lat mi się to nie udawało. W sumie – dostałem tu drugie życie. Zawało mi się, że fani Fortuny postawili już na mnie krzyżyk. Ale dla niemieckiej piłki charakterystyczne jest to, że na obozy latają za nami mniejsze lub większe grupy kibiców. Tym razem też tak było. W Austrii towarzyszyła nam grupka fanów, którzy przyglądali się każdemu treningowi. Widzieli, jak wyglądam, jak pracuję i chyba zmienili zdanie o mnie. Obserwowali też sparingi. Powtarzam – dla mnie kluczowy był ten okres przygotowawczy – mówił w programie  BundesTalk.

Nowy sezon 2. Bundesligi rozpoczął w pierwszym składzie Fortuny.

Magdeburg:

Reklama
  • asysta,
  • 47 kontaktów z piłką,
  • 16 celnych podań na 30 wykonanych (53%),
  • 2 kluczowe podania,
  • 5 wygranych pojedynków na 11 podjętych,
  • 21 strat.

Paderborn:

  • gol,
  • 31 kontaktów z piłką,
  • 15 celnych podań na 23 wykonane (65%),
  • 5 wygranych pojedynków na 8 podjętych,
  • 12 strat.

Sandhausen:

  • 51 kontaktów z piłką,
  • 21 celnych podań na 28 wykonanych (75%)
  • 1 kluczowe podanie,
  • 9 pojedynków wygranych na 24 podjęte,
  • 12 strat.

Greuther Fürth:

  • gol,
  • 44 kontakty z piłką,
  • 19 celnych podań na 25 wykonanych (76%),
  • 3 pojedynki wygrane na 18 podjętych,
  • 14 strat.

Eintracht Brunszwik:

  • 44 kontakty z piłką,
  • 21 celnych podań na 27 wykonanych (78%),
  • 8 wygranych pojedynków na 11 podjętych,
  • 12 strat.

Ragensburg:

  • gol i asysta,
  • 29 kontaktów z piłką,
  • 9 celnych podań na 14 wykonanych (64%)
  • 2 kluczowe podania,
  • 2 wygrane pojedynki na 7 podjętych,
  • 9 strat.

Sześć meczów, trzy gole, dwie asysty, pięć wpisów do klasyfikacji kanadyjskiej. I charakterystyczna uniwersalność – cztery występy jako dziewiątka, po jednym spotkaniu na lewym skrzydle i pozycji ofensywnego pomocnika.

Kownacki ma bardzo silną pozycję w drużynie. Kiedy bowiem Daniel Ginczek wywalczył rzut karny w starciu z Ragensburgiem i był wyznaczony do wyegzekwowania tej jedenastki, wolał oddać ją młodszemu koledze, ponieważ – jak sam przyznawał – chciał odwdzięczyć się mu za wcześniejszą asystę. I był pewny, że Kownaś trafi.

Ostrożność sądów

Zanim jednak na głowie Kownackiego wyląduje korona za udany start sezonu w 2. Bundeslidze, należałoby napomknąć, że żadna z niego gwiazda tych rozgrywek. Ot, choćby jego średnia not w Kickerze – 3.25 – sytuuje go dopiero na sześćdziesiątej dziewiątej pozycji wśród wszystkich piłkarzy drugiego poziomu rozgrywkowego na niemieckiej ziemi.

Spokojnie.

Lodu.

Cała jego przygoda z futbolem układa się w szaloną sinusoidę wzlotów i upadków. Jest dobrze przez pół roku, by później przez rok było źle. Są miesiące niezłe i kwartały beznadziejne. Seryjnie strzela gole, by zaraz trwać w beznadziei nieskuteczności. Biega zdrowy, żeby zaraz przytrafiła mu się jakaś paskudna kontuzja. Jedzie na Euro z reprezentacją Polski, by zaraz wracać do Ekstraklasy na wypożyczenie. Bije rekord transferowy, żeby za moment stać się niewypałem. Nie przewidzisz, co stanie się w jego karierze za dwa miesiące, a co dopiero za dwa lata, taki to przypadek.

Czy Kownacki zasługuje na powołanie?

Niestabilność losów jego kariery nie przekreśla jednak jego szans na powołanie do reprezentacji Polski. Fakty są takie, że jeśli wciąż będzie strzelał gole i zaliczył asysty, dążący go nieskrywaną sympatią Czesław Michniewicz umieści go w kadrze na wrześniowe mecze Ligi Narodów z Holandią i Walią, które stanowić będą ostatnią realną szansę na większe eksperymenty przed katarskimi mistrzostwami świata.

Nie będzie świeżakiem.

Adam Nawałka zaprezentował go światu podczas katastrofalnego rosyjskiego mundialu, a Kownacki najpierw wniósł pozytywne ożywienie z Senegalem, a następnie kopał się po czole z Kolumbią. Jerzy Brzęczek testował go podczas eliminacji do Euro, ale Kownaś zaprezentował się tak kiepsko i anonimowo w meczach ze Słowenią i Austrią, że były selekcjoner śmiało mógł postawić przy nim krzyżyk. Paulo Sousa posadził go nawet na ławce podczas mistrzostw Europy, ale wcześniej – podobnie jak jego poprzednik – zweryfikował go negatywnie, kiedy ten bezwiednie snuł się po murawie w spotkaniu towarzyskim z Rosją.

Nie będzie zbawieniem.

Ale czy może być pożyteczny?

Niewykluczone, że niedługo okaże się, że tak, Kownacki może okazać się pożyteczny. Raz, że regularnie gra i strzela gole. Dwa, że doskonale zna systemy i pomysły Michniewicza. Trzy, że obstawi kilka pozycji, a przede wszystkim atak, gdzie może stanowić ciekawą alternatywę wobec problemów etatowych kadrowiczów. Krzysztof Piątek wciąż szuka właściwego dla siebie pracodawcy. Arkadiusz Milik od dawna nie jest liderem tego zespołu: a) opuścił czternaście z ostatnich dwudziestu meczów reprezentacji Polski, b) w tym czasie rozegrał 129 minut w koszulce z orzełkiem na piersi na 1800 minut możliwych do rozegrania, c) strzelił zaledwie pięć goli w narodowych barwach od Euro 2016. Adam Buksa leczy kontuzję i dopiero jesienią zacznie przebijać się w nowym klubie w silnej Ligue 1…

Gdzieś między nimi pojawia się przestrzeń, w którą można wpisać Dawida Kownackiego, choć – powtórzymy – spokojnie, lodu i powolutku, bo ani dwudziestopięciolatek nie wyprawia jakichś niesamowitych cudów w Fortunie Düsseldorf, ani nie jest największym gwiazdorem 2. Bundesligi, ani w niedalekiej przyszłości nie błyszczał w reprezentacji Polski, ani bardzo udane półrocze w klubowej piłce nie oznacza u niego, że zaraz wszystko się nie popsuje.

Czytaj więcej o Dawidzie Kownackim:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

30 komentarzy

Loading...