Reklama

Siedem scen z życia Wisły Kraków. Jak się spada z Ekstraklasy?

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

16 maja 2022, 13:04 • 10 min czytania 112 komentarzy

Żeby spaść z Ekstraklasy trzeba się postarać, ale żeby spaść z tej ligi będąc Wisłą Kraków, trzeba zrobić naprawdę dużo i włożyć w ten proces kompromitacji wiele serca oraz zaangażowania. Wybraliśmy siedem momentów, scen – zwał jak zwał – z sezonu 21/22, które przesądziły o pożegnaniu Wisły z naszą umowną elitą. Jest to podróż przez morze błędów, wpadek, nieporozumień, tak więc trzymajcie się mocno i ruszamy.

Siedem scen z życia Wisły Kraków. Jak się spada z Ekstraklasy?

ZWOLNIENIE GULI, ZATRUDNIENIE BRZĘCZKA

Czy Adrian Gula odniósł sukces w Wiśle? To nawet nie pytanie retoryczne, bardziej żartobliwe, bo Słowak absolutnie nie wypalił. Nakręcił się na jeden styl gry i nawet jak nie szło, to nie miał zamiaru go zmienić, ślepo wierząc, że zaraz te klocki same się ułożą. Średnia punktów jeden na mecz – żałość bierze, choć gdyby Gula wciąż był w klubie i dalej punktował tak mizernie, to mimo wszystko Wisła wciąż miałaby matematyczne szanse na utrzymanie. Ale jeśli pamiętać o takich meczach jak ze Stalą u siebie, to trudno wierzyć w cokolwiek.

I właśnie… O ile kadencja Guli to ogromne rozczarowanie, o tyle kadencja Brzęczka to po prostu jedna wielka kompromitacja.

Były selekcjoner spadł z tej ligi z hukiem, a przecież nie obejmował czerwonej latarni Ekstraklasy, tylko zespół jeszcze nad kreską. Jeden wygrany mecz na trzynaście… Kpina. Tym bardziej że Wisła po drodze mierzyła się z Górnikiem Łęczna, marną Legią, bezjajeczną Jagiellonią, Radomiakiem, który dopiero co przyjął 1:6 od Zagłębia, wreszcie – trzecioligową Olimpią.

Reklama

Skandaliczne rezultaty.

KIM JEST ADRIAN GULA, NOWY TRENER WISŁY?

Oczywiście trzeba pamiętać, że choćby w spotkaniu z Lechem zawalił sędzia, ale nawet przy wygranej z Kolejorzem statystyki Brzęczka byłyby żenujące. Mamy wrażenie, że Brzęczek w ogóle nie dopuszczał myśli o spadku. Że tak jak Gula sądził, iż jego praca w końcu się obroni. W momentach, kiedy akurat nie mówił, że wyszedłby z grupy na Euro, powtarzał:

– Z każdym kolejnym treningiem widać coraz lepsze zrozumienie wśród zawodników, umiejętne poruszanie się na boisku oraz przestrzeganie poszczególnych schematów. Tym aspektom poświęcamy wiele uwagi, bo sprawiają one, że jako drużyna funkcjonujemy po prostu lepiej. Cieszę się, że nasza praca przynosi efekty.

– Patrząc na poprzednie mecze i rozwój tej drużyny, to jestem bardzo optymistycznie nastawiony co do tego, że w następnych meczach zaczniemy zwyciężać.

– Musiałbym zrezygnować z pracy, jeżeli nie patrzyłbym optymistycznie.

Reklama

– W meczach, które rozegraliśmy, wiele rzeczy zostało poprawionych zgodnie z moją filozofią. Oczywiście, jeśli nie będziemy zdobywać bramek, to trudno myśleć o punktach. Jestem jednak przekonany, że to w końcu nastąpi. Tak jak jestem przekonany, że Wisła się utrzyma.

To różne wypowiedzi z różnych dni tego sezonu. Generalnie: jest lepiej, zaraz to odpali, poczekajcie jeszcze chwilę, będzie dobrze. I tak w kółko. Oczywiście, że w sytuacji Wisły optymizm był ważny, niemniej dobrze byłoby też, gdyby za tym optymizmem coś stało. I jasne, Biała Gwiazda miała momenty ciekawej gry, ale właśnie – to były momenty. To się powtarzało, że Wisła nie potrafi całego spotkania zagrać na wysokim poziomie, tylko jego poszczególne części

Brzęczek jakby tego nie zauważał i sądził, że zaraz samo się zrobi i ułoży. Cóż, nie.

SPRZEDAŻ YAWA YEBOAHA I ASCHRAFA EL MAHDIOUIEGO

Że byli to dobry zawodnicy – w zasadzie nie trzeba tłumaczyć. Ale dobrze, bo może ktoś zapomniał. Pierwszy, choć naturalnie chimeryczny, miał dar błyskotliwości, kiedy wymyślał rzeczy, na które nikt inny z boiska by nie wpadł. Przykład z brzegu to oczywiście gol z Górnikiem Łęczna, ale przecież Yeboah kończył jesień z pięcioma bramkami, co wciąż daje mu tytuł najskuteczniejszego strzelca Wisły.

Aschraf był zdecydowanie mniej efektowny, ale nie można powiedzieć, że mniej efektywny. Świetnie regulował grę w środku pola. Po jesieni ustępował tylko Janży, jeśli chodzi o podania progresywne, jeśli chodzi o zagrania w tercję ataku – tu lepszy był tylko Josue, a jeśli zsumować wszystkie podania, to tych najwięcej wówczas w lidze wykonał właśnie Holender.

Krótko mówiąc: kozak. Czy kogoś takiego mógł zastąpić Fazlagić? No nie, bo Fazlagić po wiośnie wygląda na gościa, który mógłby zastąpić co najwyżej Makowskiego w Lechii, a i to z problemami.

Z jednej strony trudno Wiśle zarzucać, że sprzedała obu panów, tym bardziej że Aschraf miał wpisaną klauzulę, więc ciężko było cokolwiek zrobić. Ponadto Biała Gwiazda zarobiła godnie – w sumie ponad cztery milion euro. Z drugiej – no właśnie, zabrakło konkretnych zastępstw. Skoro nikt nie przebił Yeboaha pod względem liczby goli, skoro nikt nawet nie zbliżył się do takiego wpływ na grę, jak u Aschrafa, to jak o tym mówić?

Pojawili się przy Reymonta nieźli piłkarze, ale jednocześnie obie te straty nieco zlekceważono.

WISŁA W ŚWIECIE OFERT, KTÓRE SPADAJĄ Z NIEBA

BŁĘDY SĘDZIOWSKIE

Po 32. kolejce w Niewydrukowanej Tabeli Wisła zajmowała bezpieczne, trzynaste miejsce. Sędziowie zaszkodzili jej sześciokrotnie, w naszej ocenie tylko Bruk-Bet krzywdzony był częściej, siedem razy. Arbitrzy pomagali Wiśle natomiast dwa razy, więc rzadziej jedynie Rakowowi. Bilans wychodzi minus cztery, nikt nie ma gorszego, a równie zły znów Raków.

Wiadomo, do których spotkań będzie się najczęściej wracać. Mecz z Lechem, kiedy arbiter nie uznał prawidłowej bramki na 2:0, a skończyło się na 1:1. Mecz z Wisłą Płock, kiedy przed bramką dla Nafciarzy faulowany był Fazlagić, a potem Białej Gwieździe należał się też rzut karny.

I tak jak miło byłoby żyć w idealnym świecie i wyrzucić Niewydrukowaną Tabelę do kosza, bo nie mielibyśmy czego poprawiać, tak wciąż trzeba spojrzeć na sprawę obiektywnie. Przy tym ogromie błędów, które popełniali rządzący Wisłą w trakcie tego i poprzedniego sezonu, błędy arbitrów zajmują dalekie miejsce w kategorii pytania „dlaczego Wisła spadła?”. W NT dla panów z gwizdkiem wygląda to nie najlepiej, ale warto pamiętać, że to wciąż uznaniowa zabawa – ma swoje regulacje, który nie musiałyby się przenieść na boisko jeden do jednego. Bo może Wisła wygrałaby z Lechem 2:0, a może zremisowała 2:2 albo przegrała 2:4 jak z Radomiakiem?

Cholera wie.

Czyli – pamiętamy, że Wisła, szczególnie w końcówce, mogła narzekać na sędziów, ale nie wpływa to na ocenę, że katastrofę ściągnęła na siebie sama.

WISŁA, GULA I BRZĘCZEK. PORAŻKA KONCEPCJI, NIE TRENERA

EGO WŁAŚCICIELI

Generalnie można odnieść wrażenie, że kierujący Wisłą wszystko wiedzą najlepiej, a przecież doświadczenie w zarządzaniu futbolem mają albo niewielkie, albo żadne. Dla Jażdżyńskiego i Królewskiego Wisła to debiut, wciąż trudno powiedzieć, jakie kompetencje do bycia prezesem ma Dawid Błaszczykowski, poza kompetencją bycia bratem Jakuba Błaszczykowskiego. Ten oczywiście w piłce widział cholernie dużo, ale jednak co innego wrzucać celnie w pełnym biegu, a co innego podejmować celne decyzje jako właściciel. Ponadto trochę jest tak…

  • Jakub Błaszczykowski, gdy trzeba uderzyć w Zbigniewa Bońka? Obecny.
  • Jakub Błaszczykowski, gdy trzeba pieprznąć w Piotra Obidzińskiego? Pokazuje – jestem.
  • Jakub Błaszczykowski, gdy trzeba wziąć spadek na klatę? Nie ma mnie, niech Królewski coś powie.

Ale dobrze, pewnie gdy emocje opadną, Błaszczykowski zabierze głos, jednak i tak można mieć pretensje do władz Wisły o to, jak traktowała faktycznych fachowców.

Pasieczny miał być dyrektorem sportowym na lata, gdyż rzeczywiście miał na to papiery. W efekcie dostał właściwie jedno okno transferowe i nie podpisał się od A do Z pod ani jednym trenerem. Gula? Oczywiście, że popełniał swoje błędy, niemniej znów: zostawił zespół na bezpiecznym miejscu, a wymieniono go na trenera, który po pierwsze ma zdecydowanie gorsze CV, po drugie – no nie uciekniemy od tego – jest krewnym właściciela.

Wszystko zostaje w rodzinie, bo my wiemy najlepiej.

Zresztą było to widać po wypowiedziach Jarosława Królewskiego, który przyjął rolę zderzaka:

No, trochę jest tak, że kierownictwo Wisły same ściągnęło na siebie spadek. Być może już dziś to wiedzą, niespecjalnie szukając wytłumaczeń, używając głównie słowa “przepraszam”.

AWANTURNICZE OKIENKA TRANSFEROWE

Odwołamy się do tekstu, w którym analizowaliśmy lata rządów tria Królewski-Jażdżyński-Błaszczykowski:

Naliczyliśmy Wiśle 47 transferów przychodzących, co jak na okres od lata 19/20 jest wysokim wynikiem – ruch przy Reymonta jest jak na dworcu, budują tę drużynę, budują, ale coś nie mogą zbudować.

Pewnie dlatego, że zbyt wiele transferów wiślakom to się nie udało – w dwóch pierwszych kategoriach jest 17 zawodników [TOP i porządnych], czyli 36%. Transferów typu TOP było ledwie cztery, w szrociarni mamy dwa razy tyle miejsca.

Przez Białą Gwiazdę przewinęło się po prostu zbyt wielu przeciętnych piłkarzy. Próbowano, szukano w różnych miejscach, ale bez większego rezultatu.

Sam sezon 21/22 niewiele w tym temacie zmienił – latem i zimą do Wisły przyszło 20 zawodników, a 16 na stałe odeszło. Trudno tutaj mówić o stabilizacji, naprawdę.

Może i paru piłkarzy ma w sobie potencjał na coś więcej, jak Fernandez, Tsitaishvili, czy nawet Poletanović albo Manu, ale stokrotnie łatwiej byłoby im wchodzić do funkcjonującej już maszyny. A Wisła w ogóle nie funkcjonowała i to oni z marszu mieli grać pierwsze skrzypce. Część dźwignęła trochę, część w ogóle.

Gotowy przepis na katastrofę.

TRZY LATA TRIUMWIRATU – JAK SPADAŁA WISŁA KRAKÓW

RĘKA MANU I OGÓLNIE POJĘTE FRAJERSTWO

Symbol. Wisła przegrywa u siebie 1:3 z imienniczką z Płocka, odrabia tę stratę, mecz może się skończyć remisem, ale Manu po prostu wariuje. Zagrywa piłkę ręką w polu karnym w sposób tak idiotyczny, że można się tylko przeżegnać nogą. Sędzia musiał wskazać na wapno i krakowianie przegrali 3:4, co musiało wpłynąć na ich mental.

Manu tłumaczył potem w Sport.Tvp.pl: – To była reakcja. Chciałem zagrać głową, ale piłka nadleciała bardzo szybko. Nie wiem do końca, co się stało, ale to była naturalna reakcja. Ręka była w górze, a piłka dotknęła opuszków palców. Od razu wiedziałem, że to będzie karny. Myślę, że wszyscy wiedzą, że nie zrobiłem tego celowo. Chciałem bronić, pomóc zespołowi, a piłka pechowo dotknęła moich palców. W piłce zdarzają się takie rzeczy. Wszyscy jesteśmy bardzo rozczarowani porażką zanotowaną w taki sposób. Nie chcę szukać usprawiedliwienia, ale zwrócę uwagę, że to nie był nasz jedyny błąd w tym meczu, bo niestety wiele rzeczy nie ułożyło się tak, jak chcieliśmy. Powtórzę jednak, że jest mi wyjątkowo trudno się z tym pogodzić i bardzo żałuje, że tak się stało. Przez dwadzieścia minut siedziałem w ciszy. Nie wypowiedziałem ani słowa.

I tak, gdyby dziś Wiśle dopisać ten punkt, wciąż leciałaby z Ekstraklasy, ale ta sytuacja jest idealnym zobrazowaniem nieudolności krakowian w tym sezonie. Tego, ile zrobili, by rzeczywiście zmienić ligę.

Natomiast meczów wypuszczonych w głupi sposób było więcej. W trzeciej kolejce Wisła długo prowadziła z Rakowem 1:0, by przegrać 1:2, mimo że częstochowianie od 51. minuty grali w dziesiątkę. Porażka z Legią 1:2 w 23. kolejce po golu w 94. minucie, kiedy chwilę wcześniej udało się doprowadzić do remisu (swoją drogą – w tej sytuacji Wiśle akurat pomógł sędzia). Wczoraj 2:4 z Radomiakiem, kiedy prowadziło się 2:0.

Do tego szokujące wpierdole – 0:5 z Lechem, 0:5 ze Śląskiem (ze Śląskiem!), 1:4 z Pogonią.

FRYDRYCH: DZIĘKUJEMY KIBICOM, TO NASZA WINA

LUIS FERNANDEZ ZMIENIA SIĘ W BOKSERA

Wisła Kraków przy swojej mizerii w ofensywie – tylko Warta z drużyn, które nie spadły, strzelała mniej – potrzebowała kozaka z przodu, który da jej parę punktów, będzie potrafił wziąć na siebie odpowiedzialność i zrobić czasem coś z niczego. Kimś takim mógłby być Luis Fernandez, bo on rzeczywiście w piłkę grać potrafi.

Hiszpan wiosną zapewnił remis z Lechią golem w końcówce, miał udział przy dwóch bramkach z Górnikiem Zabrze, w innych spotkaniach też pokazywał się z dobrej strony (średnia not u nas – 5,33). W gronie przeciętniactwa i mizerii – piłkarz.

Niestety zamarzyła mu się kariera boksera.

Po meczu z Wisłą Płock wymierzył cios Damianowi Michalskiemu i już wtedy było wiadomo, że to dla niego koniec sezonu. Kajał się, przepraszał, dość szybko do niego dotarło, co odpierdzielił, niemniej – kara musiała przyjść i faktycznie, Komisja Ligi wykluczyła go z reszty rozgrywek.

Czy z Fernandezem Wisła by się utrzymała? Nie mamy pojęcia, ale na pewno ta walka byłaby łatwiejsza. Duet Citaiszwili-Fernandez wygląda przecież groźniej niż duet Citaiszwili-Kliment. Albo Savić. Albo w zasadzie ktokolwiek inny.

Taki to był sezon dla Wisły – ludzie jedynie pozujący na piłkarzy grali dalej, a faktyczny piłkarz miał ochotę zmienić zawód.

*

Ostatecznie jest zmiana, ale ligi przez Wisłę. I może ta scena jest najboleśniejsza:

Bo dziś w Krakowie ludzi, czujących to samo co Kazimierz Kmiecik, jest cała masa.

Więcej o Wiśle Kraków:

Fot. Newspix

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

112 komentarzy

Loading...