Reklama

Czy Liverpool doczłapie się do Ligi Mistrzów?

redakcja

Autor:redakcja

14 maja 2021, 16:56 • 5 min czytania 3 komentarze

– Wszystko jest teraz w naszych rękach – powiedział uśmiechnięty Jurgen Klopp na konferencji prasowej po meczu z Manchesterem United. 

Czy Liverpool doczłapie się do Ligi Mistrzów?

Charyzmatyczny niemiecki trener odetchnął z ulgą. To kiepski sezon dla Liverpoolu. Najgorszy za jego kadencji. Wiele rzeczy nie układa się od jego samego początku. Mnożące się kontuzje. Wypalenie po dwóch genialnych kampaniach. Niewystarczająco szeroka kadra. Obniżka formy liderów. Odpadnięcie z Ligi Mistrzów. A na dokładkę rozczarowujące wyniki w lidze. I to te ostatnie warunkują wszystko. Bo gdyby Liverpool zajął miejsce poza pierwszą czwórką i w przyszłym sezonie nie wystąpił w Lidze Mistrzów, to kampania 2020/21 byłaby wspominana przez fanów The Reds nie jako gorszy okres, a czas absolutnie fatalny. I długo wydawało się, że tak się może stać. Aż do teraz, kiedy Liverpool znów ma poważne szanse na doczłapanie się do pozycji gwarantującej grę w Champions League. 

Co musi zrobić Liverpool, żeby dostać się do Ligi Mistrzów?

Dlaczego Klopp mówi, że wszystko jest w rękach Liverpoolu? Rzut oka na tabelę. O miejsce w pierwszej czwórce najpoważniej walczą cztery zespoły.

  • 3. Leicester – 36 rozegranych meczów – 66 punktów: Chelsea (wyjazd), Tottenham (dom)
  • 4. Chelsea – 36 rozegranych meczów – 64 punktów: Leicester (dom), Aston Villa (wyjazd)
  • 5. Liverpool – 35 rozegranych meczów – 60 punktów: West Brom (wyjazd), Burnley (wyjazd), Crystal Palace (dom)
  • 6. West Ham – 35 rozegranych meczów – 58 punktów : Brighton (wyjazd), West Brom (wyjazd), Southampton (dom)

Liverpool jest w absolutnie uprzywilejowanej pozycji. Jeśli podopieczni Jurgena Kloppa wygrają trzy ostatnie mecze ligowe, będą praktycznie pewni zajęcia miejsca w pierwszej czwórce Premier League. Będą mieli wtedy 69 punktów i wyprzedzą albo Leicester, albo Chelsea, które w następnej kolejce zmierzą się w bratobójczym starciu. Alternatywy wyglądają następująco:

  • Jeśli Leicester wygra oba swoje pozostałe mecze, skończy sezon z 72 punktami. Ale w takim wypadku Chelsea będzie miała najwyżej 67 punktów, co oznacza, że – przy zwycięstwach Liverpoolu – skończy kampanię za plecami The Reds.
  • Jeśli Chelsea i Leicester zremisują, Leicester – przy zwycięstwie z Tottenhamem – skończy sezon z 70 punktami, a Chelsea – przy zwycięstwie z Aston Villą – z 68 oczkami. Znów Liverpool może wykręcić więcej.

Najciekawiej byłoby, kiedy Chelsea pokonałaby Leicester i to Lisy ścigałyby się z Liverpoolem o czwarte miejsce. Ekipa Thomasa Tuchela może zgromadzić maksymalnie 70 punktów. O punkt więcej niż Liverpool. Przegrane Leicester może wygrać jeszcze z Tottenhamem i zrównać się z punktami z Liverpoolem, który wygrałby z West Bromem, Burnley i Crystal Palace. Wtedy o kolejności tabeli zdecyduje różnica bramek. Aktualnie różnica goli strzelonych i straconych przy obu klubach prezentuje się w następujący sposób:

Reklama
  • Leicester – 21.
  • Liverpool – 20.

Różnica niewielka, ale jednak na ten moment decydująca. Tylko, że to scenariusz, który zakłada trzy zwycięstwa Liverpoolu i tylko jedno zwycięstwo Leicester. Oznacza to, że bilans przynajmniej się wyrównuje już po kolejce, w której Chelsea pokonuje Lisy, a Liverpool gniecie West Brom. I tak, tu dalej wszystko może się zdarzyć, ale na pewno Liverpool stoi na uprzywilejowanej pozycji. Jeśli zaś po trzech pięciu meczach okaże się, że różnica w przypadku obu klubów jest identyczna, o kolejności tabeli i miejscu w Lidze Mistrzów decydować będzie liczba bramek strzelonych. Jak to wygląda tutaj?

  • Leicester – 65.
  • Liverpool – 61.

Z tym, że znowu, ta sama śpiewka – Liverpool ma zwyczajnie łatwiejszy terminarz. Wszystko jest w jego rękach. Liverpool nie musi też martwić się wynikiem finału Ligi Mistrzów i ewentualną wygraną Chelsea w przypadku, kiedy The Reds sami skończą sezon na pozycji wyższej niż The Blues. Przepisy UEFA pozawalają na wzięcie udziału pięciu angielskich drużyn w rozgrywkach Ligi Mistrzów. W tym przypadku byłyby to – Manchester City, Manchester United, Leicester, Liverpool i Chelsea.

Czy Liverpool może jeszcze uratować swój sezon?

Otóż, może, może, proszę państwa. Jeśli ekipa Jurgena Kloppa skończy kampanię w pierwszej czwórce i zakwalifikuje się do Ligi Mistrzów, nikt nie będzie mógł powiedzieć, że ten sezon Liverpoolowi jakoś wybitnie nie wyszedł. Jasne, dwa ostatnie lata rozbudziły apetyt na więcej, czyniąc z The Reds jeden z najsilniejszych klubów Europy, a przez pewien czas pewnie i najsilniejszy, ale to już tak w piłce jest, że po wielkich sukcesach, po wielkiej hossie, często przychodzi bessa. To naturalna kolej rzeczy. Trudno jest zawsze rewolucjonizować futbol, zawsze wszystko wygrywać, zawsze trafiać z formą, zawsze strzelać tylko więcej i więcej, tracąc przy tym mniej i mniej/

Taki sezon musiał przyjść.

Sadio Mane sam wprost powiedział, że to „najgorszy sezon w jego karierze”, a mega udany mecz z Manchesterem United w większości przesiedział na ławce dla rezerwowych. I wcale nie oznacza to, że senegalski skrzydłowy swój prime ma już za sobą. Nie, wprost przeciwnie, ma dopiero 29 lat, jest w kwiecie piłkarskiego wieku i pewnie jeszcze dużo dobrego przed nim. A jako, że w życiu tak to bywa, że pech jednego, to szczęście drugiego, to Liverpool po raz kolejny przekonał się, że dużo pożytku może mieć z Diogo Joty.

Trochę z lotów opuścili też Mohamed Salah, Andrew Robertson, Trent Alexander-Arnold i Alisson, ale czy można ich lekceważyć? Salah wykręca lepsze statystyki niż rok temu. Dalej potrafi rozegrać mecze, w których rozpiernicza defensywę rywali. Robertson i Alexander-Arnold może nie roznieśli skrzydeł, jak miało to miejsce w poprzednich rozgrywkach, ale nadal jednak wyróżniali się na tle całej ligi. Alissonowi przydarzyły się gorsze mecze, jakieś dziwaczne kiksy i błędy, ale to dalej topowy europejski bramkarz.

Mnóstwo rezerwy leży też w nogach Thiago Alcantary, który w Bayernie wielkim piłkarzem był, że tak to niezgrabnie napiszemy, a w Liverpoolu mocno rozczarowuje. Hiszpan ostatnio wypada trochę lepiej u boku Fabinho i to też kierunek, w którym powinien podążać Liverpool.

Reklama
– Przy nim gra się o wiele łatwiej. Daje nam wszystko, co najlepsze w tym klubie. Jego obecność na boisku potrafi zmienić wszystko. Kontroluje tempo. Nadaje rytm. Zamyka luki, tworzy przestrzenie – opowiadał Thiago o swoim koledze z pomocy.

Za niedługo kontuzje wyleczą też Virgil van Dijk, Joe Gomez i Joel Matip, więc lepiej wyglądać zacznie też cały blok defensywny, który nie będzie musiał składać się z zawodników głębokich rezerw lub odrzutów, które nigdy nie dostałyby poważnej szansy w tak wielkim klubie, jak Ozan Kabak.

Krótko: Liverpool będzie silniejszy. To jest prawie pewne. Gwiazdy The Reds nie zapomniały, jak się gra w piłkę na najwyższym poziomie, żeby zapomniały, jak zdobywa się mistrzostwa Anglii, jak się walczy w Lidze Mistrzów. Powinno być lepiej, jeśli dopisze zdrowie, może właśnie taki sezon, gorszy i rwany, był im potrzebny? Może. A może nie. Tak czy inaczej, wszystko w rękach Liverpoolu. To on sam może albo całkowicie przekreślić ten sezon, albo stworzyć podwaliny pod lepsze czasy.

Fot. Newspix

Najnowsze

Anglia

Komentarze

3 komentarze

Loading...