Szanse Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle na grę w decydującej fazie PlusLigi były iluzoryczne od końcówki marca, kiedy ekipa Adama Swaczyny niespodziewanie przegrała z Ślepskiem Suwałki. Po dwóch kolejnych porażkach wszystko stało się jednak jasne: najlepsza drużyna Europy poprzedniego sezonu nie znajdzie się nawet w TOP8 krajowych rozgrywek.
Nie ma co ukrywać, że kędzierzynianie mieli w ostatnich miesiącach masę problemów. Plaga kontuzji towarzyszyła im praktycznie od początku sezonu. W najmocniejszym składzie ZAKSA zaczęła grać dopiero w drugiej połowie marca, ale dało się dostrzec, że siatkarze jak Łukasz Kaczmarek czy Marcin Janusz znajdują się kompletnie pod formą. Na dodatek w klubowych gabinetach również doszło do sporych zmian. Pracę stracił trener Tuomas Sammelvuo, a funkcję prezesa przestał pełnić Piotr Szpaczek.
Mimo wszystko – takie wyniki ZAKSY wciąż mogły uchodzić za pewne zaskoczenie. O ile oczywiście w obliczu licznych kontuzji nikt nie oczekiwał od niej cudów i bicia się o pozycję lidera tabeli z Jastrzębskim Węglem, tak wywalczenie miejsca w play-off wydawało się obowiązkiem. I pewnie gdyby kędzierzynianie zaprezentowali się lepiej w ostatnich kolejkach PlusLigi, to im by się udało.
Sęk jednak w tym, że drużyna prowadzona przez Adama Swaczynę (którego według pogłosek wkrótce zastąpi Andrea Giani) przegrała dzisiaj z Jastrzębskim Węglem w czterech setach. I łącznie przegrała… sześć z sześciu ostatnich meczów sezonu. Zwyczajnie nawet nie dała sobie szansy na wyprzedzenie PSG Stali Nysa czy Indykpolu AZS-u Olsztyn i awans do play-off.
Pozytywną stroną tej sytuacji jest oczywiście dłuższy odpoczynek kilku kluczowych graczy polskiej reprezentacji przed sezonem kadrowym. Ale z drugiej strony: Nikola Grbić może mieć sporo pracy, aby odbudować wracających po kontuzjach czy zwyczajnie pozbawionych formy siatkarzy ZAKSY.
Fot. Newspix.pl