Oglądamy sobie ten sezon ekstraklasy, ten piekielnie pasjonujący wyścig o tytuł mistrzowski i – niezależnie od tego, kto zakończy rozgrywki na pierwszym miejscu – najlepszym podsumowaniem ligi będzie rozmówka z “Piłkarskiego pokera”.
– Czy mógłby pan powiedzieć wszystkim kibicom w naszym kraju kto w takim razie jest mistrzem Polski?
– Mistrza nie ma.
Bo będzie to mistrz wyłącznie papierowy, z nazwy, ale swoją grą absolutnie nie zasługujący na ten tytuł. Obecny lider, Legia, procentowo przegrała najwięcej spotkań spośród wszystkich liderów krajowych lig na świecie. To także jeden z najsłabiej punktujących liderów w Europie. Jakby tego było mało, ten cały groteskowy wyścig ślimaków został ostatnio jeszcze dodatkowo urozmaicony. Ekipy grające w grupie mistrzowskiej uznały bowiem, że ich kibice już się dość nacieszyli w tym sezonie i że na tym koniec. To wręcz nieprawdopodobne, ale na 16 meczów rozegranych w czołowej ósemce aż 12 razy wygrywali goście, padły 3 remisy i ledwie 1 zwycięstwo odnieśli gospodarze – Legia pokonała Koronę 3:1.
W tym kontekście nagroda za wysokie miejsce w sezonie zasadniczym, jaką są 4 mecze u siebie i 3 na wyjeździe w fazie finałowej (oraz najważniejsze mecze u siebie) wydaje się mocno dyskusyjna. Mając to na uwadze przeanalizujmy potencjalne scenariusze na trzy ostatnie kolejki sezonu. Przypomnijmy aktualną sytuację w tabeli – Legia ma 61 punktów, Lech 59, a Jagiellonia 58. Przypomnijmy także, że przy takiej samej liczbie punktów na koniec sezonu Lech będzie mieć przewagę względem Jagiellonii i Legii, a Jagiellonia względem Legii. Rozkład jazdy prezentuje się następująco:
35. kolejka
Legia – Wisła P.
Lech – Jagiellonia
36. kolejka
Legia – Górnik
Wisła K. – Lech
Zagłębie – Jagiellonia
37. kolejka
Lech – Legia
Jagiellonia – Wisła P.
W teorii Legia, która ma dwa punkty przewagi nad Lechem, ma teraz dwa łatwiejsze mecze. Nie mierzy się z żadnym bezpośrednim konkurentem i oba spotkania gra u siebie. No ale właśnie, pamiętając o tym, jak często w grupie mistrzowskiej wygrywa się na własnym boisku, trzeba się mocno zastanowić, czy to aby na pewno jest atut. Inna sprawa, że akurat Legia jest jedyną ekipą, której udało się w tych meczach wygrać u siebie. Fakty są też takie, że Górnik jest obecnie najlepiej punktującą drużyną grupy mistrzowskiej (9 oczek w 4 meczach), a nastawieni na kontry Nafciarze są cholernie nieprzyjemnym rywalem, o czym Legia już raz się w tym sezonie przekonała, zbierając u siebie 0:2. Ponadto jeżeli Legia będzie grała w kolejnych meczach tak jak w Białymstoku, o komplet zwycięstw będzie jej cholernie ciężko.
Przed szlagierowym, bezpośrednim starciem w 37. kolejce trudniejsze zadanie zdaje się mieć Lech, który sam dla siebie jest największym rywalem. Obecnie Kolejorz jest drużyną z najgorszym bilansem w grupie mistrzowskiej i zdaje się koncertowo zaprzepaszczać wielką szansę na tytuł. Starcia z Jagiellonią i Wisłą Kraków będą niezwykle trudne i nikogo nie powinny zmylić gładkie zwycięstwa, jakie tej wiosny Lech odniósł nad tymi rywalami. A przecież podopieczni Bjelicy do mistrzostwa najprawdopodobniej będą potrzebować kompletu trzech zwycięstw. Jeżeli potkną się z Jagiellonią lub Wisłą, będą musieli liczyć się z ewentualnością zagrania ostatniego meczu o pietruchę.
Najtrudniej wydaje się mieć Jagiellonia, która ma najmniej punktów i w teorii najtrudniejszy terminarz. Wyjazd do Poznania, wyjazd do Lubina i po raz kolejny Wisła Płock u siebie na zakończenie danej fazy rozgrywek. A Nafciarze już raz z wyrachowaniem pozbawili Jagiellonię pierwszego miejsca, które wtedy dałoby jej pole position przed fazą finałową.
Szanse na mistrzostwo po 34. kolejce:
Legia – 49,3%
Lech – 43,3%
Jagiellonia – 6,4%
Górnik – 0,9%
Wisła Płock – 0,1%— Paweł Mogielnicki (@mogiel90) 6 maja 2018
Dodatkowym czynnikiem komplikującym planowanie jest fakt, że dwie najbliższe kolejki zostaną rozegrane na przestrzeni 7 dni, więc rytm przygotowań do meczów będzie zupełnie inny, a drużyny będą różnie reagować na zwiększone obciążenia.
Ale tak naprawdę jakiekolwiek planowanie w tym nieprawdopodobnie nieprzewidywalnym i – nie bójmy się użyć tego słowa – beznadziejnym sezonie jest po prostu wróżeniem z fusów. Wcale byśmy się nie zdziwili, gdyby wszyscy pretendenci przegrali jeszcze po dwa razy – w końcu w tej lidze wszystko jest możliwe. To co zwraca naszą uwagę w wyliczeniu Pawła Mogielnickiego z 90minut.pl, to ok. 1 procent szans na tytuł dla Górnika. W podobnej sytuacji ta drużyna znalazła się przed rokiem – również miała 1 procent szans na awans do ekstraklasy i tę jedną na sto szans wykorzystała. Dziś jest to ekipa najlepiej punktująca i grająca najmilej dla oka. W obliczu dotychczasowych rozstrzygnięć – zabrzan naprawdę nie należy jeszcze skreślać.
Dobra wiadomość na koniec ekstraklasy jest więc taka, że na pewno będą jeszcze emocje. Zła, że emocje to jedyne, co właściwie tej lidze pozostało.
Fot. FotoPyK