Miało Lille swoje momenty, grało ambitnie. Nie sposób zaprzeczyć. Ale prawda jest taka, że w dzisiejszym spotkaniu 1/8 finału Ligi Mistrzów londyńska Chelsea ani razu nie znalazła się w naprawdę poważnych tarapatach. Podopieczni Thomasa Tuchela zwyciężyli 2:0 i mają naprawdę komfortową sytuację przed rewanżem we Francji.
Chelsea – Lille. Havertz pokazał, że warto na niego stawiać
Co wam będziemy ściemniać – nie było to pasjonujące spotkanie w sensie zwrotów akcji, nieustannych emocji, elektryzującej atmosfery unoszącej się nad boiskiem. Po prostu od początku do końca Chelsea miała pełną – no, prawie pełną – kontrolę nad przebiegiem widowiska. Dość powiedzieć, że Kai Havertz potrzebował zaledwie ośmiu minut, by wyprowadzić swój zespół na prowadzenie. Niemiecki napastnik wykorzystał znakomite dośrodkowanie Hakima Ziyecha z rzutu rożnego i bez większych trudności wpakował futbolówkę do siatki strzałem głową. Trzeba przede wszystkim podkreślić znakomity nabieg byłego zawodnika Bayeru Leverkusen. Choć jest dość zastanawiające, że na jego drodze nie stanął żaden z graczy Lille. Jeden sprytny wyblok i Havertz w ogóle nie doszedłby do wrzutki.
Partnerem publikacji jest Lidze Mistrzów jest KFC. Sprawdź ofertę TUTAJ
Inna sprawa, że gracz Chelsea spokojnie mógł wejść w mecz w jeszcze bardziej piorunującym stylu, ale drugiej stuprocentowej okazji do zdobycia gola nie udało mu się wykorzystać. Co nie zmienia faktu, że ledwie kilka minut gry pozwoliło orzec, iż na ten moment Havertz może dać Chelsea więcej niż naburmuszony Romelu Lukaku. Belg po kompromitującym występie w ostatnim spotkaniu ligowym został posadzony na ławce rezerwowych.
I się z niej nie podniósł, co było chyba pewnym sygnałem ze strony Thomasa Tuchela.
Chelsea – Lille. Spokojna druga połowa
Mistrzowie Francji, trzeba im oddać, na straconego gola zareagowali właściwie. Odepchnęli Chelsea od własnego pola karnego, kilka razy zagrozili bramce obrońców tytułu. I w sumie na tyle ich w tym meczu było stać – niezłe momenty, parę minut przewagi bez puenty. A potem The Blues ponownie chwytali za lejce.
Prowadzenie gospodarzy w 63. minucie gry podwyższył Christian Pulisic. Reprezentant Stanów Zjednoczonych w swoim stylu wparował na szybkości w pole karne, wykazując się nie tylko dynamiką, ale i znakomitą kontrolą nad piłką. Leo Jardim był bez szans. I może trochę szkoda z perspektywy postronnych widzów, że tak to się potoczyło, ponieważ drugie trafienie ewidentnie usatysfakcjonowało londyńczyków. Jasne, nie było tak, że Chelsea całkowicie wyhamowała i ustawiła się na własnej połowie w głębokiej defensywie, ale trudno też stwierdzić, by Anglicy za wszelką cenę poszukiwali kolejnej bramki. Natomiast Lille nie było w stanie stworzyć sobie choćby jednej naprawdę konkretnej sytuacji bramkowej. Francuska ekipa mogła się naprawdę podobać, ale tylko do momentu, gdy udało jej się zbliżyć do pola karnego Chelsea. A to brakowało precyzji przy strzale, a to wrzutki leciały w maliny, a to drybling nie robił wrażenia na obrońcach The Blues.
Wrażenia artystyczne? Niezłe. Realne zagrożenie? W sumie, to niewielkie.
W efekcie The Blues mają w kieszeni naprawdę dobry rezultat w kontekście rewanżu. Lille dowiodło, że nie jest zespołem, który można lekceważyć, ale wydaje się, że tak wytrawny taktyk, jak Thomas Tuchel, zdoła właściwie przygotować swoich podopiecznych przed wyjazdowym starciem z mistrzami Francji. Może to dość pochopna i nazbyt brutalna dla Francuzów uwaga, ale wszystko wskazuje na to, że dla Chelsea prawdziwe emocje w Champions League zaczną się w ćwierćfinale.
CHELSEA FC 2:0 LILLE OSC
(K. Havertz 8′, C. Pulisic 63′)
CZYTAJ WIĘCEJ O EUROPEJSKIM FUTBOLU:
- Lukaku i Chelsea? Ten związek przeszedł już za dużo
- Włoskie powietrze mu służy. Krzysztof Piątek odżył w Fiorentinie
- Fenomenalna Barcelona, Asensio uciszający kibiców. Podsumowanie kolejki La Liga
fot. NewsPix.pl