Pierwszy set – używając popularnego ostatnio sformułowania – na żyletki. Drugi to znakomita dyspozycja Igi Świątek, która pokazała Arynie Sabalence, że wciąż może być bardzo groźna. Ale trzecia partia to już całkowity zjazd, sześć gemów, w czasie których nic Idze nie wychodziło. Finalnym efektem jest porażka Polki. Dopiero trzecia w jej karierze na kortach Rolanda Garrosa. Ale dzisiejszy mecz udowodnił nie tylko, że Idze wciąż towarzyszy kryzys formy – pokazał też, że Polka jest w stanie sięgać po swój najlepszy tenis. I na tym trzeba teraz budować.

Trzecia taka porażka w historii. Iga Świątek nie wygra Roland Garros
Iga Świątek, czyli paryska legenda
40 wygranych na kortach Rolanda Garrosa zanotowała już Iga Świątek w swojej karierze. W 42 meczach. To drugi najlepszy wynik w historii – tylko Rafa Nadal (41 spotkań) miał lepszy, a Bjoern Borg identyczny co Iga. Polka już zapracowała na miano jednej z największych legend tych kortów, a przecież w tym sezonie przyjechała tam dopiero po raz siódmy w karierze. Więcej tytułów od Polki w erze open zdobyły w Paryżu tylko Chris Evert (7) i Steffi Graf (6). A w czasach zamierzchłych jeszcze Suzanne Lenglen (6), Adine Masson (5) i Margaret Court (5, z czego 3 w erze open). To garstka zawodniczek spośród tysięcy, które rywalizowały w paryskim turnieju.
Świątek w Paryżu stawała się powoli żeńskim odpowiednikiem wspomnianego już Nadala. Zresztą to w dużej mierze z tego czerpaliśmy wiarę w nią przed tym turniejem – powtarzaliśmy sobie, że gdzie jak gdzie, ale w stolicy Francji na pewno, mimo kryzysu, zagra dobre zawody. I faktycznie – przez pierwsze trzy rundy przeszła dość gładko. W czwartej zaliczyła fantastyczny comeback w starciu z Jeleną Rybakiną. Ćwierćfinał to bardzo dobry mecz z Eliną Switoliną. Wszystko zaczynało się zazębiać, tryby chodziły coraz lepiej. Jakby ktoś na nowo je nasmarował, wymienił przerdzewiałe części i posłał z powrotem do pracy. Iga znów zaczęła stawać się sobą.
Ale w półfinale trafiła na być może największą możliwą przeszkodę.
Aryna Sabalenka jest bowiem zdecydowanie najlepszą zawodniczką trwającego sezonu i przewodzi rankingowi WTA od dobrych kilku miesięcy. W czasie, gdy Iga spadła nawet na piąte miejsce w tym zestawieniu, Białorusinka umacniała się na jego szczycie. Zresztą nawet półfinał Roland Garros już dał jej dodatkowe punkty – rok temu odpadła przecież w Paryżu w ćwierćfinale. Przez pierwsze pięć meczów w Paryżu przeszła w tym roku bez straty seta, choć czy to Amanda Anisimova, czy Qinwen Zheng rzuciły jej spore wyzwanie. Obie jednak była w stanie pokonać w kluczowych momentach setów i meczów. Szła po swoje, a to „swoje” rozumiała tu jako minimum finał. Bo nigdy jeszcze w Paryżu w nim nie zagrała.
Obie spotkać miały się po raz trzynasty, ale dopiero drugi w Wielkim Szlemie. Od półfinału US Open w 2022 roku nie trafiły na siebie w turnieju tej rangi. Wtedy Iga wygrała w trzech setach, choć przegrała pierwszego. Potem, przez kolejnych dziewięć najważniejszych turniejów, zawsze czegoś brakowało, byśmy dostali taki pojedynek. Teraz w końcu się udało. I wszyscy liczyli, że obejrzymy genialne starcie.
Tak też było. Bo ten półfinał Roland Garros zdecydowanie sprostał oczekiwaniom. No, przynajmniej przez dwa sety.
Pierwszy set jak rollercoaster
„Falowanie i spadanie, falowanie i spadanie. Ruch, magnetyczny ruch, ściana przy ścianie” wyśpiewywała kiedyś na polskich (i nie tylko) scenach Kora wraz z zespołem Maanam. W pierwszym secie dzisiejszego meczu i Iga, i Aryna faktycznie falowały. Podobnie jak ich wyniki na tablicy punktowej. Ich ruch? Magnetyczny, wiadomo. Znakomicie obserwowało się bowiem to, co obie proponowały sobie wzajemnie na korcie, przyciągały wręcz do ekranu i nie pozwalały się oderwać. A ściana przy ścianie? Momentami obie były ścianami, tyle że żadna w tym samym momencie.
Bo znakomicie zaczęła Aryna, z miejsca przełamując Igę. Świątek zresztą pomogła podwójnym błędem serwisowym, nie zagrywała najlepiej, po prostu. I to jest coś, co miało utrzymywać się przez całego seta – na jego koniec miała ledwie 43% wygranych punktów po pierwszym podaniu i 33% z drugiego. A że w dodatku „jedynka” wchodziła jej rzadko, no to sami wiecie… nie mogło tu być zbyt dobrze. Stąd Sabalenka po kilkunastu minutach prowadziła już 3:0, z podwójnym przełamaniem. Równocześnie jednak pojawiały się pytania, czy aby wszystko z Białorusinką w porządku. Bo kilkukrotnie rozciągała sobie plecy, gestykulowała w stronę własnego teamu i ujęła mocy ze swojego serwisu.
Niemniej – grała swoje. Uderzała mocno, celnie i właściwie się nie myliła.
An exchange of breaks and Sabalenka leads 4-1 👀#RolandGarros pic.twitter.com/dsCSEHa7pr
— Roland-Garros (@rolandgarros) June 5, 2025
Ale Iga zaczęła się rozkręcać. Gdy doprowadzała do dłuższych wymian, zwykle była górą. Sabalenka opierała swoją grę na krótszych wymianach, w których grała z pełną mocą. Ale nie zawsze tak się przecież da. Stąd Świątek zdołała doprowadzić do przełamania. Nadal pozostawała nieco nieregularna, szwankował zwłaszcza jej forehand, którym raz grała genialnie, a raz popełniała z tej strony proste błędy. Po części wynikało to jednak z tego, jak płasko i szybko grała jej rywalka. Momentami po prostu na dokręcenie piłki w kort brakowało Idze czasu.
Przede wszystkim problemem był jednak serwis, bo znów straciła – po raz trzeci w secie – własnego gema kilka chwil później. Tyle że znów była w stanie odrobić straty, choć w dość kuriozalnych okolicznościach. Sabalenka bowiem wyserwowała już asa na 5:1, sędzia zdołał ogłosić wynik, po czym okazało się, że… aparatura wywołała net. Powtórka punktu, Iga wygrała, a potem poszła za ciosem i zgarnęła gema. I to był moment zwrotny całej partii – Arynie jakby ta sytuacja została w głowie, Świątek wręcz się tym wszystkim nakręciła. Sabalenka popełniała sporo błędów, Iga stała się bardziej regularna. Efekt? W końcu wygrany własny gem serwisowy Polki, a potem kolejne przełamanie, zresztą po podwójnym gemie Białorusinki.
Zrobiło się 4:4, a Sabalenka zdecydowanie traciła opanowanie, co dało się zaobserwować w jej rozmowach z teamem. W kluczowym momencie wrócił jednak jej serwis – po tym jak Iga utrzymała swoje podanie, Aryna zgarnęła swoje gładko, do zera. A kilka chwil później przełamała Polkę… ale tylko po to, by samej też gema stracić. W dużej mierze za sprawą znakomitej dyspozycji na returnie ze strony Świątek. Tej dyspozycji zabrakło jednak w tie-breaku, bo decydująca rozgrywka poszła szybko, łatwo i przyjemnie na konto Sabalenki.
Set number 1 goes to the World number 1 ☝️#RolandGarros pic.twitter.com/QvSuJO7gTR
— Roland-Garros (@rolandgarros) June 5, 2025
I to Białorusinka prowadziła w tym meczu, tak jak i w US Open 2022. Ale nie mieliśmy już wątpliwości co do jednego – że Iga Świątek jest w tym meczu i będzie walczyć.
Najwyższy poziom
Druga partia miała mniej zwrotów akcji, ale była lepsza poziomem. Iga zaczęła nakręcona, od razu zaatakowała return Sabalenki. I słusznie, bo ta ewidentnie pod presją returnu potrafiła się złamać, co też zresztą stało się i w tym przypadku. Świątek w tym fragmencie meczu naprawdę doskonale odgrywała podania Białorusinki na drugą stronę siatki. Tyle że… sama miała nadal problemy z podaniem, bo wypracowanego breaka straciła od razu, w kolejnym gemie.
Co było dalej? No jak to co – ciąg dalszy przełamań!
Iga fights back and gets the better start in the second set trailing with a 3-1 lead 🇵🇱#RolandGarros pic.twitter.com/eRxQafoN5K
— Roland-Garros (@rolandgarros) June 5, 2025
Polka bowiem nie zwolniła tempa w gemach Sabalenki. Znów zaatakowała, znów wywalczyła kilka punktów. Doskonale funkcjonował przy tym jej forehandowy return, w dodatku to był moment, w którym Iga zdawała się zdolna do absolutnie wszystkiego na korcie. Dwa ostatnie punkty zdobyła najpierw genialnym półwolejem spod siatki, a potem skrótem z forehandu z końca kortu w trudnej, defensywnej sytuacji. W dodatku zaczęła utrzymywać podanie, bo statystyki pierwszego serwisu absolutnie się u niej poprawiły. I nawet (niepotrzebna?) kłótnia z arbitrem przy prowadzeniu 4:2 niczego tu nie zmieniła.
Iga grała genialnie, to był poziom, na który pracowała od roku i długo nie mogła go odnaleźć. Aż doszło do drugiego seta meczu z Aryną Sabalenką, a więc momentu absolutnie kluczowego. I wtedy Świątek wskoczyła na obroty. Czy to backhand, czy forehand – wszystko działało. Sabalenka, owszem, utrzymywała własne podanie. Ale w przeciwieństwie do tego, co długo działo się w tym meczu – nie była w stanie ani na moment zaczepić się na grę przy serwisie Polki. Ta robiła swoje i szła po wygranie seta.
Udało się zresztą. Triumfowała 6:4 i wyrównała stan rywalizacji. A przed decydującą partią mogliśmy robić sobie spore nadzieje.
Iga strikes back, 6-4 in the second 🚀#RolandGarros pic.twitter.com/1xBI0LiNnc
— Roland-Garros (@rolandgarros) June 5, 2025
Zjazd, czyli kryzys wciąż tu jest
Drugi set tego meczu był poziomem bliski szczytów możliwości Igi. Pierwszy, szarpany, ale były w nim przebłyski. A trzeci to, niestety, kompletny zjazd. Poziom, który Iga prezentowała w wielu meczach tego sezonu, gdy właściwie nic jej nie wychodziło, a rywalka za nic nie chciała pomóc. Efekt? Set przegrany… do zera. Świątek po prostu nie znalazła punktu zaczepienia. Może wpłynęła na to dyspozycja Aryny, może nerwy, może zmęczenie, może po prostu Polka nie była w stanie utrzymać koncentracji na dystansie trzech setów w tak wymagającym meczu.
A może wszystkie te czynniki. Faktem jest jedynie, że Iga przegrała decydującą partię gładko. A z nią – cały mecz.
Ten set to dowód na to, że kryzys wciąż się u Igi Świątek czai, że nie udało się mu całkowicie zaradzić. Równocześnie jednak na kortach Rolanda Garrosa zobaczyliśmy w tym roku, że u Polki potencjał wciąż jest ogromny, a jej najlepszy poziom wystarcza, by grać nawet z najlepszą rywalką. Problemem jest brak regularności, to, jak bardzo rozjeżdża się to, jak Iga potrafi grać w najlepszych momentach, z tym jak gra wtedy, gdy ma problemy. W najlepszych latach te trudne momenty potrafiła przezwyciężyć. W tym sezonie często jej tego brakuje.
THE TIGER TAKES OUT THE DEFENDING CHAMP OUT 🐯#RolandGarros pic.twitter.com/6NAsOwx2Yb
— Roland-Garros (@rolandgarros) June 5, 2025
I to właśnie stało się w trzeciej partii. Mecze z Jeleną Rybakiną, Eliną Switoliną i całe dwa sety starcia z Aryną Sabalenką są jednak dowodem na to, że jest u Igi na czym budować i do wyjścia z kryzysu jest blisko. Pytanie, czy uda się pójść za ciosem i postawić na tej drodze kolejny krok. To teraz zadanie dla Polki oraz jej sztabu.
Oby zakończyło się pełnym sukcesem.
Iga Świątek – Aryna Sabalenka 6:7 (1), 6:4, 0:6
Fot. Newspix
Czytaj więcej o tenisie:
- Z czwartej setki rankingu do półfinału Szlema. Lois Boisson i jej wielki sukces
- Iga Świątek osiągnęła w Paryżu cel minimum. I nie chodzi o półfinał
- Milczenie jest złotem. Czasem nawet dla komentatora, panie Domański [KOMENTARZ]
- “Rafa nigdy nie mówił o rekordach”. Cristopher Clarey o tenisowych gigantach [WYWIAD]