Czy Spartak Moskwa był dzisiaj do ogrania? Oczywiście, że tak. To drużyna z problemami, która przyjechała osłabiona, bez takiej jakości z przodu jak choćby Napoli, a w tyłach naciskana – potrafiąca się pogubić. Żeby ograć Rosjan, trzeba być drużyną po prostu przyzwoitą. Niestety Legia nawet do przyzwoitości ma cholernie daleko.
LEGIA WARSZAWA – SPARTAK MOSKWA. PREZENT OD NAWROCKIEGO
To jest też pewna miara kryzysu Wojskowych – mecz o wszystko, o kolejne miliony, który rozstrzyga bramka-prezent. Nawrocki mógł zrobić z piłką wiele rzeczy. Przyjąć i odegrać, przyjąć i wypierdzielić, wypałować bez przyjęcia, zagrać bezpiecznie na aut. Niestety zdecydował się na najgorsze, z pierwszej chciał zagrać do Boruca i to mu nie wyszło, futbolówka leciała zbyt wolno, więc przejął ją Bakayev. Hop, Wieteska nawinięty, uderzenie po długim rogu i Boruc nie miał nic do powiedzenia.
0:1, z którego Legia się już nie podniosła.
Ale nie dlatego, co już sygnalizowaliśmy, bo Spartak miał tak wiele jakości. Nie, po prostu Legia to dziś drużyna skrajnie beznadziejna, złożona z piłkarzy wyjątkowo przeciętnych. Trudno powiedzieć na kim mieliśmy dzisiaj opierać swoje nadzieje. Na najszybszym piłkarzu w Europie, Kastratim? Wolne żarty, może i jest szybki (ale nie tak szybki jak chciałby pan Darek marzyciel), ale jednocześnie surowy technicznie. Dziś pokazał zęba tylko wtedy, gdy popchnął Dżykiję za linią boczną. Wielki charakter.
Emreli? Odcięty od podań, bezradny, niewidoczny. Jak Spartak poradził sobie z nim, to właściwie w tyłach nie miał nic innego do roboty. Luquinhas? Może od czasu do czasu pobawić się na boiskach Ekstraklasy, ale Liga Europy to zdecydowanie inny poziom i obecnie dla niego za wysoki. Ze dwie-trzy dobre piłki rzucił Josue, ale żeby to wszystko miało sens, on musiałby podać, dobiec do tego zagrania sam, potem dać asystę i jeszcze najlepiej samemu strzelić. No trochę bez sensu.
ANALIZA PROBLEMÓW MAHIRA EMRELEGO
LEGIA WARSZAWA – SPARTAK MOSKWA. BARDZO NUDNA KOPANINA
Mieliśmy w tym meczu wszystko, za co nietrudno krytykować Legię w tym sezonie. Brak pomysłu, bo gospodarze najchętniej grali do skrzydła i wrzucali w pole karne, ale Emreli był pacyfikowany przez stoperów. Po drugie – kuriozalne kontry. Oni znów to zrobili. Wychodzi Slisz, reszta się niespecjalnie kwapi do ataku, więc pomocnik zagrywa do Josue, a ten przewraca się na piłce. No i przejęli Rosjanie…
Cholernie męczące było to wszystko do oglądania. Spartak poza strzeloną bramką może raz w sensowniejszy sposób zatrudnił Boruca, poza tym pilnował wyniku. Miał do tego pełne prawo – nie dość, że trafił mu się słaby rywal, to jeszcze taki, który podarował gola. Legia co jakiś czas chciała iść do przodu, ale ten wspomniany brak pomysłu i jakości był po prostu przygniatający. W efekcie zobaczyliśmy nieekskluzywną kopaninę w spacerowym tempie.
No i okej, w końcówce trochę się zadziało. Legia miała przecież rzut karny, ale cholera, nawet tego nie potrafiła wykorzystać! Pekhart był kopnięty w polu karnym, sędzia długo się zastanawiał, VAR-ował, ale w końcu wskazał na wapno. Czech sam uderzył, natomiast tak źle, tak fatalnie, że bramkarz nawet nie musiał robić kroku, żeby to odbić.
Dramat.
Wcześniej Pekhart obił główką obramowanie bramki, ale znów: to był już efekt ataków rozpaczy, żeby chociaż w końcu zremisować, a nie – jak zwykle – przegrać. Ktoś podbił, trochę zamieszania, było blisko raz-dwa, ale właśnie – mówimy w dużej mierze o przypadku. Niestety nawet przypadek nie pomógł w tym, by Legia strzeliła gola koniec końców dość przeciętnej drużynie.
Natomiast jest to dla Legii idealne pożegnanie. Nie dlatego, że ładne, absolutnie nie – dlatego, że smutne, brzydkie i ponure. A taka obecnie jest ta drużyna, więc wpisała się we własną narrację bez pudła.
LEGIA WARSZAWA – SPARTAK MOSKWA 0:1 (0:1)
Bakayev 17′
Czytaj więcej:
- Słynne dwumecze Legii w Europie
- Dariusz Mioduski wychodzi do kibiców, logika wychodzi na spacer
- Dariusz Mioduski o sytuacji Legii
Fot. FotoPyk