Reklama

Jarosław Krzoska: Cupiał i Królewski to dwa zupełnie różne światy [WYWIAD]

Jakub Radomski

29 maja 2025, 17:56 • 8 min czytania 3 komentarze

Najpierw, na początku XXI wieku, był rzecznikiem prasowym Wisły Kraków, a później, przez 14 lat, kierownikiem klubu. Jarosław Królewski zwolnił go w ubiegłym roku. W rozmowie z Weszło Jarosław Krzoska wspomina, jak Wisła na stadionie Radomiaka spadała z ligi i dwa razy nie potrafiła wrócić do Ekstraklasy, mimo że w tym samym czasie ogrywała Pogoń Szczecin w finale Pucharze Polski. Opisuje osobowość Bogusława Cupiała, mówi, czy miał pretensje do Królewskiego. Rozmawiamy też o… filmach Patryka Vegi i tegorocznych barażach o wejście do Ekstraklasy.

Jarosław Krzoska: Cupiał i Królewski to dwa zupełnie różne światy [WYWIAD]

– Wisła ma duży potencjał i jest w dobrej formie – przekonuje Krzoska.

Reklama

Jakub Radomski: Jak pan by mnie przekonał, że Wisła tym razem awansuje do Ekstraklasy?

Jarosław Krzoska, wieloletni kierownik Wisły Kraków: Uważam, że ma największy potencjał spośród czterech zespołów, walczących o awans do elity, co wcale nie musi oznaczać, że ma najlepszych piłkarzy. Jest też chyba w dobrej formie. Takiej, która powinna ułatwić powrót do Ekstraklasy po trzech latach, choć na pewno nie będzie to łatwe i przyjemne.

W 2022 roku byłem na trybunach w Radomiu i nie mogłem uwierzyć, jak to się stało, że prowadzicie na początku drugiej połowy 2:0, a później tracicie cztery gole. Tamta porażka oznaczała spadek z ligi.

Ja do dziś nie bardzo rozumiem, co stało się w Radomiu. W przerwie w życiu nie pomyślałbym, że przegramy tamto spotkanie. Radomiak sprytnie je rozegrał: miał na ławce swoje żądło w postaci Karola Angielskiego, który pojawił się na boisku i strzelił nam trzy gole. Oni nie byli wtedy jakąś świetną drużyną, będącą poza naszym zasięgiem.

Myślę, że wszystko leżało w sferze psychicznej. Wisła nie potrafiła wygrać wcześniejszych spotkań i w Radomiu wystarczyła jedna drobna iskra, by wszystko przewróciło się jak domek z kart. Gole Angielskiego odbierały nam resztki pewności. Jeżeli przez całą rundę wygrywasz jeden czy dwa mecze, trudno mieć w zespole trwałe przekonanie o własnych umiejętnościach.

Jarosław Krzoska: „Wisła ma największy potencjał wśród zespołów walczących o awans”

Pierwsza szansa na powrót do Ekstraklasy nie powiodła się. W 2023 roku byliście w półfinale baraży, ale ulegliście w nim aż 1:4 u siebie Puszczy Niepołomice.

Wynik 1:4 trochę zafałszowywał rzeczywistość. Przypomnę, że było 1:2 i końcówka spotkania. Próbowaliśmy coś zrobić z przodu, otworzyliśmy się i Puszcza to wykorzystała, strzelając nam dwa kolejne gole. Wtedy akurat było odwrotnie – według mnie zgubiła nas zbyt duża pewność siebie. Wisła na początku rundy wiosennej miała serię siedmiu zwycięstw i wydawało się, że nic nas nie zatrzyma. Przyszło wahnięcie, jeszcze w lidze. A później ten półfinał, który wymykał się logice piłkarskiej. Puszcza nas wypunktowała, grając dokładnie tak, jak później w Ekstraklasie: czekali i wyprowadzali ciosy.

Jarosław Krzoska

W rozmowie z Januszem Basałajem w Meczykach stwierdziliście, że w ubiegłym roku doszło do zjawiska, które nazwaliście zatruciem pucharem. Wisła niespodziewanie wygrała finał Pucharu Polski przeciwko Pogoni Szczecin, ale później fatalnie spisywała się w lidze i wywalczyła za mało punktów, by nawet dostać się do baraży.

Po finale na Stadionie Narodowym graliśmy w lidze w Sosnowcu. Zagłębie było wtedy bardzo słabe, ale my nie mogliśmy przystąpić do tego meczu na zasadzie: „Jedziemy i ładujemy im pięć goli. Skoro pokonaliśmy Pogoń, to teraz rozniesiemy ligę”. Być może – teraz to czysta spekulacja, nie ma na to dowodów i nie będzie, ale gdyby Szymon Sobczak wykorzystał w Sosnowcu rzut karny, wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej. Był remis 1:1, doliczony czas gry. Szymon nie trafił w bramkę. Wygrana z Zagłębiem mogła napędzić ten zespół.

Później mieliśmy domowe spotkanie z Lechią. Jeżeli strzelasz takiej drużynie u siebie trzy gole, to czego chcieć więcej? Lepszej gry z tyłu. Jednocześnie straciliśmy cztery bramki. Był jeszcze mecz z Bruk-Betem Termaliką, ale on w zasadzie nie miał znaczenia. Patrząc na to z perspektywy czasu, wydaje mi się, że kiedy pokonywaliśmy kolejne szczeble w pucharze, zdobycie trofeum stało się dla tej drużyny czymś najważniejszym. Wiadomo – w piłkę gra się właśnie po trofea, ale uważam, że dla Wisły, po spadku, celem numer jeden, niezależnie od okoliczności, powinien być awans. Nie deprecjonuję w tym momencie zdobycia Pucharu Polski, chodzi mi tylko o priorytety. Tamten wielki sukces powinniśmy traktować jako dodatek do faktycznego, głównego celu.

Czego zabrakło trenerowi Albertowi Rude, który poprowadził was do trofeum, ale nie umiał doprowadzić nawet do baraży? Hiszpan został wybrany dzięki pomocy sztucznej inteligencji, a dużo mówi się o tym, że ona powinna w najbliższym czasie coraz bardziej wchodzić w świat piłki nożnej.

Nie jest łatwo odpowiedzieć na to pytanie. Nie jestem w 100 procentach przekonany, że sztuczna inteligencja jest w stanie przewidywać zdarzenia w piłce w sposób podobny do inteligencji ludzkiej. Albert miał bardzo dobry warsztat: sposób prowadzenia drużyny i komunikacji z nią były u niego na naprawdę wysokim poziomie. Myślę, że sam wybór takiego człowieka na pierwszego trenera był właściwy. Być może zabrakło mu większego doświadczenia i lepszego spojrzenia na polską piłkarską rzeczywistość?

Krzoska i Angel Rodado, największa gwiazda Wisły

Krzoska i Angel Rodado, największa gwiazda Wisły

I liga różni się od Ekstraklasy: jest bardziej fizyczna, nie ma w niej zbyt wiele finezji. Myślę, że trener Rude, choć sporo rzeczy potrafił przewidzieć, był tą ligą trochę zaskoczony i to przełożyło się na wyniki na starcie, a później w kolejnych spotkaniach. Były mecze, których nie wygraliśmy, chociaż powinniśmy.

Zdobyty Puchar Polski okazał się dla nas pocałunkiem śmierci, bo oznaczał awans do europejskich pucharów, które trzeba było godzić z I ligą. Nie mieliśmy czasu na żaden normalny trening. Jeżeli zespół jest lepiej zbudowany, ma szerszą i mocniejszą kadrę, wymaga jedynie uzupełnień i może sobie z tym poradzić. Jagiellonia Białystok pokazała w niedawno zakończonym sezonie, że można na niezłym poziomie łączyć Ekstraklasę z Ligą Konferencji.

Ale może właśnie tego oddechu, nieco lepszej regeneracji jej zabrakło, żeby obronić mistrzostwo Polski? Nie deprecjonując brązowego medalu, bo to też jest super osiągnięcie.

Jakim człowiekiem jest Bogusław Cupiał? Miał pan okazję go poznać, pracując przez lata w Wiśle.

W latach 2002-2005 byłem rzecznikiem Wisły, ale wtedy może z dwa razy się widzieliśmy. W 2010 roku zostałem kierownikiem zespołu i pracowałem w tej roli do ubiegłego roku. Wówczas nasze kontakty były częstsze, zresztą nawet teraz widujemy się i mamy okazję porozmawiać. Cupiał to człowiek zamknięty w sobie. Nie uwielbia brylować w towarzystwie, skupia się na osobach, które zna. Ma własne spojrzenie na świat, piłkę i biznes. To nie jest typ brata-łaty. Na pewno jest inteligentny: gdyby nie był, nie doszedłby tu, gdzie jest.

On wciąż interesuje się piłką?

Tak, jako kibic. I myślę, że teraz lepiej rozumie rzeczy, które jako właścicielowi ciężej było mu dostrzec.

Jakie to rzeczy?

Że mecz można zremisować, a czasami nawet przegrać. Że warto docenić samą grę, walkę. Gdy rządził Wisłą, liczyło się tylko zwycięstwo w każdym spotkaniu, najlepiej jak najwyższe i efektowne. Dziś jednak realia są inne. Wisła jest budowana na miarę możliwości.

Jarosław Krzoska: „Miałem minimalny kontakt z Jarosławem Królewskim”

Cupiał i Jarosław Królewski mają jakieś podobieństwa?

Nie, to ludzie z zupełnie różnych światów. O prezesie Królewskim nie mogę specjalnie dużo powiedzieć. Mieliśmy minimalny kontakt, bo ja byłem z drużyną w Myślenicach, a on tam czasami przyjeżdżał i spotykał się wtedy z trenerem albo rozmawiał z zawodnikami. Nasze drogi się nie przecinały. Pan Królewski nie widział potrzeby, żebym załatwiał z nim różne sprawy, skoro była w klubie pani dyrektor, z którą ustalałem logistykę życia drużyny.

Gdy podziękował panu za pracę we wrześniu ubiegłego roku, trzyminutową rozmową, nie miał pan do niego pretensji?

Nie miałem, bo takie jest jego prawo. Właściciel czy szef klubu może podejmować tego typu decyzje.

A kiedy kilka dni później w emocjonalnym wywiadzie przepraszał za formę, w jakiej pożegnał pana i inne osoby, tłumacząc, że ma spektrum autyzmu?

Nie zmieniło to mojego odbioru całej sytuacji.

Krzoska z trenerem Wisły, Mariuszem Jopem

Co pan teraz robi? Słyszałem, że po rozstaniu z Wisłą dalej pomagał pan w klubie.

Dopóki Wisła nie miała nowego kierownika, pomagałem z organizacją dnia meczowego i planowaniem wyjazdów. Działałem z domu. Zajmował się tym wtedy Damian Urbaniec, obecnie rzecznik klubu. Dostawał ode mnie gotowca na tacy. Po prawie dwóch miesiącach ktoś już zajął się w Wiśle tymi kwestiami.

Dziś pracuję w firmie z branży elektronicznej, zajmującej się IT, ale też kwestiami audio, wideo. Trafiłem tam dzięki dobrym ludziom. Na Wisłę patrzę okiem kibica i życzę jej awansu. Miejsce klubu z takim potencjałem zawodniczym i kibicowskim jest w Ekstraklasie. Mało jest w tej części Europy zespołów, które grają na niższym szczeblu, mając regularnie na trybunach prawie 20 tysięcy kibiców, a czasami jeszcze więcej.

W jednym z wywiadów powiedział pan, że w wolnych chwilach lubi polskie kino, a niektóre filmy Patryka Vegi uważa za dobre. Chodzi o „Pitbulla” czy również „Bad Boya”, który w pewnym stopniu miał być inspirowany głośną sprawą kibiców Wisły?

Ja w „Bad Boyu” widziałem trochę fabularyzowanego i mocno naciąganego kontentu. Pewnie jakieś elementy związane z rzeczywistością by się znalazły, ale im późniejsze kino Vegi, tym mniej mi się podobało . Natomiast „Pitbull”, ten w odcinkach, to prawdziwe, mocne kino. Najlepsza rzecz, jaką zrobił. Vega nie jest dla mnie żadnym idolem, mam natomiast ogólną słabość do polskiego kina. Uważam, że równie dobry jest „Pitbull”, nakręcony przez Władysława Pasikowskiego. A jego „Glina”, serial z Jerzym Radziwiłłowiczem, to świetna rzecz, może nawet na jeszcze wyższym poziomie.

Gdyby ktoś chciał nakręcić film fabularny o Wiśle Kraków w ostatnich kilkunastu latach, to jaki to byłby gatunek?

Film obyczajowy pewnie. Dużo się wydarzyło w Wiśle przez ostatnie lata. Nie byłby to raczej horror, bo dlaczego? Ale mieliśmy trochę dziwnych wydarzeń, jak chociażby pan Vanna Ly – wybryk, gość, który nie wiadomo skąd się wziął. Gdyby skupić się wyłącznie na tym wątku, to byłoby kino klasy B. Na pewno nie takie z najwyższej półki.

ROZMAWIAŁ: JAKUB RADOMSKI

WIĘCEJ O PIŁCE NA WESZŁO:

Fot. Newspix.pl

3 komentarze

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Betclic 1 liga

Reklama
Reklama