Jest na drodze do zostania miliarderem. Podobno każdego dnia budzi się na jachcie w innym kraju. Ma swoje biznesy oraz marki, które stworzył od zera. I wręcz co chwilę buduje kolejne. Conor McGregor ma co robić. I choć jego powrót do klatki wstrząsnąłby światem sportu, tak nie musi wcale nastąpić. Niewiele zmieniają też jego ostatnie przepychanki z Ilią Topurią.
– To mój najlepszy moment w karierze. Wcześniej nie miałem żadnych pieniędzy. Czekałem na wypłaty z opieki społecznej. A teraz mam sześćdziesiąt kafli bonusu i jeszcze potem dostanę swoją pensję – powiedział Conor McGregor w 2013 roku, tuż po swoim debiucie w UFC.
Jego wzlot ku gwiazdom zaczął się od pokonania Marcusa Brimage’a w pierwszej rundzie. Pokonania w na tyle spektakularnym stylu, że Dana White – uwielbiający mocne charaktery – nie mógł nie odpowiedzieć na żądanie Irlandczyka o przyznanie bonusu za walkę wieczoru. – Dana, sześćdziesiąt kafli, dziecinko! – krzyczał w klatce McGregor. I dostał to, co chciał.
Z perspektywy czasu kariera irlandzkiego fightera rozwijała się tak szybko, że trudno znaleźć podobny przypadek w świecie MMA. W nieco ponad rok od swojego wejścia do amerykańskiej organizacji McGregor był już jej najgłośniejszą, najcenniejszą postacią. A w międzyczasie rosła też jego fortuna.
Syn hydraulika i barmanki dostawał wszystko, co sobie zaplanował. Jak wspominał jego kumpel z dzieciństwa, Tom Egan, nastoletni McGregor zatrzymał się jednego dnia przy kiosku, spoglądając na okładkę magazynu “The Ring”. Przed dłuższy moment wpatrywał się w trzymającego gardę Floyda Mayweathera. I wizualizował sobie, jak kiedyś sam znajdzie się w miejscu Amerykanina.
Ostatecznie McGregor nie tylko został gwiazdą sportu jak “Pretty Boy”. Nie tylko wyszedł z nim do ringu, w ramach swojej pierwszej i jedynej walki bokserskiej. Ale też zbudował imperium finansowe, które zaczyna dorównywać temu Floyda. W październiku na platformie “X” milionowe zasięgi zdobył wpis fanpage’u MMA z żartem, że Irlandczyk żyje na jachcie i każdego dnia pojawia się w obcym kraju, robiąc losowe rzeczy. Sam zainteresowany… podał go dalej.
Chandler, Topuria, a może nikt?
W 2024 roku McGregor jest biznesmenem, aktorem, ikoną popkultury. A sportowcem? Na pewno toczy grę, która zakłada, że jego wielki comeback może nastąpić zawsze i wszędzie. To mu się bez wątpienia bardziej opłaca, niż jasne ogłoszenie emerytury. Fakty są jednak takie, że ostatnią walkę (z Dustinem Poirierem, przegraną przez problemy medyczne) Irlandczyk stoczył w lipcu 2021 roku. Ponad trzy lata temu.
Wrócić do UFC miał oczywiście całkiem niedawno, aby zmierzyć się ze zdeterminowanym Michaelem Chandlerem. Ale wraz ze zbliżającym się terminem pojedynku, trudno było dostrzec glosy stuprocentowej pewności, że McGregor faktycznie wyjdzie do klatki. I stało się: “The Notorious” ogłosił, że z powodu złamanej stopy jednak z Amerykaninem się nie zmierzy. Wcześniej nic nie wyszło też z (mocno życzeniowych) spekulacji, że może McGregor zostałby twarzą jubileuszowego UFC 300.
Jak jednak wspomnieliśmy: 36-latek zniknąć z radaru nie chce. I po spektakularnym zwycięstwie Illi Topurii na gali UFC 308 rozpoczął swoje stare gierki. Prowokował Hiszpana w social mediach, sugerując, że ten jest “dobrym fighterem, ale za małym na cokolwiek wielkiego”. Stwierdził też, że sam jest bardziej hiszpański niż Topuria, który w końcu urodził się w Niemczech, a wychował w dużej mierze w Gruzji.
– Nawet nie wiem, co powiedzieć. J*bać go – nie pozostawał dłużny mistrz wagi piórkowej. – Jest fałszywy. Za każdym razem udaje, że wróci. Obraża każdego w UFC. Mówi przy tym, że na wszystko ma wywalone. Gościu, jesteś chory. Masz nie po kolei w głowie. Musisz nauczyć się szacunku. Jak respektować ludzi. Bo skończysz bardzo, bardzo źle. […] Zamknij się i nie wchodź mi w drogę przenigdy, bo cię rozj*bię, kiedy tylko cię zobaczę.
Spokojniejszą odpowiedź na zaczepki McGregora miał trener Topurii, Jorge Climent: – Jeśli McGregor naprawdę chcę kontynuować karierę, to pieniężna walka zawsze jest dobrą walką. Ale nie wiem, czy Topuria jest dla niego odpowiedni. Nie postrzegam też obecnie McGregora jako fightera. Bardziej jako gwiazdę filmową. Wiecie, nie wiem, czy jest naprawdę jest skoncentrowany [na sporcie]. Natomiast Ilia jest wielkim, wielkim profesjonalistą – skwitował.
Oczywiście poprzez słowo “odpowiedni” trener Climent odnosił się obecnych rozmiarów McGregora, który w ciągu ostatnich lat zyskał olbrzymią masę mięśniową. To sprawia, że jego występ w obecnej wadze Topurii, czyli piórkowej (w której też “The Notorious” startował w trakcie kariery), byłby raczej niemożliwy. Ba, nawet załapanie się do wagi lekkiej (70 kilogramów) byłoby dla obecnego Irlandczyka olbrzymim wyzwaniem.
Te kwestie utrudniają też zestawienie McGregora z Seanem O’Malleyem, który podkreślał, że jego marzeniem byłoby starcie ze słynnym Irlandczykiem. Do tego stopnia, że byłby w stanie podskoczyć w klasie wagowej (z koguciej do piórkowej). Fani, a nawet zawodnicy, mogą zatem zachęcać, spekulować, ale na drodze do powrotu McGregora do UFC jest wiele przeszkód.
Nieprzypadkowo jednak Irlandczyk postanowił aż tak się rozrosnąć. Mięśnie dobrze wyglądają w oku kamery oraz w Hollywood.
Biznes, baby
Nikt nie zweryfikował tych słów, ale Conor McGregor zarzeka się, że został najbardziej kasowym debiutantem w historii amerykańskiego przemysłu filmowego. Za swój udział w filmie “Road House”, w którym główną rolę zagrał Jake Gyllenhaal, Irlandczyk miał otrzymać lepszą gażę niż Dwayne Johnson w 2001 roku za grę w filmie “Mumia Powraca”. A mowa tu o więcej niż 5.5 milionach dolarów – bo tyle dostał swego czasu “The Rock”.
Gyllenhaal, który w Road House gra emerytowanego zawodnika UFC, pojawił się swego czasu na gali federacji Dany White’a. Towarzyszył mu zresztą sam McGregor, którego osoba była zapewne nieoceniona przy promocji filmu. Road House po premierze pobiło rekord platformy Amazon Prime, zbierając w dwa tygodnie ponad 50 milionów odtworzeń.
– Bez wątpienia jestem szczęśliwym irlandzkim skur*ysynem. Udało mi się to w pełni. Jestem teraz tak wysoko, jak to tylko możliwe w grze Hollywood. Miałem możliwość towarzyszyć na planie Jake’owi Gyllenhaalowi, pracować z reżyserem Dougiem Limanem, który robi fenomenalne filmy. Jestem szczęśliwym facetem – zachwycał się Conor.
CZYTAJ TEŻ: NIEDOSZŁY FUTBOLISTA, ŚWIETNY WRESTLER I GWIAZDA. JAK THE ROCK STAŁ SIĘ WIELKI
W ten sposób były mistrz UFC zaliczył swój debiut w Hollywood. I choć nie możemy brać jego słów oraz przechwałek za pewnik, na pewno był to debiut udany, patrząc na liczby. Tak się zresztą składa, że poza klatką McGregor potrafił wszędzie wchodzić z buta. Przypatrzmy się jego biznesom.
Pierwsze wielkie kontrakty reklamowe Irlandczyk zaczął oczywiście kolekcjonować niedługo po tym, jak spektakularnie wszedł do UFC. Stał się jednym z ambasadorów Reeboka. Nawiązał współpracę z Burger Kingiem, Beats by Dre, Wynn Resorts czy Monster Energy. W jego stronę rzuciło się też Electronic Arts, które koniecznie chciało twarzy McGregora na okładkach gier ze świata mieszanych sztuk walki.
Już tamte umowy zapewniały McGregorowi miliony dolarów. Irlandczyk chciał jednak nie tylko korzystać na popularności, ale i być panem swojego losu. Stąd w 2018 roku wraz z dwoma wspólnikami stworzył markę whisky, Proper Twelve. Jej promocja ruszyła jednak jeszcze o rok wcześniej, w okolicach walki z Floydem Mayweatherem, która zresztą pozwoliła Irlandczykowi zarobić 130 milionów dolarów.
Jak sami zresztą możecie pamiętać: McGregor wciskał Proper Twelve wszędzie, gdzie się dało. Jego wizerunek idealnie zgrywał się z marką alkoholu. Tak jak raczej nie sposób uwierzyć, żeby Lionel Messi regularnie zajadał się Laysami, a LeBron James raczył Sprite’em, tak nietrudno było sobie wyobrazić Conora ze szklaneczką whisky. Patrząc na wyniki finansowe: to po prostu działało.
Bo zaledwie trzy lata po założeniu Proper Twelve, McGregor wraz z Audiem Attarem oraz Kenem Austinem, sprzedali swoje udziały w spółce za… około 600 milionów dolarów. Tyle była w stanie wyłożyć amerykańska firma Proximo Spirits, która produkuje m.in. znaną miłośnikom meksykańskich alkoholi tequilę Jose Cuervo.
McGregor zaznaczył, że Proper Twelve zawsze będzie “jego dzieckiem” i nie zrezygnuje z dalszego wspierania oraz reklamowania tej marki. Bez wątpienia kluczowe było jednak dla niego, że dzięki wspomnianej sprzedaży uzbierał kapitał, który mógł wykorzystać na inne inwestycje.
A tych ma całe mnóstwo. Już w 2020 roku Irlandczyk postanowił pójść za ciosem i stworzyć konkurencję dla Guinnessa, w postaci ciemnego piwa Forged Irish Stout. A żeby to wszystko połączyć, stał się też właścicielem pubu, czyli Black Forge In. Jego lokalizacja przypada na Dublin, ale McGregor podkreślał już, że planuje rozrastać się nie tylko poza to miasto, ale w ogóle Wielką Brytanię.
To oczywiście długofalowe plany, ale Irlandczyk w ostatnich latach był niezwykle zaangażowany w rozwój Black Forge In. Wykorzystując swoje znajomości, pozapraszał do pubu takie postacie jak Snoop Dogga, Kevina Harta czy Danę White’a, który nie zapomniał też pochwalić przybytku McGregora w trakcie konferencji prasowej UFC. – Byliście kiedyś w jego miejscu w Irlandii? Jest zajebiste. Black Forge. Mają świetną restaurację. Naprawdę dobrze się tam bawiłem – mówił. W międzyczasie do miejscówki Conora wpadł też Paddy Pimblett, który nagrał z niej vloga na swój kanał Youtube.
– Mam pięć kolejnych pubów w fazie produkcji, konstrukcji oraz renowacji – opowiadał natomiast sam McGregor w 2023 roku. – Chciałbym, żeby pojawiły się też w Stanach Zjednoczonych oraz na całym świecie.
Gdzie jeszcze możemy trafić na produkty irlandzkiego fightera? Choćby w branży energetyków. Marka “Buckled Up” wydała na początku października 2024 roku smak “Irish Apple”, z McGregorem na grafice puszki. Conor niedawno zaczął też promować swój… popcorn. Warto dodać – popcorn proteinowy, co idealnie wpisuje się w obecny trend dodawania białka serwatkowego do każdego możliwego produktu spożywczego.
Idąc dalej: możemy też ubrać się jak McGregor. O co chodzi? Wróćmy do początków Irlandczyka w UFC, kiedy nie hamował się z wydawaniem kroci na garnitury. Najsłynniejszy założył jednak w trakcie promowania walki z Mayweatherem. Na niebieskim materiale marynarki dało się dostrzec wykonane małą czcionką “fuck you”. Ten napis pokrywał całą sylwetkę McGregora. Kto stworzył taki garnitur? David August. Rok później Conor postanowił nawiązać z nim stałą współpracę, wypuszczając odzieżową markę “August McGregor”. To doskonale pokazywało, jak Irlandczyk wszędzie potrafił wypatrzyć okazję do nowego biznesu.
Inny przykład: przed pierwszym z pojedynków z Dustinem Poirierem w 2021 roku, kiedy Irlandczyk notował swój oczekiwany comeback po roku nieobecności w UFC, mogliśmy usłyszeć o jego nowej aplikacji. McGregor FAST to nic innego jak typowe narzędzia do śledzenia swoich postępów treningowych czy odkrywania różnych ćwiczeń oraz metod.
Będzie jak Jordan, Woods i LeBron?
Na koniec zostają nam dwa projekty, które zapewne będą oczkiem w głowie McGregora. Po pierwsze, organizacja walk na gołe pięści – Bare Knuckle Fighting Championship – której Irlandczyk stał się częściowym właścicielem. Po drugie, wytwórnia muzyczna ulokowana w Dublinie, czyli Greenback Records, którą McGregor założył z Richardem Buckiem i Julianem O’Brienem.
Jeśli chodzi o BKFC – tu zapewne ambicja McGregora każe mu myśleć, że stworzy produkt rywalizujący z UFC i celujący w tą samą grupę docelową. Greenback Records natomiast choć jest na samym swoim początku, już podpisało umowy z dwiema postaciami, które niegdyś znaczyły bardzo wiele w świecie muzyki. To raper Xzibit, który ostatnią płytę wydał w 2012 roku, a także producent muzyczny Damion “Damizza” Young, niegdyś współpracujący z Janet Jackson, Dr Dre czy Ice Cubem.
Wszelkich biznesów Conora oraz jego śladów na światowych rynkach jest zatem bardzo, bardzo wiele. Nic zatem dziwnego, że spekuluje się, iż Irlandczyk może w przyszłości dołączyć do Michaela Jordana, LeBrona Jamesa czy Tigera Woodsa, zostając kolejnym sportowcem-miliarderem.
– Jeśli o to chodzi, na pewno znajduje się na dobrej drodze – analizował biznesowy potencjał McGregora finansowy ekspert Rob Wilson w rozmowie z “Grosvenor Sport”. – Przejście od setek milionów dolarów do zostania miliardem jest niełatwe, ale to możliwe. Wiele zależy od jego stylu życia oraz inwestycji, które robi. Tego, czy zaangażuje się we właściwe projekty, a także nieruchomości oraz potencjalnie giełdę. Sporo może dać mu też rozwój kariery w Hollywood. Na pewno nigdy nie zabraknie mu paru drobnych.
Choć kibice UFC na całym świecie zrobiliby wiele, aby tylko zobaczyć Conora McGregora ponownie w klatce, trzeba patrzeć realistycznie. Irlandczyk może być już na etapie, w którym przede wszystkim analizowałby, czy ewentualna porażka nie zadziałaby negatywnie na jego wizerunek, a co za tym idzie – potencjał marketingowy jego licznych biznesów. Sportowy głód schodzi po prostu na dalszy plan.
Tymczasem pieniądze, które zarobiłby z walki z – przykładowo – Illią Topurią nie zrobiłyby już na nim wrażenia. A 60 tysięcy dolarów bonusu, który zachwyciły go w 2013 roku, stały się dla niego groszami. Stąd spodziewajmy się jednego: Conor będzie gadał. Ale faktyczny powrót do UFC? Ten może już nie nastąpić.
Czytaj więcej o UFC:
- Owczarz: Nie czuję, żebym przegrała walkę z Martą Linkiewicz [WYWIAD]
- Wojownik z Okinawy. Czy Tatsuro Taira będzie pierwszym japońskim mistrzem UFC?
- Israel Adesanya potrzebuje spadochronu od zaraz
Fot. Newspix.pl