Reklama

Amorim żegna się z Lizboną w wielkim stylu! Gyokeres znokautował City

Mikołaj Wawrzyniak

Autor:Mikołaj Wawrzyniak

05 listopada 2024, 23:27 • 4 min czytania 1 komentarz

Dzisiejszy wieczór był wyjątkowy dla Rubena Amorima. Portugalczyk po ponad czterech latach pracy żegnał się z kibicami na Estadio Jose Alvalade. Trzeba przyznać, że trudno wyobrazić sobie lepsze zwieńczenie swojej przygody ze Sportingiem Lizbona niż starcie z Manchesterem City w Champions League. Tym bardziej, jeśli kończy się ono nokautem mistrzów Anglii, a wyprowadzającym ciosy jest twój niezawodny snajper, Viktor Gyokeres.

Amorim żegna się z Lizboną w wielkim stylu! Gyokeres znokautował City

Ostatnie dni w Lizbonie przebiegły pod znakiem oczekiwania na wyrok. Cała piłkarska Europa wieszczyła przeprowadzkę szkoleniowca Sportingu na Old Trafford. I rzeczywiście stała się ona faktem w miniony piątek. Niektórzy fani Lwów nie kryli wściekłości i rozczarowania z powodu opuszczenia Portugalii przez 39-latka. Marzyli o obronie mistrzowskiego tytułu pod jego wodzą.

Tym bardziej że maszyna Amorima jest w tym sezonie nie do powstrzymania. Sporting wygrał wszystkie dziesięć meczów ligowych, a w Champions League miał na swoim koncie siedem punktów po trzech grach. Pożegnanie trenera z Estadio Jose Alvalade zapowiadało się więc pasjonująco.

Mimo tego imponującego dorobku portugalski szkoleniowiec miał świadomość, z kim dziś przyszło mu się mierzyć. – Manchester City jest najlepszą drużyną świata z najlepszym trenerem świata – podkreślał przed meczem, cytowany przez „Sport TV Portugal”. Dodatkowym smaczkiem jest fakt, że już niedługo obaj spotkają się w derbach Manchesteru na angielskiej ziemi. Póki co, opiekun miejscowych nie miał zamiaru zaprzątać sobie tym głowy. – Nie myślę o tym. Jutro będę trenował Sporting i tylko Sporting. Jedenastego będę trenował Manchester United. Nie jestem naiwny, ale wiem, że wyciągniecie wnioski z wyniku. Teraz skupiam się na wygrywaniu dla Sportingu – mówił na wczorajszej konferencji prasowej Amorim.

Dzisiejsza potyczka była także pojedynkiem dwóch kilerów. Gyokeres kontra Haaland. Szwed strzelił w tej kampanii 20 goli w 16 starciach we wszystkich rozgrywkach, notując absolutnie sezon życia. Nie gorzej wiodło się strzelbie The Citizens. Norweg ma na swoim koncie 14 trafień w 14 meczach.

Reklama

Od początku spotkania w poczynaniach gospodarzy zauważalny był zbyt duży respekt do rywali. Sporting wyszedł na mecz pełen strachu, a ten najbardziej udzielił się Moricie, który stracił futbolówkę przed swoim polem karnym na rzecz Fodena. Anglik pomknął w kierunku bramki i mocnym strzałem pokonał Franco Israela, który w mógł w tej sytuacji zachować się lepiej.

Paraliż Lwów trwał w najlepsze, a The Citizens postanowili nie czekać na ich przebudzenie. Ich świetny pressing powodował mnożenie się strat podopiecznych Amorima. Gospodarze tylko się przyglądali, jak ekipa Guardioli rozgrywa piłkę i konstruuje kolejne groźne akcje. Swoje okazje mieli Kovacić, Bernardo Silva czy Nunes, ale z każdą minutą większej pewności nabierał golkiper miejscowych.

Co do pojedynku snajperów, to w pierwszych minutach aktywniejszy na boisku był Haaland. Jego partnerzy wykreowali mu cztery sytuacje strzeleckie, ale za każdym razem futbolówka nie chciała wpaść do siatki. Raz nawet jego strzał głową wybronił stojący na linii bramkowej… Gyokeres.

Gdy już o nim mowa, to Szwedowi przez długi czas udzielała się panika swoich kolegów z drużyny. Dowodem na to była pierwsza dogodna szansa na zdobycie bramki, kiedy po przechwycie futbolówki, stanął oko w oko z Edersonem. Gyokeres próbował lobować Brazyliczyka, ale zrobił to nieudolnie, zupełnie jak nie on. W 38. minucie starcia już się nie pomylił, zamieniając znakomite podanie Quendy na gola.

Reklama

Drugą połowę fenomenalnie rozpoczęli piłkarze Amorima. Już w 19. sekundzie podanie prostopadłe Goncalvesa wykorzystał Araujo, nie dając szans Edersonowi. Chwilę później Gvardiol przegrał pojedynek z Trincao i próbując się ratować, sfaulował skrzydłowego miejscowych. Sędzia Siebert nie miał wątpliwości, wskazał na wapno. Do piłki podszedł Gyokeres i oczywiście się nie pomylił.

Manchester City był oszołomiony. Potrzebował czasu, by wrócić do gry. Okazja do tego nadarzyła się w 69. minucie, kiedy do jedenastki po zagraniu ręką Diomande podszedł Haaland. Norweg nie miał jednak swojego dnia. Uderzył tylko w poprzeczkę.

Jak się strzela karne, pokazał mu ponownie Gyokeres, który tym samym upolował swojego hat-tricka. Goście już do końcowego gwizdka arbitra nie potrafili otrząsnąć się po przyjętych ciosach Sportingu. Szwedzki napastnik znokautował swoją skutecznością Haalanda, a Amorim pożegnał się z fanami w najlepszy z możliwych sposobów, efektownie pokonując mistrzów Anglii i jednego z głównych pretendentów do triumfu w całych rozgrywkach.

W niedzielę 39-latek po raz ostatni stanie za sterami Lwów z Lizbony. Jego ekipa zmierzy się na wyjeździe z Bragą. Z kolei Obywatele muszą skupić się na gonieniu Liverpoolu w tabeli Premier League. Szansą na zniwelowanie straty będzie sobotnia potyczka z Brighton.

Sporting Lizbona – Manchester City 4:1 (1:1)

Gyokeres 38′, 49′ karny i 81′ karny, Araujo 46′ – Foden 4′

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Złośliwi powiedzą, że to brak talentu uniemożliwił mu występy na piłkarskich salonach. Rzekomo zbyt często sprawdzała się słynna opinia kibica Podbeskidzia, by „grać na Wawrzyniaka, bo jest cienki”. On pozostaje jednak przy tezie, że Wawrzyniak w polskiej piłce może być tylko jeden i nie śmiał odbierać tego zaszczytnego miana Panu Jakubowi. Kibicowsko najbliżej mu do Lecha Poznań, ale jest koneserem całej naszej kochanej Ekstraklasy do tego stopnia, że potrafi odróżnić Bergiera od Bejgera. Od czasów trenera Rijkaarda lubi napawać się grą Barcelony, choć z nią bywało różnie. W wolnych chwilach często sięga po kryminały, zwłaszcza niestraszny mu Mróz.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

1 komentarz

Loading...