Reklama

Zaszufladkowany bramkarz. Kamil Grabara powinien być numerem jeden kadry?

Jakub Radomski

08 października 2025, 09:05 • 12 min czytania 45 komentarzy

Niektórzy mówią, że jest konfliktowy albo wręcz toksyczny. Ale czy to prawda? Niekoniecznie. Od osób, które poznały Kamila Grabarę, można usłyszeć, że to inteligentny i pewny siebie gość, który czasami lubi sprowokować. A to nie to samo. Michał Probierz za swojej kadencji ani razu nie powołał go do reprezentacji. Jan Urban od razu zapowiedział, że da mu szansę i tak uczynił. Bardzo możliwe, że Grabara wystąpi w meczu towarzyskim z Nową Zelandią. Coraz więcej osób uważa, że już teraz powinien być poważnie rozpatrywany jako pierwszy bramkarz kadry, a jeden z moich rozmówców chętnie zobaczyłby go w… Barcelonie.

Zaszufladkowany bramkarz. Kamil Grabara powinien być numerem jeden kadry?

Lubi prowokować.

Reklama

Dobrym tego dowodem jest sytuacja ze Stambułu, z 19 września 2023 roku. Kamil Grabara przyleciał do Turcji jako bramkarz FC Kopenhagi na spotkanie Ligi Mistrzów. Udał się na konferencję prasową. Rozmawia z dziennikarzami, jest wyluzowany. Zostaje spytany o fanów Galatasaray. – Słyszałem, że kibice Fenerbahce są lepsi. Powtarza to mój kolega, który tam gra – mówi. Już wtedy jego media społecznościowe zalewają komentarze wściekłych fanów „Galaty”.

Kamil Grabara zmienił słowo „zadupie” na „gówniany mecz”

Następnego dnia Kopenhaga przez wiele minut gra znakomity mecz. Prowadzi 2:0, ale jeden z jej graczy dostaje czerwoną kartkę. W końcówce zawodnicy ze Stambułu strzelają dwa gole i mecz kończy się remisem 2:2. Grabara wrzuca zdjęcie na Instagrama, które podpisuje: „Zasłużyliśmy na trzy punkty na tym zadupiu, ale takie jest życie. Trzeba iść dalej”. W komentarzach znów się dzieje, tylko w większej skali. Najpierw ich dodawanie zostaje zablokowane, a później bramkarz edytuje wpis, zmieniając „shit hole” na „shit game”, czyli „gówniany mecz”.

W 2018 roku młodzieżówka Czesława Michniewicza mierzyła się z Portugalią w barażu o awans na mistrzostwa Europy. U siebie przegrała 0:1, a Tomasza Hajto w „Cafe Futbol” zaczął mówić o różnicy klas i sfochowanych polskich graczach. Kiedy w rewanżu Polacy niespodziewanie triumfowali 3:1 i wywalczyli awans, Grabara napisał na Twitterze do Hajty: „Śpisz?”. A kiedy ten spytał: „Jesteśmy na ty?”, piłkarz odpowiedział mu krótko: „Nie graj szefa”.

Nie boi się mówić tego, co myśli. Również o innych.

Gdy dziewięć miesięcy temu, nie pierwszy raz, był gościem „Foot Trucka”, powiedział, że Scott McKenna to najgorszy piłkarz, z jakim grał. Dziwił się, że po okresie, w którym byli razem w Kopenhadze, Szkot trafił do Las Palmas. Opowiedział sytuację z treningu w Danii, kiedy ćwiczyli rozegranie piłki i McKenna raz, drugi, trzeci, w końcu czwarty zrobił coś po swojemu, w ogóle nie słuchając uwag. Stwierdził, że pokłócili się wtedy i doszło do rękoczynów.

W niedawnym wywiadzie z Mateuszem Święcickim dla Eleven Sports Grabara stwierdził, że sami sobie wykreowaliśmy mit o polskiej szkole bramkarzy i to tylko frazes, bo w czołowym klubie świata jest Wojciech Szczęsny, w takich drużynach występował też Jerzy Dudek, a Artur Boruc, z całym szacunkiem dla niego, był zawodnikiem Celtiku.

Jest pewny siebie. Ma poczucie własnej wartości.

W tym samym wywiadzie Grabara ocenił, że musiałoby mu się coś stać, by nie trafił w przyszłości do czołowego klubu świata. Powiedział też, że byłby skrzywiony, gdyby czuł się gorszy od Łukasza Skorupskiego, Marcina Bułki czy Bartłomieja Drągowskiego. I dodał: – Myślę, że mam genialną etykę pracy.

Po wywalczeniu mistrzostwa Danii przez Kopenhagę, stwierdził, że gdyby nie on, to mogło się nie udać. Znów podzielił ludzi. Część duńskich dziennikarzy nazwała go bezczelnym.

Kamil Grabara z kibicem kadry

Kamil Grabara z kibicem kadry

Nie przekonał go nawet Zbigniew Boniek

Wszystko to sprawia, że Grabara został zaszufladkowany i przypięto mu łatkę człowieka konfliktowego. Ktoś nawet powie – toksycznego. Zwolennicy tej teorii przytoczą pewnie historię z 2017 roku, kiedy Marcin Dorna chciał go powołać na mistrzostwa Europy do lat 21, odbywające się w Polsce. Hierarchia w bramce była jednak jasna: numerem jeden był Jakub Wrąbel, a Grabara miał być trójką. Młody zawodnik odmówił przyjazdu na zgrupowanie i do zmiany zdania nie przekonał go nawet telefon wściekłego Zbigniewa Bońka.

Nie czułem się częścią kadry trenera Dorny nawet w jednym procencie. Tamta drużyna zagrała wiele towarzyskich meczów, na żaden nie zostałem powołany. I nagle przed samym turniejem miałem przyjechać jako trzeci bramkarz. Jeśli trenerowi zależało, to mógł mnie powołać wcześniej, żebym pobył z drużyną – tak Grabara tłumaczył powody tamtej decyzji, cytowany przez „Przegląd Sportowy Onet”.

Czy rzeczywiście jest człowiekiem, z którym ciężko wytrzymać, źle wpływającym na atmosferę? Od osób, które dobrze go znają, można usłyszeć, że to mit. Inteligentny, barwny, pewny siebie – tak. Toksyczny? Gdzie tam. Na pewno jest wyrazistym człowiekiem, szczerym, mówiącym, co myśli. Był taki już w młodym wieku. Ale czy piłkarz, a przede wszystkim bramkarz, czyli ten, który podczas meczu jest osamotniony i stanowi „ostatnią instancję”, żeby wiele osiągnąć, nie powinien być wręcz inny niż wszyscy? Historia piłki nożnej często skłania do takiego wniosku.

Mieliśmy różnice zdań, ożywione dyskusje, ale w życiu nie nazwałbym Kamila człowiekiem konfliktowym – mówi w rozmowie z Weszło Ireneusz Psykała, który w Ruchu Chorzów jako trener pracuje od 1992 roku, a z Grabarą pracował przez prawie dwa sezony, głównie w Centralnej Lidze Juniorów.

Słyszał, że musi sam siebie cenić

W lipcu 2016 roku Grabara udzielił wywiadu serwisowi Rudaslaska.com.pl. Był po sześciu miesiącach od transferu do Liverpoolu. Opowiadał o Wawelu Wirek, swoim pierwszym klubie. – Miałem dużo szczęścia, bo trafiłem tam w ręce znakomitych trenerów: Jana Gosławskiego i trenera bramkarzy Marka Pietrka. Zawdzięczam im bardzo, bardzo wiele – stwierdził.

Kamil Grabara na Pucharze Syrenki, 2015 rok

Kamil Grabara na Pucharze Syrenki, 2015 rok

Gosławski już niestety nie żyje, a Pietrek chętnie dzieli się z Weszło wspomnieniami z pracy z Kamilem. W Wawelu szkolił go przez pięć, sześć lat. Później prowadził młodego Grabarę w Stadionie Śląskim, przez półtora roku. – Pierwsze skojarzenie z Kamilem to niesamowita pracowitość. Wiedział, czego chce. Wiele razy się ze mną nie zgadzał, ale gdy pokazywałem mu, dlaczego coś uważam, mówił najczęściej: „Ok, trener ma jednak rację”. Był bardzo dojrzały jak na swój wiek. Zawsze wyrażał swoją opinię. Gdy dziś czasami czytam jego wypowiedzi, łapię się na myśli, że miałem pewnie, może niewielki, ale jednak wpływ na jego osobowość. Pamiętam, że często mu powtarzałem: „Jeżeli robisz coś dobrze, musisz sam siebie cenić. Rywal do miejsca w składzie nie będzie cię cenić. Inni ludzie też mogą nie cenić. Ale ty masz na to wpływ”. Wpajałem mu to, a on od pewnego czasu ma właśnie taką mentalność – opowiada Pietrek.

Łukasz Olkowicz w tekście poświęconym Grabarze wspomina historię z dzieciństwa bramkarza, którą ten miał długo w głowie. Kamil ledwo zaczął treningi, miał siedem lat. Jego zespół grał przeciwko Gwieździe Ruda Śląska. Mały Grabara zaczął na ławce, ale przy stanie 0:1 musiał zastąpić pierwszego bramkarza. Na boisku różnica klas, przeciwnicy byli dużo silniejsi. Wszedł i, chociaż obronił sporo strzałów, puścił też 10 goli. Po meczu jeden z dorosłych oglądających spotkanie miał mu powiedzieć: „Lepiej, abyś nie brał się za bronienie. Z tego nic nie będzie”.

Takie słowa potrafią zdołować. Ale potrafią też dać wielką motywację.

Pietrek: – Miał w sobie charyzmę, tym przewyższał rówieśników. Był liderem na boisku. Pamiętam, że występował na bramce, ale rwał się do wykonywania rzutów wolnych i karnych. Kiedy grał w Stadionie Śląskim i jeździł na kadrę Śląska, wiedziałem, że za długo go nie utrzymamy. Stadion Ślaski to zespół, który szkoli i sprzedaje. Zgłosił się Ruch Chorzów, a Kamil do dzisiaj ma niebieską krew. Jego tata to kibic Ruchu, zabierał go w dzieciństwie na mecze. Wiedziałem, że tam pójdzie. Ale już wtedy wiedziałem też, że powinien zostać bramkarzem naprawdę wielkiego formatu.

Chciały go kluby z Manchesteru. Wybrał Liverpool

Psykała pamięta moment, gdy Grabara trafił do Ruchu. W Centralnej Lidze Juniorów występował ze starszymi, ale od początku się wyróżniał. – Szybko zauważyłem, że jest bardzo inteligentnym człowiekiem. Ta jego inteligencja przekładała się na poczynania na boisku, zresztą jest tak do dzisiaj. Miał swoje zdanie, był wyrazisty, ale nie mylmy tego z jakąś konfliktowością. Był analityczny, wiele rzeczy potrafił trafnie ocenić po swojemu. Naprawdę dobrze grał nogami. No i te rzuty karne. Kiedy na koniec treningu organizowaliśmy serie jedenastek, często bronił dwa strzały albo nawet więcej. To bramkarz, który mentalnie jest na bardzo wysokim poziomie, a to ma w dzisiejszej piłce ogromne znaczenie – wymienia Psykała, który w Ruchu prowadzi dziś drużynę rezerw.

Grabara w meczu rezerw Ruchu z Rekordem Bielsko-Biała

Grabara w meczu rezerw Ruchu z Rekordem Bielsko-Biała

Szkoleniowiec, który przez większość życia jest związany z Ruchem (był też jego piłkarzem) nie ukrywa, że zdarzały się trudniejsze sytuacje. – Był moment, gdy Kamilem zaczęły interesować się zagraniczne kluby, a jednocześnie był trochę bliżej pierwszej drużyny Ruchu. Miałem wtedy wrażenie, że jest trochę pod wpływem menadżerów i wyjazd na mecz junorów nie był dla niego tak bardzo istotny. Może czuł, że to się wiązało z pewnym ryzykiem odniesienia kontuzji, która mogłaby pokrzyżować plany? Mieliśmy wtedy kilka rozmów, ale udawało się znaleźć rozwiązanie – wspomina Psykała.

Kamila widział u siebie Manchester United, podobnie Manchester City, on jednak postawił na Liverpool. Psykała: – Z jednej strony czułem, że to dla niego właściwe rozwiązanie. Ruch miał w tamtym momencie dobrych bramkarzy i Grabara niekoniecznie zacząłby szybko grać w seniorskim zespole. A tu zgłasza się wielka firma. Trzeba iść. Choć z drugiej strony można było mieć wątpliwości, czy Kamil tam sobie poradzi. Pamiętamy Przemka Bargiela, który w bardzo młodym wieku wyjechał do Włoch i niekoniecznie mu się ta przygoda udała.

„Nie gra na miarę swojego potencjału”

Bargiel wyjechał z Ruchu do Milanu jako 17-latek. Italii nie podbił. Dziś jest zawodnikiem Lechii Zielona Góra. Grabara występował w juniorskich i młodzieżowych zespołach Liverpoolu. Był dwukrotnie wypożyczany do duńskiego Aarhus, w końcu latem 2021 roku wykupiła go FC Kopenhaga, z którą dwa razy wywalczył mistrzostwo Danii i raz krajowy puchar. To w tym klubie rozegrał 12 spotkań w Lidze Mistrzów, mierząc się czterokrotnie z Manchesterem City, dwa razy z Bayernem i dwukrotnie z Manchesterem United. Los sprawił, że połowa jego spotkań w Champions League to mecze z drużynami, do których mógł trafić jako nastolatek.

Był moment, gdy poważnie myśleli o nim działacze Juventusu. W „Foot Trucku” wspominał telefon od Wojciecha Szczęsnego, który przekazał mu, że wszyscy w klubie z Turynu o niego pytają. Grabara w hipotetycznym planie działaczy miał ogrywać się przy Szczęsnym, a docelowo go zastąpić. Ale do transferu nie doszło. Przenosiny do Wolfsburga (latem ubiegłego roku) to dla niego kolejny krok na wyższy piłkarski poziom. Bardzo możliwe, że nie ostatni.

Uważam, że Grabara ma swój sufit najwyżej ze wszystkich polskich bramkarzy. Jednak w ostatnim czasie nie gra na miarę swojego bardzo dużego potencjału. Nie zawala goli seryjnie, ale też nie uważam, by grał ponad stan, by bronił w sytuacjach niemożliwych do obrony, a tego oczekuje od bramkarza o takim potencjale. Według statystyk to teraz taki średniak wśród bramkarzy Bundesligi. Pod względem średniej noty w „Kickerze” zajmuje 11. miejsce – mówi w rozmowie z Weszło Tomasz Urban, komentator i ekspert Eleven Sports.

I dodaje: – Gdy spojrzymy na różnicę między golami oczekiwanymi a wpuszczonymi, wychodzi praktycznie na zero. Co ma puścić, to puszcza, a co ma wybronić, to wybrania. Grabarze na pewno nie jest łatwo, bo występuje w zespole, który w tym sezonie jest beznadziejny, więc nasz bramkarz czasami jest zostawiany sam sobie. Jego stagnacja bierze się według mnie z niemocy całej drużyny w obronie. Ale to ciągle materiał na bramkarza, który może grać w najlepszych klubach świata.

Kamil Grabara w Wolfsburgu

Kamil Grabara w Wolfsburgu

Urban dodaje, że pod względem umiejętności i potencjału Polak przypomina mu trochę Gregora Kobela, bramkarza Borussii Dortmund. – Obaj są sprawni na linii. Są podobnej budowy i mają świetny refleks – tłumaczy.

Czy Kamil Grabara już powinien zastąpić Łukasza Skorupskiego?

Grabara ma do tej pory tylko jeden rozegrany mecz w dorosłej reprezentacji. To spotkanie z Walią w Lidze Narodów z czerwca 2022 roku, wygrane 2:1 za kadencji Czesława Michniewicza. Debiutować w seniorskiej kadrze miał już w marcu tamtego roku. Przed meczem towarzyskim ze Szkocją (1:1) Michniewicz zapowiedział mu, że na niego postawi, ale okazało się, że… nie ma dla niego koszulki. Kilka dni później Polacy pokonali 2:0 Szwecję na Stadionie Śląskim i awansowali na mundial w Katarze.

Za kadencji Michała Probierza w ogóle nie dostawał powołań, choć, jak ujawnił w „Foot Trucku”, trener bramkarzy ówczesnej reprezentacji, Andrzej Dawidziuk, odwiedził go i powiedział mu, że każdy z golkiperów dostanie szansę. Dostawali rzeczywiście, tylko nie on. Jan Urban już na początku swojej kadencji wyraźnie sygnalizował, że da szansę Grabarze. Powołał go, a mecz towarzyski z Nową Zelandią wydaje się idealnym momentem na drugi mecz bramkarza Wolfsburga w narodowych barwach.

Coraz więcej osób uważa, że to Grabara powinien być już teraz numerem jeden w reprezentacji Polski. Tym bardziej, że Skorupski popełnił fatalny błąd w wyjazdowym spotkaniu z Finlandią (1:2), a bramka dla Holendrów (1:1) w Rotterdamie też w pewnej części idzie na jego konto.

Urban: – Nie miałbym żadnego problemu, gdyby Urban postawił na Grabarę, ale myślę, że mamy w tej chwili zdrową hierarchię w bramce. Skorupski miał potknięcia, nie da się ukryć, ale generalnie uważam, że zasłużył, by na razie ciągle być numerem jeden. Nie widzę powodów, dla których można by to teraz zaburzać. Jednocześnie cieszę się, że Kamil jest na kadrze, bo to człowiek, który może przejąć pałeczkę od Skorupskiego. Z pozostałych kandydatów ma największe możliwości.

Kamil Grabara w reprezentacji Polski

Kamil Grabara w reprezentacji Polski

Marek Pietrek może się wypowiedzieć na temat bramkarzy reprezentacji Polski, bo z Grabarą pracował długo, a w Stadionie Śląskim trenował też Bartosza Mrozka. Skorupski to natomiast jego sąsiad, mieszkał niedaleko Rudy Śląskiej i szkoleniowiec często widział go w akcji. – Mam wrażenie, że bramkarze grający na zachodzie są mentalnie trochę mocniejsi. Wydaje mi się, że obecnie trwa rywalizacja o miano pierwszego bramkarza kadry między Łukaszem a Kamilem. Szczerze? Obaj zasługują na granie. Nie musimy się martwić o tę pozycję. Ktokolwiek stanie między słupkami, będziemy zadowoleni – ocenia.

„Jak dobrze, gdyby Barcelona miała takiego bramkarza”

Psykała natomiast widzi dużo argumentów przemawiających za Grabarą. – To niebywale wszechstronny bramkarz. Każdy element ma opanowany na przynajmniej niezłym poziomie. Jego wielkim kapitałem jest mentalność. Gdy oglądam mecze Kamila, widzę człowieka opanowanego, który w stresowych sytuacjach daje sobie radę. Jestem pewien, że, gdyby dostał od Urbana wielką szansę, to sobie po prostu poradzi. Tak się składa, że w sercu mam przede wszystkim Ruch Chorzów, ale jestem też wielkim kibicem Barcelony. Ostatnio pomyślałem sobie, patrząc na grę Kamila: „Jak dobrze byłoby, gdyby w Katalonii mieli w przyszłości takiego bramkarza” – mówi w rozmowie z Weszło.

Grabara jako 17-latek, we wspominanym już wywiadzie dla serwisu z Rudy Śląskiej powiedział: – Jestem zawodnikiem Liverpoolu. Kolejne marzenie to debiut w seniorskiej drużynie. Następnie – FC Barcelona.

W dorosłej drużynie Liverpoolu nie zadebiutował. A co do Barcelony – kiedyś powiedział, że Szczęsny jest dla niego niekwestionowanym numerem jeden w bramce reprezentacji i w takim układzie to, kto jest „trójką”, nie ma większego znaczenia. Sporo mediów uprościło ten przekaz, nawet go przeinaczyło, sugerując, że Grabara nie chce być bramkarzem numer trzy w kadrze. A zawodnikowi Wolfsburga zupełnie nie o to chodziło.

W Juventusie następcą Szczęsnego nie został. Gdyby udało mu się to w Barcelonie, byłaby to na pewno piękna historia.

JAKUB RADOMSKI

WIĘCEJ NA WESZŁO EXTRA:

Fot. Newspix.pl

45 komentarzy

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Piłka nożna

Reklama
Reklama