Reklama

Barbara Bieganowska-Zając. Złota królowa ostatniego okrążenia

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

07 września 2024, 13:50 • 14 min czytania 3 komentarze

Zrobiła to ponownie. Wygrała w stylu, do którego wszystkich przyzwyczaiła – w szczególności swoje rywalki. W paralimpijskim biegu na 1500 metrów kobiet w kategorii T20 istnieje pewna niepisana zasada. Brzmi ona – jeżeli na ostatnich dwustu metrach Barbara Bieganowska-Zając biegnie w czołówce to znaczy, że już wygrała ten bieg. W Paryżu Polka po raz piąty w karierze została złota. Po raz czwarty z rzędu na dystansie 1500 metrów. I pomyśleć, że mogłaby zdobyć jeszcze więcej medali, lecz występów na dwóch paraigrzyskach pozbawiła jej… hiszpańska drużyna koszykówki.

Barbara Bieganowska-Zając. Złota królowa ostatniego okrążenia

Historia Barbary Bieganowskiej-Zając pierwotnie ukazała się w serwisie “Kierunek Tokio”, tworzonym przez Weszło w latach 2019-2021.

***

Kiedy zadzwoni dzwonek

Londyn. Rio de Janeiro. Tokio. Wszędzie tam była złota i wszędzie wygrywała tak samo. W Japonii na czterysta metrów do mety stawce przewodziła jeszcze Ludmiła Danilina, ale zaraz obok niej biegła nasza mistrzyni. Trzysta metrów – jeszcze za wcześnie na atak. Dwieście pięćdziesiąt – wciąż biegną ramię w ramię, Ukrainka nawet delikatnie wychodzi na prowadzenie.

Dwieście metrów. W tym momencie Bieganowska-Zając rozwiewa wszelkie wątpliwości. Włącza zabójczy finisz, odtąd biegnie wyłącznie w swojej lidze. I choć do pobicia własnego rekordu świata zabrakło jej wówczas nieco ponad czterech sekund, to w takich warunkach, na mokrym tartanie i przy nieustannie padającym deszczu czas 4:27.84 s zrobił wielkie wrażenie. Druga Danilina – ta sama, która dwieście metrów temu biegła tuż obok Polki – melduje się na mecie prawie pięć sekund później.

Reklama

Trzy lata później scenariusz właściwie się powtórzył. Bieganowska-Zając – która na karku ma już przecież 43 lata – znów czekała do ostatniego kółka. Tym razem ruszyła nieco wcześniej, jakieś 300 metrów przed metą. A gdy przyspieszyła, to rywalki nie miały szans i mogły tylko oglądać jej plecy. Polka wpadła na metę w czasie 4:26.06 s, a druga była… Danilina. Dla Bieganowskiej-Zając było to już piąte złoto olimpijskie. Na najwyższym stopniu podium staje nieprzerwanie od Londynu, a pierwszy raz mistrzynią paralimpijską została jeszcze w Sydney!

Poza złotymi medalami ma też w swoim dorobku jeszcze brąz w biegu na 400 metrów z Rio. I jak na ironię, to właśnie bieg o najmniej cenny krążek przysporzył jej największą popularność. Ale opowiedzmy jej historię od początku, bo przecież fenomenalne wyniki zawodniczki nie wzięły się znikąd.

Urodzona biegaczka

Polka już od dziecka wręcz uwielbiała aktywnie spędzać wolny czas. Biegała dosłownie wszędzie – do tego stopnia, że kiedy jej rodzeństwo wybierało się nad jezioro na rowerach, dziewczynka po prostu biegła za nimi. Motywował ją do tego również brat. Dumny posiadacz motoru WSK mówił siostrze, że jeżeli ta go dogoni, będzie mogła liczyć na przejażdżkę razem z nim.

Pomimo sielankowych wspomnień przytaczanych w wywiadach przez samą zawodniczkę dodajmy, że nie miała łatwego dzieciństwa. Choć sama pochodzi z Frączkowa pod Nysą, większość lat młodości spędziła w odległym o nieco ponad dwadzieścia kilometrów Grodkowie. Kiedy mała Basia miała siedem lat, jej ojciec zginął w wypadku w kopalni, pozostawiając żonę z sześciorgiem dzieci. Dziewczynka już wcześniej przejawiała kłopoty z koncentracją i zapamiętywaniem. Tragedia tylko pogłębiła problem, a kiedy w wieku dziewięciu lat wykonano jej badania, wniosek był jeden – dziecko należało skierować do Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego. Wpływ na to miała również trudna sytuacja materialna w rodzinie.

W ośrodku spotkała nauczyciela wychowania fizycznego, Janusza Korcalę. Ten od razu dostrzegł talent dziewczynki i zapisał ją na Bieg Olimpijczyka. To były uliczne zawody otwarte, w których udział brali zarówno uczennice, jak i uczniowie różnych szkół. Jakież było zdziwienie organizatorów, kiedy bieg wygrała dziewczyna, w dodatku z placówki specjalnej. Nauczyciel postanowił więc pójść za ciosem i nakłonił Bieganowską do dalszych startów. Choć podejrzewamy, że długo nie musiał przekonywać swojej podopiecznej, gdyż ta sama garnęła się do tego sportu.

Reklama

I tak zaczęła wygrywać bieg za biegiem. Doszło nawet do tego, że na mistrzostwach województwa zwyciężyła w dwóch startach jednego dnia. Za pierwszym razem wystartowała w kategorii starszych zawodniczek, gdzie wygrała. Okazało się jednak, że nastąpiła pomyłka, a Barbara powinna biec w swojej kategorii wiekowej, więc po zwycięstwie po prostu ją zdyskwalifikowano. Ale to nie stanowiło dla niej problemu. Dziesięć minut później stanęła na starcie z rówieśniczkami i ponownie dobiegła do mety na pierwszej pozycji.

Złoty debiut

Była naturalnym talentem z zapałem do pracy. Przy takim połączeniu oraz braku kontuzji sukcesy musiały nadejść. I tak w istocie się stało, zawodniczka wygrywała mistrzostwa Polski juniorek – mowa oczywiście o zawodach dla pełnosprawnych sportowców. Ale startowała również w biegach dla osób z niepełnosprawnościami, co zbiegło się w czasie z ważnym wydarzeniem dla sportowców posiadających dysfunkcję intelektualną. Otóż na igrzyskach paralimpijskich w Atlancie w 1996 roku, po latach walk w gabinetach, w końcu dopuszczono zawodników z tego rodzaju wadami do startów. Wprawdzie na nie Bieganowska jeszcze się nie załapała – miała dopiero piętnaście lat – ale na występ w następnej edycji mogła już liczyć.

Igrzyska Paralimpijskie Sydney 2000 do dziś pozostają najbardziej udaną imprezą dla polskich sportowców z niepełnosprawnościami od czasu upadku PRL-u. Polacy wywalczyli na nich aż 53 medale. I choć w Atenach udało się zdobyć jeden krążek więcej, to do wyniku dziewiętnastu złotych krążków żadne igrzyska w czasach wolnej Polski nie mają nawet podjazdu. Jednym z nich było złoto na dystansie 800 metrów kobiet w kategorii T20, oznaczającej niepełnosprawność intelektualną. Wprawdzie dla Bieganowskiej-Zając był to paralimpijski debiut, ale to nie znaczy, że nie jechała do Sydney w roli faworytki. Już dwa lata wcześniej w Birmingham wywalczyła mistrzostwo świata na tym samym dystansie. Miała wtedy zaledwie siedemnaście lat.

CZYTAJ TEŻ: MIŁOŚĆ I LEKKOATLETYKA. TARA I HUNTER, CZYLI NAJBARDZIEJ VIRALOWY ZWIĄZEK (PARA) IGRZYSK

To właśnie Sydney Polka wspomina jako najlepsze paraigrzyska, w których dane jej było wziąć udział. Była to pierwsza tak daleka podróż, w dodatku samolotem. W Australii zachwyciło ją wszystko, od atmosfery w wiosce olimpijskiej jak i na stadionie, po same warunki i udogodnienia, takie jak automaty z darmowymi napojami i przekąskami dla zawodników. Zaiste, dla młodej dziewczyny z kraju mozolnie odradzającego się po latach socjalizmu były to prawdziwe luksusy. To ostatnie na szczęście nie uszło uwadze trenerów, którzy zakazali jej objadać się przed startem.

I choć Polka akurat posłuchała tej porady, to nie zastosowała się do innej. W trakcie samego biegu, niesiona atmosferą trybun od razu mocno ruszyła do przodu, odstawiając resztę rywalek. Trenerzy krzyczeli do niej żeby zwolniła obawiając się, że nie wytrzyma narzuconego przez siebie tempa. Bieganowska nie dość, że wytrzymała, to jeszcze wpadła na metę z nowym rekordem świata w klasyfikacji T20 – 2:08:40 s.

Nikt nie spodziewał się hiszpańskich oszustów

To były narodziny nowej gwiazdy sportu paralimpijskiego. Biegaczki, która miała wszystko by zdominować biegi średniodystansowe. Zawodniczki tak dobrej, że z powodzeniem rywalizującej z pełnosprawnymi sportowcami. Być może nawet światowej twarzy sportowców z niepełnosprawnością umysłową.

I wtedy wszystko zniweczyli Hiszpanie. A konkretnie ich drużyna koszykówki występująca właśnie w kategorii sportowców niepełnosprawnych intelektualnie.

To do dziś jedna z największych afer związanych ze sportem paralimpijskim. Otóż w czasach gdy zawodnicy z problemami natury umysłowej dopiero wkraczali na paraigrzyska, pomysł ten budził sporo kontrowersji. No bo jak można było określić, czy ktoś nadaje się do takiej kategorii? Międzynarodowy Komitet Paralimpijski (IPC) postanowił nie brudzić sobie rąk kontrolami. I tak podczas pierwszych dwóch imprez, na których paralimpijczycy umysłowi byli obecni – Atlanty i Sydney – zatwierdzano ich na podstawie badań prowadzonych przez poszczególne krajowe komitety. A te nie zawsze okazywały się prawdziwe.

W ten sposób Hiszpanie posłali do Australii aż dziesięciu (z dwunastu) zawodników, którzy byli całkowicie zdrowi! Jednym z nich był Carlos Ribagorda – dziennikarz, który dowiedział się o całym procederze, więc postanowił poznać go od środka. Kiedy Hiszpanie wygrali turniej, Ribagorda ujawnił aferę oraz odesłał swój medal i strój do IPC.

Oszustwo na tak szeroką skalę wywołało natychmiastową i drastyczną reakcję komitetu. Igrzyska paralimpijskie dla niepełnosprawnych intelektualnie zostały zamknięte na kolejne dwie edycje. W ten sposób różnego rodzaju krętacze zniszczyli marzenia wielu sportowców o możliwości startu w najważniejszych zawodach w ich życiu. Wśród nich znalazła się Barbara Bieganowska-Zając która przecież w Atenach i Pekinie startowałaby w najlepszym wieku dla biegaczki – miałaby odpowiednio 23 i 27 lat.

Sportowcy z dysfunkcjami natury umysłowej powrócili do rywalizacji dopiero podczas paraigrzysk w Londynie.

„Sport jest jeden”

W tym czasie Bieganowska – wtedy występująca pod nazwiskiem Niewiedział – nie przerwała kariery, choć ta oczywiście znacznie zwolniła. Dalej uprawiała sport, z powodzeniem startując ze zdrowymi rywalkami, a w szczególności upodobała sobie występy halowe oraz biegi przełajowe. W jednych i drugich osiągała wyniki, których niejedna zawodniczka by się nie powstydziła. W 2007 roku podczas halowych mistrzostw Polski zdobyła brązowy medal w biegu na 3000 metrów. Lepsze od niej były tylko Sylwia Ejdys, która w tym samym sezonie triumfowała na światowych igrzyskach wojskowych w biegu na 1500 metrów, oraz sama Lidia Chojecka – jedna z naszych najbardziej utytułowanych biegaczek średnio i długodystansowych. Ta ostatnia niecałe dwa tygodnie później została podwójną halową mistrzynią Europy na 1500 i 3000 metrów.

Rok później Bieganowska poprawiła swój rezultat, zostając na tym samym dystansie wicemistrzynią Polski. Pokonała ją tylko Renata Pliś, uczestniczka igrzysk olimpijskich w Londynie i multimedalistka mistrzostw kraju zarówno w hali jak i na stadionie. Tu możemy poruszyć kwestię, która nurtowała wielu kibiców, a niektórym zdarzało się mało taktownie pisać o niej nawet pod zdjęciami biegaczki w mediach społecznościowych. Czy też wręcz po prostu stwierdzić, że nie jest ona osobą niepełnosprawną.

Barbara Bieganowska-Zając

Bo istotnie, nie wygląda na osobę niepełnosprawną – wszak jej dolegliwość nie dotyczy stricte fizycznej strony. W błędzie będą również ci którzy łączą tego typu dolegliwości ze specyficznym zachowaniem. Nie, drodzy państwo, nie każda osoba z opóźnieniem intelektualnym musi zachowywać się i mówić jak Forrest Gump. Przeciwnie, Bieganowska-Zając wypowiada się bardzo elokwentnie i po prostu normalnie.

–  Nie radzę sobie ze sprawami papierkowymi, jest wiele rzeczy, których nie potrafię zrobić. Niestety defekt intelektualny, chociaż nie jest zawsze widoczny, w sobie mam. Przebywając z normalnymi osobami, człowiek się uczy od nich odpowiedniego zachowania, słownictwa, kultury bycia. To nie jest tak, że osoba niepełnosprawna intelektualnie musi się zaraz jakoś szczególnie zachowywać. Niestety startując w kategorii T20 jesteśmy narażeni na wyśmianie i to na pewno nie jest przyjemne. Trzeba sobie z tym radzić… – powiedziała w wywiadzie dla strony festiwalbiegowy.pl

Oczywiście tego rodzaju niepełnosprawność wpływa również na treningi. Mariusz Żabiński – trener zawodniczki, który prowadzi nią od 2003 roku – tłumaczy, że Barbara czasami po prostu nie zapamiętuje jego poleceń. Także na zawodach, podczas biegów. Jej zapał do pracy momentami bywa również szkodliwy dla niej samej. Kiedy nie czuje się zbyt zmęczona po treningu, sama dokłada sobie obciążenia, narażając się na kontuzję lub przemęczenie organizmu. Nie pojmuje, że taka a nie inna intensywność jednostki treningowej w danym momencie służy czemuś w przyszłości. To, że potrafi rywalizować z pełnosprawnymi sportowcami świadczy tylko i wyłącznie o jej wielkiej klasie, ale w żaden sposób nie ujmuje jej niepełnosprawności. Zresztą sama zawodniczka nie jest zwolenniczką dzielenia sportowców na zdrowych i niepełnosprawnych.

– Sport jest jeden i to niezależnie, kto ten sport uprawia. Nieważne czy to jest osoba pełnosprawna, czy niepełnosprawna – powiedziała w wywiadzie dla portalu Nowiny Nyskie.

Wielki powrót

W czasie przymusowej przerwy od startów paralimpijskich Bieganowska-Zając mogła się skupić również na założeniu rodziny. W 2003 roku przyszła na świat jej pierwsza córka, Wiktoria. Cztery lata później biegaczka urodziła drugą córkę, Martynę. Pomimo tego, że zawodniczka cały czas startowała, musiała uczęszczać również do zwykłej pracy. Bez występów na igrzyskach paralimpijskich nie mogła liczyć na rozgłos, a co za tym idzie – na jakąkolwiek pomoc sponsorów. Kiedy sytuacja tego wymagała, Bieganowska jeździła na prace sezonowe do Holandii.

Przełom nadszedł, gdy IPC ogłosił ponowne dołączenie konkurencji dla osób niepełnosprawnych intelektualnie do programu igrzysk, a miało to nastąpić w Londynie. Biegaczki z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu lekkim mogły wystartować tam w biegu na 1500 metrów. Dla Polki była to sytuacja idealna, gdyż sama lepiej czuła się na tym dystansie, niż na ośmiu setkach. Dodatkowo rok wcześniej mogła sprawdzić się na tle rywalek podczas lekkoatletycznych mistrzostw świata osób niepełnosprawnych, gdzie zajęła drugie miejsce. Pokonała ją Polka, Arleta Meloch, dla której był to rewanż za paralimpijski finał w Sydney – wtedy to ona była druga.

W Londynie kwestia złotego medalu również rozstrzygała się pomiędzy dwiema Polkami. Podobnie jak w Sydney, Bieganowska od początku narzuciła mocne tempo, a za nią podążały Meloch oraz Bernadett i Ilona Biacsi – węgierskie siostry-bliźniaczki, a prywatnie dobre koleżanki Barbary, z którymi nasza zawodniczka często trenowała. Wraz z dzwonkiem oznaczającym ostatnie czterysta metrów zaatakowała Arleta Meloch, ale za nią jak cień podążała Bieganowska.

Liderka co chwilę oglądała się za siebie w nadziei, że nie znajdzie tam swojej wielkiej rywalki. I zaiste, na dwieście metrów przed metą Barbary już tam nie było. Bo to, czym do dziś charakteryzuje się jej bieganie, to wręcz zabójczy finisz. Bieganowska wykrzesała z siebie niesamowite pokłady energii, deklasując swoją rodaczkę i słusznie pracując na swój przydomek – królowa ostatniego okrążenia. Będzie tak wygrywać z rywalkami jeszcze wiele razy.

Najefektowniejszy pad na igrzyskach

2012 rok można uznać za datę rozpoczęcia jej panowania. Od tego momentu Polka na 1500 metrów wygrywa właściwie wszystko, co jest do wygrania. Ponadto przez długi czas skutecznie łączyła swój koronny dystans z krótszymi biegami na 800 i 400 metrów. Apogeum jej dominacji przyszło w 2015 roku na mistrzostwach świata w Dausze, podczas których wygrała na każdym z powyższych dystansów. Nie dziwił zatem fakt, że rok później w Brazylii postanowiła wystartować zarówno na 1500, jak i na 400 metrów. Występ na 800 był niemożliwy, gdyż takiej konkurencji dla kategorii T20 organizatorzy nie zaplanowali.

Bieganowska-Zając nigdy nie była sprinterką, więc występ w biegu na 400 metrów był dla niej cięższy. Jednak trening do takiego dystansu różni się od przygotowania do biegania niemalże czterokrotnie większej odległości. W dodatku na dwa miesiące przed startem dostała ataku rwy kulszowej. Trener Żabiński sugerował jej, aby w takim razie skupiła się wyłącznie na swoim koronnym dystansie, jednak Polka postawiła na swoim. Pomimo że przystępowała do biegu na 400 metrów jako rekordzistka świata (57.78), wszystkie powyższe czynniki dały o sobie znać.

Rywalizację zdecydowanie wygrała Breanna Clark, której do wyrównania rekordu świata Polki zabrakło jednej setnej sekundy. Lecz najciekawsze wydarzenia miały miejsce za plecami Amerykanki. Tam o pozostałe dwa miejsca na podium walczyły Natalia Iezlovetska, Siti Mohamad Ariffin i Bieganowska-Zając. Na ostatnich metrach Polka przegrywała tę rywalizację. Kiedy wydawało się, że skończy na najgorszym dla sportowca czwartym miejscu… dosłownie na linii mety wykonała efektowny pad na ziemię, który zapewnił jej brązowy medal. Obrazki z tego momentu obiegły cały świat a stacja Channel 4 – oficjalny nadawca igrzysk w Wielkiej Brytanii – wybrała finisz Polki jako drugi najbardziej niezwykły moment całej imprezy.

– Trenerzy pytali mnie później, jak to robię, że uczę swoich podopiecznych padu na mecie – żartował po starcie swojej zawodniczki Mariusz Żabiński.

Taki sposób wywalczenia medalu został odebrany jako gest największego poświęcenia, akt determinacji i woli walki. I choć żadnej z powyższych cech nie można odmówić naszej biegaczce, to prawda o upadku jest nieco inna – do czego zresztą sama Bieganowska-Zając się przyznała. Otóż będąc nie do końca przygotowaną na ten bieg, na mecie po prostu zabrakło jej sił. Upadła niemalże bezwładnie, ale nie celowo. Skutkiem był brązowy medal oraz kilka siniaków i zadrapań. Mogło to martwić o tyle, że za kilka dni miała biec na swoim koronnym dystansie 1500 metrów. Lecz tam nie pozostawiła swoim rywalkom złudzeń, pewnie zdobywając złoty medal.

– Ten dystans należy do mnie! Nawet kiedy biegnę obita. Po prostu jak człowiek upadł, trzeba szybko się podnieść i dalej dążyć do celu. Co tam drobne przeciwności – powiedziała po udanej obronie tytułu.

To jeszcze nie finisz

Pomimo zaawansowanego wieku – 1 września skończyła 43 lata – Bieganowska-Zając nie ma zamiaru rezygnować ze startów. Trener Żabiński w przeszłości żartował nawet, że jego podopieczna ma taki zapał do biegania, że karierę zakończy zapewne w okolicach osiemdziesiątki. I wydaje się to coraz bardziej prawdopodobne. Po Tokio mówiła w końcu, w wywiadzie z portalem sportowy24.pl: – Chciałabym wystartować jeszcze w 2024 roku w Paryżu. Mam nadzieję, że pozwoli mi na to forma fizyczna. Po powrocie z Tokio wezmę trochę wolnego, a później małymi krokami będę szykować się już do igrzysk w stolicy Francji. Teraz czekaliśmy na nie aż pięć lat, więc trzy lata, jakie dzielą nas od Paryża z pewnością zlecą bardzo szybko.

A teraz? Teraz cel się zmienił. Bo choć w Paryżu biegała już z siwymi włosami, jej naturalnymi, to nie czuje, że pora kończyć karierę.

– Chcę siwymi włosami powiedzieć innym kobietom po 40. – to nie tak, że w tym wieku coś się kończy. Nadal możecie robić to co kochacie i odnosić w tym sukcesy. Zwłaszcza w sporcie. Zainspirował mnie film na Netflixie o Dianie Nyad, pływaczce, która w wieku 64 lat przepłynęła w 53 godziny z Kuby na Florydę. Ona po tym wyczynie przekonywała młodzież, że jak się czegoś bardzo chce i w to wierzy, to można to osiągnąć bez względy na wiek, niepełnosprawność czy jakąkolwiek wymówkę. Jak coś jest twoją pasją, bądź jej wierny do końca. Uwierzcie mi, wiek zupełnie mi nie ciąży. Dalej jestem głodna sukcesów, mało mi. Zamierzam pojechać do Los Angeles po swój szósty medal paralimpijski! – mówiła w rozmowie z Michałem Polem.

CZYTAJ TEŻ: DIANA NYAD I WIELKIE MARZENIE. JAK 60-LATKA PRZEPŁYNĘŁA Z KUBY NA FLORYDĘ

Twierdziła też, że bardzo pomógł jej doping publiczności, ale też świadomość, że jej bieg oglądają obie jej córki. Na fladze, którą była owinięta, miała napisane: “Od Sydney po Paryż, od złota do złota, niepokonana. Dla dalszych pokoleń inspiracja zapisana”. Flagę przygotowała jej siostra. Cóż, możliwe, że za cztery lata będzie potrzebna na niej drobna korekta i “Paryż” zmieni się w “LA”. Tego właśnie Polce życzymy.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Czytaj też:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Ofensywni pomocnicy jak słynny internetowy koń – początek niezły, ale dalej…

Paweł Paczul
11
Ofensywni pomocnicy jak słynny internetowy koń – początek niezły, ale dalej…

Igrzyska

Ekstraklasa

Ofensywni pomocnicy jak słynny internetowy koń – początek niezły, ale dalej…

Paweł Paczul
11
Ofensywni pomocnicy jak słynny internetowy koń – początek niezły, ale dalej…

Komentarze

3 komentarze

Loading...