Lechia Gdańsk drugi raz z rzędu przed własną publicznością odwróciła losy meczu, w którym długo nie miała praktycznie nic do powiedzenia. Do przerwy mogło się wydawać, że Raków zmierza po dość pewne zwycięstwo i raczej nic nieprzewidzianego się nie wydarzy. A tu proszę – kibice gospodarzy przeżyli pozytywny szok.
Lechia Gdańsk – Raków Częstochowa 3:1: świetny występ Durmusa
Poprzednim razem kij we własne szprychy wsadziło sobie Zagłębie Lubin. Konkretnie – trener Dariusz Żuraw. Jego zmiany podcięły skrzydła zespołu, który przez godzinę rozgrywał być może najlepsze spotkanie w sezonie. Lechia dopiero w końcówce doszła do głosu i po dwóch golach Marco Terrazzino wyszarpała zwycięstwo.
W przypadku Rakowa trudno mieć poważniejsze zastrzeżenia do zmian Marka Papszuna. Patrząc indywidualnie, niektórzy zmiennicy wypadli nawet nieco lepiej niż piłkarze z wyjściowego składu (co nie znaczy, że wypadli dobrze). Bardziej to biało-zieloni zaczęli grać wyżej, agresywniej, atakować z większym rozmachem i w bardziej różnorodny sposób.
Przed przerwą poza jedną sytuacją Conrado strzelającego po rykoszecie, gdańszczanie byli w ofensywie bezzębni. Raków też nie stwarzał sytuacji za sytuacją, ale wynik miał. Wystarczyło, że zabrakło asekuracji po interwencji Dusana Kuciaka (uderzał Ivi Lopez), a Ben Lederman precyzyjnym uderzeniem od słupka dał swojej drużynie prowadzenie. Raków kontrolował przebieg boiskowych wydarzeń i trudno było zakładać, że coś tu się diametralnie odmieni, zwłaszcza mając w pamięci lanie, które tydzień temu Lechia dostała od Pogoni.
Jak już jednak Durmus wykorzystał dośrodkowania Kopacza, coś w ekipie przyjezdnych pękło. Niby nadal stwarzali zagrożenie, Kuciak się nie nudził, ale stracili pewność w grze.
A Durmus przechodził samego siebie. Gol na 2:1 to majstersztyk, fantastyczne uderzenie, przy którym trudno kogoś mocniej winić. Niewulis nie szedł na raz, starał się spowalniać rywala. Kovacević po prostu nie miał szans. Jeśli Raków może tu czegoś żałować, to sytuacji Wdowiaka kilkanaście sekund wcześniej. Po jego strzale wykazał się Kuciak i poszła kontra.
Lechia Gdańsk – Raków Częstochowa 3:1: błąd Niewulisa zakończył emocje
Oczywisty jest za to winowajca trzeciej bramki straconej przez wicemistrza Polski. Niewulis fatalnie skiksował po dalekim wybiciu Kuciaka, z czego z zimną krwią skorzystał Flavio Paixao. Doświadczony Portugalczyk wszedł na raptem 20 minut, co nie przeszkodziło mu skończyć z golem i asystą. Dodajmy, że Lechia grała już wówczas w dziesiątkę po drugiej żółtej kartce Michała Nalepy.
Tomaszowi Kaczmarkowi sprawdził się wariant z Bartoszem Kopaczem na prawej stronie defensywy. W tyłach był całkiem solidny, Patryk Kun tylko raz mu uciekł, ale trafił w boczną siatkę. Do ataku podłączał się stosunkowo rzadko, za to konkretnie. To po przechwycie i podaniu Kopacza Lechia wypracowała jedyną okazję w pierwszej połowie, no i to ten zawodnik idealnie dorzucił Durmusowi, ustawionemu między Papanikolau a Petraskiem.
W Rakowie trudno kogoś mocniej pochwalić. Ivi Lopez był pod grą, ale jak na niego, mało mu wychodziło. Sturgeon i Musiolik niewiele zdziałali z przodu. Nawet Lederman mocno spuścił z tonu po przerwie. Zaczął przegrywać pojedynki i głupio tracić piłkę. Co jest tego powodem? Nie chcemy się silić na teorie, że chodzi o zamieszanie z Papszunem i Legią, bo w tej atmosferze Raków wcześniej rozbił Zagłębie Lubin i pokonał Termalikę w Pucharze Polski. Prędzej to właśnie pucharowy mecz dał się we znaki, szczególnie, że trzeba było potem udać się na drugi koniec kraju.
Fakty są takie, że Lechia umocniła się na podium. Raków nie dogoniłby jej teraz nawet w przypadku zwycięstwa w zaległym starciu z Górnikiem Zabrze.
CZYTAJ TAKŻE:
- Goncalo Feio: Życie jest za krótkie, żeby nie grać w Europie [WYWIAD]
- Tomasz Kaczmarek: Nie chcę być gościem, który wszystko wie najlepiej [WYWIAD]
Fot. Newspix