Sądziliśmy, że mecz Lecha ze Śląskiem będzie starciem niepokonanych drużyn, natomiast wiadomo – Kolejorz wykrzaczył się w Białymstoku i tylko ekipa Magiery dzierżyła to miano. Ale to już przeszłość – nie ma w tej lidze drużyny, która by nie przegrała. W tubę bowiem dostał dzisiaj Śląsk i to tak naprawdę solidnie. Przewaga Lecha była niepodważalna – gospodarze przewalcowali rywala, bili i tylko sprawdzali, czy puchnie. A puchło, oj tak.
LECH POZNAŃ – ŚLĄSK WROCŁAW. MIAZGA
Można było chwalić Śląsk, że ostatnio traci mniej bramek, ale cóż, dziś znów zobaczyliśmy tę samą radosną twórczość, co na początku sezonu. Gdyby w miejsce piłkarzy wrocławian wstawić Teletubisie, nie byłoby to ze stratą dla jakości defensywy. Niektóre błędy po prostu nie mieściły się w głowie.
Przy bramce na 4:0 piłkę w kompromitujący sposób stracił Lewkot. Myślał, że ma cały czas świata, a tu psikus, Lech jednak pressował i Ishakowi otworzyła się droga do bramki. Próbował ratować Szromnik, natomiast po rękach futbolówka wpadła do siatki.
3:0? Koledzy ze Śląska, może jeszcze rozwiniecie czerwony dywan Kamińskiemu? Chłop wbił sobie w pole karne, nie wykonywał jakich zawadiackich zwodów, tylko w gruncie rzeczy prowadził piłkę. A obrońcy Śląska patrzyli, jakby pierwszy raz widzieli ten przedmiot. No to za chwilę zobaczyli go w bramce.
Z kolei gol na 2:0 to pomyłka Mączyńskiego. Pomocnik uderzył z dystansu, jakby jutro miało nie być, a będzie, był także Kamiński który to uderzenie zablokował. Jednocześnie wyszedł sam na sam ze Szromnikiem, więc przyznacie – zrobić sobie z uderzenia takie tarapaty, sztuka. Wspomniany Kamiński sytuacji nie zmarnował, rozegrał Szromnika po profesorsku.
STUDENT, WOLONTARIUSZ, UCZEŃ JANASA. JAK ZACZYNAŁ MACIEJ SKORŻA?
LECH POZNAŃ – ŚLĄSK WROCŁAW. GOŚCIE SŁABI, ALE DOCEŃMY GOSPODARZY
Sami widzicie – dramat i dno. Śląsk wyglądał, jakby zebrała się drużyna losowych pasażerów z przystanku autobusowego, a nie goście, którzy codziennie trenują ze sobą. Natomiast nie odbierajcie tego absolutnie tego w ten sposób, że chcielibyśmy umniejszać to zwycięstwo Lecha. Nie, do tych błędów też trzeba było przeciwnika zmusić. Nie byłoby bramki Ishaka, gdyby nie pressing, nie byłoby drugiego gola Kamińskiego, gdyby nie próba wejścia w pole karne. I tak dalej. To nie jest żadne szczęśliwe zwycięstwo, “bo wpadało”, ale rzetelnie wywalczone.
Zresztą – Lech zaznaczył swoją obecność już w drugiej minucie, kiedy bramkę sieknął Amaral. To była naprawdę absolutna dominacja, właściwie w żadnym momencie to zwycięstwo nie było zagrożone. Spotkała się dziś drużyna bardzo dobra z drużyną, która do tego miana dopiero chce aspirować. Lech – gdyby był w stu procentach skuteczny – wygrałby ten mecz z 7:0. Ale tak jak w końcówce, potrafił się zebrać Szromnik i uratować honor kolegom.
JAKUB KAMIŃSKI: CHCĘ GRAĆ W REPREZENTACJI [WYWIAD]
Serio, Śląsk nie dojeżdżał w tyłach, ale z przodu nie było wiele lepiej. Dobra, oddał parę strzałów, ale to bardziej z przyzwoitości – nie było po tym wiele zagrożenia. Wystawiliśmy Bednarkowi piątkę i nie dlatego, bo odstawał od kolegów, ale po prostu nie miał wiele roboty. Wyłapał dwa strzały, jakby się uparł, to nie musiałby się dzisiaj kąpać. Dlatego też brawa dla defensywy Kolejorza, które spokojnie rozbijała kolejne próby ataków.
Cóż, Lech znakomicie odpowiedział na ostatnią porażkę – wydaje się, że Maciejowi Skorży bardzo zależy na tym, by Poznań był twierdzą tej ekipy. Na razie wychodzi to bardzo dobrze. Sześć spotkań, cztery wygrane, dwa remisy. Ktokolwiek tutaj przyjeżdża, ma ciężary i tak zapewne będzie przez cały sezon. Kadra Lecha jest niezwykle szeroka, bo nie grał Ba Loua, a skrzydła i tak hulały jak złoto. Douglas na ławce – ile zespołów w tej lidze może sobie na to pozwolić?
No, gra ta kapela Skorży. A dla Śląska to była niezła lekcja poglądowa swoich błędów. Braków jest jeszcze sporo.
Fot. Newspix