Uważam, że lepiej się stało, iż Oskar Pietuszewski nie zadebiutował tak szybko w dorosłej reprezentacji Polski. Niech jeszcze na przestrzeni kilku miesięcy potwierdzi klasę, stanie się efektywniejszy, bardziej pokaże się w europejskich pucharach. Jeśli to zrobi, w przyszłym roku zapraszamy już bez żadnych dopisków z gwiazdką, że to chłopak z rocznika 2008, tylko po prostu jako zawodnika gotowego, żeby się zaprezentować na poziomie kadry seniorów.

Będę rozczarowany, jeżeli do końca przyszłego roku przy jego nazwisku nie znajdzie się przynajmniej 1A, bo oznaczałoby to, że coś po drodze poszło nie tak, że gdzieś się zatrzymał.
Przy tej okazji naszła mnie refleksja, kto jeszcze nadal naprawdę młody (choć już nie z rocznika 2008), ma na tyle duży potencjał, żeby w perspektywie najbliższych kilkunastu miesięcy doświadczyć czegoś podobnego. Zmiana pokoleniowa w reprezentacji jest w trakcie, ten proces trochę potrwa, a gdyby Jan Urban na dłużej był selekcjonerem, można być pewnym, że nie będzie się bał stawiać na młodzież.
Niedawno kolega AbsurDB podał zatrważającą statystykę, w której Polska znajduje się na samym dnie wśród poważnych europejskich reprezentacji jeśli chodzi o debiuty zawodników urodzonych w XXI wieku. Akurat brak powołania dla 17-letniego Pietuszewskiego nie jest symptomem tego problemu, zupełnie nie tędy droga. „Pretensje” trzeba mieć do roczników nieco starszych, w których brakuje postaci potrafiących utrzymać się na powierzchni po nieraz bardzo szybkim wypłynięciu na głębsze wody.
Ktoś jednak musi się przebić, choćby dlatego, że czas biegnie nieubłaganie.
Przyjąłem, że może chodzić o chłopaków nie starszych niż rocznik 2006, czyli na dziś poniżej dwudziestego roku życia. Na tym etapie jeszcze faktycznie nazywanie kogoś takiego „młodym” jest w pełni uprawnione.
No więc, kto?
MARCEL REGUŁA (Zagłębie Lubin, 26.10.2006)
Objawił się ekstraklasowej publiczności w listopadzie 2024, gdy w derbach ze Śląskiem Wrocław najpierw zaliczył asystę, a później strzelił fantastycznego gola przewrotką. Z jednej strony Reguła wtedy zaimponował, a z drugiej od razu człowiek zaczął mieć obawy, czy zaraz nie przepadnie jak kilku innych młodych-zdolnych, którzy w barwach Zagłębia pokazywali się właśnie z WKS-em i z czasem znikali z radarów. Dawid Pakulski chociażby.
Szybko te obawy stały się uzasadnione. Reguła po chwili zniknął z boisk Ekstraklasy. U Leszka Ojrzyńskiego zadebiutował w marcu wejściem w samej końcówce z Koroną Kielce i znów przepadł. Wrócił na cztery ostatnie kolejki poprzedniego sezonu i z konkretów dał dwie asysty.
– Cenię tego zawodnika za charakter i umiejętności, ale niestety miał trochę perypetii pozaboiskowych, tak to nazwijmy, które go przyhamowały. Na szczęście już wrócił, z tymi różnymi problemami dał sobie radę i zobaczymy, co będzie dalej – tłumaczył wtedy Ojrzyński w „Przeglądzie Sportowym”.
– Po tych jesiennych derbach dużo się u niego działo, dopiero ostatnio pokazał się z bardzo dobrej strony w II-ligowej drużynie rezerw i sobie na szansę zapracował – dodał trener tydzień później.
Między wierszami dość łatwo wyczytać, że u młokosa mogły objawić się elementy sodówki. Dobrze, że sobie z tym poradził i można założyć, że ten etap już za nim. Im wcześniej go przeszedł, tym lepiej.

W trwającym sezonie Reguła jest już czołową postacią Zagłębia. Zaczynał jako „dziewiątka”, bo Michalis Kosidis wchodził z ławki, a Leonardo Rochy jeszcze nie było. Później został przesunięty na skrzydło i w obu rolach się sprawdza. Trafił już do siatki GKS-u Katowice i Wisły Płock, asystował z Lechią Gdańsk i Motorem Lublin. Do tego w świetnym stylu dwoma bramkami rozmontował Radomiaka w Pucharze Polski, a w kadrze U-21 z Macedonią Północną popisał się równie piękną akcją i golem jak Pietuszewski.
Reguła gra odważnie i przebojowo, nie zdradza żadnych kompleksów i nawet jeśli nie kończy meczu z konkretem, często napędza ofensywę Miedziowych. Oby się nie zatrzymał, bo na dziś to chyba numer jeden spośród polskich ligowców z rocznika 2006 lub 2007, który może w miarę sprawnie doczekać debiutu w najważniejszej reprezentacji.
MACIEJ KUZIEMKA (Wisła Kraków, 19.03.2006)
Chłopak robi w nowym sezonie furorę w barwach Białej Gwiazdy. Zaczęło się od 2. kolejki i trzech asyst z ŁKS-em, w tym jednej po minięciu kilku rywali. Nie zadowolił się pojedynczym błyskiem, poszedł za ciosem i dziś ma już 3+6 w klasyfikacji kanadyjskiej (po dwunastu występach). Zbiera pozytywne recenzje, prawie zawsze się wyróżnia, choć może nie jest aż tak efektowny w dryblingu jak Pietuszewski.
Niektórzy z rozgrzanymi głowami już dziś domagali się jego powołania przez Jana Urbana. No, przesadzili, delikatnie mówiąc. Kuziemka pokazuje olbrzymi potencjał, nie musiał się zbytnio oswajać z seniorską piłką, ale na razie mówimy wyłącznie o poziomie pierwszoligowym i dwudziestu meczach w koszulce Wisły. To naprawdę spora różnica względem Ekstraklasy, o rywalizacji międzynarodowej nawet nie wspominając.
Również dla dobra Kuziemki Wisła musi w końcu awansować. Potem kilka miesięcy potwierdzenia klasy szczebel wyżej i… wtedy wszystko możliwe. Trzymamy kciuki.

JAN FABERSKI (PEC Zwolle, 22.04.2006)
Od dawna uchodzi za gigantyczny talent i nieprzypadkowo Ajax sięgnął właśnie po niego. Oczekiwania co do jego rozwoju są olbrzymie, a gdy taka postać jak Wesley Sneijder mówi o nim, że może zostać najlepszym polskim piłkarzem w historii, trudno przejść obok tego obojętnie.
Sezon 2024/25 był jego pierwszym w dorosłym futbolu i szczerze mówiąc, szału nie zrobił. Faberski miał komfort regularnej gry w drugoligowych rezerwach Ajaxu. A nie ma chyba w Europie lepszej ligi – spośród tych jakkolwiek poważanych – dla ofensywnych zawodników niż zaplecze Eredivisie. Jeżeli ktoś tam się nie sprawdza z przodu, to prawdopodobnie nie sprawdzi się nigdzie.
Faberski rozegrał wtedy 34 mecze, spędził na boisku ponad 2500 minut. Uzyskał trzy gole i cztery asysty. Biorąc pod uwagę wspomniane uwarunkowania, nie są to nawet liczby średnie. Wielokrotnie oglądałem skróty z jego występów. Bywały mecze, w których wyglądał naprawdę dobrze, ale też dość często zdarzały mu się słabe dni, gdy często próbował, ale niewiele wychodziło, zawodziła decyzyjność.
Z tego względu wypożyczenie do PEC Zwolle jest teraz tak ważne. To już Eredivisie, poważne granie, to może być decydujący sezon, który określi, w którą stronę pójdzie jego kariera. Początki są takie sobie. Faberski przeciwko AZ Alkmaar doczekał się premierowej asysty, ale wynikała ona z tego, że źle przyjął piłkę, z czego skorzystał kolega. Później maczał jeszcze palce przy kolejnym golu swojej drużyny. Nie jest ona zbyt mocna, w ostatnich sześciu kolejkach wywalczyła jeden punkt, ale przynajmniej 19-letni Polak zaczyna grać w podstawowym składzie.
Nie możemy pozwolić sobie na marnowanie takich talentów. Jego próbkę dostaliśmy w piątek w meczu młodzieżówki z Czarnogórą. Faberski po wejściu dryblował z wielką łatwością i co rusz stwarzał zagrożenie. Gorzej, że na koniec nie widział partnerów. Nadal wierzę, że okrzepnie i już w przyszłym roku zaczniemy go na poważnie rozważać jako kandydata do reprezentacji seniorów. Oby nie poszedł w ślady Mateusza Musiałowskiego, oby nie utknął na ławce jak Karol Borys w Mariborze.

FLIP RÓZGA (Sturm Graz, 07.08.2006)
Latem Cracovię słusznie chwalono za sprowadzanie wielu ciekawych i względnie młodych zawodników. Jedyny minus tej transformacji to wypchnięcie z klubu młodych Polaków jak Fabian Bzdyl czy właśnie Filip Rózga. Pasy zarobiły na nim ok. 2 mln euro, więc całkiem nieźle, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że jeszcze można było poczekać ze sprzedażą.
Inna sprawa, że jednak Rózga nie trafił byle gdzie, bo do aktualnego mistrza Austrii. Nawet jeśli Red Bull Salzburg zaczyna wyraźnie spuszczać z tonu, sam fakt jego wyprzedzenia drugi raz z rzędu ma swoją wymowę.
I w przeciwieństwie do chociażby Dominika Sarapaty w Kopenhadze, Rózga od razu był stałym elementem rotacji w nowym klubie. W czterech meczach austriackiej ekstraklasy uzbierał 100 minut. W krajowym pucharze zagrał w obu meczach i strzelił premierowego gola. Do tego pół godziny z Bodo/Glimt w eliminacjach Champions League i 45 minut w fazie ligowej Ligi Europy z FC Midtjylland.

Po spotkaniu z Duńczykami podkreślano, że wyszedł jego brak doświadczenia i zauważono, że mało udzielał się w trzeciej tercji. Nieco wcześniej jednak chwalił go dyrektor sportowy Michael Parensen. – Dobrze odbiera piłkę i napędza akcje. Dzięki swojej intensywności, szybkości i lewej nodze może nam pomóc stworzyć zagrożenie. Ustanowił wynik 2:0 zaskakującym odbiorem. A my potrzebujemy elementu zaskoczenia. Filip rozwija się dzięki pewności siebie, więc potrzebuje meczów – mówił po jego błysku w Pucharze Austrii.
Tym bardziej szkoda, że pod koniec września doznał kontuzji, przez którą ominął już cztery mecze Sturmu i przegapił październikowe zgrupowanie kadry U-21.
Rózga zdaje się być bardziej surowy piłkarsko niż wymienieni wyżej, ale ma wyraźne atuty dotyczące fizyczności, zadziorności i boiskowej pewności siebie, a na nich też można zajechać daleko.
JAKUB KRZYŻANOWSKI (19.01.2006)
Kolejne odkrycie z Wisły Kraków za ostatnie miesiące. Już wcześniej Krzyżanowski nie był postacią zupełnie anonimową, przed pójściem na wypożyczenie do Torino rozegrał 19 meczów w I lidze, ale dopiero teraz pokazuje, że jego sufit znajduje się naprawdę wysoko. Co nie znaczy, że już miałby dostać powołanie, co niedawno na portalu X zasugerował Łukasz Pawlik z Goal.pl, siłą rzeczy wywołując gorącą dyskusję.
Spokojnie. Niech Krzyżanowski sobie dojrzewa, wejdzie z Wisłą Kraków do Ekstraklasy, tam również się wyróżni i kto wie, czy już za rok w październiku czy listopadzie nie dojdzie do spełnienia marzeń. To i tak byłby szybki ciąg zdarzeń.
Co jak co, ale na lewej obronie wybór mamy wyjątkowo ograniczony. Jan Urban nie powołał na trwające zgrupowanie żadnego typowego zawodnika z tej pozycji. Na lewym wahadle z Nową Zelandią pod nieobecność kontuzjowanego Nicoli Zalewskiego pokazał się Michał Skóraś, a w systemie czwórkowym po lewej stronie może biegać Jakub Kiwior. Tak trzeba kombinować. Może niedługo już nie będzie takiej konieczności.
***
Sam jestem ciekaw, jak się ten tekst zestarzeje. A wy – w jakim zawodniku z tego przedziału wiekowego pokładacie największe nadzieje?
CZYTAJ WIĘCEJ PO MECZU LITWA – POLSKA:
- Trela: Przewaga indywidualności. Mecz z Litwą wygrany dziesięcioma pojedynkami
- Szymański rządził, tylko dwie oceny poniżej 5 [NOTY POLAKÓW]
- Piach w sparingu, koncert z Litwą. Sebastian Szymański z najlepszym meczem w kadrze?
- Graliśmy u siebie. Polscy fani zdominowali Litwinów
- Transparent, śpiewy. Polscy kibice demolują Donalda Tuska
Fot. Newspix