Reklama

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

22 grudnia 2024, 17:47 • 15 min czytania 32 komentarzy

“Widzisz Wąski, coś narobił? Urwałeś kurze złote jaja” – wściekał się Stefan “Siara” Siarzewski. Niewykluczone, że za kilka lat w podobnym tonie będą się wypowiadać przedstawicielki WNBA, które nie potrafiły się pogodzić z ogromną popularnością Caitlin Clark, 22-letniej super-gwiazdy amerykańskiej koszykówki. Gdy magazyn “Time” umieścił zawodniczkę Indiana Fever na okładce i przyznał jej tytuł Sportowca Roku, przez media za oceanem – zarówno społecznościowe, jak i tradycyjne – przetoczyła się prawdziwa burza. Niektórzy z komentatorów niemalże wprost stwierdzili, że Clark okrada z chwały czarnoskóre zawodniczki, które przez lata mozolnie pracowały na rozwój WNBA. A że popularność ligi eksplodowała akurat po dołączeniu do niej Caitlin? – Coś kliknęło – tłumaczy zdawkowo Sheila Johnson, współwłaścicielka Washington Mystics. 

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Dotychczasowa kariera Clark stanowi pasmo bezprecedensowych sukcesów na polu marketingowym. Sukcesów, które wzbudzają zazdrość. Teraz, po raz pierwszy w życiu, 22-latka znalazła się jednak w wizerunkowych tarapatach. Uczestnicy rasowo-ideologicznej wojenki bardzo chcą ją bowiem wciągnąć w swoje brudne gierki.

Fenomen Caitlin Clark

Caitlin Clark nie zdążyła przejść na zawodowstwo, a już została wielką gwiazdą kobiecej koszykówki w Stanach Zjednoczonych. Rozpoznawalność zapewniły jej bowiem sukcesy odnoszone w rozgrywkach uniwersyteckich. O fenomenie Clark pisaliśmy zresztą szeroko na łamach Weszło przed paroma miesiącami.

Pięć milionów dolców od Ice Cube’a i miliony fanów przed ekranami. Kim jest Caitlin Clark?

Oto fragment tekstu Kacpra Marciniaka:

Reklama

“Clark to koszykarka, która stylem gry i przebojowością przekona do siebie nawet największych sceptyków kobiecej koszykówki czy w ogóle kobiecego sportu. Jej umiejętności strzeleckie przywodzą na myśl te Stephena Curry’ego – i nie ma w tym ani grama przesady. 22-latka trafia ponad pięć trójek na mecz, z bardzo solidną (jak na taki przemiał) skutecznością wynoszącą 37,9 procent. To jednak nie wszystko, bo Caitlin punkty potrafi zdobywać też w inny sposób. W sezonie 2023/24 notuje ich aż 31,8 na mecz. A jest przy tym też genialną playmakerką, kreatorką gry pod swoje koleżanki, co pokazuje liczba 8,8 asyst na mecz.

Nietrudno się domyślić, że Clark w swoim zespole działa jak postać, wokół której wszystko się obraca, trochę na zasadach Luki Doncicia w Dallas Mavericks. Rzadko kiedy nie ma piłki w ręce, a cała ofensywa drużyny Iowa Hawkeyes jest oparta właściwie na jej talencie. To zresztą coś, co w świecie koszykówki kobiet nie zdarza się często. Dość powiedzieć, że w ubiegłych rozgrywkach WNBA ponad 20 punktów na mecz zdobywało… zaledwie pięć koszykarek.

Dalej trzeba powiedzieć o rekordach. Clark została rekordzistą wszech czasów NCAA kobiet pod kątem punktów zdobytych w jednym sezonie. Wcześniej natomiast ustanowiła rekord punktów w całej karierze w tych rozgrywkach czy też rekord trafionych trójek. Największym echem odbiło się jednak coś innego. Otóż, jak wyliczyli Amerykanie, na początku marca2024 roku Clark została punktową rekordzistką uczelnianych rozgrywek, licząc zmagania zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Na historycznej liście wyprzedziła zatem legendarnego “Pistol” Pete’a Maravicha. To wydarzenie, które przez kilka dni miało status numer jeden w amerykańskich mediach. Nieobojętne na nie pozostało Nike, które w 2022 roku zawarło współpracę z koszykarką. Amerykański gigant obuwniczy wypuścił materiał wideo z udziałem Clark, w którym oddał hołd za jej osiągnięcia. Rozpoczął także kampanię reklamową i stworzył nietypowe bilbordy. Z białym tłem, cytatem i datą.

  • “Caitlin Clark nie powinna mieć prawa startu w tym turnieju chłopców” – zdanie z 2009 roku.
  • “Caitlin Clark, rozgrywająca zespołu Dowling, potwierdziła, że jest najlepsza w kraju” – cytat z 2017 roku.
  • “Caitlin Clark robi rzeczy, które potrafi tylko kilku sportowców” – 2019 rok.
  • “Caitlin Clark to największa gwiazda w świecie koszykówki” – i wreszcie 2023 rok.

Warto też spojrzeć na liczby. Jej sobotnie (23 marca 2024 roku) spotkanie na samym kanale ESPN oglądało 3,1 milionów widzów. Poniedziałkowe dobiło natomiast do 4,9 milionów – co jest rekordem tego sezonu zarówno w kobiecej, jak i męskiej uczelnianej koszykówce. A te cyferki wciąż będą rosły. W końcu finał March Madness w 2023 roku z jej udziałem przyciągnął przed odbiorniki 9,92 milionów widzów. Mówimy zatem o wyniku, który nie jest o wiele gorszy od oglądalności (11,4 mln) ostatniego meczu sezonu w Major League Baseball, jak i finałów NBA z udziałem Denver Nuggets oraz Miami Heat (średnio 11,6 mln). A też nie ukrywajmy: spotkania Iowy Amerykanie odpalają zazwyczaj tylko dla jednej koszykarki, nie tłumu różnych gwiazd oraz wielkiej historii.

Caitlin Clark sama napędza biznes”.

Reklama

Nowa twarz WNBA

Zdumiewająca popularność 22-latki naturalnie wzrosła jeszcze bardziej po jej decyzji o przystąpieniu do draftu WNBA. Za oceanem zaczęto wręcz używać terminu “efekt Caitlin Clark”, przedstawiając młodą koszykarkę jako swego rodzaju cudotwórczynię, która rozkochuje w sobie publiczność, gdziekolwiek się tylko pojawi. Draft z jej udziałem – gdzie została wybrana z numerem pierwszym przez Indiana Fever – przyciągnął przed telewizory rekordową widownię (średnio 2,45 mln, przeszło 3 mln w peaku). Była to jednocześnie najpopularniejsza transmisja telewizyjna związana z WNBA od przeszło dwóch dekad. Oficjalny debiut Clark w zawodowym baskecie obejrzało zaś w TV średnio 2,13 milionów widzów. To z kolei nowy rekord stacji ESPN2 i najchętniej oglądane spotkanie WNBA od 2001 roku. Mecze z Clark w roli głównej zupełnie nieźle radziły sobie nawet wtedy, gdy konkurencyjne stacje transmitowały inne duże wydarzenia sportowe, na przykład starcia w NFL.

Osobną kwestią stanowi sprzedaż biletów na występy Clark. Znaczy się – występy zespołu Indiana Fever! Już za czasów uniwersyteckich koszykarka uchodziła zresztą w tym względzie za kurę znoszącą złote jajka. Prześledźmy więc najpierw dla porządku frekwencję na meczach uczelnianej drużyny Iowa Hawkeyes:

  • sezon 2018/19 (przed erą Clark) – w sumie 124 tysiące widzów
  • 2019/20 i 2020/21 – lata pandemiczne
  • 2021/22 (drugi sezon Clark) – 159 tysięcy widzów
  • 2021/22 (trzeci sezon Clark) – 208 tysięcy widzów
  • 2022/23 (czwarty sezon Clark) – 346 (!) tysięcy widzów

Szaleństwo trudne do ogarnięcia

Ben Murrey z Common Sense Institute of Iowa wylicza, że “efekt Caitlin Clark” na dystansie trzech lat spowodował odczuwalny wzrost PKB stanu Iowa. Tak bardzo zwiększyły się bowiem wydatki mieszkańców (i przyjezdnych) na – nazwijmy to – konsumpcję związaną z meczami ekipy Hawkeyes. Oczywiście po przenosinach 22-latki do WNBA sprawy potoczyły się bardzo podobnie. Rzućmy więc teraz okiem na średnią frekwencję podczas meczów Indiana Fever:

  • sezon 2016 – 8574 widzów
  • 2017 – 7538 widzów
  • 2018 – 6311 widzów
  • 2019 – 5887 widzów
  • 2022 – 1776 widzów
  • 2023 – 4067 widzów
  • 2024 (pierwszy sezon Clark) – 17036 (!) widzów

Mieszkańcy Indianapolis natychmiast oszaleli na punkcie swojej nowej bohaterki. Dla porównania, średnia widownia na meczach Indiana Pacers w sezonie zasadniczym NBA 2023/24 wynosiła nieco mniej, bo 16525 osób, a przecież w męskiej drużynie także nie brakuje gwiazd basketu, żeby wspomnieć choćby Tyrese’a Haliburtona. Ale “efekt Caitlin Clark” zadziałał nie tylko na lokalną publiczność. Szybko się bowiem okazało, że wyjazdowe występy Indiana Fever wzbudzają tak wielkie zainteresowanie w Stanach, iż działacze kolejnych klubów zmuszeni są przenosić te spotkania do największych hal, jakie tylko są dostępne w danym mieście.

Długo można zresztą wymieniać rekordy pobite w 2024 roku w WNBA. Analitycy zwracają uwagę nawet na kolosalny wzrost we wskaźnikach skuteczności reklam, którymi przerwano mecze kobiecej koszykówki na przestrzeni ostatnich miesięcy. Zresztą sami przedstawiciele WNBA chwalą się następującymi wynikami:

  • 54 miliony unikalnych widzów w sezonie zasadniczym (rekord wszech czasów)
  • 170% wzrostu oglądalności w ESPN względem poprzedniego sezonu
  • najwyższa łączna frekwencja w halach w sezonie zasadniczym od 22 lat
  • średnio 9807 widzów na meczach WNBA, wzrost o 48% względem poprzedniej kampanii
  • 601% wzrost sprzedaży gadżetów w oficjalnych sklepach WNBA względem 2023 roku
  • 233% wzrost sprzedaży gadżetów w sieci Dick’s Sporting Goods względem 2023 roku
  • blisko 2 miliardy wyświetleń materiałów wideo w mediach społecznościowych (w 2023 roku – 378 mln)
  • 252% wzrost liczby użytkowników oficjalnej aplikacji WNBA względem poprzedniego sezonu
  • blisko 10 milionów głosujących na uczestniczki Meczu Gwiazd WNBA (538% więcej niż w 2023 roku)

Z badań Morning Consult wynika, że Women’s National Basketball Association była w 2024 roku najszybciej rozwijającym się brandem – bez podziału na branże – wśród dorosłych konsumentów w Stanach Zjednoczonych. W analizie uwzględniono przeszło 1700 marek i przepytano blisko 40 tysięcy klientów. “Efekt Caitlin Clark” nie jest więc tylko medialnym hasełkiem, wymyślonym przez sprawnych marketingowców. On naprawdę istnieje i działa.

Nieszczęsne wyróżnienie

Naturalnie kobieca liga, niezależnie od swoich niedawnych sukcesów, pozostaje jedynie ubogą kuzynką NBA. Debiutancki kontrakt Caitlin Clark z Indiana Fever opiewa na około 76 tysięcy dolarów rocznie, co w męskich realiach stanowiłoby kwotę po prostu śmieszną. Niejaki Javon Freeman-Liberty, który w sezonie 2023/24 zajął według ESPN 475. miejsce na liście najlepiej opłacanych gracz w NBA, zainkasował za swoje (nieliczne) występy w barwach Toronto Raptors blisko 300 tysięcy dolarów. Natomiast wynagrodzenia największych gwiazdorów amerykańskiego basketu wynoszą obecnie na ogół około 40-45 milionów zielonych rocznie. Dysproporcje między zarobkami zawodników i zawodniczek są zresztą niekończącym się tematem medialnych awantur. Ten wątek zostawmy jednak w tym momencie z boku. Jakkolwiek spojrzeć, NBA to wielomiliardowe przedsięwzięcie, rozgrywki o globalnym zasięgu, podczas gdy WNBA od strony biznesowej po prostu kiepsko się spina.

Gdyby nie kroplówka finansowa od NBA, kobiece rozgrywki – powołane do życia wiosną 1996 roku, a więc blisko trzy dekady temu – mogłyby w ogóle przestać istnieć z uwagi na generowane straty, o których wprost informował jakiś czas temu komisarz Adam Silver. Inna sprawa, że sytuacja finansowa WNBA pozostaje niejasna, ponieważ lidze brakuje na tej płaszczyźnie pełnej transparentności. Niektórzy z ekspertów sugerują nawet, że szefom WNBA wygodnie jest podtrzymywać narrację o finansowych kłopotach, bo kiedy tylko oficjalnie przyznają się do sukcesów na tym polu, koszykarki natychmiast upomną się o wzrost wynagrodzeń.

Caitlin Clark nie musi się jednak tym wszystkim przejmować z uwagi na współprace sponsorskie, jakie udało jej się w ostatnich latach zawiązać. Portal SportsPro umieścił koszykarkę na czwartym miejscu w rankingu najbardziej atrakcyjnych “sprzedażowo” sportowców w 2024 roku. Clark znalazła się w zestawieniu tylko za Simon Biles, Viniciusem Juniorem i LeBronem Jamesem, za to przed takimi postaciami jak Leo Messi, Kylian Mbappe, Lewis Hamilton czy Coco Gauff.

Jeśli zaś chodzi o kwestie czysto sportowe, debiutancki sezon Clark w WNBA także wypadł bardzo korzystnie. 22-latka wystąpiła w Meczu Gwiazd, znalazła się w najlepszej piątce sezonu, została wybrana najlepszą debiutantką rozgrywek i wygrała w klasyfikacji najlepszych asystentek (8,4 asyst na mecz). Ekipa Indiana Fever zdołała się dostać do play-offów po siedmiu latach posuchy. Tam poległa jednak w 1. rundzie, w konfrontacji z Connecticut Sun (0:2).

Mimo tego niepowodzenia, magazyn “Time” wyróżnił Clark prestiżowym tytułem Sportowca Roku 2024. – Leo Messi w fundamentalny sposób wpłynął na rozwój Major League Soccer, ale trafił do tej ligi w dwudziestym roku swojej zawodowej kariery. Michael Jordan napędził NBA w drugiej połowie lat 80., ale to Larry Bird i Magic Johnson postawili ligę na nogi. Choć inne zawodniczki przekraczały już w przeszłości granice ludzkich możliwości – od razu przychodzą do głowy Serena Williams, Simone Biles czy gwiazdy kobiecej reprezentacji piłkarskiej USA – to fenomen Clark pozostaje bezprecedensowy. Przyciągnąć uwagę świata podczas największych wydarzeń, takich jak turnieje wielkoszlemowe, igrzyska olimpijskie czy mistrzostwa świata – to jedno. Ale czymś zupełnie innym jest odmienienie nudnych meczów sezonu zasadniczego WNBA, ligi pomijanej przez blisko 30 lat swego istnienia, w spotkania, na które się wyczekuje – pisze Sean Gregory.

Jednak decyzja redakcji “Time”, by docenić właśnie Caitlin, nie wszystkim przypadła do gustu. Jak na ironię, wiele głosów oburzenia popłynęło… bezpośrednio ze środowiska WNBA, gdzie “efekt Caitlin Clark” nie wszystkim się podoba, mimo że sama liga tak ogromnie na nim korzysta.

Caitlin Clark jak Larry Bird?

Już wiosną tego roku A’ja Wilson, dwukrotna mistrzyni WNBA w barwach Las Vegas Aces i trzykrotna MVP rozgrywek, utyskiwała w wywiadach, że cały marketingowy sukces Clark wynika przede wszystkim z jej koloru skóry. – Możesz być najlepsza w swojej dziedzinie jako czarnoskóra kobieta, ale wtedy ludzie chyba nie chcą tego oglądać. Nie widzą naszego sukcesu jako czegoś, co się dobrze sprzeda. Nieważne, jak ciężko pracujemy. Nieważne, jak wiele robimy jako czarne kobiety, zawsze zostaniemy zamiecione pod dywan. Krew się we mnie burzy, gdy ludzie mówią, że rasa nie ma tu nic do rzeczy – stwierdziła Wilson. W odpowiedzi wielu publicystów przytomnie zauważyło, że Clark nie jest przecież pierwszą białą gwiazdą kobiecej koszykówki. Wystarczy wspomnieć o takich zawodniczkach jak Diana Taurasi (“White Mamba”), Lauren Jackson, Sue Bird, Elena Delle Donne czy Breanna Stewart. Wokół nich nie wytworzył się jednak żaden “efekt”, a już na pewno nie w takiej skali.

Może nie chodzi więc o kolor skóry, tylko o magię otaczającą tę konkretną koszykarkę, jaką jest Clark?

Jednak nie wszyscy chcą się zgodzić nawet z tym, że Caitlin jest dla WNBA kimś wyjątkowym. Krytycy zawodniczki Indiana Fever wskazują, że liga była na fali wznoszącej już w 2023 roku, a Clark znalazła się po prostu w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. A poza tym, to 22-latka nie jest wcale bardziej utalentowana od swojej największej przeciwniczki, Angel Reese, także wybranej w drafcie z 2024 roku (z numerem siódmym przez Chicago Sky). Należałoby więc raczej mówić o “efekcie Clark i Reese”. – Za dwadzieścia lat spojrzę na swój debiutancki sezon i przypomnę sobie, że byłam jednym z powodów, dla których ludzie zaczęli się interesować kobiecą koszykówką. Tego nie sprawiła tylko jedna osoba. To również moja zasługa – powiedziała odważnie Reese w swoim podcaście.

„Wesołych, k****, świąt”. Larry Bird – wirtuoz trash-talku

Szefostwu WNBA marzy się wykreowanie tu personalnej rywalizacji, która jeszcze bardziej napędzi ligę, na takiej samej zasadzie jak wspomniane już potyczki Birda i Magica, które uratowały NBA przed upadkiem w latach 80. Analogii jest tu sporo, włącznie z głośnymi konfrontacjami już na poziomie uniwersyteckim, no i z podtekstem rasowym. Zawodniczki Chicago Sky traktują zresztą Clark tak ostro, że faktycznie przypomina to czasem zmagania w NBA z czasów Magica i Birda.

Generalnie Clark od początku zawodowej kariery należy do najbrutalniej i najzłośliwiej faulowanych zawodniczek w WNBA.

Ogień w WNBA tlił się już wcześniej, ale Clark dolała do niego kanister benzyny – uważa Sue Bird, pięciokrotna złota medalistka olimpijska.

Zupełnie innego zdania jest Sheila Johnson, amerykańska miliarderka i współwłaścicielka Washington Capitals (NHL), Washington Wizards (NBA) oraz Washington Mystics (WNBA). – Liga potrzebowała dwudziestu lat, by znaleźć się w miejscu, w jakim jest dzisiaj. W 2024 roku coś kliknęło. Stało się to z powodu draftu i za sprawą zawodniczek, które dołączyły do ligi. Nie tylko Caitlin Clark. Mamy teraz w WNBA naprawdę ogrom talentu. Nie możemy wszystkiego sprowadzać do jednej koszykarki. […] W temacie “efektu Caitlin Clark” chcę być bardzo dyplomatyczna. Wynika on ze sposobu, w jaki media rozgrywają kwestie rasowe. Będę tu szczera. Zasmuca mnie to, bo obserwowałam wiele czarnoskórych zawodniczek [org. players of color], które były równie utalentowane, ale nigdy nie doczekały się rozpoznawalności, na jaką zasługiwały – stwierdziła Johnson. – Czas, by się to zmieniło. Dlaczego “Time” nie może wyróżnić całej WNBA, a nie tylko Caitlin Clark?

– Dlaczego nie umieścić WNBA na okładce i stwierdzić, że jest to “Liga Roku 2024”? Z uwagi na wszystkie utalentowane zawodniczki, które występują w tych rozgrywkach! Jeśli wyróżniasz tylko jedną koszykarkę, to może powodować urazę u pozostałych. Nagle zaczynamy słyszeć historie o rasizmie w WNBA. Nie chcę słyszeć takich rzeczy. Musimy stać się silniejsi jako liga i szanować każdego z uwagi na jego talent – dodała miliarderka.

Sheila Johnson

Po tej kuriozalnej wypowiedzi kolejne gwiazdy amerykańskiego sportu postanowiły stanąć w obronie Clark.

Słuchajcie no, dziewczyny. Jesteście małostkowe. Jesteście małostkowe, dziewczyny. Po facetach bym się tego spodziewał, bo jesteśmy najbardziej niepewną siebie grupą na świecie, ale wy? Powinniście dziękować tej dziewczynie, że dzięki niej zaczęłyście wozić tyłki prywatnymi odrzutowcami. To ona przyniosła do WNBA pieniądze i ekspozycję. Przestańcie być małostkowe jak faceci. Skoro została nagrodzona, to jej pogratulujcie i tyle – wypalił w swoim stylu Charles Barkley.

Przy innej okazji dodał: – Czy rasa jest jednym z czynników, które pomogły Caitlin w zdobyciu kontraktów reklamowych? Tak. Ale jej dorobek mówi sam za siebie, a niektóre z dziewczyn zachowują się tak, jakby Caitlin nie zasługiwała na swoją pozycję. Ona zapracowała na wszystko, co ma. Za jej sprawą ja w ciągu ostatnich dwóch lat obejrzałem więcej kobiecej koszykówki uniwersyteckiej niż przez całe swoje dotychczasowe życie. Nie mogę już znieść tej małostkowości i zazdrości.

– Caitlin zasłużyła na nagrodę swoją postawą na parkiecie i poza nim – oceniła Chris Evert.

– Caitlin Clark zasłużyła na wszelkie wyróżnienia. Spadło na nią mnóstwo gówna, musiała się mierzyć z ogromnym sceptycyzmem, gdy dołączała do WNBA. Miała wiele do udowodnienia, a początek sezonu był dla niej bardzo trudny. Caitlin robi wszystko tak, jak powinna robić, a i tak cały czas spada na nią krytyka. WNBA dostało w swoje ręce kurę znoszącą złote jajka i na razie robi wszystko, by publicznie ją zdyskredytować. I to w momencie, gdy liga wzbudza rekordowo wysokie zainteresowanie. Caitlin zapewniła WNBA ogrom nowych możliwości, przyciągnęła za sobą widownie, pieniądze. Zamiast umniejszać jej osiągnięciom, cieszcie się z nich. Korzystajcie z tego. Róbcie wszystko, co w waszej mocy, by pokazać fanom, że warto oglądać nie tylko mecze z udziałem Caitlin – doradził Matt Barnes.

Sama Clark próbowała jakoś załagodzić sytuację. W wywiadzie udzielonym magazynowi “Time” doceniła rolę czarnoskórych koszykarek w rozwoju WNBA, a także przyznała, że – jako biała zawodniczka – jest uprzywilejowana. To z kolei rozwścieczyło środowiska – nazwijmy w wielkim uproszczeniu – konserwatywne. 22-latce zarzucono przyłączenie się do “kultury woke” i skapitulowanie pod medialną presją. Sprawę skomentowali choćby Ben Shapiro czy Megyn Kelly. – Zawodniczki z WNBA nienawidzą Clark, bo jest biała. To totalny rasizm – oceniła ta druga. – Widać, jak często ta dziewczyna jest prześladowana na parkiecie. Dlaczego? Bo czarnoskóre koszykarki chcą jej pokazać, kto tu rządzi. Halo! WNBA nie należy do was. WNBA nie należy do czarnych, tak jak tenis nie należy do białych. To Ameryka – każdy może grać, jeśli jest wystarczająco dobry. Ale one chcą widzieć Clark na kolanach. Chcą, żeby przeprosiła za to, że urodziła się biała. I dopięły swego.

***

A więc – i tak źle, i tak niedobrze.

Dla oszołomów z jednej strony barykady Caitlin Clark pozostaje sztucznie wykreowaną gwiazdeczką, która niezasłużenie przyćmiewa czarnoskóre koszykarki. Druga strona czuje się zaś przez nią zdradzona, bo gotowa była wziąć jej wizerunek na sztandary, a tymczasem 22-latka szybciutko się od niej odcięła. W jaki sposób te kontrowersje wpłyną na “efekt Caitlin Clark”? Jeszcze go wzmocnią, a może przygaszą? Przekonamy się już za kilka miesięcy. Kolejny sezon WNBA startuje w kwietniu.

I jedno jest akurat pewne – Clark znowu będzie taśmowo trafiać trójeczki i rozdawać asysty.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. NewsPix.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dariusz Mioduski twardo o sprzedaży Legii. “Kręcą się ludzie, instytucje, mam oferty”

Michał Kołkowski
3
Dariusz Mioduski twardo o sprzedaży Legii. “Kręcą się ludzie, instytucje, mam oferty”
Ekstraklasa

Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Patryk Stec
6
Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Koszykówka

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
16
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać
Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
6
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Komentarze

32 komentarzy

Loading...