O co będzie walczył Radomiak? Co kryje się za sukcesami jego zespołu? Jak utrzymywać dobrą atmosferę w szatni? Dlaczego nie potrzebuje trenera od przygotowania fizycznego? Jak pracuje mu się z wąskim sztabem? Skąd wziął się pomysł na grę dwoma napastnikami? Na te i na inne pytania w rozmowie z nami odpowiada trenera Radomiaka, Dariusz Banasik. Zapraszamy.
Zimujecie na komfortowej pozycji. Pewnie pojawiają się myśli, że wiosna może przynieść jakąś piękną historię. Tonuje pan nastroje w szatni czy wprost przeciwnie?
Tonuje nastroje wśród działaczy i kibiców, ale piłkarzy nie zamierzam przyhamowywać, bo oni muszą emanować pewnością siebie, przychodzić na każdy trening z uśmiechem na twarzy. Zamierzam stawiać szatni coraz wyższe cele. Mówić im o tym, że bijemy się o jak najwyższe lokaty. Wiemy, jaka jest piłka, w jakim miejscu jesteśmy, nie zadowalamy się tym, co już osiągnęliśmy.
Cele ewoluowały względem początku sezonu?
Wchodziliśmy do Ekstraklasy z perspektywą bardzo trudnego terminarza – najpierw Lech, potem Legia, szybko Raków, zaraz Śląsk i Pogoń, sama czołówka. Nie przegraliśmy żadnego z tych meczów. Otrzaskaliśmy się w tej lidze, zmieniliśmy ustawienie, zaczęliśmy wygrywać, a cele się zmieniły. Z trzydziestoma pięcioma punktami na koncie po dziewiętnastu meczach nie mogę powiedzieć, że Radomiak gra o utrzymanie, b tracimy tylko trzy punkty do Pogoni i sześć punktów do Lecha. Chcemy jeszcze lepiej punktować. Patrząc teoretycznie, na początku wiosny terminarz układa się korzystnie, bo zaczynamy od trzech meczów u siebie, a w Radomiu raczej nie przegrywamy. Jeśli zapunktujemy w lutym, spokojnie możemy powalczyć o pierwszą czwórkę, piątkę.
Prezydent grozi Radomiakowi zabraniem miejskich stypendiów. Czy to możliwe?
Jakbyśmy powiedzieli panu przed sezonem, że Radomiak będzie miał bilans 6:1 w meczach z Legią, to sprawdziłby pan, czy mamy gorączkę, czy od razu odesłał nas do zakładu zamkniętego?
Pewnie coś z tych dwóch rozwiązań, nie ukrywam, piłka jest specyficzna. Widzimy, co się dzieje, w jakim położeniu znalazła się Legia, a gdzie jesteśmy my. W sporcie trzeba do końca wierzyć, nie zadowalać się tym, co już się osiągnęło. Latem nikt nie uwierzyłby w taki scenariusz, dlatego też teraz to smakuje jeszcze lepiej.
Nie ma pan specjalnie rozbudowanego sztabu. To wynika z pana założeń czy z braku możliwości Radomiaka?
Zacząłem pracę w II lidze, kiedy sztab był bardzo mało. Zrobiliśmy awans. W I lidze sztab wcale specjalnie się nie zwiększył. Przyszedł kolejny awans. W Ekstraklasie też sztab nie jest duży. Myślimy tym torem, że jeśli coś funkcjonuje prawidłowo, to tego nie zmieniamy. Mógłbym w tej chwili chcieć dołączyć trenera przygotowania motorycznego, dodatkowych trenerów, ale skoro mam dwóch asystentów, asystenta i trenera bramkarzy, ten sztab dobrze działa i komunikuje się, to nie ma sensu w tym mieszać. I jak widać – radzimy sobie w Ekstraklasie. Cieszę się, że mam takich współpracowników i myślę, że jeszcze przynajmniej na pół roku pozostaniemy w tym samym składzie sztabu.
Jak to jest, że pan nie ma trenera od przygotowania fizycznego, a w innych klubach, kiedy coś nie idzie i nie gra, bardzo często na takiego fachowca zrzuca się odpowiedzialność za kryzys?
Miałem w swojej trenerskiej karierze kilku trenerów od przygotowania fizycznego. Każdy miał inne sposoby, nie mówię, że źle pracowali, ale jednak pierwszy szkoleniowiec trochę inaczej widzi, trochę inaczej czuje. Brak obecności takiego fachowca w sztabie Radomiaka bardzo rozwija mnie jako trenera. Podejmuje pewne decyzje i organizuję pewne treningi, które w innym układzie musiałby podejmować i organizować trener przygotowania motorycznego. Mam wyczucie, jak przygotować zespół, żeby był w dobrej dyspozycji. W I lidze nie przypominam sobie meczu, w którym źle wyglądaliśmy pod kątem fizycznym. W Ekstraklasie najsłabszy pod tym względem był remis z Piastem Gliwice. Ale zazwyczaj zawodnicy są w dobrej dyspozycji, w pełnej gotowości. Nie ma sensu tego zmieniać.
Kiedyś dyrektor Mazurek chciał na Legii, żebym został trenerem przygotowania motorycznego, żebym poszedł w tym kierunku, ale sam czułem, że lepiej będę sprawdzał się w roli pierwszego szkoleniowca.
Sekret beniaminka. Analiza gry Radomiaka Radom
Adam Majewski powiedział ostatnio o Stali, że w Ekstraklasie powinno być trudniej. Ma pan podobne wrażenie?
Zdecydowanie łatwiej pracuje mi się w Ekstraklasie niż w I czy II lidze. Nie wiem, czy jest to spowodowane wizją gry, wizją futbolu, doborem zawodników, ale tak jest. W przeszłości bywało tak, że sprowadzaliśmy piłkarzy z Portugalii czy z Brazylii, oni niekoniecznie radzili sobie w niższych ligach, a w Ekstraklasie potrafią się wyróżniać. To też pokazuje, jak istotna jest selekcja piłkarzy przez wzgląd na ligę, w której się występuje. Nie mogę powiedzieć, że trudno pracuje mi się w Ekstraklasie, bo to jest najlepszy rok w mojej karierze.
Chodziło nam bardziej o poziom samych rozgrywek.
Zespół Radomiaka budowany jest już czwarty rok. Nasze zagranie, nasz styl gry wypracowywały się przez pewien czasy, w piłce nie ma niczego od razu, z miejsca. Czasami zmiana trenera, to jest jakiś bodziec, czasami nie niesie za sobą żadnej wartości. Patrząc na Abramowicza, na Jakubika, na Cichockiego, na Kaputa, na Leandro – to wszystko są zawodnicy, którzy grali u nas w I albo w II lidze, a dalej grają z nami w Ekstraklasie. Kolektyw jest niesamowicie ważny.
Pomysł gry na dwóch napastników narodził się w trakcie tej rundy?
Złożyło się na to kilka rzeczy. Trochę słaba dyspozycja Radeckiego na pozycji numer dziesięć. To dobry zawodnik, ale borykał się z problemami, urazami. Brakowało nam typowego rozgrywającego, w zespole nie widziałem nikogo na tę pozycję. Wiedziałem też, że w zespole mam dwóch dobrych napastników. To pierwsza rzecz. Druga rzecz, około dziesiątej kolejki zrobiliśmy sobie podsumowanie – statystyki, liczby. Wyszło nam, że stwarzamy dużo sytuacji, gramy ofensywnie, wygrywamy dużo pojedynków, ale przydarzało nam się za dużo remisów. Stwierdziliśmy, że w trzeciej strefie, w strefie finalizacji pod bramką przeciwnika musimy mieć dodatkowego zawodnika, który będzie przykładał nogę w polu karnym. Zaryzykowaliśmy z Górnikiem Łęczna. Powiodło się. Poszliśmy tym torem i w następnych meczach nie zmienialiśmy tego ustawienia. W tym czasie zremisowaliśmy tylko jeden mecz, co dobrze pokazuje, że czasami warto zaryzykować ofensywniejsze ustawienie.
Jaki jest podział obowiązków transferowych w Radomiaku?
Nie chcemy porównywać się do innych klubów. Z prezesami i z Octavianem Moraru, który jest pracownikiem klubu i ma bardzo szerokie horyzonty na europejskie ligi, ustalamy pewne kryteria, wyszukujemy zawodników, ale też patrzymy na mentalność tych piłkarzy. Nie wszystkie ruchy są trafione. W styczniu przyszło do nas paru graczy, którzy nie wypalili. Decyzyjna jest mała grupa ludzi i wydaje mi się, że w tym nasza siła. Oczywiście, ja pracuję z nimi na co dzień, ja muszę ich zaakceptować. Do mnie i do prezesa Stempniewskiego należą ostateczne decyzje.
Miłosz Kozak jest jednym z największych przegranych rundy? Na własne życzenie wypisał się z fajnego projektu.
Chyba tak, projekt był fajny, sam dzwoniłem do Miłosza i namawiałem go, żeby przyszedł do nas, jeszcze w I lidze. Znaliśmy się jeszcze z czasów Legii, wiedziałem, że to dosyć trudny charakter, ale też trzeba umieć radzić sobie z takimi zawodnikami. Nie zamknąłem mu drogi w Radomiaku. Nawet, kiedy ta cała sytuacja wyszła na jaw, byliśmy z prezesem za tym, żeby Miłosz Kozak został, żeby dokończył z nami rundę. Pewnie nie grałby w takim wymiarze, jak do tej pory, ale miałby jakieś szanse. Inna sprawa, że przegrał w szatni, bo powiedział za dużo rzeczy, których nie powinien powiedzieć. Część zawodników źle to przyjęła. Poszła lawina komentarzy. Sam podjął decyzję, że trzeba dać sobie spokój, jeśli chodzi o Radomiaka.
Dużo transferów oczekuje pan zimą?
Nie chcemy robić rewolucji. Jeśli czekają nas zmiany, to raczej kosmetyczne, ale uważam, że w każdym okienku zespół musi zostać wzmocniony. Musi być rywalizacja, muszą przyjść zawodnicy, którzy będą naciskać na tych, którzy aktualnie czują się pewni grania. Tak robi się postęp. Myślę o trzech-czterech bardzo mocnych nazwiskach, ewentualnie o młodzieżowcu. Na pewno będą transfery.
A odejścia?
Mogą się zdarzyć. Pojawiają się na rynku zapytania o dostępność naszych piłkarzy i to jest naturalna kolej rzeczy przy takiej formie Radomiaka. Musimy sobie z tym radzić. Jeśli któryś z naszych zawodników dostanie bardzo dobą ofertę, na pewno nie będziemy zamykać przed nim drogi odejścia.
Jak utrzymać dobrą atmosferę w zespole przy tak ograniczonej rotacji?
Najlepszą atmosferę robią wyniki. Jako trener doświadczyłem wielu rzeczy. Czasami trzeba wejść do szatni, powiedzieć dwa zdania, pielęgnować naturalne zachowania chłopaków. Piłkarze czasami muszą dostać luz. Ostrożnie odbieramy zawodników pod kątem mentalnym. Jeśli ktoś psuje atmosferę, nie ma dla niego u nas miejsca. Ale też wydaje mi się, że właśnie ten szatniowy klimat jest kluczem do dobrych występów. Patrząc na Radomiaka, patrząc na Legię…
Słyszeliśmy, że krótko trzyma pan piłkarzy.
Nie, nie, właśnie nie!
Kiedy Maurides chciał strzelać karnego, a nie był do niego wyznaczony, to nie było tam za wiele miejsca na polemikę.
Pierwsza reakcja była dosyć mocna. Ale też nigdy się na piłkarzy nie obrażam, nie fochuje. Wolę z nimi porozmawiać, wyrazić swoje zdanie, posłuchać drugiej strony. Tamta sytuacja była frustrująca, ale zachowanie Mauridesa w późniejszym etapie było na tyle dobre, że nawet nie musiałem interweniować. Powiedziałem mu tylko na treningu, że jeśli jeszcze raz zdarzy się takie coś, to od razu ściągnę go z murawy. Dwa zdania, uśmiech, wystarczy.
Ostatnio powiedział pan, że nie ma pan problemu z tym, żeby piłkarze pojechali do Warszawy w swoim gronie.
Nie mam, zależy oczywiście, w którym momencie pojadą. Piłkarze też czasami potrzebują usiąść, zjeść kolację, ale też mam na tyle dobry kontakt z zespołem, że zawsze o wszystkim wiem. Trwała przerwa na kadrę. Podszedł do mnie Leo:
– Trenerze, jest fajna atmosfera, chłopaki wychodzą na kolację, prosimy, żeby nie robić w sobotę treningu, tylko odnowę.
– Proszę bardzo.
Odnowa po takim wyjściu bardzo się przydaje!
Trzeba znaleźć balans, proporcje. Tak samo z treningami. Nie można cały czas gonić, czasami przyda się trochę luzu. Piłkarze też mają swoje problemy, swoje stresy i przy dobrej komunikacji wiedzą, że do trenera zawsze można przyjść i w każdej sprawie znaleźć porozumienie.
Problem w tym, że wyjścia do restauracji nie są ujęte w Narodowym Modelu Gry. Może powinien pan dopisać jakiś suplement!
Istotne też, co rozumiemy przez pojęcie wyjścia do restauracji, bo przecież można zjeść kolację, a można siedzieć do rana. Jak zakładam zjedzenie, lampkę wina i wspólny powrót do domu.
Czego wam życzyć przed wiosną?
Emocji. I radości.
ROZMAWIALI WESZŁOPOLSCY
Czytaj więcej: