Skład Newcastle United? Dla optymistów potencjał na twardą walkę o Ligę Europy. Dla skrajnych pesymistów – przynajmniej na spokojny byt w górnej części tabeli. Nazwiska są dobre. Nie wybitne, ale i nie średnie – dobre. Teoretycznie – gwarantujące wynik, gwarantujące, że poniżej pewnego poziomu nie mają prawa zejść. W północno-wschodniej Anglii nic nie jest jednak takie, jakie powinno być. Newcastle zajmuje 18. miejsce w tabeli, mając w dorobku ledwie cztery oczka po siedmiu rozdaniach. Bilans goli także nie powala – siedem strzelonych, 14 straconych.
Gdyby taka sytuacja miała miejsce w naszej patologicznej Ekstraklasie, Alana Pardew zwolniono by już 36 razy. W Anglii zwyczaje są nieco inne, ale już nawet tutaj wszyscy pukają się w czoło, pytając: dlaczego tego człowieka jeszcze nie wysłano na wakacje?
Furorę w sieci robi strona SackPardew.com, która niczym cień podąża za grzeszkami Alana i punktuje je z niebywałą precyzją. I wbrew pozorom – nie jest to robota wąskiego grona fanatycznych wrogów szkoleniowca Newcastle. Wyrzucenia Pardew domagają się niemal wszyscy sympatycy “Srok”, a doping na wyjeździe coraz częściej sprowadza się do skandowania “Zwolnić Pardew”. Nic dziwnego – patrzenie na grę latającego cyrku Alana Pardew powoduje ból zębów, a u bardziej wrażliwych również koszmary nocne.
Co się zepsuło? Gdzie nastąpiło wypadnięcie z trasy? W sezonie 2011/12 “Sroki” zajęły wysokie piąte miejsce w tabeli i wydawało się, że zespół jest na prostej drodze by powalczyć w następnej kampanii o elitarną Ligę Mistrzów. Powalczyli tak, że zajęli 16. miejsce. W zeszłym sezonie zawodnicy dźwignęli się o pół metra w górę, zajmując 10. pozycję w lidze. Nadal mało. Nieliczni obrońcy siwego Alana zauważają, że drużyna tak naprawdę rozpadła się po sprzedaży mózgu zespołu Yohana Cabaye’a.
To poniekąd prawda – Francuz był sercem zespołu, a jego sprzedaż obnażyła “ambicje” właściciela klubu, Mike’a Ashley’a. Zamiast znaleźć sposób i zatrzymać chłopaka w Anglii, zwyczajnie rzucił się na paryskie miliony i wysłał go czarterem do “Parku Książąt”. To jednak tylko jedna strona medalu. Nie można przecież zrzucać całej winy na brak jednego pomocnika, a dobry trener po prostu zacząłby układać puzzle od nowa. Pardew jednak… Cóż, Pardew przemeblował wszystko w taki sposób, że dziś całkiem zasadne staje się pytanie: czy Mike Ashley jest ślepy?
Nie będziemy zajmować się taktyczno-piłkarską stroną tego zagadnienia, ponieważ jak gra Newcastle, każdy widzi. Pardew nie ma wyników, drużyna nie ma stylu, kibice są wściekli. Prasa angielska sugeruje zatem, że oczywiście idzie o kasę. A raczej szmal, bardzo dużo szmalu.
Po pierwsze i w tej historii może najważniejsze – Ashley skopiował pewne wzorce ze słynnego już kontraktu Filipiaka ze Stawowym. Korpulentny Mike pomyślał: skoro w Polsce mogą dać trenerowi taki długi kontrakt, to co, ja nie mogę?! No i bęc – podpisał kontrakt z Alanem Pardew do… 2020 roku. Ile wynosi odprawa za zwolnienie? Bagatelka – ponoć ponad pięć milionów funtów. Mając na uwadze taką sumkę, “Srebrny Lis” będzie się trzymał stołka do śmierci, do ostatniej kropli krwi, a sam na pewno nie odejdzie. Cóż, nie dziwimy się mu…
Dlaczego jednak podpisano ze szkoleniowcem taką chorą umowę? Tutaj zaczyna się najciekawsze, ale po kolei. Jednym z największych zarzut wobec Alana jest uległość w stosunku do właściciela klubu. Nawet Alan Shearer mówił przed sezonem, że Pardew to marionetka, a w kwestii transferów ma do powiedzenia tyle, co Marcin Najman o dobrym boksowaniu. Co nie znaczy wcale, że Alan to dobry trener. Nawet, jeśli miał mały wpływ na letnie zakupy to gołym okiem widać, że z Cabelli i spółki można jednak wycisnąć więcej. I to nawet pomimo słabej linii obrony, której oś tworzą jeden bardzo średni stoper oraz drugi wprawdzie bardzo dobry, ale już po drugiej stronie rzeki.
W prasie plotkuje się, że ten dziwny układ ma drugie, a może i trzecie dno. Angielskie media sugerowały, że Pardew siedzi jak mysz pod miotłą, ponieważ jest winien kupę kasy nie tylko Ashley’owi, ale i dyrektorowi “Srok”, Derekowi Lliambiasowi. Jak do tego doszło? Oczywiście poprzez hazard, do którego Alan ma ponoć wyjątkową słabość.
Wracając do umowy – długi kontrakt miał ponoć zatrzymać szkoleniowca na St. James Park tak, by mieć go u siebie pod nosem. Zapewne po to, by jego umowa systematycznie spłacała długi. Prawda to czy nie, wszystko faktycznie układa się w sensowną całość. Inne źródła donoszą znowu, że Ashley ma już dość trenera, ale nie chce mu płacić wysokiej odprawy, więc sytuacja jest tak naprawdę patowa z każdej strony.
Ostatnio wydawało się, że nastąpi przełom w całej sprawie, ale ostatecznie nie wydarzyło się nic. Mike Ashley dał swojemu trenerowi ultimatum, że jeśli ten nie wygra najbliższego meczu, poleci. Pardew oczywiście poległ, ale i tak go nie zwolniono. Wesoły Mike tłumaczył później, że “to był jedynie taki żart”. Nie do śmiechu było tylko kibicom Newcastle, którzy mają już serdecznie dość nie tylko menedżera zespołu, ale i samego właściciela klubu. Jeden z dziennikarzy opisał wręcz całą sprawę jako początek “histerii” na St. James Park, która koniec końców może doprowadzić do tego, że obu znienawidzonych panów kibice wywiozą w końcu z klubu na taczkach.
Żal patrzeć na powolny rozkład Newcastle, którego sukces szybko okazał się jednosezonowym wybrykiem. To drużyna z tradycjami, które psują słaby i bezmyślny trener (przemilczymy już incydent z Meylerem…) oraz właściciel, który patrzy przede wszystkim na własne interesy. Oczywiście futbol to biznes jak każde inne przedsiębiorstwo, ale są jednak granice. Przypomnijmy, że Mike Ashley wpadł kiedyś na “genialny” pomysł, by zmienić nazwę stadionu z St. James Park na Sports Direct Arena, czyli de facto uczynić go żywą reklamą własnej firmy.
A dekady tradycji? Jakiej tradycji, biznes to biznes. Szczęście, że ostatecznie do tego nie doszło, bo czuć już było niemalże zapach prochu i rewolucji w północno-wschodniej Anglii. Czyli podobnie, jak teraz.
Zmiany w klubie widać także po zachowaniu samego Ashley’a, który już nie paraduje w trykocie “Srok”, popijając dziesiątego browara z kibicami na stadionie. Teraz siedzi ukryty w loży vipów, ubrany w białą, lśniącą koszulę. Gruby Mike wyraźnie obrósł w piórka, a nienawiść fanów rośnie z dnia na dzień, niemal wszyscy domagają się odejścia właściciela klubu oraz “tego siwego trenera z południa”. Nie zdziwimy się jednak, jeśli nic się tutaj nie zmieni, a Pardew jakimś cudem wypełni swój kontrakt. A mówią, że na zachodzie to jednak normalniej. Cytując klasyka: “Kasa misiu, kasa”.
Kuba Machowina