Przez ostatnie trzy lata Legia wygrała… trzy mecze ligowe z drużynami zajmującymi miejsce w czołowej piątce Ekstraklasy. Dobrze, że nie ma już podziału na grupę mistrzowską, bo warszawiacy mogliby mieć w niej problem z zamknięciem jakiegokolwiek spotkania. W Europie w tym czasie potrafili okazać się lepsi od Aston Villi, Betisu czy Chelsea. Czy zatem to presja mistrzowskiego tytułu paraliżuje piłkarzom Legii nogi?

Legia wygrała przez ostatnie trzy lata tylko trzy spotkania z czołówką
Legia nie dość, że przegrała w niedzielę z Górnikiem, to jeszcze wyglądała fatalnie. Tak podsumował to Kamil Gapiński:
Bezradność Wojskowych była dziś straszliwa. Poza dwoma rezerwowymi i solidnym momentami Juergenem Elitimem w zespole z Warszawy zawiodło dokładnie wszystko. A najbardziej trener, który najpierw zbłaźnił się decyzjami personalnymi w czwartek, a potem w niedzielę nie miał pół pomysłu, jak ograć Michała Gasparika.
Zabrzanie umocnili się na pozycji lidera tabeli, a goście po gambicie Iordanescu, który przejdzie chyba do annałów teorii gier, przegrali rezerwami mecz Ligi Konferencji z Samsunsporem, a także spotkanie ligowe, na które rumuński szkoleniowiec oszczędzał pierwszy skład.
Legia jest już na siódmym miejscu w tabeli i ma siedem punktów straty do lidera. Tym jednak, co powinno martwić jej kibiców w największym stopniu, jest niespotykana wręcz nieporadność w meczach z zespołami, gdy znajdują się one w czubie tabeli.
Iordanescu owszem – wygrał mecze ligowe, ale z rywalami, którzy znajdowali się w jej dole. Z Koroną – gdy nie miała jeszcze na koncie żadnego punktu, z GKS-em, gdy był przedostatni, z Radomiakiem, kiedy zajmował jedenastą lokatę i z Pogonią, gdy była dziesiąta.
Zupełnie na marginesie: także przeciwnicy pokonani przez warszawiaków w pucharach nie imponują w krajowych rozgrywkach: Aktobe traci trzynaście punktów do Kajratu, Banik jest jedenasty w lidze czeskiej, a Hibernian wygrał w tym sezonie w lidze jeden mecz.
Kiedy Legia mierzyła się z zespołem zajmującym przed danym meczem miejsce w pierwszej piątce, to remisowała (z Jagiellonią) lub przegrywała takie spotkania (z Wisłą Płock, Cracovią i Górnikiem). Gdyby to była kwestia tych czterech starć, można by uznać, że to po prostu pech. Problem w tym, że warszawiacy mają z tym problem od lat.
Spójrzmy na spotkania Legii z zespołami zajmującymi wówczas miejsca w pierwszej piątce ligi przez ostatnie trzy lata:
Sezon 2025/26:
Górnik-Legia 3:1
Legia-Jagiellonia 0:0
Cracovia-Legia 2:1
Wisła Płock-Legia 1:0
Sezon 2024/25:
Legia-Lech 0:1
Legia-Jagiellonia 0:1
Legia-Pogoń 0:0
Raków-Legia 3:2
Legia-Cracovia 3:2 (sędzia nie dostrzegł ewidentnej ręki Wszołka w polu karnym w końcówce meczu)
Lech-Legia 5:2
Jagiellonia-Legia 1:1
Legia-Piast 1:2

Sezon 2023/24:
Lech-Legia 1:2 – po dwóch golach samobójczych Kolejorza
Legia-Śląsk 0:0
Raków-Legia 1:1
Jagiellonia-Legia 1:1
Legia-Pogoń 1:1
Legia-Lech 0:0
Śląsk-Legia 4:0
Legia-Raków 1:2
Sezon 2022/23:
Pogoń-Legia 2:1
Warta-Legia 1:0
Legia-Lech 2:2
Legia-Raków 3:1
Legia-Widzew 2:2
Wisła Płock-Legia 2:1
Wrzesień 2024 roku to ostatni miesiąc pełnej gry ligowej, w którym Legia nie straciła punktów z zespołem czołowej piątki. Bo z żadnym z nich wtedy nie grała. Mierzyła się za to wówczas z siódmą Pogonią i ósmym Rakowem. Oba mecze przegrała 0:1…
Legia przez trzy lata wygrała trzy z… dwudziestu sześciu meczów z rywalem zajmującym wówczas miejsce w pierwszej piątce. Przy czym tylko mecz z Rakowem z 2023 roku był pełnym i bezdyskusyjnym zwycięstwem. Spotkanie z Cracovią zwyciężyła 3:2, ale sędzia nie dostrzegł w końcówce ręki Wszołka w polu karnym, a w Poznaniu półtora roku temu zwyciężyła po dwóch golach samobójczych gospodarzy.
Nawet gdyby wszystkie trzy zwycięstwa były zasłużone i wyraźne, to jedna wygrana z klubem czołówki średnio co dwanaście miesięcy, to wynik, który mógłby satysfakcjonować zespół z okolic dwunastego miejsca w tabeli. A nie klub uważający się za największy w Polsce, który po naszym skoku rankingowym powinien co roku grać w eliminacjach Ligi Mistrzów, dzięki miejscu w czołowej dwójce tabeli Ekstraklasy.
Fatalna skuteczność i rewelacyjna celność przeciwników
26 meczów z czołówką, 19 punktów, 28 bramek strzelonych, 40 straconych. To przecież średnia porównywalna do tego, jak punktuje w Ekstraklasie w tym sezonie Nieciecza!
Jak doszło do tak słabych wyników Legii w tym sezonie z wyżej notowanymi w tabeli rywalami? Otóż oddała ona w nich 71 strzałów wobec 24 uderzeń przeciwnika. Osiemnaście z nich było celnych, wobec trzynastu u rywali. Strzeliła dwa gole, a rywale – sześć. Co trzydzieste piąte uderzenie Legii zakończyło się trafieniem. I co czwarte jej przeciwników. To absurdalna dysproporcja.
W tych czterech meczach Kacper Tobiasz nie okazał się być zbawcą Wojskowych, a przede wszystkim – słaby był zestaw ofensywny. Mileta Rajovic, Wahan Biczahczjan, Ermal Krasniqi czy Noah Weisshaupt zbierali za te spotkania recenzje zazwyczaj przeciętne, lub bardzo kiepskie. Warto przypomnieć, że najlepszym strzelcem Legii we wszystkich rozgrywkach w tym sezonie wciąż jest – poważnie kontuzjowany od miesiąca – Jean-Pierre Nsame.
Porównajmy te dane do pozostałych spotkań Legii, w których oddała 101 strzałów zamienionych na jedenaście goli, a dopuściła rywali do 57 uderzeń, z których strzelili oni zaledwie trzy bramki.
Oczekiwana liczba goli w meczach z czołową piątką w tym roku to prawie pięć bramek. Tak wynika z umiejscowienia strzałów, jakie podopieczni Edwarda Iordanescu oddawali w tych spotkaniach, a więc z popularnego xG. W rzeczywistości tylko dwa z nich udało się zamienić na bramki.
Odwrotnie jest w starciach z pozostałymi drużynami. Legia „powinna” strzelić w nich dziewięć goli, a w rzeczywistości zaliczyła jedenaście trafień.
Wyniki „powinny” być odwrotne
Największym kuriozum jest jednak gra obronna. Warszawiacy dopuścili w meczach ze słabszymi drużynami do strzałów o wartości xG na poziomie 6,5, a tylko trzy z nich ich rywale zamienili na gole. Natomiast w spotkaniach z czołówką „powinni” stracić trzy bramki, a tymczasem Tobiasz wyciągał piłkę z siatki sześć razy! Wyniki spotkań nie oddają zatem w pełni przebiegu meczów Legii z niżej i wyżej usytuowanymi w tabeli przeciwnikami.
Oczekiwana liczba bramek w meczach z czołówką to pięć strzelonych przez Legię i trzy stracone, a w rzeczywistości wyniosła ona: dwa gole strzelone i sześć straconych. W pozostałych spotkaniach bilans bramek „powinien” wynieść 9-6, a skończyło się na 11-3.
Paradoksalnie: Legia ma praktycznie identyczny bilans bramek w tabeli Ekstraklasy (13-9), jak wynikałoby to z jej oczekiwanych bramek (14-10). Tyle że patrząc jedynie na sumy nie widzimy szczegółów, takich jak to, że warszawiacy mają dość dużego pecha w meczach z czołówką, a jednocześnie szczęście z pozostałych spotkaniach. Niezbyt mądre powiedzenie mówi, że suma szczęścia musi wyjść na zero, ale akurat w przypadku drużyny Iordanescu w tym sezonie póki co tak właśnie jest. To, co nie wyszło z ekipami z czuba tabeli, udało się w meczach ze słabszymi.

Weisshaupt i Iordanescu na treningu
Legia zagra tylko ze słabymi oraz z… Lechem
Dlatego można spodziewać się, że w przyszłości Legii wcale nie powinno iść tak słabo z mocnymi rywalami, jak dotychczas. To dobra wiadomość dla jej kibiców. Gorsza jest taka, że w tym roku może już nie zagrać z nikim z pierwszej piątki. Kolejny mecz z tak wysoko obecnie notowaną drużyną ma zaplanowany dopiero na 31 stycznia 2026 roku – będzie to starcie z czwartą obecnie Koroną. Choć kto wie, które miejsce zajmować wtedy będą kielczanie.
Wszystko może się jednak zmienić jeszcze w październiku. Jeżeli bowiem szósty obecnie Lech za dwa tygodnie zdobędzie więcej punktów z Pogonią, niż Wisła Płock z Niecieczą, Korona z Górnikiem, lub Cracovia z Rakowem, to wielkie derby Polski będą dla Legii także meczem z rywalem z pierwszej piątki.
Poza polskim klasykiem, warszawianom pozostały do rozegrania przed rundą rewanżową jedynie mecze z ekipami, które dziś zajmują dziesiąte i niższe miejsca w tabeli. To generalnie dobra perspektywa dla kibiców CWKS-u. Jednak, jak wcześniej wskazałem, można spodziewać się, że spotkania z nimi nie będą tak łatwe, jak można by się spodziewać.
Czy pozycja w tabeli rywali automatycznie wiąże nogi zawodnikom Legii?
Przecież Legia potrafiła w tym czasie pokonać Alkmaar, Aston Villę, Brondby, Betis, Molde i Chelsea, a więc zespoły albo zbliżone, albo znacznie wyżej notowane od naszej ligowej czołówki. Może więc to presja kibiców i podejście – „liczy się tylko mistrzostwo!” paraliżuje stołecznych graczy w takich meczach?!
CZYTAJ WIĘCEJ O LEGII NA WESZŁO:
- Czas zwolnić Edwarda Iordanescu? 4 rzeczy, którymi trener wkurzył Legię Warszawa
- GAMBIT IORDANESCU – ALEŻ TO WYMYŚLIŁ! [VLOG]
- Pupil. Krasniqi póki co nie ma nic oprócz sympatii Iordanescu
- Iordanescu: Coś niedobrego dzieje się z sędziami w naszych meczach
- Kowal o zwolnieniu Iordanescu: To może nastąpić jutro
Fot. Newspix.pl