– Czułem, że zaakceptowali mnie tylko dlatego, że lepsi ode mnie byli poza ich zasięgiem – tak Simon Kjaer wspominał swoje przyjęcie do dziś prestiżowej, ale wtedy dopiero powstającej akademii Midtjylland. Rasmus Ankersen, autor książki „Kopalnie Talentów”, stwierdził, że miał całkowitą rację. Kjaer został przyjęty na sztukę, żeby zamknąć skład, z powodu braku chętnych. Był tak słaby, że żaden z ośmiu trenerów nie wskazał go choćby jako piątego z zespołu w kolejce do wielkiej kariery. Dziś Simon Kjaer idzie po rekord gier w duńskiej kadrze, jest jej kapitanem i liderem Milanu. Niedawno nominowano go do Złotej Piłki. Wiele razy zastanawiamy się: co poszło nie tak? W jego przypadku każdy się głowi: co się wydarzyło, że dotarł na szczyt?
Duński stoper nie jest rzecz jasna jedynym talentem, na którym ktoś się nie poznał. To byłoby zbyt pięknie. Niemniej ta historia jest spektakularna. Na tyle spektakularna, że Ankersen postanowił rzucić pracę, ale nie dlatego, że zwątpił w swoje oko do piłkarzy. Kjaer tak go zadziwił, że postanowił zwiedzić różne akademie, które produkują gwiazdy różnych sportów, żeby znaleźć odpowiedź na pytanie: jak to się stało?
Mówimy więc o naprawdę ciekawym przypadku. Całkiem prawdopodobne, że gdyby ta historia zdarzyła się kilka lat później, gdy akademia Midtjylland nie sąsiadowała już z pastwiskiem dla krów, Simon Kjaer po prostu nie zostałby piłkarzem.
Kim jest Simon Kjaer? Odpowiadają “Kopalnie Talentów”
Zaczęło się w Lund. Mały Kjaer od zawsze ganiał za piłą, już w wieku czterech lat trenował w lokalnym klubie. Nie było więc tak, że gdy trafił na testy do Midtjylland, był chłopakiem z ulicy, samoukiem. Miał za sobą kilka lat szkolenia i występował na pozycji środkowego pomocnika
– Podpisaliśmy kontrakty z piętnastoma chłopcami i do skompletowania składu brakowało nam jeszcze jednego. Wśród kandydatów był 15-latek, nazywał się Simon Kjaer. Problemem był jednak fakt, że już wcześniej go odrzuciliśmy. Kilku trenerów akademii, w tym ja, widziało go w akcji i zgodnie stwierdziło, że nic z niego nie będzie. Sezon był już jednak tuż-tuż, a my nie mieliśmy wielkiego wyboru, więc zajął ostatnie wolne miejsce. Był pod ręką, a dodatkowo jego ojciec pracował w naszym klubie jako osoba odpowiedzialna za dostawy sprzętu. Kjaer senior był dobry w tym, co robił, i byliśmy gotowi pójść na wiele ustępstw, aby tylko go zatrzymać. Przyjęliśmy jego syna pod warunkiem, że sam zapłaci za swoje utrzymanie – tak rozpoczyna się opowieść Rasmusa Ankersena o aktualnym kapitanie duńskiej kadry.
Potwierdza ją Claus Stenlein, dyrektor klubu, który w “Guardianie” dodawał, że Simon nie miał talentu. Był zwykłym przeciętniakiem. Wyróżniało go jedno: niesamowita determinacja. To sprawiło, że bardzo szybko zaczął zamykać usta niedowiarkom i zyskiwać kolejne miejsca w hierarchii. Już w 2007 roku wybrano go “talentem roku”. W wieku 17 lat miał już na koncie debiut w dorosłym zespole: udźwignął presję Parken w meczu z Kopenhagą. Wspominał wtedy, że gdy zobaczył, ilu kibiców przyszło na trybuny, ze stresu rozbolał go brzuch i potrzebował kwadransa na murawie, żeby zrozumieć, co się dzieje. Także w wieku 17 lat dostał pierwsze powołanie do duńskiej młodzieżówki: od razu do rocznika U-19, gdzie był najmłodszy. Nie był już gościem branym na sztukę, grał w pierwszym składzie. Wszystko to działo się ledwie dwa lata po tym, jak rzutem na taśmę wciągnięto go do Midtjylland.
– Kjaer na początku w niczym nie przypominał nieoszlifowanego diamentu. Pamiętam jak dziś, gdy w 2004 roku dyrektor akademii FC Midtjylland, Claus Stenlein, wszedł do pomieszczenia dla trenerów z plikiem papierów w dłoni. Było to zaledwie sześć miesięcy po tym, gdy Simon dołączył do naszego zespołu. W spotkaniu uczestniczyli wszyscy trenerzy, w tym ja. Claus rozdał nam kartki i poprosił o wskazanie pięciu zawodników, którzy naszym zdaniem za pięć lat zrobią największą karierę. Mieliśmy również uszeregować ich zgodnie z szansami, jakie im dajemy. W tamtym momencie mogliśmy wybierać spośród 16 piłkarzy. Jednym z nich był Simon Kjaer. Gdy wszyscy wypisaliśmy nazwiska na kartkach, dyrektor akademii zakleił kopertę z typami i odłożył ją do szuflady. Pięć lat później, gdy sprzedaliśmy Kjaera za 3,3 miliona funtów, Claus Stein otworzył zalakowaną kopertę. Jak sądzicie, ilu spośród ośmiu trenerów stawiało na Kjaera? Żaden! – pisał w swojej książce Ankersen.
FC MIDTJYLLAND, CZYLI KLUB Z KOMPUTERA
Dostrzeżony przez Real, wyłowiony przez Palermo
Gdyby Stenlein zrobił taką samą „sondę” w 2006 roku, Simona wskazaliby pewnie wszyscy. Zwłaszcza po zmianie pozycji z pomocnika na obrońcę. Jakim cudem jednak w dwa lata zaliczył aż taki progres? Oprócz determinacji ważną rolę odegrał w tym wszystkim rozsądek samego zainteresowanego. W 2006 roku Morten Morch pisał o ekspresowej karierze młodego Duńczyka. Kjaer w swoich wypowiedziach sprawiał wrażenie niesamowicie świadomego gościa.
– Moim celem na ten sezon jest załapać się kilka razy na ławkę rezerwowych. W kolejnym roku chciałbym już zagrać pięć, dziesięć spotkań w lidze. Muszę stać się silniejszy, żeby lepiej radzić sobie w pojedynkach z rywalami. To pomoże mi dostać się do pierwszej drużyny. Mamy tu świetne warunki do rozwoju, to dla mnie idealne miejsce. Liczę na to, że za dwa, trzy lata, dostanę ofertę z zagranicznego klubu – opowiadał zawodnik Midtjylland.
Plan Kjaera sprawdził się, a nawet przyśpieszył. Kiedy w rundzie rewanżowej sezonu 2007/2008 zaczął łapać minuty w pierwszym zespole, z miejsca został podstawowym zawodnikiem. Zdobył wicemistrzostwo kraju, zgłosiły się po niego Real Madryt (“Królewscy” widzieli go w Castilli, młodzieżówce klubu) i Inter Mediolan. Duńczycy odrzucili ofertę Realu, ale Simon i tak wyjechał. Kluczowa okazała się jednak nie gra w pierwszym zespole wicemistrza kraju, a prestiżowy turniej Viareggio Cup. Tam odbywa się prawdziwy połów talentów, tam też zawitał Rino Foschi, dyrektor sportowy Palermo.
Midtjylland podczas Viareggio przegrało dwa z trzech spotkań, ale to nie przeszkodziło działaczowi Rosanero w zachwytach nad stoperem. – Zakochał się w nim. Kilka dni po zakończeniu turnieju Foschi zniknął. Okazało się, że poleciał do Danii, żeby błyskawicznie podpisać kontrakt z Kjaerem, najlepszym stoperem młodego pokolenia, jakiego widział. Oferta Palermo była taka sama, jak ta Realu, którą Midtjylland odrzuciło. Foschi wyprosił u Maurizio Zampariniego zgodę na podbicie stawek i w 24 godzin załatwił transfer na Sycylię – pisała “La Repubblica”.
Ciekawostka: królem strzelców tamtego turnieju był Mario Balotelli, junior Interu Mediolan. Niedługo potem Mario i Kjaer spotkali się już na boisku podczas meczu Serie A.
“UTNĘ WAM JAJA I ZJEM JE W SAŁATCE” – PALERMO ZAMPARINIEGO
W pięć lat od wyrzutka do najlepszego w kraju
Środkowy obrońca nie miał jednak równie błyskawicznego wejścia do zespołu. Cztery miliony euro ważyły wtedy więcej niż teraz, ale nawet dziś niewielu jest 19-latków, którzy z miejsca zostają podstawowymi stoperami włoskich zespołów. Prasa wspominała, że po pierwsze tygodnie na Sycylii były dla niego tak ciężkie, że Kjaer pamiętał z nich tylko pęcherze na nogach – od upału i wymagających treningów. Żartowano z tego, że od razu zażyczył sobie domu z basenem, a każdy młody chłopak musiał najpierw nauczyć się życia w nowym kraju w klubowym ośrodku. Jego styl życia nie był idealny: przyjechał do Palermo z dziewczyną, ale lubił wyskoczyć do McDonalds’a, a rozrywkę w wolnym czasie miał typowo piłkarską: FIFA na plejaku.
Natomiast na treningach nie odstawał i skorzystał na tym, że Zamparini miał gorącą głowę do trenerów, bo Davide Ballardini, który przejął zespół już po inauguracji, stał się jego fanem. Po dwóch miesiącach adaptacji nowy trener postawił na niego i Simon Kjaer postawił kolejny ogromny krok w swojej karierze. 2009 rok kończył już jako:
- lider walczącego o puchary Palermo
- laureat nagrody dla najlepszego piłkarza w Danii
- członek jedenastki sezonu
- reprezentant Danii, który w debiucie zatrzymał Ibrahimovicia
Swoje premierowe rozgrywki kończył jako topowy stoper, “Goal” zestawił linię defensywy tak, że obok Kjaera umieścił Maicona, Giorgio Chielliniego i Paolo Maldiniego. Jakość i klasa. – W minionym sezonie widzieliśmy wiele świetnych transferów i Kjaer niewątpliwie był jednym z nich. 20-latek wygląda jak materiał na gwiazdę. Kompletny defensor z każdym atutem w kieszeni: szybkość, przewidywanie wydarzeń na boisku, skuteczność w powietrzu. To klucz do walki Palermo o puchary. Kjaer jest dziś celem wszystkich topowych klubów w Europie – pisali dziennikarze tego portalu.
Nie pomylili się, bo z każdym tygodnie mnożyły się plotki dotyczące jego przyszłości. Manchester United, Milan, Liverpool, Manchester City, Tottenham. – Występując w tak młodym wieku na pozycji, z którą wielu nie może się oswoić przez lata, błyskawicznie został wyróżniającym się piłkarzem ligi włoskiej – błyszczał w rozgrywkach, które słyną z „produkowania” najlepszych obrońców świata. Co tydzień rywalizował z najsłynniejszymi napastnikami – pisał w swojej książce Ankersen.
Pięć lat. Dokładnie pięć lat od momentu, w którym nikt nie wskazał Simona jako gościa, który zrobi jakąkolwiek karierę, on może przebierać w ofertach od najlepszych klubów świata.
BARTEK SYLWESTRZAK OPOWIADA O MIDTJYLLAND
Simon Kjaer popadł w przeciętność
Życie nie może być jednak zbyt piękne, a trenerzy Midtjylland nie mogli się zupełnie mylić. Kolejne lata Kjaera są dowodem na to, że jednak braki, które dostrzegano u niego na początku, w pewnym sensie zastopowały jego karierę. W pewnym sensie, bo wciąż mówimy o kimś, kto, będąc odrzuconym, został zawodnikiem z czołową liczbą występów w duńskiej kadrze. Kto grał w czterech z pięciu topowych lig w Europie. Ale już patrząc na drużyny, w którym Simon występował, widzimy, że czubek góry, na którą się wspinał, został poza jego zasięgiem.
- VfL Wolfsburg
- AS Roma
- Lille
- Fenerbahce
- Sevilla
Przez lata był blisko czołówki, ale nie w niej samej. Przechodził do Wolfsburga, który miał ambicje sięgające podium Bundesligi. Na wstępie ledwo uniknął spadku. W topowych ligach tylko w Lille skończył ligę wyżej niż w najlepszym sezonie w Palermo (na trzecim miejscu). Nawet Fenerbahce, które miał przedłożyć nad Liverpool, któremu kibicował, żeby walczyć o mistrzostwo, a nie tylko o miejsce w czołówce, nie pozwoliło mu zapełnić gabloty. Wciąż coś się rozjeżdżało, wciąż dokonywał złych wyborów. Najgorszym miało być trafienie pod skrzydła Feliksa Magatha, niemieckiego tyrana. Specjalnie nie dziwi nas to, że Magath zabił coś w utalentowanym piłkarzu, bo przecież znamy historię Mateusza Klicha.
– Felix Magath mnie nie lubił. Praktycznie na mnie nie stawiał – wspominał sam zainteresowany. Trener twierdził z kolei, że wymaga od Kjaera cięższej pracy, żeby ten zasłużył na szansę. A kiedy po powrocie z wypożyczenia Duńczyk rzucił, że nawet nie chce mu się rozmawiać z Magathem, bo nie ma zamiaru kiedykolwiek grać w zespole, który ten prowadzi, było już pozamiatane. Szkoleniowiec wydał wyrok: transfer albo trybuny.
Mijały lata, a jedynymi dużymi sukcesami Simona Kjaera były występy w reprezentacji Danii. Jego kariera klubowa była po prostu solidna, nic ponad to. W kadrze udowadniał, dlaczego ma ksywkę „Wiking”. Jakby narodowe barwy automatycznie odpalały u niego protokół 200% normy. Wyjazd do Turcji, nawet do jednego z najsilniejszych wówczas klubów w kraju, w wieku 26 lat, zdawał się przekreślać jego nadzieje na dokonanie czegoś wielkiego w pięciu największych ligach w Europie. Pewnym impulsem i nadzieją na zmianę był transfer do Sevilli, dzięki któremu w wieku 28 lat zadebiutował w końcu w Lidze Mistrzów. Niemniej: na tym się skończyło.
A kiedy okazało się, że Kjaer nie potrafi się odnaleźć w ambitnym projekcie Atalanty Bergamo i nie pasuje do systemu Gian Piero Gasperiniego, już naprawdę niewielu dawało mu szansę na happy end.
GIAN PIERO GASPERINI. OJCIEC SUKCESÓW ATALANTY
Kjaer w Milanie, czyli odrodzenie
Właśnie wtedy 30-letni Simon Kjaer po raz czwarty postawił na Italię. Po Palermo, Romie i Atalancie, przyszedł czas na Milan. Rossoneri przyjęli go z umiarkowanym optymizmem, co nie było żadnym zaskoczeniem czy obrazą. Jednak, tak prawdę mówiąc, była to niemal idealna para. Klub, który chciał być wyżej, ale nie bardzo mu wychodziło. I piłkarz, który chciał być wyżej, ale nie bardzo mu wychodziło. Oczywiście efektem tego równania mogło być rozczarowanie. Mogła, a nawet powinna, być solidność. Tymczasem dziś dość powszechną opinią jest ta, w której autorów odbudowy wielkiego Milanu wskazuje się w trzech osobach: Stefano Pioli, Simon Kjaer oraz Zlatan Ibrahimović.
Nie ma w tym przypadku: obaj doświadczeni zawodnicy przybyli do klubu zimą 2020 roku. Obaj wylali fundamenty pod kapitalną końcówkę rozgrywek – wiosną Milan przegrał tylko dwa mecze. W sumie fakt, że akurat ta dwójka razem zdziałała tak wiele, jest pewną ironią losu. To właśnie “Ibra” był jednym z napastników, z którymi Kjaer mierzył się najczęściej – aż 10 razy. Zazwyczaj były to starcia, w których leciały iskry. Weźmy choćby ostatni pojedynek, gdy Fenerbahce grało z Manchesterem United w pucharach. – Nie słyszałem, co do mnie mówił, ale wiem, że nie był zbyt szczęśliwy. Znam go długo, Zlatan taki właśnie jest. Napompowany, arogancki. Taki ma styl. Ja mam go kryć tak ściśle, jak tylko się da. A to, że złapał mnie za gardło? Nie biorę tego na poważnie, tyle razy z nim grałem, że wiem, jak reaguje – mówił Duńczyk po spięciu z Ibrahimoviciem podczas wspomnianego spotkania.
Dowód zdjęciowy.
W każdym razie Zlatan brylował liczbami, a Kjaer przeciwnie – nie miał kozackich statystyk. Gdyby ktoś chciał udowodnić jego wkład w grę Milanu, patrząc w tabelki, mógłby się trochę przeliczyć. Niemniej zasłynął ze spokoju, opanowania, zatrzymywania ataków wręcz po profesorsku. Praktycznie nie popełniał błędów i nawet jeśli miał lekkie problemy z urazami mięśniowymi, skład Milanu bez niego nie istniał. Okazało się, że na przestrzeni lat Simon nie stracił swoich atutów i w końcu znalazł się w miejscu, do którego idealnie pasował. Nawet jeśli Serie A mocno się dla niego zmieniła.
– Powiedzmy, że jest bardziej “aktywna” niż kiedyś. Mecze są bardziej dynamiczne, kiedyś zespoły zamykały się w defensywie i czekały na to, co się stanie. Teraz większa liczba zespołów chce dominować, to robi różnicę – tłumaczył w “StarCasino”.
Można byłoby pomyśleć, że starzejącemu się stoperowi, który był wychowany według dawnej szkoły defensywnej, będzie to przeszkadzało. Ale nie w przypadku Duńczyka. Bardzo ciekawe jest to, że patrząc na suche liczby Kjaer w sezonie 2020/2021 grał bardzo podobnie, jak Kamil Glik: notował wiele wybić, ofiarnie blokował strzały i podania – w tych elementach obaj byli czołowymi obrońcami ligi. Ale różnica była ogromna, bo Polakowi liga odjechała i to nie wystarczało. Simon natomiast dopasował się do warunków, zachował szybkość (bywało, że jego nazwisko pojawiało się w raportach pomeczowych w rubryce ‘najszybsze sprinty’) i ogranie go było i jest dużą sztuką.
Simon Kjaer doskonale zrozumiał się także ze Stefano Piolim, znaleźli wspólny język na boisku i poza nim. Duńczyk był ostoją w poprzednim sezonie, w którym Milan wrócił do Ligi Mistrzów. Jest ostoją i teraz, gdy Rossoneri są jednym z faworytów do tytułu i przewodzą lidze wspólnie z Napoli. On sam zadecydował już, że zakończy w Mediolanie karierę. – Gdzie byłoby mi lepiej niż tutaj? Nie wyobrażam sobie siebie w innym miejscu – stwierdził przy okazji przedłużenia umowy.
OD 0:5 DO DRUŻYNY ROKU. KAPITALNA METAMORFOZA MILANU
Kjaer w reprezentacji, czyli prawdziwy lider
Jego postawa we Włoszech była jednym z dwóch ważnych składników w kwestii nominacji do Złotej Piłki. Tak, wiemy, że Duńczyk nie ma szans na wygraną, ale to ładne podkreślenie tego, w jakim miejscu się znalazł. Drugim, równie ważnym elementem, była postawa Simona Kjaera w duńskiej kadrze. Podczas EURO 2020 oczywiście poznaliśmy go od ludzkiej strony. Jako kapitana, który udźwignął wszystko to, co działo się z Christianem Eriksenem, który pocieszał żonę swojego przyjaciela i przede wszystkim – uratował mu życie. Natomiast poznaliśmy go także jako czołowego stopera całego turnieju. W reprezentacji Danii Simon także miał coś do udowodnienia i odkupienia. Aż do lata ciężko było powiedzieć, że kojarzył się kibicom z samymi pozytywnymi rzeczami.
Miał swoje grzechy – parę lat wstecz Morten Olsen wskazał go jako kozła ofiarnego porażek, sugerując, że “Kjaer i piłka nie są najlepszymi przyjaciółmi”. To nie do końca prawda, bo w początkowych latach kariery Simon był chwalony za rozgrywanie, a w czasach Lille strzelił cztery gole z rzutów wolnych, więc nogę ma ułożoną. Niemniej łatka do niego przylgnęła i nawet on sam stwierdził, że Olsen wyrządził mu wtedy krzywdę. Następca selekcjonera, Age Hareide, uczynił go natomiast kapitanem kadry i… znów mu “zaszkodził”. O ile dziś duński kapitan kojarzy się z bohaterstwem podczas mistrzostw Europy, tak wcześniej kojarzył się ze strajkiem zawodników, którzy domagali się podwyżek za grę w kadrze. Efektem był występ reprezentacji złożonej z przypadkowych gości w meczu z Czechami.
Tak, Simon Kjaer nie był dla kibiców wzorowym kapitanem i piłkarzem. Ale dla kolegów – wręcz przeciwnie. Kasper Schmeichel po dramatycznej akcji reanimacji Eriksena stwierdził, że Simon i Christian to przede wszystkim dwóch wspaniałych gości, a nie dwóch świetnych piłkarzy. Zaimponował im tym, jak walczył o ich prawa. Miał duży wkład w to, że scalił kadrę i zbudował rodzinę Kaspra Hjulmanda. Organizuje spotkania po godzinach, podczas mundialu w Rosji zadbał o prywatny samolot dla Jonasa Knudsena, żeby ten mógł być z żoną przy porodzie. – Momentem, który zbudował kadrę było to, gdy Kjaer przed jednym ze spotkań zaczął uderzać się w klatkę i nucić “The Money Chant” z “Wilka z Wall Street”. Dzień wcześniej Viktor Fischer pokazał ten film kolegom z szatni i zasugerował, żeby powtórzyć to przed meczem. Wydawało się, że wszyscy o tym zapomnieli, ale Kjaer zainicjował taką sytuację, stworzył tradycję – pisze Kasper Steenbach w książce o duńskiej kadrze.
***
Age Hareide twierdzi, że to szaleniec, który jest w stanie poświęcić wszystko dla zespołu i jego sukcesu. Nie odstawia nogi, nie cofa się, walczy. Franco Baresi twierdzi, że powinien nosić opaskę kapitańską Milanu.
Nie wiemy, co myśli o tym sam Simon Kjaer. Ale wiemy, że jego historia to ekranizacja stwierdzenia “nigdy się nie poddawaj”.
CZYTAJ TAKŻE:
- Odpalił “Duński Dynamit”. Wielka misja Kaspera Hjulmanda
- “Mogliśmy być mistrzami świata” – zapomniane czasy duńskiej piłki
- Milan wychodzi z jaskini
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix