Reklama

Świetny pierwszy set, a potem demolka. Iga Świątek ma problemy w WTA Finals

Sebastian Warzecha

03 listopada 2025, 17:35 • 4 min czytania 13 komentarzy

Po tym, jak ograła Madison Keys, mogliśmy być pozytywnie nastawieni do występu Igi Świątek w WTA Finals. Trzeba było jednak pamiętać, że Keys ostatnio nie grała i była po urazie, więc nie był to mecz w pełni miarodajny. Dziś Świątek wyszła na kort, by zmierzyć się z Jeleną Rybakiną. I po pierwszym secie wydawało się, że jednak faktycznie jest w Rijadzie w wielkiej formie. A potem wygrała już tylko… jednego gema. Sytuacja Polki w grupie bardzo się więc skomplikowała.

Świetny pierwszy set, a potem demolka. Iga Świątek ma problemy w WTA Finals

Iga Świątek w tarapatach. Bolesna porażka w WTA Finals

Przed dzisiejszym meczem za faworytkę wypadało uznać Igę Świątek. Wysoka wygrana z Keys to jedna rzecz – Rybakina zresztą w dobrym stylu poradziła sobie z Amandą Anisimovą – ale nawet istotniejsze było to, że w tym roku Świątek z Kazaszką wyłącznie wygrywała. Obie spotkały się w sezonie 2025 aż czterokrotnie. W United Cup, Katarze, na Roland Garros oraz w Cincinnati. Iga straciła w tych meczach tylko jednego seta – w Paryżu, gdy przegrała pierwszą partię, a potem odwróciła losy spotkania.

Reklama

Innymi słowy: znalazła na Rybakinę, która w przeszłości regularnie sprawiała jej problemy, sposób. I ich bilans bezpośrednich spotkań odmieniła z 2:4 na 6:4.

Dziś też zaczęło się tak, jakby Polka miała kontynuować tę serię wygranych. Najpierw co prawda sama miała problemy, ale obroniła break pointa, a kilka minut później sama przełamała Rybakinę, po czym potwierdziła to serwisem. Zaczęło się więc od 3:0 dla Świątek. Blisko breaka była jeszcze w czwartym gemie, ale wtedy Jelenie udało się obronić dwie piłki na przełamanie. Z perspektywy Igi wiele to jednak nie zmieniało – jej wystarczyła do sukcesu w pierwszym secie kontrola podania.

A to było naprawdę jakościowe. W otwierającej partii Polka wygrała 90 procent piłek przy pierwszym podaniu, potwierdzając to, co dało się zauważyć w meczu z Madison Keys – że serwis w Rijadzie jej sprzyja. Kazaszka postanowiła za to skorzystać z przerwy toaletowej. I już nie po raz pierwszy okazało się, że ta potrafi zdziałać cuda.

Bo gdy obie finalnie wróciły na kort, nastąpiło nie tyle odwrócenie ról, co kompletna dekonstrukcja dotychczasowego układu sił. Świątek bowiem nie tylko była gorszą zawodniczką, ale właściwie nie łapała się na grę. Już po kilku minutach było 3:0 dla Rybakiny. Dopiero wtedy Iga wygrała gema… i był to ostatni taki moment w całym spotkaniu! Im dalej w drugiego, a potem trzeciego seta, tym gorzej grała Polka. Szarpała się, próbowała kończyć wymiany szybko, regularnie wyrzucała piłki.

Po prostu pokazywała wszystko to, co w tym sezonie w jej grze najgorsze.

To był kolejny dowód na to, jak męczyć potrafi się Iga Świątek z własną dyspozycją w tym roku i jak duże falowania formy – nawet na przestrzeni spotkania – zalicza. Nerwy, pośpiech, nieregularność – nie potrafiła tego wszystkiego opanować. A Rybakina doskonale z tego korzystała. Grała spokojnie, ale w swoim stylu – uderzając mocno, pod końcową linię. Iga próbowała odpowiadać, tyle że to nie jej gra, a szczególnie nie jej gra wtedy, gdy ręka się trzęsie i trudno utrzymać kolejne uderzenia.

Podkreślmy jeszcze raz: to nie pierwszy taki obrazek w tym sezonie. Było tak w meczu z Coco Gauff w Madrycie. Było z Emmą Navarro w Seulu. Z Clarą Tauson w Montrealu. Czy nawet z Alexandrą Ealą w Miami. I jeszcze w kilku innych meczach. Iga w tym roku poziom bazowy swojego tenisa nadal ma wysoki – podobny do tego z lat poprzednich. Szczyty z pewnością ma takie, jak i w ubiegłych latach – udowodnił to Wimbledon. Ale dołki są tak głębokie, że gdy już w nie wpada, z rzadka potrafi się wydostać wystarczająco szybko.

I dziś też jej się nie udało.

Efekt? Iga najpierw musi poczekać na to, kto wygra spotkanie Amandy Anisimovej z Madison Keys, a potem – w ostatnim meczu grupowym – zapracować sobie na awans do półfinału w starciu z młodszą z Amerykanek. I to będzie ciekawy mecz, bo Anisimova ostatnio była w dobrej formie, a ich dwa dotychczasowe spotkania zupełnie się od siebie różniły. Na Wimbledonie Świątek zmiotła Amandę z kortu, z kolei w US Open to rywalka była wyraźnie lepsza.

A jak będzie w trzecim meczu – przekonamy się za dwa dni.

Iga Świątek – Jelena Rybakina 6:3, 1:6, 0:6

Fot. Newspix

Czytaj więcej o tenisie:

13 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama