Chyba trochę za bardzo poświętowali piłkarze Liverpoolu przyklepanie mistrzowskiego tytułu. Można się było oczywiście spodziewać, że The Reds w dzisiejszym spotkaniu z Manchesterem City nie pojawią się na murawie zmobilizowani w stu procentach. Dla nich sezon się tak naprawdę zakończył, pozostało ewentualnie kilka rekordów do pobicia, ale to wszystko. Jednak świeżo upieczonym mistrzom Anglii zwyczajnie nie wypada prezentować się aż tak marnie. Dzisiaj “Obywatele” stłukli podopiecznych Juergena Kloppa na kwaśne jabłko. To był komunikat ze strony zespołu Pepa Guardioli: “W tym sezonie daliśmy wam wygrać, ale za rok wracamy na szczyt”.
Cisza przed burzą
Pierwsze fragmenty spotkania zapowiadały, że padną dzisiaj bramki, bo gra toczyła się w niesamowicie szybkim, interesownym tempie. Nie zanosiło się jednak w żadnym wypadku na aż tak jednostronne spotkanie. The Reds w sumie mieli nawet inicjatywę, wykreowali sobie kilka całkiem niezłych sytuacji. Może nie były to absolutne setki, lecz wielokrotnie już widywaliśmy, że Mohamed Salah czy Sadio Mane zamieniali takie okazje na gole. Manchester City również odgryzał się ciekawymi, bardzo dynamicznymi atakami. W ich konstruowaniu prym wiódł naturalnie Kevin De Bruyne, ale dzielnie asystował mu Phil Foden. No i, jak się potem okazało, to właśnie ta dwójka w bezlitosny sposób obnażyła dziury w defensywie gości.
A dziur było sporo. Zdumiewająco sporo, nawet biorąc poprawkę, że Liverpool ma za sobą okres ostrego świętowania.
Pierwsza bramka padła po 25 minutach gry. Z rzutu karnego do siatki trafił wspomniany De Bruyne. Jak doszło do przewinienia? Raheem Sterling fenomenalnie zagrał ciałem w polu karnym, odciął bezradnego Joe Gomeza od piłki. I tak długo zastawiał się przed obrońcą Liverpoolu, że ten w końcu dał sędziemu argumenty do podyktowania rzutu karnego. Sterling chytrze to wykorzystał – upadł malowniczo i przekonał arbitra, że został sfaulowany. Potem sam Anglik wpisał się zresztą na listę strzelców przeciwko swojemu byłemu klubowi, wykorzystując znakomitą asystę wspomnianego Fodena.
Przeczytaj: Pep Guardiola zdetronizowany. Co nie zadziałało w Manchesterze City?
Aż wreszcie Foden do spółki z De Bruyne rozklepali defensywę tak, że nie było co zbierać. 20-latek nie dał szans Alissonowi i dopiero co koronowani na mistrzów kraju The Reds znaleźli się na kolanach. Nie może zatem dziwić, że już w przerwie Juergen Klopp wywalił z boiska Joe Gomeza. Można się wręcz było spodziewać, że zmian w środku pola i w defensywie będzie więcej, bo Liverpool w destrukcji zagrał po prostu koszmarnie. Poniżej poziomu przyzwoitości.
Deklasacja mistrzów
Czy w drugiej połowie cokolwiek w grze obronnej Liverpoolu się poprawiło?
W pewnym sensie tak, no ale skoro już po 66 minutach gospodarze prowadzili czterema golami, to trudno było oczekiwać, że będą w końcówce szaleńczo szturmować bramkę Alissona. Następnego gola dla The Citizens zdobył… Alex Oxlade-Chamberlain. Gracz, jak na ironię, wprowadzony w miejsce Gomeza. Piłkarz The Reds interweniował niefortunnie po uderzeniu Raheema Sterlinga i wbił do siatki futbolówkę, która – gdyby pozostawić ją w spokoju – nie trafiłaby w światło bramki. Niemniej – w kolejnej już sytuacji kompromitująco zachowali się obrońcy gości, no i znów fenomenalnym przeglądem pola popisał się niesamowity dzisiaj De Bruyne. Jeżeli chodzi o ruch bez piłki, tym razem obrońcę odciągnął Foden.
Wygląda na to, że odchodzący z klubu David Silva ma już przygotowanego następcę. Duet Foden – De Bruyne naprawdę zrobił dzisiaj fenomenalnie wrażenie. Cudownie się oglądało kombinacje tej dwójki. Szybkość, wymienność pozycji, kreatywność, gra na jeden kontakt. Na tle tak marnego Liverpoolu ci dwaj zawodnicy City wyglądali na wyciągniętych z innej galaktyki.
Przeczytaj: Renovatio imperii Romanorum. Abramowicz znów uczyni Chelsea wielką?
Porażająca jest statystyka strzałów Liverpoolu po przerwie. Ledwie jedno celne uderzenie, poza tym – sześć zablokowanych. Defensywa City wcale nie wyglądała na monolit niemożliwy do rozerwania, tymczasem The Reds i tak mieli problemy z kreowaniem naprawdę dogodnych okazji bramkowych. Całkowitej kompromitacji udało się świeżo upieczonym mistrzom Anglii uniknąć tylko dzięki arbitrowi, który w anulował piątego gola dla “Obywateli”. I trochę szkoda, bo gdyby bramka została uznana, to kolejną asystę na swoim koncie zapisałby Foden, jeszcze bardziej podkreślając swój kapitalny występ. No ale Anglik niefortunnie musnął piłkę ręką i VAR anulował trafienie Riyada Mahreza, który upokorzył Alissona strzałem po krótkim słupku.
Tak czy owak – Manchester City zademonstrował dużą siłę. Defensywa “Obywateli” mogłaby być szczelniejsza, ale The Reds nie potrafili dzisiaj wykorzystać jej niedostatków. Sami natomiast w obronie zagrali w taki sposób, że – jakkolwiek spojrzeć – szlagierowa konfrontacja na szczycie Premier League zamieniła się w starcie gołej dupy z batem.
MANCHESTER CITY 4:0 LIVERPOOL FC
(K. De Bruyne 25′, R. Sterling 35′, P. Foden 45′, A. Oxlade-Chamberlain 66′ sam.)
fot. NewsPix.pl