Domenacja. Prevc wygrywa w Oberstdorfie. Polacy bez szału

Sebastian Warzecha

29 grudnia 2025, 18:44 • 5 min czytania 5

Turniej Czterech Skoczni? Wiadomo, impreza, na którą co roku czekają fani skoków. Rywalizacja o Złotego Orła, system KO, do tego w XXI wieku wszystko to mocno kojarzy się z polskimi sukcesami. Pewnym było jednak, że w tym roku na taki sukces nie ma co liczyć. Zamiast więc wyczekiwać dalekich skoków Polaków, mogliśmy spokojnie oglądać rywalizację o triumf w Oberstdorfie. A w tej – zgodnie z przewidywaniami – bezkonkurencyjny okazał się Domen Prevc. Możliwe, że Słoweniec już wypracował sobie przewagę na miarę zwycięstwa w całym turnieju.

Domenacja. Prevc wygrywa w Oberstdorfie. Polacy bez szału
Reklama

Domen Prevc nadal króluje. Słoweniec najlepszy na start Turnieju Czterech Skoczni

Fenomenalny jest w tym sezonie Domen Prevc. Już nie tak młody Słoweniec – brat Petera, triumfatora Turnieju Czterech Skoczni sprzed 10 lat – poprawił się technicznie, a wydaje się też, że wspomogły go zmiany sprzętowe. Efekt jest taki, że Domen lata tak daleko, jak nikt inny dolecieć na ogół nie jest w stanie. Na 11 konkursów rozegranych przed startem niemiecko-austriackiej imprezy tylko w dwóch (!) nie stanął na podium – na inaugurację sezonu był 4., a w pierwszym konkursie w Falun 13.

Reklama

A poza tym? Dwa razy trzeci, dwa razy drugi i pięciokrotnie był najlepszy.

Początek sezonu ewidentnie należał do niego. W ostatnim czasie pokonać zdołał go tylko Ryoyu Kobayashi, a i Japończykowi przyszło to z wielkim trudem. Nie dziwi, że Domen był faworytem do triumfu i w Oberstdorfie, zresztą po wczorajszych kwalifikacjach – wygranych o ponad 10 punktów – jego status faworyta tylko się umocnił. Tak naprawdę rozdzielaliśmy przed dzisiejszym konkursem stawkę na trzy grupy: Domena, skoczków próbujących mu zagrozić i… całą resztę. Niestety, wszyscy Polacy znaleźli się w ostatniej z nich.

Jeśli o tę drugą grupę chodzi – nikt Słoweńcowi finalnie nie zagroził. Ten już po pierwszej serii odsadził rywali o ponad osiem punktów. Za jego plecami się kotłowało. Jan Hoerl, Jonas Schuster, Daniel Tschofenig, Timi Zajc – wszyscy byli blisko siebie, a daleko od Prevca. Austriacy przeżyli dziś zresztą niezłe odrodzenie, ale wiele im to nie dało, bo Domen był niewiarygodny. W pierwszej serii skoczył najdalej – 141,5 m. W drugiej? Też był najlepszy, bo wylądował równo na 140. metrze.

Efekt był taki, że Daniela Tschofeniga i Timiego Zajca – którzy wspólnie stanęli na drugim stopniu podium – wyprzedził o 17,5 punktu. Czyli niemal 10 metrów. To po jednej czwartej turnieju przewaga, której każdy może mu pozazdrościć. Bo nawet jeśli Domen popełni gdzieś drobny błąd, pewnie pozostanie liderem. Zresztą dziś trudno sobie wyobrazić, że ktoś mu tę wygraną w TCS-ie odbierze. W chwili obecnej Prevc jest nie do zatrzymania. Jest wielki. Magiczny. Lata tam, gdzie chce i może tylko on.

A reszta się temu przygląda. W tym i nasi reprezentanci.

Tomasiak najlepszy z naszych. Ale szału nie ma

Seria próbna nieco nas przeraziła, bo fatalnie skoczył w niej Kamil Stoch. Ale w konkursie akurat naszego mistrza o nic oskarżyć nie mogliśmy. Kamil oddał dwa solidne skoki, zajął miejsce w drugiej dziesiątce, nieco się pouśmiechał, ucieszył tymi lotami. I fajnie, bo to właściwie tyle, jeśli chodzi o nasze oczekiwania – niech Kamil skacze po prostu tak, żeby zamiast kręcenia z rezygnacją głową, mógł się właśnie uśmiechać. Bo że on wobec siebie ma sensowne oczekiwania, to zwykle taki widok oznacza, że skok był dobry.

Uśmiechać nie mogli się jednak ani Maciej Kot, ani Piotr Żyła.

Obaj rozczarowali. Kot zdawał się rozkręcać, wywalczył sobie miejsce w kadrze w Wiśle, potem sensownie poskakał w Engelbergu, a i we wczorajszych kwalifikacjach był solidny. A dziś? Dziś właściwie oddał miejsce w drugiej serii Pawłowi Wąskowi, z którym był w parze. Bo Paweł sam nie skoczył przesadnie dobrze (tylko 122 metry), ale Maciek po chwili wylądował o metr bliżej, miał mniejszą rekompensatę i gorsze noty za styl. Efekt był taki, że uległ w parze i nie był jednym ze szczęśliwych przegranych. A o skoku Piotra Żyły nie ma właściwie co pisać, bo może i odległościowo nie był najsłabszym z naszych (123 m), to nota zdecydowanie była z tych wszystkich polskich najgorsza.

Oni polegli więc w pierwszej serii. Do drugiej przeszedł wspomniany Wąsek, ale furory tam nie zrobił – był przedostatni. A najlepszym z Polaków, po raz kolejny w tym sezonie, okazał się najmłodszy z nich, czyli Kacper Tomasiak. 18-latek osiągnął 128,5 metra w złych warunkach w swoim pierwszym skoku i spokojnie wygrał rywalizację w parze. Ostatecznie okazał się 15. skoczkiem serii. W drugiej skoczył tyle co i Kamil Stoch, czyli 131,5 metra. Co mu to dało?

No w sumie nic. Został na tym samym miejscu, czyli 15. Nie jest źle, ale przesadnie dobrze też nie.

Wypada jednak pamiętać, że w Turnieju Czterech Skoczni liczy się głównie to, by nie popełniać błędów. A wtedy można wkraść się na wyższe lokaty po prostu równymi, solidnymi skokami. Nikt po Kacprze nie oczekuje walki o podium imprezy, ale to 15. miejsce to dobry punkt wyjścia do tego, by walczyć o TOP 10 klasyfikacji całego turnieju. I tego Kacprowi życzymy, bo w jego wieku – i w debiutanckim sezonie – byłby to naprawdę spory sukces.

AKTUALIZACJA: Timi Zajc został zdyskwalifikowany. W tej sytuacji Daniel Tschofenig pozostaje drugi, a na trzecie miejsce wskoczył Felix Hoffmann.

Miejsca Polaków w Oberstdorfie:

15. Kacper Tomasiak
18. Kamil Stoch
29. Paweł Wąsek
34. Maciej Kot
37. Piotr Żyła

Fot. Newspix

Czytaj więcej o skokach na Weszło:

5 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama