Sandecja wita się z Ekstraklasą bezbramkowym remisem z Lechem Poznań przy Bułgarskiej. Dla obywateli Nowego Sącza to nie lada niespodzianka, ale tym większa dla poznaniaków. Dziś Lech zaprezentował padlinę. Jak mawiał klasyk – gdyby “Kolejorz” grał w naszym ogródku, to zaciągnęlibyśmy zasłony. Ale żeby nie było – okazje miał. Wydawało się, że już za chwilę, już za momencik którąś wykorzystają. Ale wtedy na drodze stanął im gość, po którym w życiu niczego dobrego byśmy się nie spodziewali.
“Z ręcznikiem w bramce niczego wygrać się po prostu nie da. Możesz mieć niezłych skrzydłowych, błyskotliwego napastnika czy solidną obronę, ale jak w bramce stoi rzadkiej maści parodysta, to poziomu średniego ligowego pachoła nigdy nie przeskoczysz”.
Co to? Wycinek naszego tekstu o Michale Gliwie sprzed paru lat. Był to gość, którego za plecami nie chciałby mieć żaden obrońca. Kiks, babol, szmata czy też wreszcie… “Michaś”. Te hasła padały najczęściej w kontekście Gliwy. Gdyby Gliwa bronił wówczas dostępu do panelu administracyjnego oficjalnej strony Zagłębia Lubin, ogłoszenia zamieszczałoby tam pół Internetu. Gdyby Gliwa wyłapywał gapowiczów, bilety stałyby się reliktem przeszłości. Gdyby Gliwa miał za zadanie powstrzymać Saharę przed zalaniem – też nie dalibyśmy głowy za szczelność takiej defensywy.
Kiedyś udzielił nam wywiadu o wymownym tytule “Nie godzę się, kiedy ktoś nazywa mnie szmatą”. Musimy podrzucić wam fragment:
– Stawałem w bramce i rywalizowałem nie dość, że z rywalami, to ze swoimi kibicami. Czyli walczyłem z każdym na stadionie dookoła. Wszystkie moje interwencje, również te udane, były kwitowane albo gwizdami, albo śmiechem. Nieważne, czy się starałem, czy nie, to i tak na mnie wrzucali. Przyszedł w końcu mecz z Piastem i wtedy już cały stadion skandował, żebym wypierdalał.
Czemu tak krwawo zaczynamy tekst? Żeby przedstawić wam jak najmocniejszy kontrast. Bo dziś Gliwa pokazał, jak zbawienny skutek przyniosło mu pierwszoligowe katharsis. Był wszędzie, łapał wszystko, stanął naprzeciw jednej z silniejszych linii ofensywnych ligi i bez trudu ją zneutralizował. Momentami zastanawialiśmy się, czy to ten sam Gliwa (bo na przykład Michał Nalepa z Arki to nie ten sam Michał Nalepa z Lechii). No ale nie, ten sam, jak byk, stary… Stary dobry Gliwa to zły zwrot. To był właśnie nowy dobry Gliwa, zaprzeczenie starego standupera z bramki Zagłębia.
Kilka sytuacji:
– Majewski nawinął Barana i posłał podkręconą piłkę na dalszy słupek; złapał Gliwa
– Majewski przymierzył z woleja lewą nogą; petardę obronił Gliwa
– Z wolnego bardzo dobry strzał pod poprzeczkę oddał Gajos; piłkę na rożny wybił Gliwa
– Situm zagrał z fałsza w pole karne do Makuszewskiego, ten z bliska uderzył, ile fabryka dała; odbił Gliwa
– Makuszewski idealnie zawiesił piłkę nad głową Bille Nielsena i ten już uderzał piłkę głową; znikąd przed nim pojawił się Gliwa i wypiąstkował piłkę
Dawno nie widzieliśmy takiego występu bramkarza, jak dzisiaj Michała Gliwy. Jak człowiek, który miał dziurawe ręce, a jego wyjścia z bramki do dośrodkowań były nieraz spóźnione o kilka lat, mógł nagle w takim stylu wybronić mecz na Lechu? Michałowi chcemy powiedzieć: gratulujemy. Będziesz musiał się jeszcze sporo namęczyć, żeby usunąć wszystkie warstwy farby i tynku, które na twój wizerunek nałożyłeś sobie przez poprzednie lata, ale jesteś na dobrej drodze, by się z tego niemalże oczyścić.
Zadziałał schemat Gandhiego: Najpierw cię ignorują, potem śmieją się z ciebie, potem z tobą walczą, później wygrywasz.
Oprócz Gliwy, na brawa zasługuje obrona – Kuban, Szufryn, Piter-Bucko, czyli wszyscy poza Brzyskim, którego kilkakrotnie objechał Gumny. Wykonali kawał dobrej roboty, dzięki czemu Sandecja wywozi z Poznania punkt. Bo z przodu nie działo się nic. Najlepsza i jedyna poważna okazja beniaminka, to wrzutka w pole karne i strzał… Dilavera. Gdyby nie Jasmin Burić bylibyśmy świadkami jednego z bardziej absurdalnych goli samobójczych w ostatnich latach. A Lech? Do meczu w Lidze Europy musi się ogarnąć. FK Haugesund dziś w lidze wygrało, a Lech zagrał słabiutko.
P.S.
Po tej laurce dla Gliwy musimy dodać jeden akapit. W doliczonym czasie wszystko mogłoby pójść się… Gytkjaer strzelił mocno na bramkę, a Gliwa był w przyklęku. Piłka przeleciała mu pod pachą i zmierzała do bramki. Było bardzo blisko katastrofy, odrodzenia “Michasia”. Ale po odbiciu od Gliwy strzał został na tyle zamortyzowany, że piłka zwolniła, a bramkarz Sandecji zdążył się obrócić i złapać ją kilka centymetrów przed linią. Czyli jednak to człowiek, który bierze cię na przejażdżkę Ferrari i wyrzuca z samochodu przy prędkości 200 km/h.
[event_results 337541]
fot. 400mm.pl