Reklama

Marsylia = Payet. Niepokorny geniusz pisze historię w OM

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

24 października 2021, 14:01 • 8 min czytania 0 komentarzy

– Dimitri to obok Andresa Iniesty najlepszy piłkarz na świecie, jeśli chodzi o grę tyłem do bramki. Jest tak dobry technicznie i zwrotny, że odebranie mu piłki jest praktycznie niemożliwe – stwierdził Jan van Winckel, asystent Marcelo Bielsy w Olympique Marsylia po sezonie, w którym Payet pozamiatał konkurencję. 17 asyst w Ligue 1 w trakcie jednego sezonu to jeden z najlepszych wyników w historii futbolu. To wynik, który zapewnia bilet do Premier League i wielkie pieniądze. Ale Dimitri Payet szybko postanowił kupić bilet powrotny i zostać gwiazdą na swoich zasadach.

Marsylia = Payet. Niepokorny geniusz pisze historię w OM

Na swoich zasadach dosłownie i w przenośni. Jego saga transferowa, gdy postanowił wyrwać się z West Hamu United nie miała nic wspólnego z szacunkiem dla ówczesnego pracodawcy. Dimitri był w peaku formy — zagrał świetnie na EURO 2016, w pierwszym sezonie wypracował “Młotom” 25 goli. Dostał podwyżkę i kontrakt tak długi, że gdyby go wypełnił, dopiero latem tego roku stałby się wolnym zawodnikiem. Payet rozmyślił się jednak kilka miesięcy później, po rundzie jesiennej. Zakomunikował władzom WHU, że mają go sprzedać, albo będą utrzymywali go na długich, niekończących się wakacjach.

Nie, gość nie dostał oferty życia z Realu Madryt, Barcelony czy innego giganta. Dimitri Payet znudził się życiem w Anglii i stwierdził, że nowy projekt w Marsylii to coś, co kręci go bardziej niż najlepsza liga świata. Ot, taki kaprys.

Dimitri Payet w Marsylii: geniusz i lider

Życie Dimitriego Payeta pełne jest zresztą takich kaprysów. To piłkarz z kategorii tych, którzy zdają się bezpowrotnie mijać. Hobby player, mówią niektórzy. Ulicznik, mówią inni. Bajeczna technika, świetny drybling, wielki talent potwierdzany liczbami. A jednocześnie: charakter, który nie pozwala dołączyć do panteonu gwiazd na stałe. Oczywiście gdy zerkamy na statystyki 34-letniego już Payeta, widzimy, że gość nie będzie miał się czego wstydzić, gdy będzie chciał pochwalić się wnukom swoją karierą.

Reklama

Dimitri Payet Olympique Marsylia statystyki

Podobnie jest, gdy spojrzymy na highlightsy z jego meczów. Z jego kariery skleimy taki filmik, że nawet piłkarze mający Złote Piłki w gablocie, nie będą mogli czuć się lepsi.

Natomiast koniec końców fajnie jest, gdy za tym wszystkim idą jakieś trofea i tytuły. We Włoszech o piłkarzach, którzy swoje kariery przeżyli tak, jak Dimitri Payet, mówi się często “królowie prowincji”. Najbardziej znanym z nich jest Antonio di Natale. Człowiek, który strzelił w swoim życiu masę bramek, ale też nie podskoczył wyżej niż Udinese. Dla Payeta sufitem jest właśnie Marsylia. I nie byłoby w tym nic smutnego, gdyby nie fakt, że pomocnik trafił nie na erę Bernarda Tapie i dominację OM we Francji, a nawet w Europie. Trafił na erę, w której Les Phoceens są w najlepszym przypadku numerem dwa.

Gablota Payeta wygląda więc tak:

“Poczułem spokój i ulgę”

Nie, nie zapomnieliśmy wpisać tekstu. Dimitri Payet po prostu nigdy niczego nie wygrał. Zero tituli. Owszem, gdy zaczniemy liczyć srebrne medale, doszukamy się u niego wicemistrzostwa Europy, finału Ligi Europy czy też drugiego miejsca na podium Ligue 1. Ale przecież drugi to zawsze ten, który przegrał. On sam zdaje sobie z tego sprawę. Przecież gdy odchodził z West Hamu, twierdził, że nie cieszyło go kołatanie się w środku tabeli Premier League.

Reklama

– Nie miałem zamiaru grać w ogonie tabeli. Defensywna taktyka, którą stosowaliśmy, nie dawała mi ani trochę frajdy. Harowałem w każdym meczu, ale nie czerpałem z tego radości. Kiedy odezwał się do mnie Rudi Garcia, wybór był prosty. Znałem jego metody i nie chciałem stracić połowy sezonu w Anglii. Nie miałem tam szans na rozwój, potrzebowałem nowego wyzwania – tłumaczył wówczas “L’Equipe”.

Payet miał być Neymarem Lazurowego Wybrzeża. Symbolem nowego Olympique po przejęciu klubu przez amerykańskiego właściciela. Po fatalnym sezonie, po miesiącach, w których OM pędził na łeb na szyję w dół, sięgnięto po piłkarza, który kojarzył się z jakością, z magią i konkretem. Ok, nie wygrał niczego dla Marsylii, ale każdy pamiętał, co potrafi zrobić z piłką na boisku. Neymar na miarę marsylskich możliwości. Kibice powitali go owacją na stojąco. Wystawili znak jakości: takiego ruchu oczekiwaliśmy. – Zastałem Velodrome takim, jakie je opuszczałem. Po wejściu na boisku poczułem spokój, ulgę. Pokazaliśmy, że możemy rywalizować z najlepszymi – mówił po ponownym debiucie.

Po jego powrocie Marsylia przegrała tylko trzy mecze do końca sezonu — pierwszy, z Nantes i z PSG. Po zajęciu 13. miejsca w sezonie 2015/2016 zasłużony klub szybko wrócił do ścisłej ligowej czołówki.

Kapitan prowadzi do finału

Ale to były tylko przedbiegi. Dimitri Payet potrzebował rozpędu, żeby wskoczyć na swój poziom po nieudanej jesieni w Anglii. W sezonie 2017/2018 został kapitanem Les Phoceens i było to symboliczne. Bo to, że pomocnik nie był wzorem do naśladowania, to mało powiedziane. Jego wybryk z odejściem z Anglii nie był pierwszyzną — w 2011 roku wyciął podobny numer, próbując wymusić transfer z Saint-Etienne do PSG. Za dzieciaka wyleciał z akademii Le Havre, bo lubił imprezować, a co gorsze: rozprowadzał po klubach kolegów z drużyny. W Nantes pobił się z Fabienem Barthezem. Nie było to jego jedyne starcie z kolegami z drużyny, bo raz, na boisku, w trakcie ligowego meczu, znokautował Blaise’a Matuidiego ciosem głową.

Podobnych historii znajdziemy na pęczki. Niedawno Dimitri stwierdził, że albo się go kocha, albo nienawidzi. Jeszcze lepiej opisuje go zdanie, które rzucił kiedyś w “L’Equipe”: jak chcę kogoś wkurwić, to po prostu to robię. Opaska kapitańska dla gościa z takim charakterem może się skończyć na dwa sposoby. Albo kompletną katastrofą, albo fantastyczną historią. Marsylia w sezonie 2017/2018 była fantastyczną historią. OM grało w finale europejskich rozgrywek pięć razy. W 1991 roku w Pucharze Europy, dwa lata później w Lidze Mistrzów, pod koniec wieku (1999) w Pucharze UEFA i w 2004 roku, też w Pucharze UEFA. Piąty występ to rok 2018 i finał Ligi Europy. Na plecach Payeta.

  • asystował przy golu otwierającym wynik pierwszego meczu fazy pucharowej z Bragą
  • gol i asysta w pierwszym meczu z Athletikiem w kolejnej rundzie
  • bramka w rewanżu z Athletikiem
  • asysta i gol na wagę awansu w rewanżu z RB Lipsk
  • udział przy wszystkich trzech golach w półfinale z RB Salzburg

Ta historia nie ma jednak happy endu. Olympique Marsylia przegrał z Atletico Madryt 0:3. Przegrał także dlatego, że już w 32. minucie gry Dimitri Payet musiał opuścić boisko z powodu kontuzji. Już wcześniej zmagał się z urazem, ale czuł się na siłach, żeby zagrać. Boisko opuszczał ze łzami w oczach. Nawet taki kozak czasami się rozklei.

Zdobyć Olimpi i umrzeć. Marsylia Bernarda Tapie

Marsylia na całe życie

Kontuzja w finale była dla pomocnika dramatem, bo jednocześnie stracił także szansę na wyjazd na mundial do Rosji. Czyli w jednej chwili sprzed nosa uciekły mu dwa pierwsze — potencjalne — złote medale w karierze. Francuz nigdy później nie był tak blisko jakiegokolwiek sukcesu. Od tamtej pory OM zaliczyło co prawda srebrny sezon, ale finiszowało ze sporą stratą do PSG. Niby był jeszcze finał Superpucharu Francji, ale wiadomo: to trochę poboczne trofeum. Zwłaszcza gdy grasz o nie na doczepkę, jako wicemistrz kraju, a nie zdobywca tytułu lub pucharu. Dimitri Payet w międzyczasie wyleciał na stałe z reprezentacji Francji. Nigdy nie powtórzył też tak udanego sezonu, jak ten zakończony finałem Ligi Europy – wtedy miał udział przy ponad 30 golach OM.

Trzeba jednak przyznać, że jeśli coś się w Marsylii zgadzało, to były to zwykle jego liczby. Les Phoceens nie wrócili na zapowiadaną ścieżkę sukcesów, ale Payet spokojnie robi swoje.

  • 19/20 – co trzeci gol OM przy jego udziale
  • 20/21 – podobnie
  • 21/22 – praktycznie połowa bramek OM to jego zasługa

Widząc, jak Olympique nie spełnia oczekiwań i nie sięga po trofea, mógłby odejść. Jest w końcu magikiem: ostatnio “Squawka” opublikowała grafikę, z której wynika, że zaczynając od sezonu 2017/2018 żaden zawodnik grający w ligach TOP 5 nie stworzył tylu sytuacji, ile wykreował właśnie Payet.

Florian Thauvin, inny lider OM, bez mrugnięcia okiem zdecydował się przecież na wyjazd do Meksyku, gdzie zarabia fortunę. Mógłby wieść bezstresowe życie w Katarze, Chinach czy innym zakątku świata, gdzie tak utalentowanym piłkarzom płaci się astronomiczne pieniądze, żeby chociaż raz na jakiś czas zakręcili futbolówką na nosie, jak foki robiące sztuczki. Oczywiście w Ligue 1 też nie narzeka na wypłaty. 500 tysięcy euro miesięcznie to w końcu spora suma (nawet jeśli — po długich i problematycznych negocjacjach — Payet zgodził się otrzymywać “zaledwie” 70% w związku z cięciem kosztów z powodu pandemii). Niemniej warto docenić, że Dimitri woli błyszczeć w jednej z topowych lig, a nie iść na łatwiznę.

– Naprawdę chcę być częścią tego klubu, pomóc mu się rozwijać. Chciałem dać przykład innym: zrzekłem się premii za awans do pucharów, a w ostatnich latach kontraktu moja pensja będzie uzależniona od tego, czy będę graczem wyjściowej jedenastki. Kocham Olympique – mówił, a obok prezentowano koszulkę z napisem “Marsylia na całe życie”.

Florian Thauvin i Andre-Pierre Gignac w Meksyku. Bajkowe życie?

Milik może być zadowolony

Póki co nie zapowiada się na to, żeby Dimitri Payet wybierał się na emeryturę czy choćby na ławkę. Być może nie zawsze jest numerem jeden, ale bez niego nie ma OM. W ostatnich tygodniach wrócił do strzelania bezpośrednio z rzutów wolnych: załadował w ten sposób już dwie sztuki. Zadowolony z tego może być także Arkadiusz Milik, który bardzo szybko złapał z Payetem wspólny język. Ten duet błyskawicznie stał się jednym z najlepszych, od czasu powrotu pomocnika do Marsylii.

  • Thauvin – Payet: 14 wspólnych goli
  • German – Payet: 6
  • Milik – Payet, Mitroglu – Payet, N’jie: 5
  • Ocampos – Payet, Sanson – Payet: 4

Jeszcze parę bramek się z tej współpracy narodzi. Czujemy jednak, że jeszcze więcej narodzi się wspomnień, które Polak wyniesie po kilku latach w szatni z takim prawdziwkiem jak Payet. Bo choć jego wypowiedzi po przedłużeniu kontraktu mogą świadczyć o tym, że dojrzał, to wciąż lubi, jak to ujął wcześniej, wkurwić. Tak było, gdy odrzucił butelkę kibicom Nice, co rozpętało prawdziwą wojnę. Tak było, gdy po porażce PSG w finale Ligi Mistrzów szydził z odwiecznego rywala Marsylii. Albo gdy wylatywał z boiska z kierem we francuskim klasyku.

Ale, co tu się czarować, dopóki Payet będzie grał, tak jak gra, takie sceny będą mu wybaczane.

CZYTAJ TAKŻE:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Komentarze

0 komentarzy

Loading...