Reklama

Ładny powrót Pana Piłkarza Luquinhasa

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

20 lipca 2024, 22:36 • 4 min czytania 82 komentarzy

Jednym z najczęściej padających pytań przed startem Ekstraklasy było to, jak Legia Warszawa poradzi sobie bez Josue i czy w ogóle decyzja o rezygnacji z tak wpływowego piłkarza może się obronić. Cokolwiek o Portugalczyku sądzić, był najważniejszą postacią stołecznej drużyny, zapewniał liczby i fajerwerki, miał najwięcej do powiedzenia w szatni. Jeśli mielibyśmy wyciągać wnioski po premierowym meczu stołecznego zespołu w sezonie 24/25, to wydaje nam się, że Warszawa wcale nie musi płakać po swoim kapitanie. Zabawiać ją będzie Luquinhas. Dziś zagrał tak, jak za dawnych lat.

Ładny powrót Pana Piłkarza Luquinhasa

Choć prawdy o tym meczu są dwie. Optymista powie, że Legia wyglądała całkiem nieźle. Pesymista, że finalnie męczyła się z Zagłębiem i bramkę wcisnęła mu dopiero w końcówce. Tak po prawdzie – akurat mecze warszawskiej drużyny z Zagłębiem Lubin niekoniecznie muszą być wiarygodne, jeśli chodzi o dokonywanie jakichś szerszych ocen. „Miedziowi” to dla Legii rywal podobnego kalibru, co Warta dla Lecha Poznań – no, poza tym, że nie mówimy o dwóch rywalach z tego samego miasta. Ostatnie dziewięć meczów obu ekip to równo dziewięć zwycięstw drużyny z Łazienkowskiej. Ostatnie punkty z Legią lubinianie zdobyli w sezonie 19/20. Nie było wtedy jeszcze koronawirusa, Raków Częstochowa był beniaminkiem Ekstraklasy, Lamine Yamal uczył się w podstawówce, a Luquinhas grał swój pierwszy sezon w polskiej lidze.

Szmat czasu temu.

Dziś Zagłębie samo jest sobie winne. Jeśli ktoś nie oglądał meczu i spojrzy na suchy wynik, pomyśli sobie, że drużyna Fornalika postawiła się dzielnie, w końcu Legia trafiła do siatki dopiero w 86. minucie, a przecież prawie całą drugą połowę przyjezdni grali w osłabieniu. Ale to nie do końca prawda. W drugiej połowie na boisku istniała w zasadzie tylko jedna drużyna – cierpliwa, przekonana o własnej wartości, wyczekująca aż rywal choć na chwilę zechce zaryzykować i wyjść wyżej, dzięki czemu stworzy się przestrzeń. Zagłębie stawiało we własnym polu karnym klasyczny autobus i liczyło na to, że jakoś uda się dotrwać do końca. No cóż, taktyka nie miała prawa wypalić i ostatecznie nie wypaliła. Najpierw do siatki trafił rezerwowy Augustyniak, a później poprawił Luquinhas.

Powracający do Legii Brazylijczyk to najważniejsza postać w dzisiejszym meczu. Ustalenie wyniku to jedno, udział przy pierwszej bramce drugie (asysta drugiego stopnia), trzecie – wyeliminowanie z boiska Nalepy, bo to Luquinhas właśnie został w czasie jednego wślizgu dwukrotnie (!) wycięty przez obrońcę Zagłębia. Doświadczony stoper najpierw zaatakował jedną nogą, potem poprawił drugą i choć on sam mocno protestował u arbitra, to jak zobaczy swój brutalny czyn w powtórce, pewnie zrozumie, że to zupełnie uczciwa ocena Piotra Lasyka, który musiał podeprzeć się VAR-em. Luquinhas mógł poczuć się dokładnie tak, jak w momencie, gdy wyjeżdżał z Ekstraklasy – wtedy też rywale urządzali polowanie na jego nogi, bo inaczej nie potrafili odebrać mu piłki.

Reklama

Z perspektywy Legii najważniejsze jednak, że także kibice mogli poczuć się tak, jak kilka lat temu. Bo Luquinhas był dziś dokładnie takim piłkarzem, jak wtedy, gdy opuszczał Ekstraklasę. Można było snuć pewne obawy co do jego dyspozycji – przecież wszyscy wiedzą, że miał ogromne problemy z regularną grą w Fortalezie, a dawni ligowi kozacy po takich przejściach nie zawsze wracają nad Wisłę z takim samym gazem. Luquinhas wciąż to ma i pod nieobecność Josue to on, wydaje się, będzie czołową postacią Legii. To także gwarancja – co podkreślają budowniczy stołecznego zespołu – większej intensywności gry, której nie zagwarantowałby Josue.

Dziś mógł się także podobać Marc Gual, który świetnie wyglądał już w końcówce zeszłego sezonu. Hiszpan dwoił się i troił, żeby zaskoczyć Buricia i gdyby futbolowi bogowie byli sprawiedliwi, dopisaliby mu choć jedno trafienie po dzisiejszym wieczorze. Miał na koncie akcję, gdy jednym zwodem na zamach wkręcił trzech piłkarzy Zagłębia. Spróbował z rzutu wolnego pod murem – i wiele mu nie brakowało. Trafił do siatki, ale z minimalnego spalonego (a szkoda, bo świetnie wykończył akcję Wszołka i Kapuadiego). Bujał w swoim stylu rywali od prawej do lewej, brał na siebie odpowiedzialność, szukał kolegów – to może być jedna z największych gwiazd w tym sezonie Ekstraklasy.

Zagłębie stworzyło sobie w zasadzie tylko jedną sytuację. Owszem, powinno z niej strzelić gola, bo Kurminowski fatalnie przymierzył (jak nie on) po kapitalnym rajdzie Pieńki. Skrzydłowy „Miedziowych” przebiegł z piłką przy nodze całą połowę boiska i wyglądał przy goniącym go Kapuadim jak nowe Porsche przy NRD-owskim Trabancie. Kiedy z boiska wyleciał Nalepa, goście przestali grać w piłkę. A to oznacza, że zwycięstwo Legii należy uznać za jak najbardziej sprawiedliwe i zasłużone.

5
Tobiasz
5
Kapuadi
5
Ziółkowski
yellow-card
6
Pankov
4
Morishita
7 +
Luquinhas
1
1
5
Gonçalves
5
Kapustka
6
Wszołek
4
Pekhart
6
Gual

Zmiany:

icon-swap
Rúben Vinagre
6
Ryoya Morishita
icon-swap
B. Kramer
4
T. Pekhart
icon-swap
Rafał Augustyniak
6
Jan Ziółkowski
1
icon-swap
Artur Jędrzejczyk
Radovan Pankov
icon-swap
I. Strzałek
B. Kapustka

Legenda

yellow-card
Żółta kartka
red-card
Czerwona kartka
yellow-card red-card
Dwie żółte / czerwona kartka
Zdobyte gole
Gole samobójcze
Asysty
Asysty drugiego stopnia
5.0
Ocena meczowa
+
Plus meczu
-
Minus meczu
swap
Zawodnik zmieniony

WIĘCEJ O LEGII WARSZAWA:

Fot. FotoPyK

Reklama

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

82 komentarzy

Loading...