Reklama

Jedenastka Polaków na poziomie Nowej Zelandii

AbsurDB

Autor:AbsurDB

08 października 2025, 19:23 • 10 min czytania 5 komentarzy

Mecz z egzotyczną reprezentacją z antypodów, choć towarzyski, jest świetną okazją do tego, by zapoznać się z klasą piłkarzy rywali kadry Jana Urbana. Kontynuujemy naszą zabawę w tworzenie jedenastki Polaków na poziomie piłkarzy pierwszego składu naszych przeciwników. 

Jedenastka Polaków na poziomie Nowej Zelandii

Znaczna część graczy Nowej Zelandii to zawodnicy, którzy mieliby problem z załapaniem się do polskiej kadry B, gdyby takowa istniała. Jednak na szpicy straszy napastnik, który odstaje od reszty swoich rodaków chyba bardziej niż kiedykolwiek Lewandowski przeważał nad innymi polskimi piłkarzami.

Reklama

Jedenastka Polaków na poziomie pierwszego składu reprezentacji Polski

Zasady konstrukcji zespołu odpowiedników naszych dzisiejszych przeciwników są takie same, jak w poprzednich edycjach tej zabawy:

Szukając krajowych „sobowtórów” naszych rywali, kieruję się w pierwszej kolejności oczywiście pozycją na boisku, a poza tym przede wszystkim tym, w jak mocnym klubie i w jakim wymiarze czasowym grają na co dzień w lidze.

Gdy pojawiało się kilku kandydatów, kierowałem się także wyceną graczy na portalu Transfermarkt oraz ich wiekiem, aby w miarę możliwości odpowiednikiem trzydziestotrzylatka nie był nastolatek i odwrotnie. Ponadto, w razie wątpliwości, decydujące znaczenie ma jakiś związek polskiego kandydata z reprezentacją.

Największym wyzwaniem przy tak odległych od nas, nie tylko geograficznie przeciwnikach, było przewidzenie ich składu. Z pewnością nie trafię w stu procentach, bo nie jestem szefem banku informacji kadry, ale postawiłem na taki zestaw: Paulsen – de Vries, Bindon, Surman, Payne – Singh, Stamenic, Bell – Old, McCowatt – Wood. Nawet dla pasjonatów piłki jest to zestaw: dziesięciu anonimów i wielka gwiazda. Ale zaraz poznacie ich wszystkich!

 

Tak wygląda mój wybór polskich odpowiedników powyższej jedenastki, a poniżej jego uzasadnienie.

 

Bramkarz

Zaczynamy od bramkarza. Na tej pozycji zastaliśmy dobrego znajomego – Alexa Paulsena z Lechii. Gdański klub wypożyczył go pod koniec sierpnia z Bournemouth. Przyczyną była kontuzja Bohdana Sarnawskiego oraz to, że Szymon Weirauch przeplatał występy dobre (z Lechem i Cracovią) z przeciętnymi (sześć goli wpuszczonych z Zagłębiem).

Klub twierdził, że Nowozelandczyk:

„Uchodzi za jednego z najlepszych bramkarzy do lat 24 na świecie – klasyfikowany jest na 7. miejscu wśród zawodników U24 w 50 analizowanych ligach”

No cóż, okazało się, że może nie jest najlepszy na świecie, ale zaprezentował bardzo solidny poziom. Znajdźmy zatem około dwudziestotrzyletniego polskiego bramkarza wycenianego na nieco poniżej miliona euro i grającego w klubie zbliżonym do Lechii.

Albert Posiadała to zawodnik lepszego od gdańszczan Samsunsporu, o czym mogliśmy się niedawno przekonać, a w dodatku nie występuje tam w pierwszym składzie. Oliwier Zych nie gra w Rakowie. Wchodzą w grę Xavier Dziekoński z Korony i Marcel Lubik z Górnika, ale obaj muszą obejść się smakiem. Nie mogę nie postawić na Szymona Weiraucha. Kto inny będzie bardziej zbliżony do Paulsena niż gracz, który tak jak on rozegrał dokładnie pięć spotkań w Lechii?

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że Nowozelandczyk wygryzł ze składu Polaka i wypada lepiej od niego. Choć z not, jakie przyznajemy na Weszlo, wcale nie widać przepaści między nimi – pierwszy ma średnią 5,0, a drugi 4,6. Zdecydowała jednak konieczność utrzymania nowej świeckiej tradycji, która pojawiła się w jedenastkach polskich odpowiedników składu Litwy, Malty oraz Finlandii. Otóż skoro w każdej z nich musiał pojawić się zawodnik urodzony w Wałbrzychu (Miłosz Trojak, Szymon Włodarczyk), to tym razem nie może zabraknąć miejsca dla Szymona Weiraucha, który także przyszedł na świat w tym mieście.

Środkowi obrońcy

Na stoperze powinni wystąpić Tyler Bindon i Finn Surman, a w grę wchodzi też Michael Boxall z Minnesoty. Tyler Bindon został w lutym kupiony przez Nottingham. Nie doczekał jednak występu u boku gwiazdy All Whites – Chrisa Wooda. Został bowiem od razu wypożyczony do Reading, a latem przeszedł latem do Sheffield United, zagrał w czterech pierwszych przegranych meczach, po czym wyleciał ze składu po zmianie trenera. Brzmi jak historia życia typowego polskiego piłkarza z kiepskim agentem. Drużyna wciąż gra katastrofalnie – zdobyła tylko trzy punkty.

Tyler Bindon w barwach All Whites

Trzeba jednak zaznaczyć, że wszyscy pozostali kandydaci do pierwszego składu Nowej Zelandii poza Benem Oldem z Saint Etienne, grają bardzo regularnie w swoich klubach. Czasami są to drużyny dość przeciętne, ale przynajmniej regularnie wychodzą na boisko w przeciwieństwie do Jana Ziółkowskiego i Piotra Zielińskiego w Serie A.

Bindon nie jest jedynym Nowozelandczykiem, który skusił się na transfer do Nottingham, by nie zagrać tam ani jednego meczu. Na to samo zdecydował się rok temu Marko Stamenić i od razu został wypożyczony do Olympiakosu, by w sierpniu przejść do Chelsea. Nie wiem, czy zawodnicy z antypodów są mamieni hasłem: „choć do Nottingham, zagrasz z Chrisem Woodem”, ale jeżeli tak, to taka metoda działa idealnie.

Wracając do środka obrony. W Championship, tak jak Bindon grają Krystian Bielik i Michał Helik. Pierwszy to znacznie wyższa półka. Drugi gra w Oxfordzie, który sąsiaduje na dnie tabeli z Sheffield United. Pasowałby, jednak jest aż o dekadę starszy od Nowozelandczyka.

Pod tym względem zdecydowanie bliżej mu do Ariela Mosóra, który gra nieco mniej od Bindona, ale w mocniejszym Rakowie. Zadecydowały koneksje rodzinne. Matką obrońcy All Whites jest Jenny Bindon – wielokrotna reprezentantka kraju w piłce nożnej. Zatem były piłkarz Ruchu i Legii Piotr Mosór może być dumny z syna. Ariel otrzymuje bowiem powołanie do naszej jedenastki.

Finn Surman jest podstawowym obrońcą Portland Timbers w lidze MLS. Niestety nie mamy w tych rozgrywkach polskiego stopera. Ranking Opta dość krytycznie ocenia poziom tamtejszych zespołów, a klub środka tabeli z Portland klasyfikuje na równi z Koroną Kielce. W tym właśnie klubie w ostatnim czasie przebojem do podstawowego składu wskoczył Bartłomiej Smolarczyk, który jest rówieśnikiem Nowozelandczyka i wyceniany jest na zbliżonym poziomie. Trafia zatem także do naszej jedenastki dzięki dobrym występom w Ekstraklasie.

Boczni obrońcy

Zaczynami wkraczać w prawdziwą egzotykę, na jaką wszyscy czekają. Obaj boczni obrońcy – Francis de Vries i Tim Payne – grają w klubach nowozelandzkich.

Są to odpowiednio: Auckland FC i Wellington Phoenix. Dla nich liga zacznie się dopiero w połowie października. Występują w rozgrywkach A-League, w których mierzą się z dziesięcioma zespołami z Australii. Oba kluby wzięły też udział w Pucharze Australii, z którego oba odpadły po porażce z Heidelberg United, czyli półprofesjonalnym klubem z ligi stanowej.

Opta twierdzi, że są to kluby na poziomie Śląska Wrocław i Wieczystej Kraków, czyli czołówki naszej 1. ligi. Obaj boczni obrońcy są koło trzydziestki, a według Transfermarktu warci są łącznie milion euro. I znajdź tu teraz dwóch takich polskich gagatków!

Porównać do nich Pawła Wszołka? To byłoby niesprawiedliwe. Bardzo chciałbym wybrać Bartosza Bereszyńskiego, ale Palermo to zdecydowanie wyższa półka. Po lewej stronie zdecydowałem się postawić na Arkadiusza Recę, głównie z braku innych kandydatów. Oczywiście gra w znacznie lepszym zespole od Nowozelandczyka, ale potraktujmy powołanie jako swego rodzaju karę za katastrofalny występ przeciwko Górnikowi:

 

Na prawej stronie docenić muszę Jana Grzesika. Co prawda dwa miesiące temu na pytanie Przemysława Michalaka odpowiadał: „Reprezentacja? To się na 99 procent nie wydarzy”, ale dziś musi zweryfikować swoje słowa. Trzydziestoletni prawy obrońca wart około pół miliona euro? Nie ma lepszego i to mimo tego, że Radomiak póki co jest daleko od 1. ligi.

Defensywny pomocnik

Przechodzimy do środka pola. Tu wita nas całkiem sensowny i wyceniany na dwa miliony euro defensywny pomocnik Joe Bell. Od pięciu lat gra w Europie – najpierw w Vikingu Stavanger, potem w Brondby, by teraz powrócić do ligi norweskiej. Dziś jest niespodziewanie liderem tabeli, a do końca sezonu pozostało mu jedynie sześć spotkań.

Viking to ekipa na poziomie ścisłej czołówki Ekstraklasy. Pasowaliby tu Oskar Repka i Karol Struski, ale grają znacznie mniej od Bella. Pozostaje nam zatem Damian Szymański, który jest jednak aż o cztery lata starszy. Muszę zatem szukać wśród bardziej klasycznych środkowych pomocników i z pary Łukasz Łakomy – Jakub Piotrowski decyduję się na tego drugiego. Joe Bell miałby szanse na to, by czasem załapać się na zgrupowanie, gdyby był Polakiem. Oprócz niego mógłby o tym myśleć tylko jeden Nowozelandczyk, ale o nim na końcu.

Środkowi pomocnicy

Środkowym pomocnikiem naszych rywali jest wspomniany już Marko Stamenic. Pochodzi z rodziny… serbsko-samoańskiej i prawdopodobnie jest jedynym piłkarzem o takim dokładnie miksie etnicznym. W barwach Kopenhagi i Crvenej Zvezdy ma na koncie grę nawet w Lidze Mistrzów. Obecnie jest podporą Swansea.

Dwudziestotrzyletni środkowy pomocnik wart około trzech milionów? Tu wybór nie jest zbyt wielki i do drużyny trafia Łukasz Łakomy z Leuven.

Od prawej: Łukasz Łakomy i Jakub Piotrowski w meczu Zagłębie-Ludogorec

Ofensywnym pomocnikiem jest Sarpreet Singh. Ten piłkarz indyjskiego pochodzenia pięć lat temu zaliczył nawet jeden występ w podstawowym składzie… Bayernu u boku Roberta Lewandowskiego.

Latem przeszedł do Backiej Topoli, która jednak okres świetności zaczyna mieć chyba już za sobą, a dwumecz z Jagiellonią może okazać się jej ostatnim europejskim występem w historii. Opta ocenia, że klub ten miałby problemy z utrzymaniem się w Ekstraklasie. W dodatku Sarpreet wyceniani jest na śmieszną kwotę trzystu tysięcy euro. Pod tym względem bardzo zbliżony do Singha jest Kamil Antonik z Miedzi Legnica.

Skrzydłowi

Z lewej strony wystąpić powinien Callum McCowatt. Choć w Silkeborgu gra jako ofensywny pomocnik, to w kadrze często biega na skrzydle. Nie ma zatem mowy, by jego odpowiednikiem był ktoś inny niż Sebastian Kowalczyk z Houston Dynamo.

Na drugim skrzydle zagrałby Eli Just, ale złapał kontuzję. W tej sytuacji obstawiam, że zastąpi go Ben Old z Saint Etienne. W przeciwieństwie do prawie wszystkich swoich kolegów, nie gra w klubie regularnie w Ligue 2. Jan Faberski jest zbyt młody, by porównać go do dwudziestotrzylatka. Kacper Sezonienko gra w Lechii zbyt… dużo. Zdecydowałem się wobec tego na Filipa Szymczaka z Charleroi.

Napastnik

Patrząc na dotychczasowy skład jedenastki polskich odpowiedników naszych rywali można się zastanawiać, czy wygramy z nimi w czwartek 5:0 czy też wyżej. Duże wątpliwości musi budzić też to, czy rzeczywiście jest za wcześnie, by Oskar Pietuszewski mierzył się rywalami takiej klasy. Wydaje się, że z mocniejszymi przeciwnikami mierzył się nie tylko w Lidze Konferencji, ale nawet w Ekstraklasie.

Niestety, został jeszcze napastnik. I tu możemy poczuć się jak wielu rywali Polski, którzy w minionych latach do meczów z nami podchodzili z nastawieniem: „No, Lewy coś tam gra, ale reszta to ogórki”.

Chris Wood. Najdroższy piłkarz Oceanii. 86 meczów w kadrze, prawie pół setki goli (najwięcej w historii), 270 meczów w Premier League i 91 bramek tamże. Każdy z nas może sobie odpowiedzieć na pytanie, kto byłby jego polskim odpowiednikiem? Ja rozumiem, że Wood to nie Lewy. Jednak nikt nie przekona mnie, żeby wstawić w jego miejsce Krzysztofa Piątka, Adama Buksę albo Karola Świderskiego. Szczególnie, że przy 33-letnim Woodzie ci ostatni są młodzieniaszkami.

Jedyny Lewandowski, który zagrał z Nową Zelandią to Mariusz w 2002 roku

Rozumiem, że Nottingham bardzo kiepsko rozpoczęło sezon, ale to wciąż jeden z ośmiu najwyżej wycenianych klubów w Anglii. Gdzie mu tam do Panathinaikosu, Udinese, a szczególnie do Al-Duhail Piątka. Przede wszystkim jednak chodzi o status piłkarza w ojczyźnie. Wood jest legendą, którą po prostu można porównać jedynie do Roberta Lewandowskiego. Po 2017 roku nagrodę futbolisty roku stracił tylko na rzecz Katie Bowen, czyli… piłkarki Interu regularnie grającej z kadrą narodową w finałach wielkich turniejów.

Chris Wood grał przecież na mistrzostwach jeszcze w 2010 roku, a teraz doprowadził swoją ojczyznę do kolejnego awansu. Mamy nadzieję, że w jego ślady pójdzie Robert, ale najpierw Wooda muszą powstrzymać Bednarek i Kiwior.

Jeśli oni dostali się na mundial, to może i my damy radę?

Z tak nierównym rywalem chyba w ostatnim czasie nie graliśmy. Mamy tu zawodników na poziomie przeciętnych klubów Ekstraklasy (i to spoza pierwszego składu), a nawet pierwszej ligi. Poza Woodem chyba tylko defensywny pomocnik ocierałby się czasem o grę w polskiej reprezentacji. Środkowy napastnik odstaje jednak niesamowicie pod względem klasy i osiąganych liczb. Skoro jednak taki zestaw wywalczył awans na mundial, to może i my damy radę? Wbrew pozorom, mecz z Nową Zelandią może mieć w tym kontekście znaczenie.

Niestety, w fazie grupowej możemy się tam spotkać z All Whites tylko jeśli awansujemy z pierwszego miejsca w grupie. Wygrywając baraże, będziemy wraz z nimi w czwartym koszyku – a szkoda.

CZYTAJ NA WESZŁO POPRZEDNIE EDYCJE NASZEJ ZABAWY:

Fot. Newspix.pl

5 komentarzy

Kocha sport, a w nim uwielbia wyliczenia, statystki, rankingi bieżące i historyczne, którymi się nałogowo zajmuje. Kibic Górnika Wałbrzych.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Piłka nożna

Reklama
Reklama