Po pierwszych sześciu kolejkach można zacząć wyciągać już jakieś większe wnioski. Widzimy, kto błyszczy regularnie, kto dołuje, kto włączy się w walkę o coś więcej, a przed kim trudny sezon. Wybraliśmy więc dziesięciu zawodników, którzy na starcie obecnego sezonu Ekstraklasy najbardziej zaskoczyli nas na plus.
Zanim przejdziemy do konkretów, słówko o zasadach. Rozpatrywaliśmy głównie tych, którzy są jak Kizo – kiedyś nie mieli, a teraz mają. Innymi słowy: w ostatnim sezonie znaczyli niewiele, a teraz błyszczą. Z tego powodu odrzucaliśmy takich piłkarzy jak Rafał Wolski, który bawi się w lidze jak premierka Finlandii – ale jakie to jest zaskoczenie? Przecież wszyscy wiedzą, że jeśli ten piłkarz jest zdrowy, to robi na polskich boiskach różnicę. Nie wzięliśmy pod uwagę także nowych twarzy w Ekstraklasie, bo przecież każdy transfer generuje jakieś oczekiwania.
No dobra, kto nas pozytywnie zaskoczył? Oto dziesiątka piłkarzy, których warto pochwalić.
Zoran Arsenić
Zoran Arsenić kojarzył nam się jak dotąd głównie z solidnością. Ot, stoper, który rzadko coś zawali, raczej spełni swoje założenia, nie rzuci się przy tym w oczy, co dla piłkarza na jego pozycji jest raczej komplementem. Gdy Raków ściągał go z Jagiellonii za gotówkę, nikt nie miał wrażenia: oho, to gamechanger. Raczej solidne uzupełnienie. Ten najbladszy z trójki Niewulis-Petrasek-Arsenić, ewentualnie – sensowna alternatywa dla bardziej renomowanych kolegów.
Kiedy w Lechu wypadło dwóch stoperów (plus Salamon, ale o tym „Kolejorz” wiedział od dawna), przez Poznań po raz kolejny przetoczyła się dyskusja o wąskiej kadrze. Mimo że w Rakowie w tym samym czasie urazy leczy także dwóch podstawowych środkowych obrońców, nikt o tym nie dyskutuje. Także dlatego, że Arsenić, jako centralna postać linii defensywy, wszedł na jeszcze wyższe obroty. Czy Marek Papszun odstawiłby go, gdyby do zdrowia wrócili dziś Niewulis czy Petrasek? Nie mamy takiego przekonania. Na starcie tego sezonu Arsenić to ścisły top ligowych stoperów – trzeba to podkreślać. Takie mecze jak ze Slavią, po którym jej trener mówił publicznie, że dawno nie grał z drużyną mającą tak szczelną obronę, są tylko tego dowodem.
Aleksander Paluszek
Nawet Górnik niekoniecznie wierzył w Aleksandra Paluszka. Zobaczmy na zestaw młodzieżowców z początku zeszłego sezonu – Krzysztof Kubica, Norbert Wojtuszek, Jakub Szymański, Adrian Dziedzic, Krzysztof Winglarek, Paweł Sokół. Później do rotacji doszedł jeszcze Dariusz Stalmach, czy kilku innych, którzy jeszcze nie zaistnieli. Umówmy się – dupy nie urywało. Kubica oczywiście wyglądał świetnie, ale gdyby nie mógł zagrać, nie miał sensownej alternatywy.
W tym samym momencie zabrzanie wypożyczyli Aleksandra Paluszka, który miał większe ogranie w Górniku niż jego konkurenci do składu. Obrońca zagrał jesienią dwanaście meczów dla FK Pohronie, wiosną czternaście spotkań dla pierwszoligowej Skry Częstochowa. Widać, że wyciągnął z minionego sezonu cenną lekcję, bo w tym jest jedną z jaśniejszych postaci Górnika – także dzięki poczynaniom ofensywnym, bo strzelił dwa gole po stałych fragmentach gry (Rakowowi i Legii). Na początku tego sezonu Bartosch Gaul postawił na Pawła Olkowskiego i Erika Janżę w trójce stoperów – po słabym spotkaniu z Cracovią szybko się z tej idei wycofał i wtedy do składu wskoczył właśnie Paluszek.
Ernest Muci
Miewał momenty. To jeden z nielicznych piłkarzy Legii ze sporym potencjałem sprzedażowym, natomiast ma problem z ustabilizowaniem formy. Czesław Michniewicz cenił jego pracowitość i dawał mu szanse – Muci odpłacał się choćby golami z Dinamo czy kapitalną asystą ze Spartakiem. Na dłuższą metę nie stał się piłkarzem, który gra regularnie.
W tym sezonie jest już na dobrej drodze. To znacznie bardziej jakościowy wybór na szpicę niż Maciej Rosołek. Wydaje się, że Carlitos już wkrótce zajmie jego miejsce w wyjściowej jedenastce, ale Albańczyk jest na tyle wszechstronnym piłkarzem, że odnajdzie się i jako ósemka/dziewiątka, i na skrzydle. Liczby? Dwa gole i dwie asysty. W klasyfikacji kanadyjskiej już teraz wyrównał dorobek z zeszłego sezonu.
CARLITOS W LEGII. CO DALEJ Z MUCIM?
Thabo Cele
Thabo Cele jesienią 21/22? Anonim łamane na „kolejny dziwny wynalazek Radomiaka”. Wiosna 21/22? Powoli zaczął pokazywać, dlaczego trafił do Ekstraklasy, choć zapamiętaliśmy go głównie z wędki w 27. minucie meczu z Rakowem, gdy Dariusz Banasik uratował go przed czerwoną kartką. Cele miał już na koncie żółtko i dalej grał na pograniczu ryzyka. Szkoleniowiec stracił cierpliwość.
Dziś ciężko wyobrazić sobie skład Radomiaka bez piłkarza z RPA. On sam stał się największym wygranym zmiany szkoleniowca w klubie z województwa mazowieckiego. Taki pomocnik do tańca i do różańca. Wypełnia rolę „pożytecznego piłkarza”, bo sporo haruje, ma dobry odbiór. Nie jest też ograniczony przy rozegraniu, co więcej – lubi pchać akcje do przodu, notuje odważne podania przez linie.
Władysław Koczerhin
Jeden z wielu piłkarzy Rakowa, który musiał odbyć półroczny „obóz przygotowawczy” u Marka Papszuna, żeby szkoleniowiec postrzegał go jako piłkarza, który może coś dać jego drużynie. Zawodnik Zorii Ługańsk trafił do Ekstraklasy dwa dni po wybuchu wojny na Ukrainie. „Medaliki” nie skorzystały z furtki, która umożliwiała wypożyczenie zawodników z tamtejszej ligi, a sfinalizowali transfer definitywny. W Częstochowie dobrze znali Koczerhina – choćby z meczu sparingowego z Zorią Ługańsk.
Pierwsze wejście? Bardzo blade. Załapał się do pierwszego składu na mecz ze Śląskiem, niczego nie pokazał i został schowany do szafy aż do końca sezonu. Od początku obecnych rozgrywek to już pełnoprawny piłkarz Rakowa, walczący o skład z Wdowiakiem jak równy z równym. Bohater dwumeczu z Astaną, której sieknął dwie bramki, dokładając do tego asystę. Konkretny. Z dobrym wykończeniem. Rozumiejący mechanizm Marka Papszuna.
Mateusz Matras
Jakkolwiek to brzmi, Mateusz Matras to jeden z najlepszych stoperów startu sezonu. Zaryzykujemy teorię, że gdyby nie poszerzenie ligi, nie grałby już w Ekstraklasie – po prostu spadłby na zaplecze ze Stalą Mielec i zakopał się na tym poziomie. Kiedyś był jednym z najbardziej niedocenionych graczy na polskich boiskach, później stał się dżemikiem, następnie piłkarzem kojarzonym od lat, lecz niedającym niczego szczególnego.
Na środku defensywy, w formacji z trójką obrońców, jest w stanie uwypuklić swoje atuty. Dobrze operuje w powietrzu. Jest silny. Ofiarnie blokuje strzały. Stanowi wartość przy stałych fragmentach gry. Kto by się spodziewał? Z ręką na sercu – my absolutnie nie.
Kristian Vallo
Wisła Płock notowała w ostatnich latach wiele wpadek transferowych. Przez pewien czas Kristian Vallo też zapowiadał się na piłkarza, który niewiele wniesie do ligi. Przeciętniak, może i solidny, ale jednak przeciętniak. Zaczął błyszczeć w momencie, gdy został przestawiony na skrzydło.
W tym sezonie także ma sporo za uszami – choćby niewiarygodne pudło z meczu przeciwko Lechii Gdańsk. Ale ma też bardzo dużo konkretów – dwa gole i trzy asysty. W zeszłym sezonie miewał przebłyski, teraz złapał regularność. W przypadku Rafała Wolskiego można się było spodziewać, że będzie gwiazdą. Podobnie ma się sprawa z Davo, który trafił do Płocka jako piłkarz, który w miarę regularnie grał w La Liga 2. Vallo nie jest tak techniczny jak jego koledzy, ale dynamiką, dobrymi decyzjami, przebojowością, jest w stanie zaoferować coś ekstra.
Bartosz Mrozek
Lech Poznań podobno ma w umowie wypożyczenia klauzulę – tak mówił w „Mocy Futbolu” Żelisław Żyżyński – dzięki której może ściągnąć go do siebie z powrotem za stosunkowo niewielką opłatą. Na miejscu władz „Kolejorza”… mocno byśmy rozważyli tę opcję. Owszem, wiązałoby się to z koniecznością przyznania się do błędu. Ale jaki jest Artur Rudko, każdy widzi. Mrozek to z kolei jeden z najciekawszych bramkarzy na starcie sezonu.
Stal może tylko żałować, że bramkarz ten nie ma już statusu młodzieżowca. Swój najlepszy mecz jak dotąd rozegrał właśnie z Lechem Poznań – jakie to symboliczne. Ale i z Cracovią czy Górnikiem Zabrze nie pękł na robocie, stanowiąc wartość dodaną dla swojego zespołu.
Bartłomiej Gradecki
Rzadko zdarza się, by klub docenił swojego zawodnika, gdy ten nie ma już statusu młodzieżowca. A tak było z Bartłomiejem Gradeckim, który jak dotąd był w cieniu, a przecież w Ekstraklasie stosunkowo łatwo się przebić będąc obiecującym młodym bramkarzem. Golkiperowi Wisły Płock pomogło nieco szczęście – na starcie sezonu nie mógł zagrać Krzysztof Kamiński. Gradecki niczego nie zawalił, więc Pavol Stano uznał, że nie ma żadnego powodu, by dokonywać roszady powrotnej.
Wielu mogło się dziwić, bo przecież Kamiński dawał radę między słupkami Wisły Płock. Gradecki puścił w tym sezonie tylko pięć bramek, na co ma wpływ oczywiście także wysoka forma Damiana Michalskiego i Steve’a Kapuadiego. Ale to też nie tak, że nie ma nic do roboty – obronił już trzydzieści celnych strzałów. Żaden inny bramkarz w lidze nie może pochwalić się takim wynikiem.
Łukasz Łakomy
Wiosną 2022 roku wskoczył do kolejki, która cały czas jedzie w górę. Może podziękować niezbyt efektownie grającemu Zagłębiu, które – zanudzając widzów – jeszcze bardziej uwypukla atuty Łakomego, na którego zwyczajnie dobrze się patrzy. Piłka się go słucha. Potrafi w drybling. Wie, jak przyspieszyć. Ma dobre podanie. Ma też niezły strzał z dystansu, co udowodnił w spotkaniu z Lechem Poznań.
Kandydat do wyjazdu po sezonie? Bez dwóch zdań. „Miedziowi” mogą tylko żałować, że kontrakt Łakomego wygasa w czerwcu, a więc istnieje duża szansa na to, że znów nie zarobią na piłkarzu, którego wypromowali.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Nascimento: – Bryant zmienił moją mentalność. Jeśli chcesz odnieść sukces, musisz go słuchać
- Lech Poznań szuka obrońcy. Kandydat z Brazylii?
- Regularne bandyctwo na polskich boiskach. Ligowcy, ogarnijcie się!
Fot. FotoPyK