Trener Górnika Bartosch Gaul w piątek wieczorem miał obfitą kolację – zjadł taktycznie Legię. Ale i tak nie wracał do domu całkowicie syty, bo nie przewidział, że jego własny obrońca da przeciwnikom drugie życie. Gdyby nie Richard Jensen, drużyna z Zabrza odniosłaby zwycięstwo, a za sprawą Fina jedynie zremisowała 2:2.
Tego dnia ekipa z Górnego Śląska była gotowa przetrwać naprawdę wiele. Już na starcie musiała sobie radzić bez Alasany Manneha, którego z występu wyeliminowały sprawy osobiste, oraz Lukasa Podolskiego, który w związku z urazem usiadł w rezerwie jako „straszak”. Nie minęło pół godziny, a trzeba było zastępować kontuzjowanego Jonathana Kotzke. Nie skończyła się pierwsza połowa, a należało zmienić Roberta Dadoka. Nic sobie z tego wszystkiego nie robili goście z Zabrza i przez dobre 80 minut trzymali kontrolę nad Łazienkowską 3. Dopiero sabotaż Richarda Jensena zdołał ich zatrzymać.
Fin najpierw w zamieszaniu w szesnastce przy rzucie rożnym powalił Artura Jędrzejczyka. Kibic Górnika powie, że go dotknął. Fan Legii, że uderzył. Fakt faktem, że naprawdę był kontakt ręki z głową i tyle. Łukasz Kuźma po wideoweryfikacji podyktował karnego i ukarał obrońcę żółtą kartką. Choć Josue wykorzystał jedenastkę, to jeszcze nie dobiło przyjezdnych, więc po chwili Jensen faulował Carlitosa w bocznym sektorze i dziękuję, do widzenia. Proszę szybciej iść pod prysznic, ochłonąć. Tego było za wiele.
Legia z jednym zawodnikiem więcej wreszcie dominowała, jakby wyjęto ją z marzeń trenera Kosty Runjaica i wepchnęła piłkę do bramki Daniela Bielicy. 2:2, punkt uratowany. Można się rozejść.
Legia Warszawa – Górnik Zabrze 2:2
Po zakończeniu rywalizacji goście byli wściekli na decyzje sędziego, ale po pierwsze powinni mieć pretensje do siebie – o skuteczność. Gaul doskonale – i używamy tego słowa świadomie – ustawił zespół. Kiedy opublikowano podstawowe składy, ofensywne trio Robert Dadok – Piotr Krawczyk – Mateusz Cholewiak wyglądało jak dowcip. Ale jeśli śmiał się ktoś z Legii, prędko robił to przez łzy. Ta trójka świetnie neutralizowała atak pozycyjny drużyny z Warszawy – jeden z nich pilnował defensywnego pomocnika, dwóch zajmowało się stoperami i proszę, miejscowi mieli kłopot z wyprowadzeniem akcji. Przed przerwą 47% gry toczyło się w ich defensywnej tercji.
Z kolei w ataku pozycyjnym Gaul wymyślił interesujący manewr z Rafałem Janickim, centralną postacią trzyosobowej obrony. Otóż gdy Górnik konstruował atak pozycyjny, 30-latek wychodził wyżej, tworząc z Aleksandrem Paluszkiem i Jensenem trójkąt, dzięki czemu przyjezdni bez problemu omijali pressing warszawian.
I jedyne, czego im brakowało, to finalizacji. Z dośrodkowania Erika Janzy nie skorzystał Krawczyk. Sam na sam z Kacprem Tobiaszem nie umiał skończył Dadok. Wreszcie znów dobrą okazję zmarnował Krawczyk, który dopiero za trzecim razem znalazł sposób na golkipera gospodarzy.
Jeszcze raz – Gaul kapitalnie rozczytał Runjaica i mimo własnych słabości, był w stanie wykorzystać wady rywali. Wysoki pressing, umiejętne omijanie linii przeciwnika, szybka odbudowa ustawienia po stracie, zagęszczenie okolic własnego pola karnego – to wszystko wystarczyło na ponad 80 minut. Legia sprawiała wrażenie bezradnej, dopiero w drugiej połowie oddała pierwszy celny strzał (Josue z dystansu) i wydawało się, że musi czekać na dar niebios. Doczekała się.
Słowem – kapitalne widowisko w stolicy. Legia ciągle w budowie, a do Górnika trzeba podchodzić z respektem, bo Gaul ma głowę nie od parady i potrafi przekazać swoje pomysły piłkarzom.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Ligowcu, bierz przykład z Bieszczada i Tobiasza
- Napędzany przez złość, dynamit w nogach. Skąd wziął się Jakub Myszor
- Miłość, miłość do „zakopanego”. Jak Luka Zahović rozkochał w sobie Szczecin
foto. FotoPyk