Reklama

Konflikt tragiczny według Thomasa Tuchela

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

26 stycznia 2021, 19:02 • 12 min czytania 13 komentarzy

Thomasem Tuchelem targa konflikt tragiczny. Wywodzi się z dwudziestopierwszowiecznej generacji genialnych laptopowych szkoleniowców z Hennes-Weisweiler-Akademie, utożsamia się z nią, wybija się w jej ramach, a jednocześnie jest prawdopodobnie najmniej niemieckim trenerem z tego całego wybitnego grona. Chce być najważniejszy i zarażać profesjonalizmem, ale na każdym kroku podkreśla, że jako trener niewiele może, bo wszystko zależy od piłkarzy. Cierpi na obsesję perfekcji, podkreślając przy tym, że to syzyfowe marzenie skazane na niepowodzenie na samym starcie. Budzi skrajne emocje. Jedni uważają go za oschłego dyktatora z autorytarnymi skłonnościami, drudzy za maniaka taktyki, ale też ciepłego faceta, który doskonale radzi sobie z zarządzaniem ego w naszpikowanych gwiazdami szatniach. Gdzie więc leży prawda o Thomasie Tuchelu?

Konflikt tragiczny według Thomasa Tuchela

I

Bundesliga, sezon 2010/11, 6. kolejka. Mainz, prowadzone przez 37-letniego Thomasa Tuchela, niespodziewanie pokonuje Bayern. Nie ma w tym za wiele przypadku. Zespół z Moguncji wygląda lepiej od faworyzowanego rywala. Nieprzypadkowo niemieckie media zachwycają się misternym planem taktycznym uknutym przez młodego szkoleniowca, który operując na ograniczonym kapitale piłkarskim skradł punkty gigantowi z Bawarii. Któryś z telewizyjnych dziennikarzy łapie Tuchela po spotkaniu i zaprasza go na krótki wywiadzik. W odpowiedzi widzi tylko ironiczny uśmiech i głębokie westchnięcie:

– Nie przebiegłem ani jednego metra, nie strzeliłem żadnego gola, nie wygrałem żadnego meczu. Zamiast mnie zaproś jednego z chłopaków, którzy zapracowali na te punkty na boisku – odburknął i poszedł do szatni.

W całej swojej przygodzie w Mainz wygrał trzy mecze z Bayernem i co później wyciągnięto – za każdym razem grając w inny sposób. Innym składem, innym sposobem, inną taktyką. Co mecz, to inny pomysł. Pełna elastyczność. Hołd dla kreatywności. Tamte słowa przekazują jednak dziwaczną prawdę o podejściu Tuchela do swojego zawodu. Zdaje się bowiem, że uważa on, iż nie jest godny odgrywania głównej roli w spektaklu. Błyszczeć i zbierać laury mają piłkarze. Nieprzypadkowo tak bardzo rozwinęli się przy nim chociażby Szalai, Fuchs, Holtby w Mainz, Gundogan, Weigl, Mchitarian, Dembele w BVB, a Neymar i Mbappe byli rozwścieczeni, kiedy PSG ogłosiło, że żegna się z niemieckim szkoleniowcem.

II

A mimo to trudno nie odnieść wrażenia, że uwielbia mieć kontrolę nad wszystkim i nie należy do grona szkoleniowców, którzy swoją pracę organizują tak, żeby nie przeszkadzać utalentowanym podopiecznym. Albo dosadniej: nie jest jak Janas – lubi się wpierdalać. W szóstej lidze kazał Julianowi Nagelsmannowi jeździć po wioskach i wnikliwie analizować kolejnych rywali prowadzonych przez siebie rezerw Augsburga. Co więcej: równie często robił to sam, bo najbardziej ufał własnej percepcji. W Mainz zaprosił na rozmowę austriackich założycieli amatorskiego bloga Spielverlagerung, który zajmował się domorosłym rozwikływaniem pomysłów taktycznych najlepszych trenerów świata.

Reklama

Zresztą nieprzypadkowo Tuchel był jednym z ulubieńców Rene Maricia i spółki. To maniak taktyki, który sam mówi, że na każdy mecz ma nie tylko gruntownie przemyślany plan A, ale też plan B i C.

Niemiec nie mógł wyjść z podziwu dla profesjonalnej roboty, jaką twórcy Spielverlagerung wykonali przy dokładnym odczytaniu wielu jego pomysłów na grę ofensywną i defensywną. Tuchel umie docenić profesjonalizm, ma otwarty umysł. Opłacił bilety. Przyjął ich na prywatnej audiencji w swoim klubowym gabinecie. Przegadali kilka godzin, po czym przez kilka kolejnych miesięcy, za przyzwoite pieniądze, dostarczali mu dodatkowy materiał do analizy. Dziwne? Niespecjalnie. Tuchel, obok Ralfa Rangnicka i Juliana Nagelsmanna, był jednym z pierwszych trenerów, który jasno mówił, że nie ogranicza się do korzystania tylko z klubowych analiz, posiłkując się również z pomocy zewnętrznych ośrodków analitycznych.

 

III

W szalony sposób rotuje systemami – od 1-4-2-3-1, przez 1-4-3-1-2, po 1-4-3-3. Ale nic u niego nie jest pozostawione przypadkowości. Łukasz Piszczek w Foot Trucku opowiadał, że Tuchel niesamowicie dokładnie określa boiskowe ramy wykonywania praktycznie każdego elementu ataku pozycyjnego. Zasłynął ze swojego Matchplanu, w którym zamieszczał wszystkie możliwe rozwiązania i scenariusze, które mogły zdarzyć się podczas meczu. Żadnej improwizacji w tworzeniu strategii. Oczywiście, błyszczeli u niego geniusze gry indywidualnej, ale każdy ich zryw był wliczony w system. U niego Neymar, Mbappe czy Dembele zawsze dostawali mnóstwo przestrzeni na własną kreację i własną wizję, ale na pewnym poziomie musieli dostosować się do wyższych wytycznych.

I żaden z nich – o dziwo – nie narzekał.

Reklama

Wieloletni prezydent Mainz, Harald Strutz, mówił, że Tuchel ma coś, czego inni nie mają. Sam zainteresowany, komentując te słowa, w rozmowie z Die Zeit odpowiedział, że doskonale wie, co Strutz miał na myśli, ale przez wrodzoną skromność nie będzie bawił się w tanie interpretacje.

IV

Jest prominentnym przedstawicielem szkoły Hennes-Weisweiler-Akademie. Szkoły trenerów laptopowowych. Nowoczesnych. Gustownych – 47-letni szkoleniowiec znajdował się już na kilku okładkach magazynów modowych. Wykształconych – nie tylko sportowo, Tuchel skończył ekonomię. Z otwartym umysłem – Dani Alves twierdzi, że nigdy nie pracował z kimś o tak szerokich horyzontach, a przecież Brazylijczyk zwiedził najlepsze kluby świata i pracował z najwybitniejszymi trenerskimi nazwiskami. I zdecydowanych na odejście od betonu przeszłości – zawsze wyróżniała go otwartość na wszystkie nowinki w piłkarskim mianownictwie. W końcu jako jeden z pierwszych zaczął przyjmować i używać nazwy konkretnie określające chociażby role środkowych pomocników.

Ich drużyny miały grać po niemiecku. Ofensywnie, skondensowanie, z nastawieniem na wysoki pressing i błyskawiczne ataki. A poza tym wszystko ma być mierzone od miarki, dokładnie, przeanalizowane od a do z, dogłębnie, dokładnie, całościowo. No i przede wszystkim wygrywać.

I takie właśnie były drużyny Tuchela.

V

W okresie, w którym prowadził Mainz, w Bundeslidze lepiej punktowały tylko cztery kluby – Bayern, Borussia Dortmund, Borussia Monchengladbach i Bayer Leverkusen. Kluby większe, bogatsze, bardziej utytułowane.

Nigdy w całej historii BVB nie było szkoleniowca, który punktowałby z taką skutecznością i z taką regularnością jak Tuchel. Nawet Jurgen Klopp, w którego buty wchodził. To tylko zestawienie trenerów Borussii z XXI wieku.

PSG poprowadził nie tylko do kolejnych krajowych pucharów, ale też do upragnionego finału Ligi Mistrzów. I nic z tego, że przegrał z Bayernem, że dysponował składem naszpikowanym gwiazdami, że klub wydawał miliony na wzmocnienia, że wszyscy wymagali wielkiego triumfu, że pół roku później wyleciał na zbity pysk. Udało mu się. Zbudował bardzo silny team. Temu zaprzeczyć się nie da.

VI

A przy tym zawsze coś zgrzytało.

Thomasowi Tuchelowi daleko do wizerunku super gościa Kloppa i nieskazitelnego geniusza Nagelsmanna. Ma hollywoodzki uśmiech, chwalą go gwiazdorzy, Lewis Holtby stwierdził kiedyś, że w swoim mogunckim przełożonym podziwia równorzędne stawianie taktyki z relacjami międzyludzkimi, ale to jednak Jurgen Klopp jest człowiekiem, z którym każdy napiłby się piwa. To za niego piłkarze BVB szli w ogień, to za nim tęsknili Sahin, Schmelzer, Bender czy Weidenfeller, kiedy w szatni rządzić zaczął Tuchel.

Wie wszystko o taktyce, preferuje ofensywę, wysoki pressing, szaloną intensywność, efektowność połączoną z efektywnością, ale to o Nagelsmannie, jego dawnym uczniu, częściej mówi się, że uosabia niemieckie myślenie o taktyce. Co więcej: Tuchel też wziął się znikąd, też nie został wielkim piłkarzem, też przeszedł długą drogę na ławkę trenerską, zaczynając w bardzo młodym wieku, ale to nie jego opowieść jest barwniejsza.

Tym bardziej, że 47-letni szkoleniowiec nie raz wywoływał skandale.

VII

Heinz Muller, były bramkarz Mainz, nazwał go dyktatorem. Człowiekiem, który był skłonny zrobić wszystko, żeby tylko w kontrakcie golkipera nie aktywował się zapis automatycznie przedłużający jego umowę o kolejny rok. Muller twierdził, że Tuchel się na nim wyżywał. Oskarżył go o mobbing. Sprawa trafiła do sądu.

– Od teraz jesteś nikim. Nie będziesz ani pierwszym, ani drugim, ani trzecim, ani nawet czwartym bramkarzem – miał mówić szkoleniowiec do swojego podopiecznego.

Piłkarz wspominał też, że pierwszego dnia treningu po przerwie zimowej, kiedy miał zacząć się proceder zmuszania go do odejścia z klubu, zdemolowana i opróżniona została jego szafka w szatni Mainz. Najbardziej wstrząsnął go widok zdjęć własnych dzieci, które zostały wyrwane z drzwiczek i wrzucone do toaletowego kosza. Sprawcą miał być oczywiście Tuchel, który jednak nigdy do winy się nie przyznał. Nieco później, kiedy młody trener robił sobie roczną przerwę od zawodu, Harald Strutz stwierdził, że choć jego były pracownik to wybitny fachowiec, to jego zachowania wobec piłkarzy niekiedy bywały „małostkowe” i „dziwne”. Nie ma w tym przypadku.

VIII

Za czasów Borussii Dortmund prowadził otwartą wojnę z Hansem-Joachimem Watzke, którego oskarżył o bezduszność, kiedy UEFA zarządziła, że po zamachu na autokar BVB, zespół będzie musiał wyjść na boisko w ćwierćfinałowym meczu z Monaco zaledwie dzień później. Tuchel wytoczył przeciwko Watzke najcięższe działa. Uważał, że ten zdradził klub, że nie miał pojęcia jak bardzo ucierpiał on i jego podopieczni na zamachu, bo nie był wówczas w autokarze. Doprowadził nawet do tego, że Watzke, na co dzień uwielbiany na przez kibiców BVB, został brutalnie wygwizdany na Singal Iduna Park i nazwany głównym winowajcą odpadnięcia dortmundzkiej ekipy z rozgrywek Ligi Mistrzów.

Ale ten konflikt był tylko kulminacją dyktatorskich zapędów, jakie miał Tuchel podczas pracy na zachodzie Niemiec.

Wcześniej wbijał szpile władzom klubu krytykując szerokość kadry. Dziwił się publicznie transferowi Alexandra Isaka, który został przeprowadzony bez jego zgody. Podważał skuteczność działu skautingu. Zarządził zakaz wstępu na teren ośrodka treningowego szefowi tego działu, Svenowi Mislintatowi, który odkrył dla świata wiele wielkich talentów. Zwalczał część ikonicznych zawodników, w tym chociażby Jakuba Błaszczykowskiego, dla którego za jego czasów nie było miejsca w drużynie. A w międzyczasie niemieckie media pisały o chamskich odzywkach do piłkarzy. O coraz większym alienowaniu się trenera, o krzyczeniu „zamknij się”, kiedy któryś z jego podopiecznych wyrażał wątpliwości na temat jakiegoś elementu treningu.

IX

W PSG też wcale nie było kolorowo. Przede wszystkim klub od środka zżerał konflikt na linii Tuchel-Leonardo.

– Ich konflikt to jest totalny absurd. Thomas Tuchel ma za sobą najlepszy rok w historii klubu. Poczwórna korona i finał Ligi Mistrzów. A cały czas są na niego jakieś ataki. On się czuje zwyczajnie niedoceniony. Uważa, że media są sterowane przez zarząd i mają tam dobrych znajomych, których chcą promować, kosztem Tuchela. Leonardo mocno deprecjonuje też osiągnięcia Tuchela, uważając, że po części są to też jego osiągnięcia i gdyby nie byłoby Tuchela, to też by do tego doszli. Chce mu się wbijać w pole, może nie trenera, ale zarządzania zespołem – opowiadał nam ekspert Canal+, Michał Bojanowski.

Mniejszych zgrzytów pojawiało się jeszcze więcej. Niemiec stał się trochę zakładnikiem lubiącej go szatni. Przykłady? Na przykład wtedy, kiedy wystawił działa przeciwko francuskim dziennikarzom.

– Nie zamierzam tłumaczyć się z wygranej i ze stylu. Mam wrażenie, że wy, dziennikarze, ciągle wałkujcie te same bzdury. Jeśli macie cojones to idźcie i zadajcie te same pytania moim piłkarzom. Oni są teraz martwi, absolutnie wypluci z sił, zagrali na maksa, dali z siebie wszystko. Mam dość odpowiadania na wasze wielkie oczekiwania – grzmiał na konferencji prasowej.

Albo wtedy, kiedy zdjęty przed czasem Angel Di Maria nie podał mu ręki, a to przecież najwyższy brak szacunku, jaki piłkarz może okazać trenerowi.

Co na to 47 latek?

Nic.

Serio nic.

Jeszcze pobiegł za Argentyńczykiem, szepcząc mu coś krzepiącego na ucho i próbując go przytulić na udobruchanie. Tak nie zachowuje się ktoś, kto twardo stawia na swoim.

X

Nie jest to więc łatwy trener. Genialny – tak, z pewnością, nie można mu tego odebrać. Ale łatwy – nie, absolutnie, wprost przeciwnie. Jest w tym jakaś jego wada, jakaś skaza.

Zdecydowanie liczą się punkty i tytuły, jeśli pracujesz w wielkim klubie, tak to już jest. Ale są też relacje z piłkarzami. O nich nie można zapominać, a łatwo o to wpadając w wir realizacji swoich wizji, które potrzebuję maksymalnego zaangażowania i poświęcenia. Zawodnicy to ludzie. Niekiedy w trudnych okresach swoich karier. Poprawienie ich osiągów, pomoc w wyjściu z dołka, to też sukces, prawda? Chyba tak. Mam tylko nadzieję, że nie polegam przesadnie na punktach i tytułach, ponieważ niebezpieczeństwo tego, że wtedy poczujesz smutek i niespełnienie własnych celów jest zbyt wysokie. Niewarte jest to tego ryzyka. W życiu powinno chodzić o coś więcej niż punkty i trofea. Ale wszyscy jesteśmy za bardzo nastawieni na konkurencyjność, wszyscy chcemy wygrać wszystko ze wszystkimi i to jest szaleństwo – opowiadał pewnego razu.

I zaraz dodawał:

Czasami mam tak, że na treningu widzę perfekcję. Myślę sobie: „tak, to jest to”. Ideał. Ale nigdy nie mogę się z tego w pełni cieszyć. Piłka nożna to gra, w której zdarza się zbyt wiele błędów, żeby ten stan mógł trwać dłużej niż chwilę. Jako trener musisz zaakceptować, że nie będzie meczu idealnego. To dla mnie największa lekcja. Inna sprawa, że to oczywiście smutne. Można poczuć się trochę jak Syzyf. Nigdy nie dostaniesz się tam, gdzie chcesz być.

XI

I wydaje się, że to syzyfowe cierpienie Tuchela naprawdę go boli i odbiera mu pełną satysfakcję z wykonywanego zawodu. To fanatyk analiz. Facet wykonujący iście benedyktyńską robotę analizując nadesłane przez współpracowników materiały. Człowiek latający do Stanów Zjednoczonych, żeby spotykać się z ludźmi pracującymi w NBA i zgłębiać ich tajniki osiągania sukcesu. Pasjonat widujący się często z Matthew Benhamem, właścicielem Brentfordu i Midtjyllandu, gdzie od lat w świat piłki implementowane są różne nowinki naukowo-technologiczne. Tuchel stara się niewiele pozostawiać przypadkowi.

***

Fragment wywiadu z Die Zeit.

Spotkałeś się z matematykiem i statystykiem Matthew Benhamem, właścicielem firmy bukmacherskiej z Londynu. Co ci to dało?

Naukowy pogląd na futbol. Sam nie wiedziałem, ile łączy matematykę z piłką nożną. W ogóle nie chodziło mi o wnioski, które Benham ma będąc związany z branżą bukmacherską. Chodzi między innymi o to, jak trudno jest myśleć poprawnie bez zrozumienia statystyki i jak często gubimy się zbytnio ufając naszej własnej wiedzy.

Jak to udowodnisz? 

Naukowcy programują matematyczny model obliczeniowy w oparciu o analizę gry. A to rodzi prawdopodobieństwa. Benham powiedział mi, że nigdy nie mógłby trenować drużyny piłkarskiej, ale może za to powiedzieć, z jakiej pozycji statystycznie najbardziej prawdopodobne jest, że napastnik strzeli gola, ponieważ jego system przeanalizował wszystkie strzały na bramkę od niepamiętnych czasów i co więcej – dalej analizuje, przelicza, wypluwa wyniki.

I co, i wtedy zrozumiałeś, że jeden plus jeden to nie zawsze dwa, tylko czasami trzy?

Zespół w rzeczywistości to więcej niż suma poszczególnych piłkarzy. Jest jeszcze atmosfera, rola, statystyki przed meczem, boisko. Na podstawie konkretnych poleceń outsider może pokonać faworyta. Przykładowo w Mainz byliśmy naszym własnym punktem odniesienie, więc potrafiliśmy regularnie przekraczać własne granice.

***

Zawsze mówi, że jego wzorem jest Pep Guardiola. Według Niemca za katalońskich czasów Hiszpana widzieliśmy najdoskonalonej funkcjonującą machinę w historii futbolu. Stara się dbać o wszystko. To kosmopolita i poliglota. Akademicki niemiecki, płynny angielski, solidnie porozumiewał się po francusku.

XII

Z tego wszystkiego powstaje obraz wielkiego indywidualisty. Trenera, który fenomenalnie czuje klimat i swoją rolę w piłce nożnej. O taktyce zawsze mówi konkretnie. Posiada know-how. Pracował już w dwóch wielkich klubach. W obu robił dobre wyniki. Sportowo niewiele można mu zarzucić. Ale przy tym Thomas Tuchel bywa pyszny. W syzyfowy sposób marzy mu się ideał, którego istnieniu sam zaprzecza. To do tej pory go gubiło i to też nie pozwala mu wyjść zza pleców Jurgena Kloppa i Juliana Nagelsmanna.

Teraz przyjdzie mu mierzyć się z projektem Chelsea. Projektem grubym, projektem napakowanym kasą i talentem. Trochę połączeniem materiału zastanego w Borussii Dortmund z materiałem zastanym w PSG. Na pewno jest w stanie odnieść spektakularny sukces. Ma ku temu wszystko. Absolutnie wszystko. Ale czy w końcu będzie w stanie? Byłoby to przełomowe w jego trenerskiej karierze. Rozwiązałoby to cały ten konflikt tragiczny, który nabudował sobie przez lata.

JAN MAZUREK

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Trela: Klub niekonieczny. Czy „efekt Michała Świerczewskiego” uratuje Podbeskidzie od niebytu?

Michał Trela
0
Trela: Klub niekonieczny. Czy „efekt Michała Świerczewskiego” uratuje Podbeskidzie od niebytu?
Ekstraklasa

Jagiellonia w światowej czołówce. Tylko trzy kluby są od niej lepsze w tym aspekcie

AbsurDB
3
Jagiellonia w światowej czołówce. Tylko trzy kluby są od niej lepsze w tym aspekcie

Komentarze

13 komentarzy

Loading...