Reklama

Taras Romanczuk: Sprawę z Marczukiem pokazano specjalnie, by złamać Jagiellonię [WYWIAD]

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

14 listopada 2024, 07:42 • 10 min czytania 33 komentarzy

Rozegrał dotąd cztery mecze w reprezentacji Polski i każdy był wyjątkowy. A to stawką był awans na EURO, a to rozpoczął w jedenastce pierwszy mecz turnieju z Holandią, a to strzelił gola w spotkaniu ze swoją pierwszą ojczyzną. – Piotr Zieliński to najlepszy zawodnik, z jakim dotąd grałem w piłkę – mówi w rozmowie z Weszło Taras Romanczuk. Kapitan Jagiellonii Białystok chwali również Antoniego Kozubala i tłumaczy, jak to się stało, że zespół z Podlasia kilka tygodni temu nagle zaczął świetnie łączyć granie we wszystkich rozgrywkach. Romanczuk wraca też do kontrowersyjnej sytuacji z Dominikiem Marczukiem, kiedy kamery wychwyciły, jak krzyczał na młodego zawodnika, a wszystko pokazały media. – Zrobiono to specjalnie. Chciano złamać Jagiellonię – przekonuje pomocnik.

Taras Romanczuk: Sprawę z Marczukiem pokazano specjalnie, by złamać Jagiellonię [WYWIAD]

Jakub Radomski: Który mecz w kadrze był dla ciebie trudniejszy do rozegrania – finał barażów o EURO 2024 przeciwko Walii, w którym pojawiłeś się na boisku, czy jednak spotkanie otwarcia mistrzostw, z Holandią, przegrane 1:2, które zacząłeś od pierwszej minuty?

Taras Romanczuk, pomocnik Jagiellonii Białystok i reprezentacji Polski: Chyba jednak Walia. To był mój drugi w ogóle mecz dla reprezentacji. Nie występowałem w kadrze od sześciu lat, a tu taka ogromna stawka, jaką był awans na turniej. Przed spotkaniem trochę myślałem o tym, o co idzie gra. Później, na szczęście, podszedłem do tego na zasadzie: „Trzeba wejść na boisko i zrobić jak najlepiej to, co jest do zrobienia”.

A Holandia to był najtrudniejszy przeciwnik, z którym w ogóle mierzyłeś się w swojej karierze? Mocno was przycisnęli, w zasadzie co kilka minut tworzyli zagrożenie pod polską bramką.

Byli bardzo dynamiczni. Wystarczało im kilka podań, żeby przedostać się do naszej szesnastki. Wielkie wrażenie robiła intensywność ich gry. Pod tym kątem to było na pewno jedno z najcięższych spotkań, w których grałem. Mogę je porównać do późniejszych meczów Jagiellonii z Ajaksem w Lidze Europy. Podobna półka, podobna też szybkość grania. Nigdy nie zapomnę gola Adama Buksy, który dał nam prowadzenie w meczu z Holandią. To było coś niezwykłego, wielka ekscytacja. Myślę, że mimo że oni miele wiele okazji i ostatecznie przegraliśmy 1:2, pokazaliśmy wtedy, że możemy sporo zrobić w starciu z przeciwnikiem, uchodzącym za zdecydowanego faworyta.

Reklama

Twój trzeci mecz dla Polski to spotkanie z Ukrainą. Stadion Narodowy, czerwiec tego roku. Polska, której masz obywatelstwo, kontra twoja pierwsza ojczyzna. Nie ukrywałeś przed spotkaniem, że bardzo chciałbyś zagrać. Nie dość, że wystąpiłeś od pierwszej minuty, to jeszcze zdobyłeś w pierwszej połowie bramkę, która dała Polsce niespodziewanie prowadzenie 3:0.

Pamiętam ją doskonale. Rzut rożny, Michał Skóraś świetnie dograł mi piłkę. Mam z tego dnia sporo wspomnień. Niestety, doznałem w tamtym meczu kontuzji i opuściłem boisko w drugiej połowie. Dużo bardziej myślałem o tym, żeby wyzdrowieć i pojechać na EURO. Bardzo to przeżywałem, ale siedziały też we mnie olbrzymie emocje po strzelonym golu. Mecz jeszcze trwał, gdy opuszczałem stadion. Jechaliśmy do szpitala na badania. Patrzyłem na będący obok nas Narodowy i miałem w głowie, że pół godziny wcześniej zdobyłem bramkę na tym fantastycznym obiekcie. Myślałem też o kibicach, którzy tłumnie szli na stadion, żeby obejrzeć mecz. Coś pięknego. Gdy skończę karierę, to będzie jedno z najwspanialszych wspomnień. Tym bardziej, że tamten uraz nie okazał się bardzo poważny.

Romanczuk po golu w meczu z Ukrainą (3:1)

Jesteś doświadczonym zawodnikiem. Twój klubowy trener z Jagiellonii, Adrian Siemieniec, powiedział, że w tym momencie kariery możesz wnieść do reprezentacji spokój. A od kogo z kadry możesz najwięcej nauczyć się na treningach?

Nie będę oryginalny – od Piotra Zielińskiego. To najlepszy zawodnik, z którym grałem, naprawdę. Jemu jest niezwykle ciężko zabrać piłkę. Jest niemożliwy podczas treningów, gdy robi te swoje zwody, zakosy. Niesamowicie wszechstronny gracz, który fantastycznie gra obiema nogami. Fenomen, po prostu.

Reklama

Na zgrupowaniu w Portugalii jest też z wami Antoni Kozubal. Wreszcie dostał powołanie, to podobna pozycja do twojej, dlatego ciekawi mnie, jak ty odbierasz i oceniasz jego potencjał. Widzisz go teraz na treningach, ale też wiem, że oglądasz sporo spotkań Ekstraklasy. Zresztą, mierzyłeś się już przeciwko niemu w obecnym sezonie (Jagiellonia przegrała w Poznaniu aż 0:5 – przyp. red.).

Antek to nie do końca moja pozycja. Uważam go za zawodnika bardziej do gry na „ósemce”, za piłkarza właśnie w typie Piotrka Zielińskiego. Jest rozbiegany, a jednocześnie świetny technicznie. Ze spotkania z Lechem pamiętam, że często podawał do kolegi, z reguły celnie i od razu wychodził na pozycję. Właśnie ta ruchliwość sprawia, że jest tak niewygodny i trudny do upilnowania.

Kozubal, ale też np. Kacper Urbański, to 20-latkowie.

Kiedy byłem w ich wieku, nie grałem w piłkę w żadnym poważnym klubie i miałem wiele wątpliwości. Niedługo później było EURO 2012, organizowane przez Polskę i Ukrainę. Pochodzę z Kowla. To tranzytowe miasto, leżące kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Polską. Pamiętam, że podczas EURO przez moje miasto przejeżdżały autokary pełne kibiców, udające się do Kijowa albo do Polski. Fajny czas – otwarte granice, ludzie sobie jeździli, kibicowali. Oby to jak najszybciej wróciło. A co do mnie – miałem dużo szczęścia, że w końcu trafiłem najpierw do Legionovii, a później do Jagiellonii, z którą osiągnąłem już kilka poważnych sukcesów.

Romanczuk z autorem wywiadu 

Gdy w 2014 roku, 10 lat temu, przenosiłeś się do klubu z Białegostoku, prowadził go Michał Probierz. Dziś pracujesz z nim w kadrze. Probierz obecny różni się od tego ze stolicy Podlasia?

Na pewno stał się bardziej spokojny, ale jednocześnie wciąż jest bardzo wymagający. To człowiek, który pragnął, ale i dalej pragnie, żeby jego zespół nie zatrzymywał się, tylko stale się rozwijał. A jeżeli coś pójdzie nie po jego myśli, chce, żeby drużyna potrafiła wyciągnąć wnioski z trudniejszego momentu.

Jak ty w ogóle patrzysz na potencjał reprezentacji Polski? Bliżej ci do Roberta Lewandowskiego, który jakiś czas temu stwierdził, że Polska raczej nie ma co liczyć na bardzo wysokie miejsce w wielkiej imprezie? Czy bardziej do np. Adama Buksy, który w wywiadzie dla Weszło z września tego roku stwierdził: „Ambicja nie pozwala mi powiedzieć, że Polska nie wygra turnieju”?

Spójrz na ostatnie EURO. Było trochę drużyn, których nikt nie faworyzował, a grały fenomenalnie. Taka Słowacja, Słowenia czy Gruzja. Wszystkie te trzy ekipy awansowały do fazy pucharowej. Uważam, że Polska spokojnie mogła być na ich miejscu. Mieliśmy trochę pecha, że trafiliśmy do bardzo mocnej grupy. Słowenia w grupie nie przegrała ani z Danią, ani z Anglią. W 1/8 finału do rzutów karnych dzielnie stawiała się Portugalii. Polska też jest drużyną, która jest w stanie grać jak równy z równym z najlepszymi zespołami Europy.

Porozmawiajmy o Jagiellonii. Co się z wami w pewnym momencie tego sezonu stało, że z drużyny, która skrajnie nie radziła sobie z grą na dwóch frontach, staliście się ekipą, wygrywającą w Ekstraklasie, w fazie grupowej Ligi Konferencji Europy i jeszcze nie zawodzącą w rozgrywkach Pucharu Polski?

Myślę, że musieliśmy przyzwyczaić się do tych realiów, trochę dopasować. W rozgrywkach europejskich trafiliśmy na norweski FK Bodo/Glimt, a później od razu na Ajax. Bardzo silni rywale, nie graliśmy wcześniej z zespołami z takiej póki. To nie było łatwe, ale bardzo się cieszę, że wyciągnęliśmy wnioski. W moim przypadku pewne znaczenie miał też fakt, że po EURO dostałem 10 dni wolnego. Byłem tydzień na wakacjach, wróciłem do treningów i później dość szybko był już mecz o stawkę.

Romanczuk w spotkaniu ligowym z Koroną Kielce (3:1)

Nie czułeś się wypoczęty?

Pierwszy miesiąc był ciężki, naprawdę. Czułem, że chłopacy są na innym etapie przygotowań. Na treningach, w prostych sytuacjach, widać było, że są szybsi ode mnie. Stykowe piłki? To samo. Inni je zgarniali. We wrześniu, podczas przerwy reprezentacyjnej, trochę mocniej popracowaliśmy. Poczułem się lepiej. Prawda jest taka, że w zasadzie bez optymalnego przygotowania zagrałem w tym sezonie już 22 mecze o stawkę.

Teraz jesteś gotowy fizycznie na 100 procent?

Tak myślę. Moje loty z Polski do Portugalii trochę się opóźniły i w poniedziałek ćwiczyłem indywidualnie. W pewnym sensie najgorsze nie było też to, że z powodu żółtych kartek nie mogłem zagrać w ostatnim ligowym spotkaniu Jagiellonii z Rakowem (2:2). Mam w tej chwili w sobie bardzo dużo energii.

Jaka jest jedna, najważniejsza rzecz, której nauczyłeś się od młodszego od siebie o dwa miesiące trenera Adriana Siemieńca?

Spokój, który on zachowuje w różnych sytuacjach, czy wygrywamy, czy przegrywamy. Choć ostatnio jest dużo więcej zwycięstw. To trener, który kontroluje sytuację, potrafi zarządzać meczami i te umiejętności płyną do nas. Adrian doskonale też wie, jakie przeprowadzać zmiany i kiedy. Podoba mi się również to, że zawsze można z nim porozmawiać i słucha piłkarzy.

Przykładem niech będą rozgrywki Pucharu Polski – odpadło z nich już dużo zespołów z Ekstraklasy, a my gramy dalej. Przed spotkaniem drugiej rundy przeciwko Chojniczance (Jagiellonia dość pewnie wygrała je 3:0 – przyp. red.) zasugerowałem trenerowi, że może byłoby dobrym pomysłem, abym wystąpił w pierwszym składzie. Rozegrałem 90 minut. Mogę powiedzieć w swoim imieniu, ale też pewnie w imieniu zespołu, że my czujemy się przez trenera Siemieńca słuchani i rozumiani. On często zmienia pewne rzeczy, bo rozumie nasze argumenty i nasze podejście. Uwierz mi, że to bardzo wiele.

Co ma w sobie ta Jagiellonia, że zdobyła w poprzednim sezonie mistrzostwo Polski, a czego nie miała kilka lat wcześniej, też z tobą w składzie, gdy była w lidze druga oraz trzecia?

Poprzedni sezon charakteryzował się mocno tym, że jeżeli mieliśmy korzystny wynik, np. prowadziliśmy 1:0, nie zatrzymywaliśmy się. Nie czuliśmy satysfakcji, szukaliśmy drugiego, trzeciego czy nawet czwartego gola. To mnie bardzo cieszyło, ale inni chłopacy też czerpali z tego frajdę. Spójrz na ostatni mecz sezonu – przyjeżdża do nas Warta, walcząca o utrzymanie, a my musimy wygrać, żeby zapewnić sobie upragniony tytuł mistrzowski. I już w pierwszej połowie strzelamy im trzy gole. My w tamtym spotkaniu kontrolowaliśmy grę. Zdarzało się, że mieliśmy piłkę na własnej połowie, ale gdy oni wychodzili nas pressować, ruszaliśmy do przodu i była radość. Czuliśmy, że Warta jest bezradna.

Trener Siemieniec powiedział nam kiedyś, że najlepszym bronieniem jest posiadanie piłki. Jagiellonia właśnie tak gra. Tego typu styl sprawia, że piłkarze cieszą się futbolem, choć my oczywiście też wprowadzamy w naszej grze pewne modyfikacje. Widać pewnie, że nie zawsze z „piątki” otwieramy grę krótkimi podaniami, ale nieco częściej przenosimy szybciej piłkę na połowę przeciwnika. Jesteśmy ofensywni, ale jednocześnie wyciągamy wnioski.

Siedzimy w Porto, na zgrupowaniu reprezentacji Polski. Z kadrą jest również twój były klubowy kolega, a obecnie zawodnik Realu Salt Lake City, Dominik Marczuk. Gdy Jagiellonia w ubiegłym sezonie remisowała u siebie w lidze 2:2 z Pogonią Szczecin, kamery Canal Plus pokazały scenkę, która rozegrała się tuż po zakończeniu spotkania. Marczuk w ostatniej akcji meczu zmarnował świetną szansę na 3:2, a ty po końcowym gwizdku zacząłeś na niego krzyczeć: „Do pustaka masz, co chcesz, kurwa, robisz! Ile można go głaskać, kurwa!”. Uspokajali cię koledzy z zespołu.

Uważam, że pokazano to ludziom specjalnie. Zostało to zrobione medialnie, żeby złamać Jagiellonię. Ludzie widzieli, że nam idzie i jesteśmy na ostatniej prostej do mistrzostwa kraju. Pytasz o to mnie, ale np. Dominik pewnie powiedziałby ci dokładnie to samo.

Wiesz, co działo się po tamtym meczu z Pogonią? Byłem z Dominikiem w ciągłym kontakcie, podobnie jak wielu chłopaków z zespołu, którzy zasypywali go wiadomościami w stylu: „Jak się czujesz? Głowa do góry, nie załamuj się”. Ja chyba o drugiej w nocy, gdy nie mógł spać, napisałem Dominikowi, że jeżeli ktoś będzie mówił coś krytycznego, to ja go zawsze obronię. Tak wyglądała prawda.

A że ktoś chciał sobie zrobić burzę medialną? W pewnym sensie mu się udało, ale nas to nie złamało. Jagiellonia dalej robiła swoje. Po tamtej sytuacji trochę unikaliśmy mediów, nie czytaliśmy komentarzy. Wyłączyliśmy się, skupiliśmy na celu. I niedługo później byliśmy mistrzami Polski.

WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:

Fot. Newspix.pl

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

33 komentarzy

Loading...