Reklama

Z Nową Zelandią wygrała nawet kadra Zbigniewa Bońka

Paweł Paczul

09 października 2025, 11:21 • 4 min czytania 16 komentarzy

Długo nie graliśmy z Nową Zelandią, ostatni raz w 2002 roku, gdy selekcjonerem był Zbigniew Boniek i okazał się to jeden z dwóch rywali, którego kadra pod wodza Bońka ograła (bo jeszcze San Marino!). Niestety nie miało to wielkiego znaczenia, skoro graliśmy towarzysko, a parę dni wcześniej przegraliśmy z – tak, tak – Łotwą.

Z Nową Zelandią wygrała nawet kadra Zbigniewa Bońka

Winę za porażkę biorę na siebie. Muszę powiedzieć, że w najśmielszych przewidywaniach nie myślałem, że ten mecz przegramy. Zdawałem sobie sprawę, że drużyna Łotwy jest drużyną doświadczoną. Mimo wszystko wydawało mi się, że poradzimy sobie z nimi. Tym bardziej że moja ocena była oparta na tym, co widziałem, jak chłopcy trenowali w ciągu tygodnia – mówił Boniek po wstydliwej porażce.

Reklama

Nastroje były fatalne, bo cios od Łotyszy przyszedł już w drugiej kolejce eliminacji. W pierwszej wymęczyliśmy San Marino, ale jednocześnie widzieliśmy, że Szwedzi potknęli się właśnie z Łotyszami, co braliśmy za dobra monetę, sądząc, że dzięki temu będzie można powalczyć o pierwsze miejsce. Tomasz Dawidowski zapowiadał nawet przyjemniejszy mecz dla oka niż ten z San Marino: – Na pewno będzie to inny mecz. Łotwa jest przeciwnikiem przewyższającym umiejętnościami San Marino. Zagra pewnie defensywnie, ale nie będzie się bronić całą drużyną. To powinno nam pomóc w zaprezentowaniu przyjemniejszej dla oka gry.

Niestety wszystko wzięło w łeb i pewnie każdy chciał już pojechać do domu, by zapomnieć o tym wstydzie, tymczasem trzeba było jeszcze zagrać z Nową Zelandią o pietruszkę.

Co więcej – Boniek nie odpuścił kadrowiczom, którzy przegrali z – wydawało się – outsiderem i nieszczególnie zmienił skład w stosunku do tamtego spotkania. Wymyślił tylko cztery roszady: w bramce, gdzie Liberda zmienił Dudka, dalej Głowacki i Kuś zastąpili Żewłakowa i Hajtę, doszedł też Zieńczuk za wspomnianego Dawidowskiego. Tak więc to przegrana większość miała zmazać plamę za wielką porażkę, choć może nie zmazać, tylko ją delikatnie namoczyć.

Polska – Nowa Zelandia. Nudny mecz sprzed lat

Nie był to czas, kiedy mieliśmy ładne stadiony, ale i tak graliśmy w – nazwijmy to – egzotycznym miejscu, bo w Ostrowcu Świętokrzyskim. Według Historii Polskiej Piłki Nożnej reprezentacja wystąpiła tam cztery razy, za każdym razem z niezbyt ekskluzywnym rywalem – poza Nową Zelandią była to Litwa, Estonia i San Marino. Natomiast, co trzeba przyznać, Ostrowiec był naszą twierdzą, bo na cztery mecze wygraliśmy tam cztery.

Niemniej tak jak kryzys miała kadra, tak kryzys miał stadion, bo przed meczem doszło do awarii oświetlenia. – Powiało grozą na 45 minut przed rozpoczęciem meczu. Zgasły jupitery, była awaria zasilania. Pomyśleliśmy sobie w tym momencie o niedawnym spotkaniu Gruzja – Rosja, przerwanym właśnie z powodu awarii światła. Ale na szczęście tu nie ma takiej samej sytuacji. Światła ponownie zaświeciły i mamy nadzieję, że problemów technicznych dzisiaj związanych z oświetleniem nie będzie – mówił na początku transmisji Tomasz Jasina.

Sam mecz… Cóż. Pierwsza połowa wyglądała dramatycznie, męczyliśmy się niemiłosiernie, gdy po pół godzinie gry Kamil Kosowski kopnął dwa metry nad bramką, Jasina nazwał to jedną z najgroźniejszych okazji polskiej kadry. Worek, no woreczek z golami rozwiązał się po przerwie – potrzebowaliśmy do złamania przeciwnika bomby zza pola karnego w wykonaniu Ratajczyka, a w samej końcówce z niepewnej interwencji bramkarza skorzystał Mariusz Kukiełka.

2:0. Triumf.

Ratajczyk mówił po meczu: – Gol na pewno pomógł opanować nerwy. W drugiej części grało nam się znacznie lepiej. Stworzyliśmy wiele sytuacji podbramkowych. Zabrakło tylko skuteczności, by wygrać jeszcze wyżej, ale w tym meczu chodziło przede wszystkim o to, aby zwyciężyć.

A Listkiewicz, wówczas prezes PZPN-u, zwracał uwagę na nerwowość graczy, ale nie myślał o zmianie selekcjonera: – W pierwszej połowie widać było, jak piłkarze są spięci, niektórym nerwy związały nogi, przepiękny gol Ratajczyka spowodował, że zaczęliśmy grać swobodniej i przeprowadziliśmy więcej składnych akcji. Głosy w prasie, domagające się choćby głowy trenera czy też wzywające do rozliczeń, są zdecydowanie przedwczesne. Ta drużyna już za miesiąc z Danią będzie grała lepiej, a na wiosnę pokaże, na co ją naprawdę stać.

Wbrew nadziejom Listkiewicza miesiąc później przegraliśmy z Danią 0:2, Boniek przestał być selekcjonerem, a na wiosnę Janas dopiero składał tę drużynę do kupy – nie pokonaliśmy Węgier, potem przegraliśmy ze Szwecją i niby byliśmy blisko baraży, ale jednak punktów zabrakło.

Oby przyszłość po dzisiejszym meczu z Nową Zelandią była ciekawsza.

CZYTAJ WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:

16 komentarzy

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Piłka nożna

Reklama
Reklama