Legia robi interes na Furmanie, czyli „mieć ciastko i zjeść ciastko”

Koniec medialnych spekulacji łączących Dominika Furmana z francuską Tuluzą. Legia porozumiała się z dziesiątą drużyną Ligue 1 co do wysokości transferu, a sam zainteresowany szybko, bo w ciągu kilku godzin, dogadał warunki kontraktowe. Jeżeli we wtorek przejdzie testy medyczne, podpisze 4,5 letni kontrakt progresywny. Legia tym samym rok po sprzedaży Rafała Wolskiego, za bardzo podobną sumę – 2,7 mln euro – posyła w świat kolejnego wychowanka akademii. A sama sobie gwarantuje finansową rezerwę, jednocześnie nie tracąc na wartości zespołu. Klasyczne „mieć ciastko i zjeść ciastko”.

Odejście Furmana oznacza, że w Warszawie zostaje Tomasz Jodłowiec, za którego turecki Trabzonspor oferował 1,5 mln euro. Gdyby wziąć pod uwagę jakość, jaką dawali jesienią, Legia zdecydowanie dobiła świetnego targu. Prawie trzy bańki w europejskiej walucie za środkowego pomocnika bez gola ani asysty. W klubie natomiast wciąż będzie ten, co kilka razy w pojedynkę wyrywał dla niego punkty. A wiek, potencjał? – ktoś zapyta. Właśnie dlatego relacja ceny do prezentowanej w ostatnim czasie formy jest taka, a nie inna.

Bo za co zapłaci Tuluza? Za zdrowego 21-latka, z w miarę przyzwoitym ograniem w słabej, europejskiej lidze. Zdrowego, bo jako jedyny w całej drużynie wytrzymał jesienny maraton bez najmniejszej choćby kontuzji. 21-latka, czyli takiego, który piłkarsko powinien być już ukształtowany, lecz cały czas można go czegoś nauczyć. Zwłaszcza że idzie do klubu, który w niedalekiej przeszłości pokazał, że potrafi wypromować środkowych pomocników. Sissoko gra dziś w Newcastle, a Capoue trafił do Tottenhamu.

2,7 miliona euro… Sporo, naprawdę sporo. W ramach ciekawostki dodajmy, że 7 tys. euro nieoczekiwanie wpadnie w ręce klubu, w którym Furman stawiał pierwsze piłkarskie kroki. W sam raz na przeciętne auto dla prezesa Szydłowianki Szydłowiec…